Ponieważ w Salonie24 zamieściłem tekst dotyczący spraw wyłącznie wewnętrznych, którymi nie chciałbym tu zawracać nikomu głowy, a z drugiej strony, nie mogę tego bloga pozostawić bez opieki, wklejam tu felieton, który ukazuje się dziś w „Warszawskiej Gazecie”. Bardzo dobry. Polecam.
Nie potrafię zgadnąć, jak duża grupa z czytelników „Warszawskiej Gazety” interesuje się filmem, a już tym bardziej, ilu z nich zna film Scorsesego „Król komedii”, niemniej opowiem krótko, w czym rzecz. Otóż Robert DeNiro jest bardzo zdolnym, niezwykle ambitnym komikiem, którego pierwszy problem polega na tym, że, niezależnie od swojego talentu, nie ma sposobu, by wybić się na sukces, a drugi, że jest, jak to lubią mówić niektórzy, psychicznie niezrównoważony.
Choroba, jaką cierpi, każe mu, z jednej strony, nie zważając na wszelkie, uważane za cywilizowane, zasady, walczyć o to, by dano mu choćby tę jedną szansę, a z drugiej, prowadzi go w pewnym momencie do miejsca, gdzie on już nie wie, co jest tylko jego fantazją, a co rzeczywistością. Podczas jednego z tych stanów zagubienia między rzeczywistością, a złudzeniem, wyobraża sobie, że zostaje zaproszony do bardzo słynnego telewizyjnego „talk show”, którego centralnym punktem staje się nieoczekiwanie ślub, jaki on bierze ze swoją ukochaną (swoją drogą, również wymyśloną), gdzie mistrzem ceremonii jest prowadzący program, a świadkiem największy mistrz w branży.
Przerażająco absurdalna jest scena tego ślubu, zorganizowanego w telewizyjnym studiu, na oczach zaproszonej publiczności i milionów telewidzów, a jej absurdalność jest tym większa, że swój film Scorsese nakręcił jeszcze w latach, kiedy można było mieć nadzieję, że świat zmierza w choćby częściowo rozpoznawalnym kierunku.
I wyobraźmy sobie, że oto nagle, nie dość, że pokazuje się nam najjaśniej i bez cienia litości, że tamta wizja Scorsesego wcale nie była tak absurdalna, to w dodatku robi się to tak, byśmy uznali, że ślub jakiegoś wariata i wymyślonej przez niego dziewczyny – choćby i zawarty podczas telewizyjnego programu rozrywkowego – nie jest wcale jeszcze czymś najgorszym. Oto podczas dorocznego wręczenia tak zwanych nagród Grammy, uroczystości w tym roku szczególnie dla nas ważnej, bo to tam właśnie nasz pianista, Włodzimierz Pawlik, został, jako pierwszy polski artysta, wyróżniony główną w swojej kategorii nagrodą, doszło transmitowanego na cały świat ślubu 33 par. Cała scena na tę okoliczność została zaprojektowana tak, by przypominała kościół, rolę księdza odgrywała prowadząca imprezę nieznana mi Murzynka, natomiast świadkami byli najbardziej aktualnie znani artyści muzyki popularnej. Zdobywca czterech statuetek, amerykański raper Mackelmore, razem z jakąś tłustą wytatuowaną lesbijką, śpiewał o tym, że każdy wolny w swoim sumieniu człowiek, powinien realizować się zgodnie ze swoją społeczną płcią, no i że woda świecona jest zatruta, przed nim stały wspomniane 33, głównie lesbijsko-gejowskie pary, po nich na scenę wyszła piosenkarka Madonna, wszyscy się w swoim religijnym uniesieniu popłakali, a uroczystość trwała w bardziej już, że tak powiem, tradycyjnym stylu.
Niedawno premier Tusk powiedział, że my mamy na punkcie tego „gender” prawdziwą obsesję. Ja zatem mam do niego jedno pytanie. Czy ów Pawlik odniósł jakiś sukces, czy to Grammy to jakaś nieistotna bzdura?
Jak zwykle, serdecznie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta, czy to przez kupowanie książek, których okładki są tu bardzo starannie zaprezentowane, czy przez pomoc pieniężną na podany obok numer konta. W tej chwili akurat jest tak, że poza tym, nie mamy niemal już nic. Dziękuję.
Jak zwykle, serdecznie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta, czy to przez kupowanie książek, których okładki są tu bardzo starannie zaprezentowane, czy przez pomoc pieniężną na podany obok numer konta. W tej chwili akurat jest tak, że poza tym, nie mamy niemal już nic. Dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTempo, z jaką cywilizacja, którą znamy, zmierza do samozagłady, jest zatrważające. Czy ktoś by pomyślał jeszcze 3 lata temu, że doczekamy takiej farsy na rozdaniu nagród Grammy?
Swoją drogą ciekawe jest to, jak bardzo ci wyznawcy genderyzmu potrzebują rytuałów. A z tego, co piszesz, są to rytuały zaczerpnięte z tego znienawidzonego przez nich Kościoła.
Toyah
OdpowiedzUsuńCo tu się dzieje?
Próbowałam po długim czasie wkleić tu komentarz i mi go gdzieś wcięło, po naciśnięciu ikony "publikuj komentarz". Nie wiem teraz, czy on tam gdzieś jest i ukaże się za godzinę, czy wyleciał w powietrze?
@Ginewra
OdpowiedzUsuńO tak! Ja już kiedyś o tym pisałem.Oni nie mają nic poza tym, co im dał Kościół. I to jest ich nieszczęscie. I przekleństwo.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńJa musiałem włączyć moderowanie komentarzy, ze względu na atak nienawistnych trolli, I to stąd ta zwłoka. Przepraszam.
The Other Warsaw Uprising
OdpowiedzUsuńby Konstanty Gebert
Warsaw 1944: Hitler, Himmler, and the Warsaw Uprising
Alexandra Richie
Farrar, Straus and Giroux
2013, pp. 738, $40.00
Over the past few years, a series of books has brought to the attention of English-speaking readers the morally challenging, historically important and often overlooked or forgotten story of the Polish contribution to the Allied war effort in World War II, and of the terrible fate of the Poles under German rule. These works challenge the traditional perception of Poland in the war that usually boils down to two aspects: the “gallant but futile” resistance to the German invasion in 1939, which started the war, and the “murderous hatred,” which sealed the fate of Polish Jews. Even these two aspects deserve a closer look—but, more importantly, they are hardly the entire story. It is stunning that the NSZ is not even once mentioned in the 700-page book. And the deputy commander of the Ghetto uprising, Marek Edelman, fought in the Communist fighting unit AL, as the author points out—but precisely because among the fighters of the AK he feared a bullet in his back. Doing justice to this aspect of the uprising would not detract from the validity of Richie’s overall message but would go a long way toward explaining why Western opinion found it so easy to accept Communist slander of the “fascist Poles.”
Co o tym sądzisz?
@Toyah
OdpowiedzUsuńTeraz wreszcie zrozumiałam, skąd tu taka martwa cisza.
Rozumiem, że się bronisz przed świrami i różnymi mendami, ale taki blog jest martwy.
Ludzie by sobie tu może pogadali, ale jak muszą czekać godzinami na Twoją akceptację, to sobie idą w cholerę.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńOtóż nie. Tu się głównie czyta, nie komentuje. I zawsze tak było, jeszcze zanim włączyłem moderowanie. To zresztą był też jeden z powodów. Niemal wszystkie komentarze, to były komentarze od tych, jak to okresliłaś, świrów. I przez to, ten blog był martwy naprawdę, bo przejęty przez siły Mordoru.
@kryska
OdpowiedzUsuńSądzę to co zawsze sądziłem. Pieniądze to początek i koniec ich każdej myśli.
A nie sądzisz,że np. ktoś z naszych móglby to nagłosnić, rzy okazji wizyty w "mediach" piblicznych? To bardzo brzydko pachnie,nieprawdaż?
OdpowiedzUsuń@kryska
OdpowiedzUsuńNie znam nikogo "naszego", kto bywałby w mediach publicznych. Czaem pojawia się Jarosław kaczyński, no ale po nim bym tego akurat nie oczekiwał.
Pan Pawlik już jest nazywany Władkiem Pawlikiem.
OdpowiedzUsuń@Chlor
OdpowiedzUsuńNaprawdę? To okropne.