Kiedy z Gabrielem Maciejewskim otrzymaliśmy zaproszenie, by wystąpić na spotkaniu pod Namiotem Solidarnych na Krakowskim Przedmieściu, potraktowaliśmy to oczywiście jako bardzo poważne wyróżnienie, a przy tym jednak duże wyzwanie. Kwestia wyróżnienia jest oczywista, co do wyzwania, pozwolę sobie na parę słów wyjaśnienia. Otóż każdy kto miał okazję choć raz przechodzić obok wspomnianego namiotu w chwili gdy odbywa się tam coś więcej niż tradycyjny protest, wie, że tam przychodzą osoby dla wolnej Polski często znacznie bardziej zasłużone niż Coryllus, czy ja. A więc być tam, to nie byle jakie obciążenie. Jednak jest jeszcze coś. I tu również, każdy kto miał okazję przechodzić obok owego namiotu, tyle że już w dzień zwykły, powszedni, wie, że to jest z jednej strony miejsce w swej egzotyce kompletnie opuszczone, a z drugiej przyciągające – pewnie z powodu tej samej dokładnie egzotyki – ludzi najróżniejszych. Często równie egzotycznych jak ono samo, i to ze wszystkich stron politycznej sceny. No i to, jak sądzę, był fakt stresujący nas jeszcze bardziej.
Kiedy dowiedziałem się od Gabriela, że idziemy pod namiot, ucieszyłem się jednocześnie i struchlałem. Ucieszyłem się z powodów oczywistych, natomiast struchlałem właśnie przez to, że zdawałem sobie sprawę, że przez tego typu demonstrację, wystawiam się na wszelkie możliwe ryzyko. Od tego, że tam najwyżej przyjdzie trzech okolicznych wariatów z trzema okolicznymi prowokatorami, wszyscy nas zwymyślają, oplują, ewentualnie obrzucą papierowymi samolocikami i na tym ten występ się skończy. Z drugiej strony Gabriel, jak to on, od razu zapewnił mnie, że nie ma się o co martwić, bo jest szansa że z 30 do 40 osób przyjdzie, a my sobie z pewnością poradzimy. I to już będzie sukces. Szczególnie w porównaniu z niedawnym występem w tym samym właśnie miejscu Ewy Stankiewicz z Markiem Chodakiewiczem.
Nastroje się zmieniały. Albo Gabriel tłumaczył, że sami bez niczyjej pomocy jesteśmy siłą i damy radę, albo od osób współorganizujących spotkanie, słyszałem, że wszystkie znaczące prawicowe media, kiedy się dowiedziały, że chodzi o mnie i Coryllusa, odmówiły współpracy, polegającej choćby na tym, by poinformować o spotkaniu. Dodatkowo jeszcze słynny prawicowy gwiazdor i autorytet Aleksander Ścios, zerwał współpracę z wszystkimi, którzy mają coś wspólnego z samym Coryllusem. A zatem, wiadomo było, ze po raz kolejny jesteśmy tylko my i nasi czytelnicy. Tylko oni i my.
No i spotkanie się odbyło. I muszę od razu powiedziec, że pomijając ów żałośnie żenujący fakt, że ja jak zwykle parę razy ze wzruszenia się pobeczałem, wszystko odbyło się wedle zapowiedzi Gabriela, lub jeszcze lepiej. Przede wszystkim – osobiście kilka razy osobiście wszystkich policzyłem – liczba uczestników spotkania wahała się między 60 a 80. Nikt ani nas nie obrażał, ani na nas nie pluł, ani nie wykorzystywał do klasycznej antyprawicowych prowokacji. Wśród obecnych były osoby w bardzo różnym wieku, i sądząc po wyglądzie – wiem, że to nie wypada, ale kiedy nie ma innych narzędzi, to pozostaje tylko owo „face value” – o najróżniejszym społecznym statusie. Co ciekawe, widziałem ludzi, którzy ewidentnie o spotkaniu wcześniej nie słyszeli, ale zatrzymywali się i nas z zaciekawieniem słuchali. Tyle ode mnie na ten temat, resztę będzie można w najbliższych dniach obejrzeć na stronie solidarni2010.pl.
A ja już tylko, tradycyjnie, chciałbym, prosić o chwilę refleksji. Na pytanie, które było tematem spotkania, mianowicie „Co dalej?”, odpowiedziałem, najszczerzej jak potrafiłem, że ponieważ ani nie mamy na nic wielkiego wpływu, ani nie znamy przyszłości, choćby w skali kilku najbliższych godzin, jedyne co nam pozostaje, to, zgodnie z zaleceniem Herberta, być wiernym i iść. Dawać świadectwo, głosić prawdę i być wiernym. Iść. Ale żeby to czynić naprawdę uczciwie, musimy mieć w sobie ten ogień, którego tak wielu z nas brakuje. Trochę niepotrzebnie, znaczną część spotkania, poświeciliśmy analizie postaw prezentowanych przez czołowych prawicowych dziennikarzy, którzy, wedle mojego rozeznania, nie niosą ani prawdy, ani nawet ognia. Niepotrzebnie, bo tak naprawdę oni wcale nie są najważniejsi. Te same pretensje, które kierujemy do nich, moglibyśmy kierować do polityków, czy zwykłych ciężko pracujących na życie Polaków. Pretensje o brak tego ognia. Gadaliśmy o tym nieszczęsnym Ziemkiewiczu i Semce, i – chwała Bogu – udało mi się przynajmniej niemal rzutem na taśmę wspomnieć, że to nie o nich najbardziej chodzi. I to nie oni mają być dla nas przykładem. Przykładem bowiem są dla nas ludzie, którzy tak licznie, w to piękne sierpniowe popołudnie przyszli pod ten namiot, żeby posłuchać opowieści dwóch skromnych całkowicie samotnych blogerów. Bo to oni właśnie niosą ten ogień.
Proszę sobie wyobrazić, że już po spotkaniu podszedł do mnie zupełnie mi nieznany, młodszy dużo ode mnie człowiek, jak się okazuje najprawdziwszy kibol związany z klubem Polonia Warszawa, i na pamiątkę spotkania wręczył mi pamiątkowy album, którzy przyjaciele Polonii wydali na setne urodziny swojego klubu. Przeglądam ten skromny album i znów chce mi się płakać. Bo wprawdzie wiem, że tam nie ma za grosz polityki, ale ten ogień poraża. Zwyczajnie poraża. On poraża tak bardzo, że dopiero teraz widać, czego tamci, co się na nas czają za rogiem, najbardziej się boją.
Muszę się pochwalić czymś jeszcze. Otóż również już po spotkaniu, okazało się Solidarni2010 przyznali mi piękny krzyż z orłem nazwany jak należy „Prawda i pamięć”. Chodzi o to, że oni uznali, że robiąc to co robię, służę prawdzie i pamięci. Ktoś dziś mi tłumaczy, że ten krzyż to nie przypadek i nicnieznaczący gest pojedynczego czytelnika, ale bardzo poważne wyróżnienie, przysługujące tylko niektórym. I jestem bardzo wzruszony. Ściskam więc w ręku tego orzełka na krzyżu, a jednocześnie jednak wracam myślą do kibiców Polonii Warszawa, i jestem pewien, że ci wszyscy działacze Solidarnych2010, którzy stali za decyzją przyznania swojego przepięknego wyróżnienia akurat blogerowi Toyahowi, doskonale mnie i moje emocje rozumieją.
Schodząc nieuchronnie na ziemię, przypominam, że ja i moja rodzina z prowadzenia tego bloga próbujemy żyć. Innej drogi, póki co, nie widać. Bardzo więc proszę wszystkich o wpłacanie choćby najskromniejszych kwot na podany obok numer konta. Dziękuję.
Toyahu, jak widać po liczbie zebranych na KP, jesteście może i samotni, ale na pewno nie sami.
OdpowiedzUsuńA ten krzyżyk z orłem należy Ci się jak mało komu...
@Eliza
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że ten album od Polonii też.
Nie mam najmniejszej wątpliwości.
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuńCałym sercem cieszę się z sukcesu spotkania i gratuluję zasłużonych wyróżnień. Pięknie napisałeś o ogniu. Może my Polacy w głównej masie cechujemy się katastrofalnym brakiem rozeznania w tym, co się kryje za różnymi zakłamanymi projektami politycznymi, ale też chyba jest w nas jeszcze potencjał tego ognia. Z ogniem, jaki Ty reprezentujesz, i z polityczną przenikliwością Gabriela Maciejewskiego można by jeszcze zdziałać w Polsce cuda.
@All
OdpowiedzUsuńJuż jest materiał.
http://www.youtube.com/watch?v=OfwzzjSv1Oo
Dzięki za linka do materiału. Było ciekawie. Jeśli już został wywołany temat "niepokornych", to muszę powiedzieć, że rozumiem publiczność, której trudno było zaakceptować krytykę tychże autorów. Ja sam wiele lat upajałem się ich publicystyką. Dziś nieodmiennie mnie ona męczy, ale nie dlatego, że oni nie mają racji. Chodzi o ten ich przekaz: "wszyscy wiemy jak jest [ci, co nie wiedzą, czytają GW i Politykę]; wam jest przykro i nam jest przykro; a teraz ponownie utwierdźmy się w przekonaniu o naszej racji - oto jakie argumenty mam na dziś". Jak widać, optymistycznie zakładam, że "niepokornym" jest trochę przykro z tego, że Polska zmierza ku przepaści, że nie są oni cynikami, ale i to nie jest pewne. Nie widać w nich odruchu buntu, krzyknięcia bez owijania w bawełnę, że "król jest nagi". Jeśli wydarzeniem wykreowanym przez "Uważam Rze" jest tekst o lemingach i jeszcze całkowicie miałki, to jest to porażka. Tam raz w miesiącu powinno być takie wydarzenie, po którym albo cała czytająca i politykująca Polska byłaby przez kilka dni do głębi wstrząśnięta, albo ewentualnie ze strachu dany tekst zostałby całkowicie zamilczany przez system. Jednak system chyba nie ma powodu bać się naszych "niepokornych". Już dawno są oni oswojeni.
OdpowiedzUsuńZnamienny był moment, gdy jeden z uczestników nie zrozumiał argumentu, że nie można poważnie recenzować książki Rolickiego o Kresach. To pokazuje dramatyczną bezbronność naszego środowiska. Był już Śpiewak z "Żydokomuną". Co będzie dalej? Friszke napisze naukową cegłę o zasługach Kaczyńskich dla wolnej Polski, a my będziemy cmokać z uznaniem i płacić za nią ciężkie pieniądze?
OdpowiedzUsuń@fi.g
OdpowiedzUsuńTeż mnie zaskoczyła ta uwaga o tym, że skoro Gabriel nie czytał Rolickiego, to nie może zabierać tu głosu. Tak jakby oni nie wiedzieli, kim jest Rolicki. Może faktycznie nie wiedzą?
@Toyah
OdpowiedzUsuńTo było naprawdę dobre. Ciekawa jestem, czy osoby, które zadawały pytania, czytały kiedykolwiek Twoje teksty, czy o Twoim stosunku do "niepokornych" dowiedziały się skądinąd. Wygląda na to, że nie czytały. To jest trudny temat. Ludzie łaknący potwierdzenia swoich poglądów zadowalają się takim układem - dziennikarz dostarcza im regularnie takiego potwierdzenia, a oni umacniają się w wierze, że on jest nasz, że jest niepokorny i prześladowany. Gotowi są za niego nadstawiać pierś i oddać mu wdowi grosz, a tu Toyah i Coryllus robią "wojenkę w rodzinie". Myślę, że ten temat pojawi się też w Roninie.
Pięknie napisałeś o tych dwóch darach. Wzruszyłam się.
@Marylka
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że się wyruszyłaś. W grupie raźniej.
@Toyah
OdpowiedzUsuńOstatnio nie mogłem zbyt intensywnie Cię czytać a tym bardziej komentować.
Nie mogłem być również pod namiotem, dlatego z przyjemnością zobaczyłem relację na youtube.
Generalnie wrażenie dobre. Trochę szkoda, że rozmowa została (za przyczyną blogerki Elig) sprowadzona do jednego tematu...
Najważniejsze jest dawać świaectwo prawdzie, niezależnie od tego co nas otacza. A może przede wszystkim dlatego...
Zmartwił mnie Twój pesymizm, nie wolno się poddawać.
Marelka wspomniała w swym komentarzu o Klubie Ronina.
Tak się składa, że wczoraj byłem tam na spotkaniu z reżyserem i pokazie filmu: "Terrorysta od Pana Boga" o św. Andrzeju Boboli.
Mamy takiego patrona, Bóg jest z nami, nie wolno nam się poddawać.
@raven59
OdpowiedzUsuńMój pesymizm jest zawsze niczym wobec tego ognia, o którym wspomniałem pod namiotem.