wtorek, 21 stycznia 2014

Mówcie do mnie Krzysio. Krzysio fuckin' Osiejuk!

Szedłem dziś sobie z psem mojej córki na spacer, kiedy to rzucił mi się w oczy wielki billboard z reklamą nowego filmu reżysera Smarzowskiego. Niby nic takiego. Tu Smarzowski. Tu wóda. Tu Pilch. Standard, jak to mówią młodzi, do porzygania. To co mnie jednak w tym wypadku poruszyło, to informacja, że Smarzowski to dziś już nie Wojciech, a Wojtek. Podobnie jak, również reżyser filmowy, Małgorzata Szumowska nie jest już Małgorzatą, ale Małgośką, by nie wspomnieć o zawodowym dobroczyńcy Jerzym „Jurku” Owsiaku, dziennikarzu Jakubie „Kubie” Wojewódzkim, czy ministrze Radosławie „Radku” Sikorskim. O ile jednak, jeśli idzie o Owsiaka, czy Wojewódzkiego, zawsze wiedziałem, że tu nie chodzi ani o jakiś szczególny szpan, czy kompleksy, ale o pieniądze, a w przypadku Sikorskiego o tak zwane ego, przypadek Szumowskiej, czy dziś tego Smarzowskiego zmusił mnie do refleksji.
No bo zastanówmy się. Mamy tę Szumowską, która ma na imię Małgorzata i marzy o tym, by zostać gwiazdą na skalę międzynarodową, jak choćby Agnieszka Holland, tyle że uznając, że jej imię przez to nieszczęsne „ł”, czy owo obrzydliwie polskie „rz”, jest bardzo trudne do wymówienia, postanawia się zacząć podpisywać, jako Małgośka. No ale, jak wszyscy już z pewnością zauważyliśmy, „ł” zostało, w dodatku pojawiło się jeszcze „ś”, a zatem nawet brak „rz” niewiele pomoże. A zatem nie o to chodziło. Popatrzmy więc na Smarzowskiego. Ten też, po tym, jak już zaprzyjaźnione media i środowisko pozwoliły mu uwierzyć, że jest wielkim artystą, mógł uznać, że „Wojciech” brzmi zbyt egzotycznie, kiedy przed człowiekiem już tylko seria Oscarów. Fakty pozostają bezlitosne. Nawet jeśli on sobie skróci imię do trzyliterowego „Woj”, choćby i pisanego przez „v”, i tak w najlepszym wypadku wyjdzie coś w rodzaju „wadż”. No dobra. Mógłby się Smarzowski zacząć podpisywać oczywiście „Voytek”, no ale to już chyba byłby taki wstyd, że nawet jego znajomi z branży zaczęliby z niego szydzić. Po ciężką więc cholerę nagle ten „Wojtek”, którego w Hollywood nikt nie przeczyta inaczej, jak „Ładżtyk”. Jak widzimy więc, Smarzowskiemu też nie chodziło o karierę. On zwyczajnie chce być Wojtkiem i kropka.
Otóż ja mam taką teorię, że każde z nich poczuło nagłą potrzebę, by się zacząć podpisywać przy pomocy formy zdrobniałej, dlatego, że ich nagle oświeciło – tak jak przed wielu już laty tego błazna Korwina-Mikke, że przecież Tom Hanks, to Tomek Hanks, Johnny Depp to Jasio Depp, a świętej pamięci Steve Jobs to tak naprawdę Stefek Jobs. Mam bardzo mocne podejrzenie, że Wojciech Smarzowski, Małgorzata Szumowska, i, jak obserwuję świat polskiego filmu, telewizji i literatury, nie tylko oni, uznali, że nawet jeśli za tym nie pójdą jakieś spektakularne sukcesy, oni zwyczajnie będą wyglądali lepiej obok swoich bardziej cywilizacyjnie zapóźnionych kolegów, jeśli zrobią coś, co w szerokim świecie uważa się za normalne, a u nas, z jakiegoś powodu, wciąż nie. No i zdecydowali się na rozwiązanie, które robiło wrażenie najprostszego do przeprowadzenia już na dziś. Skoro bowiem już wszyscy wszędzie „jak w Ameryce” mówią do siebie na ty, to z pewnością nie zaszkodzi zrobić jeszcze zrobić ten jeden krok dodatkowy.
Wystarczy rzucić okiem na listę płac zamieszczaną na końcu każdego telewizyjnego programu, czy kolejnego wyprodukowanego przez naszych twórców filmu, by zorientować się w jednej chwili, że Smarzowski, czy Szumowska nie są wyjątkami. Tam niekiedy większość imion, to są jakieś Jaśki, Witki, Kasie, czy Zbyszki. I ja oczywiście umiem sobie bardzo dobrze wyobrazić, jak każdy z nich, w momencie, gdy widzi to swoje nowe emploi na ekranie zaczyna pęcznieć z dumy, wynikającej z poczucia bycia częścią nowej cywilizacji. Powiem więcej: ja nawet gotów jestem zrozumieć to ich pragnienie bycia kimś, które dane im jest realizować, skoro już nie w sposób tradycyjny, a więc przez zrobienie czegoś wartościowego i wyjątkowego, to przynajmniej przez ów głupkowaty retusz w podpisie. Natomiast muszę im powiedzieć, że to jest uliczka całkowicie ślepa. To się nie może udać, bo język z całą swoją tradycją tego typu ekstrawagancji nie zniesie. Oczywiście, Wojciech Smarzowski może gdzieś w towarzystwie osób na swoim poziomie intelektu i emocji tym Wojtkiem zadawać szyku, jednak ile razy on się pojawi w towarzystwie ludzi na tym poziomie zgłupienia nie operujących, spotka się wyłącznie z szyderczo uniesionymi brwiami.
Jakiś czas temu opisałem tu wystąpienie aktora i komedianta Pazury, który powiedział, że jego akty komediowe byłyby znacznie lepsze, gdyby polska obyczajowość, tak jak się to dzieje w przypadku obyczajowości amerykańskiej, tolerowała publiczne używanie takich słów, jak „kurwa”, czy „pierdolić”. Skarżył się ten nieszczęśnik, że on ogląda słynne amerykańskie stand-upy, i tamci artyści klną bez żadnych zahamowań, i to jest zawsze bardzo śmieszne. A jemu nie wolno, bo Polska jest tak okropnie zacofana. Przypominam sobie tego Pazurę i nagle sobie wyobrażam, co się musi dziać między Smarzowskim i Szumowską, kiedy oni wpadną na siebie i zaczną gadać. Już to widzę, jak oni nie są w stanie wydusić z siebie jednego zdania, bez wspomnienia o „jebaniu”, czy „pierdoleniu”. No bo czemu oni się mają oszczędzać, skoro sami słyszeli, jak Kuba Nicholson na jednym filmie mówił jeszcze gorzej?
No a skoro o Kubie mowa, sięgam pamięcią jeszcze dalej, a mianowicie do słusznie już zapomnianego tłumaczenia Moniki Adamczyk historii o Kubusiu Puchatku, w którym owa niesławna dama polskiej sztuki tłumaczeniowej postanowiła, że Kubuś Puchatek będzie – zgodnie z oryginałem – Fredzią Phi-Phi, a jego przyjaciel Krzyś – Krzysztofem Robinem. I myślę, że to jest równie dobry moment, jak każdy inny, by wszystkim tym, którzy żyją w przekonaniu, że wielkość się osiąga odpowiednio zgrabnie utrzymując pozycję sługi, powiedzieć, że nic z tego. Dziecko jest Krzysiem, stary byk jest Wojciechem, kiedy Krzyś mówi „kurwa” dostaje w tyłek, a kiedy „kurwą” publicznie rzuca Wojciech, nie jest traktowany, jak artysta, ale jak zwykły żul.

Jak już wspomniałem, początek roku – roku, który, jak się spodziewamy, będzie ostatnim rokiem naszej przejmującej wręcz biedy – wystawił nas na szczególną próbę. Firma, dla której uczyłem, straciła kontrakt i w tej chwili jestem w takim momencie, że równie dobrze, z wyjątkiem porannego spaceru z psem, mogę przestać wychodzić z domu. W dodatku właśnie zaczęły się ferie zimowe i wszyscy moi uczniowie powyjeżdżali. W związku z tym niewątpliwym kryzysem, bardzo wszystkich proszę o szczególne wsparcie. Choćby przez najbliższe dwa tygodnie. Dziękuję.

8 komentarzy:


  1. @Krzysiu! ;)

    Z tymi zmianami imion czy nawet nazwisk to jest w ogole jazda. Ja myśle, z Jerzy Owsiak musi sie strasznie irytować jak widzi, ze piszemy go jako Jerzy. Jak ktoś napisze "Owsik" to jest na poziomie Krokodiła bądź GaPolu, wiec to Jerzego może co najwyżej bawić no ale to jego imię w "dorosłej" formie, no to pewnie boli. I PR cierpi. To samo z Małgorzatami i Wojciechami.
    Ciekawe czy Jobs tolerował jak się do niego zwracano "Steven"?
    Ach, ten kult młodości!

    No i ta pretensjonalność. Tu jednak mam swojego faworyta nie do pobicia. Jarosław Świerszcz, "synek" z Chorzowa który teraz sie nazywa Ingmar Vilqist! Wiki mówi, że to jego pseudonim jako dramaturga. A guzik! Dyrektorował Teatrowi Miejskiemu w Gdyni dokładnie jako Ingmar Vilquist. Można zresztą dodać na marginesie, że w tym czasie skutecznie położył na łopatki frekwencję spektakli.

    Widzisz, a ty mówisz, że ze Smarzowskiego by, że tak powiem, kręcili bekę jakby on się zrobił Voyt. Toż on byłby mały Miki przy Ingmarze Vilquiście. Można? Można!

    Kłaniam sie nisko!

    Adaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Kozik
    Ja na tego Świersza niedawno wpadłem. On ma stały felieton w katowickiej "Wyborczej". Przeczytałem zaledwie jeden jego tekst, ale to wystarczy, by na mojej prywatnej liście arcybałwanów on zajął pierwsze miejsce. Możliwe, że nawet jeszcze przed Kutzem.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    Ja także upatrywałbym tu kompleksów na punkcie wieku.
    Oni są próżni, ponadto mają świadomość tego, że to co robią to fake (tu: te knoty Małgośki i Wojtka) i dopasowują się wizerunkowo do tego poziomu.
    Muszę jednak przyznać, że mniej mnie to razi, kiedy doceniam czyjeś dokonania. Uważam,że taki HIREK Wrona prezentuje ciekawą muzykę i potrafi o niej opowiedzieć, zatem zna się na robocie.
    Piszesz tu także o obyczajowości i tolerancji w sferze publicznej, podsyłam zatem link z filmikiem, który zaproponował mi dziś You Tube na stronie startowej.

    http://www.youtube.com/watch?v=WNmdRNY4mMY

    Mam nadzieję, że ten synek trafi w końcu na kogoś, kto mu wytłumaczy, że jego skecze są niestosowne. Gdzieś tam na Nikiszowcu albo innych Szopienicach wieczorową porą.

    OdpowiedzUsuń
  4. @zawiślak
    Ten typ prowokacji ostatnio się mocno rozpanoszył w Sieci, i nierzadko można wpaść na zabawne scenki. Niestety złe, jak zwykle, wypiera dobre.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Toyah
    Mocno delikatnie to ująłeś, ale cóż tu więcej mówić, gdy kolejne tabu są przełamywane. Starsze kobiety, siostry zakonne...
    Na stosowanie prawa dziś nie liczę, nadzieja więc w działaniach wychowawczych tych, którzy przywiązują wagę do obyczaju.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Mikuś Kebel
    Nic mi nie zrobił. Nie lubię go. Tak jak... ja wiem? Jaruzelskiego może.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

17 mgnień wiosny, czyli o funkcji dupy i pieniądza w życiu człowieka pobożnego

         W ostatnich dniach prawa strona internetu wzburzyła się niezmiernie na wieść, że Tomasz Terlikowski wraz ze swoją małżonką Małgorza...