Oto rozpoczął się kolejny rok, papież Franciszek uznał go za stosowne zapowiedzieć, jako „kolejny krok do mety”, a ja, przyznam, słysząc te słowa, zdrętwiałem. I, wbrew pozorom, nie dlatego, że traktuję je, jako zapowiedź tego, co powszechnie nazywamy końcem świata – choć, kto wie, co taki papież może sobie myśleć – ale zapowiedź czegoś, co końcem świata, jakiego znamy, nazywam sam. Otóż ja autentycznie jestem przekonany, że coś, co dla wielu z nas, i to tych, których dzieciństwo, tak jak moje, przypadło na lata 50-te, czy 60-te, ale też tych urodzonych dużo później, stanowiło coś tak podstawowego, że aż trywialnie oczywistego, a mianowicie ów porządek świata polegający na tym, że mężczyzna poznaje kobietę, bierze ją za żonę i zakłada z nią dom, zaczyna coraz bardziej robić wrażenie melodii przeszłości, która nie wróci już nigdy.
Więcej nawet. Mam wrażenie, że, jeśli jeszcze nie dobiegł końca, to z pewnością jest bardzo bliski ostatecznego końca zwyczaj, gdzie chłopcy poznają dziewczyny, zakochują się w nich, a potem spędzają z nimi czas, bo raz, że już inaczej nie potrafią, a dwa, że zwyczajnie inaczej nie chcą. Wczoraj późnym wieczorem wyszedłem ze swoim psem na spacer, i najpierw trafiliśmy na pięknie wystrojoną sylwestrowo dziewczynę, która czekała zupełnie samotna, czy to na taksówkę, czy może na kogoś, z kim się umówiła, a ten ktoś się spóźniał, a dalej już tylko widzieliśmy grupki dziewcząt, snujących się tam i z powrotem wśród wystrzałów petard, jak się domyślam, przez chłopców, którzy nie znają już niczego lepszego. Przez te pół godziny mijały nas wyłącznie samotne dziewczyny, a jedyny chłopak, jakiego spotkaliśmy, to jakiś kompletnie nawalony biedak, z trudem trzymający się przystanku tramwajowego, próbujący dowiedzieć się, kiedy przyjedzie tramwaj, który zabierze go z tego piekła. No i w końcu – ale to już akurat mam na stałe – minęliśmy ów napis na murze, adekwatny do łez: „I don’t need you – I have Internet”, i wróciliśmy do domu.
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że to może już zakrawać na obsesję, ale co ja poradzę na to, że mam oczy, uszy i mam odruch ich używać? W mojej książce o markach, dolarach i biustonoszu znalazł się rozdział zatytułowany „Weronika”, który kończy się następującym fragmentem:
„Każdego wieczora, po 23 wychodzę z moim psem na ostatni przed snem spacer, i widzę te dziewczyny, wracające samotnie do domu, najwidoczniej z tak pięknie kiedyś zwanych wieczorków. I zastanawiam się, czemu nikt ich nie odprowadza? Czemu one są takie same? Przecież to są często naprawdę bardzo ładne dziewczyny. Wystrojone, wyszykowane, zgrabne i eleganckie. Wracają same do domu, bo nikt im nie zaproponował, że je odprowadzi. Bo zapewne w momencie jak wstały, mówiąc, że na nie już czas, jedyne co usłyszały to to okrutne „nara”. A może nawet i nic nie usłyszały, bo usłyszeć nie miały od kogo.
I kiedy się zastanawiam, gdzie są ci chłopcy, to widzę niekiedy i ich. Nawalonych, brudnych bałwanów w bejbolówkach, lub w kapturach, wyżelowanych, pokrzywionych straceńców, bez rozumu, bez ambicji i perspektyw. I tylko raz na jakiś czas, pomiędzy jednych a drugich, spadnie kromka z masłem, wyrzucona z okna na piątym piętrze przez jedną Weronikę, która powoli umiera. Jak oni wszyscy. I tylko mój pies idzie spokojnie, jakby nic już nie istniało poza tym spacerem. Zadowolony jak jasna cholera. Mój labrador”.
Miniona noc minęła naszej rodzinie trochę tak, jak rok temu, a trochę jednak już inaczej. Otóż pani Toyahowa najpierw przyrządziła bigos i kilka innych zwyczajowych dań, następnie, jak zwykle, się wystroiliśmy, i zaczęliśmy wyczekiwać aż z tradycyjną wizytą wpadnie pewien mocno zaprzyjaźniony ksiądz, zjemy wspólną kolację, on sobie pójdzie nawiedzać innych znajomych, a my wysuszymy równie zwyczajową flaszkę, obejrzymy w telewizji noworoczny Londyn, i pójdziemy spać.
To, co było inaczej, to to, że tym razem, część wieczoru spędziliśmy, grając z naszym synem i jego ukochaną w planszową grę pod nazwą „Monopol”, no i że nasza starsza córka poszła na wizytę do swojej koleżanki, a do młodszej przyszły jej dwie przyjaciółki, a następnie poszły w trójkę, zobaczyć, co tam słychać „na mieście”.
Ja wiem, zwłaszcza po doświadczeniu z przyjęciem mojej notki na odejście Wojciecha Kilara, że niektórzy z nas potrzebują przekazu, gdzie czerń i biel nawet przez ułamek chwili nie zachodzą na siebie, a wszelki cień zwyczajnie nie istnieje, ja jednak już się nie zmienię, i ten tekst już chyba zakończę uwagą, że ten cały gender, któremu ostatnio nawet biskupi musieli poświęcić swoje słowo, to nie jest przyczyna. To wyłącznie skutek. Przyczynę dopiero zobaczymy. Nie zdziwiłbym się, gdyby to ją miał na myśli papież Franciszek. W końcu, jak głoszą teolodzy, nawet ów biblijny potop, to był zaledwie zwykły potop. I to stąd ten dreszcz.
To już, mam nadzieję, ostatni rok, kiedy jestem zmuszony prosić o wsparcie dla tego bloga. Numer konta ostanio jakby się gdzieś ukrył, ale mam nadzieję, że ci, którzy w ogóle mają tu jakieś mysli, znają go niemal na pamięć. Za co, jestem nieskończenie wdzięczny. Nie odchodźcie, proszę.
To już, mam nadzieję, ostatni rok, kiedy jestem zmuszony prosić o wsparcie dla tego bloga. Numer konta ostanio jakby się gdzieś ukrył, ale mam nadzieję, że ci, którzy w ogóle mają tu jakieś mysli, znają go niemal na pamięć. Za co, jestem nieskończenie wdzięczny. Nie odchodźcie, proszę.
Czytam Pana z zapartym tchem bo myślę dokładnie to samo o świecie dookoła. Życzę Panu dobrego Nowego Roku pełnego spełnionych marzeń!
OdpowiedzUsuńPS Dlaczego te wszystkie samotne dziewczyny nie widzą w nas alternatywy!
Rzadko się z Panem zgadzam, ale pod tą notką podpisałbym się oboma rękami. Coraz częściej żałuję, że nie urodziłem się jakieś 20 - 30 lat wcześniej, ale też cieszę, że nie urodziłem się kilka lat później, bo między dzisiejszymi nastolatkami a mną jest totalna przepaść.
OdpowiedzUsuńZupełnie serio - w przypadku łączenia się w pary obowiązuje typowa w naturze naturalna selekcja - z tego co obserwuję wokół siebie, te bardziej wartościowe (nie mam na myśli urody, ale sensownego systemu wartości) dziewczyny w wieku 25+ w zdecydowanej większości są zajęte (i to w trwałych, małżeńskich, lub wieloletnich ale jeszcze niesformalizowanych), a te, które są same, w dużej części są same nie bez powodu... Także jak ktoś się spóźnił z szukaniem wartościowej kobiety, to ma pod górkę.
Życzę powodzenia w nowym roku i wiele satysfakcji z pisania
@Piotr Oleś
OdpowiedzUsuńOne, moim zdaniem, ową alternatywę widzą, tyle że my jesteśmy do bani.
@Student SGH
OdpowiedzUsuńNie chcę Pana szczególnie zaczepiać, ale bardzo Pana zachęcam, żeby Pan się ze mną zaczął zgadzać częściej, bo, kiedy wreszcie przyjdzie czas, że zacznie Pan dostrzegać rzeczywistość, będzie Pan tak stary jak ja, a w tym wieku zmiana zdania jest praktycznie niemożliwa. Vide: nasz wspólny znajomy Michał.
Co do dziewczyn, uważam, że one są okay. To my się przestaliśmy nadawać.
Tak, dziewczyny są jak zawsze piękne.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu w Bydgoszczy była walka bokserska Szpilki z takim jednym wytatuowanym Argentyńczykiem. W czasie wywiadu gość spytał gdzie są wszystkie brzydkie dziewczyny, bo łaził po mieście i żadnej takiej nie znalazł. Rzucił nawet taki argentyński dowcip "pewnie wszystkie brzydkie zjedliście".
A jeszcze co do tej biednej żony Tuska i tych śmieci to ona tego nie wymyśliła. Ja to gdzieś słyszałem od jakiejś "środowej" myślicielki. Słowo w słowo jak to opisałeś. Ona też to usłyszała i wzięła to za swój życiowy pewnik. "Donald śmieci wywalił znaczy kocha". To jest chyba nawet niżej od powiedzenia "jak bije to kocha". To skutek tego samego syfu o którym piszesz.
Papież Franciszek wie co mówi, żeby jakoś targnąć w górę tym 2014 rokiem jest szykowane wielkie święto kanonizowania dwóch Papieży na raz. I nam się wciska, że jesteśmy narodem przegranym i śmierdzącym kiedy takie rzeczy się dookoła dzieją.
@crimsonking
OdpowiedzUsuńMyślisz, że to możliwe, że Tusk po domu chodzi w majtkach, a jak przychodzą goście, zakłada spodnie od dresu?
Gdybym miał fizyczną możliwość by tam zajrzeć do jego domu gdy jest sam z rodziną i to sprawdzić, to bym się po prostu bał. Teraz to już bym się tak po ludzku bał. Oni później wychodzą z tego domu, ładnie ubrani, i uśmiechnięci pozują do błysku fleszy. Hardcore. A te krzyżyki i święte obrazki do zdjęcia to pożyczyli od sąsiadów albo Graś gdzieś zarekwirował, znaczy też pożyczył. Albo byli u babci w odwiedzinach i zabrali jak babcia spała. Rodzinka Soprano.pl
OdpowiedzUsuńTata w majtkach po domu, a córka w tym czasie pisze modowy blog? Ty to masz dopiero ostrą wyobraźnię.
@crimsonking
OdpowiedzUsuńGraś. Skąd babcia miałaby to mieć?
Ups, myślisz, że tam już od pokoleń nikt się w lustrze nie odbija? Grubo.
OdpowiedzUsuńAno jesteśmy do bani. Dosłownie w tamtym roku po raz pierwszy w życiu naprawdę się zakochałem, w wieku 33 lat... gdybyż to była ta pierwsza nie byłoby problemu, ale pierwsza nie była. I gdy tak nagle jak grom z jasnego nieba spadło na mnie to zakochanie i to uczucie "Panie Boże, jaka ona jest piękna, dlaczego dopiero teraz to zauważyłem?" (spotykaliśmy się rok) dotarło do mnie że jedyne co różniło tę historię od wszystkim moich poprzednich to to, że ja przy niej po prostu byłem. Odprowadzałem, gadałem, przychodziłem, spacerowałem itd. - byłem dla niej, nie tylko dla siebie ale przede wszystkim dla niej. Nic więcej nie mogłem jej dać, po prostu, a potem okazało się że dałem jej wszystko. Niepojęte jak bardzo się upodliliśmy, my mężczyźni, jak straciliśmy czujność i daliśmy się wmanewrować w ten rynsztok. Nie mam wątpliwości że ten świat w ogóle kręci się jeszcze wyłącznie dzięki modlitwom starych kobiet, trwaniu średnio starych i świętości tych młodych. One wszystkie czekają, każda na coś innego ale wszystkie na nas. "Cień ojca" Dobraczyńskiego polecam, tam jest bardzo dużo o kobietach i powiem wam, że takich świętych młodych kobiet jest naprawdę bardzo dużo tylko że my je deprawujemy.
OdpowiedzUsuńStudencie, nie zgadzasz się ale czytasz? To się rzadko zdarza, a czemu czytasz, powiesz?
OdpowiedzUsuńPanie Krzysztofie,
OdpowiedzUsuńproszę nie mieć oporów i śmiało zaczepiać.
Jeżeli będę zmieniać zdanie, to na podstawie dostrzegania rzeczywistości właśnie, nie ma podstawie lektury Pana zacnego bloga. W sprawach społecznych pewnie bym się z Panem częściej zgadzał, niż w politycznych - taki lajf.
Proszę wybaczyć, ale zaczepię - Pana notki są tak emocjonalne, czasem ociekające zacietrzewieniem, że czasami niezgodzenie się z Autorem jest naturalną reakcją na ton wypowiedzi. Pan pisze zresztą do określonego grona Odbiorców, którzy oczekują Pana takiego, a nie innego opisu rzeczywistości i przez to zamyka się Pan w określonym gronie wyznawców pewnego obrazu świata. Pana prawo i Pana wybór, zwłaszcza, że i Pan i Pana Czytelnicy czujecie się z tym dobrze.
@Przemko
Z ciekawości, z przekory, dla intelektualnej rozrywki. Bo jakbym czytał tylko "Wybiórczą" to by takie pójście na łatwiznę było.
@StudentSGH
OdpowiedzUsuńTego własnie się obawiam - że Pan za bardzo zaufał swojej spostrzegawczości, i przez to nie zauważa Pan, jak różni tacy świecą Panu po oczach laserowym wskaźnikiem.