Był rok może 1979, może 1980 - myślę, że, zupełnie jak dziś, koniec sierpnia - moi rodzice spędzali lato na wsi, a ja zbijałem bąki w domu w Katowicach. Byłem już za stary, żeby jeździć z nimi na wakacje, a z kolei nie miałem na tyle zorganizowanego życia towarzyskiego, by aktywnie radzić sobie z tego typu wolnością. Zbijanie bąków polegało więc na tym, że z paroma wybranymi kolegami siedzieliśmy u mnie, lub u nich w domu, piliśmy wódkę, palili papierosy, słuchaliśmy muzyki i patrzyliśmy jak nam czas płynie.
Któregoś wieczora spędzałem czas z moim kolegą Kazikiem Hickiewiczem, dziś daleko od nas bardzo, bo aż w Nowym Jorku, no i strasznieśmy się upili. Kiedy już przyszła na nas pora, Kazik postanowił że czas do domu, a ja mu zaoferowałem, że go odprowadzę na dworzec, by już dalej sobie sam pojechał do swoich Gliwic. Jednak kiedyśmy się już pożegnali, coś mi strzeliło do głowy, by zamiast wracać do domu, pójść sobie na miasta i spróbować może troszkę wytrzeźwieć. Chodziłem więc po pogrążonych w peerelowskiej nocy Katowicach i w pewnym momencie spotkałem bardzo – jak do dziś mi się zdaje – ładną, zupełnie samotną dziewczynę. Siedziała sobie ona na ławce na przystanku autobusowym, i, jak mówię, robiła wrażenie. To że ona była taka sama i taka ładna, ale też trochę i przez to, że ja z kolei byłem niesiony pijacką odwagą, zrobiła na mnie takie wrażenie, że ją zaczepiłem i – pamiętam to do dziś – zapytałem, jak to jest, ze tak piękna dziewczyna chodzi tak całkiem sama po nocnym mieście. Ona mi odpowiedziała, że się spóźniła na autobus, czy coś w tym stylu, ja jej więc zaproponowałem, by poszła ze mną na spacer, ona powiedziała, że czemu nie… i tak sobie poszliśmy przed siebie.
Do dziś nie mam pojęcia, kim ona była. Czy była zwykłą dziewczyną, która spóźniła się na nocny autobus, czy może jakąś drobną kurwą polująca na pijanych bałwanów, w każdym razie kiedyśmy tak szli, w pewnej chwili zatrzymała się obok nas milicyjna nysa i kazali nam wejść do środka. Milicjanci najpierw oczywiście zapytali nas, czemu się kręcimy nocą po mieście, potem nas zaczęli starannie legitymować i spisywać, w końcu mi powiedzieli, że mam sobie iść w cholerę, a ty zostajesz z nami. A ja, i trochę niesiony tym, że do tego czasu w owej dziewczynie byłem prawie zakochany, ale też trochę wypitą z moim kolegą Kazikiem Hickiewiczem wódką, próbowałem oczywiście protestować, że co z nią będzie, dlaczego, po co, i takie tam, ale milicjanci bardzo stanowczo poinformowali mnie, że jeśli się tam będę dalej kręcił, to się mną zajmą na poważnie, wyszedłem biedny i przestraszony z tego radiowozu na upalną nocną ulicę i poszedłem do domu. A oni odjechali.
Jak mówię, nie mam pojęcia kim była tamta dziewczyna i nie wiem też, co się z nią dalej stało. Czy oni jej zrobili jakąś krzywdę, czy może, wręcz przeciwnie, zawieźli ją do domu, żeby ją ochronić przed nocnymi niebezpieczeństwami owego najdziwniejszego świata Peerelu. W każdym razie pamiętam ją do dziś, no i przypominam ją sobie też zawsze, ile razy idę z moim psem na nocny spacer, i widzę samotne dziewczyny wędrujące po ulicach wciąż tego samego miasta.
Skąd te myśli? Otóż strasznie wiele się od tamtych lat zmieniło. Przede wszystkim oczywiście najprawdopodobniej raczej nie ma już niebezpieczeństwa, by dwoje spokojnie idących ulicą ludzi zostało zatrzymanych bez żadnego powodu przez patrol policji, nie mówiąc już o tym, że zatrzymana kobieta zostanie w majestacie prawa zgwałcona. Ja jednak sobie dumam nad czymś innym. Otóż gdybym to dziś miał się upić z moim kolegą Hickiewiczem, a następnie ruszyć w nocne miasto, od pięknych samotnych dziewcząt bym się nie opędził. Każdego wieczora, po 23 wychodzę z moim psem na ostatni przed snem spacer, i widzę te dziewczyny, wracające samotnie do domu najwidoczniej z tak pięknie kiedyś zwanych wieczorków. I zastanawiam się, czemu nikt ich nie odprowadza? Czemu one są takie same? Przecież to są często naprawdę bardzo ładne dziewczyny. Wystrojone, wyszykowane, zgrabne i eleganckie. Wracają same do domu, bo nikt im nie zaproponował, że je odprowadzi. Bo zapewne w momencie jak wstały, mówiąc, ze na nie już czas, jedyne co usłyszały to to okrutne „nara”. A może nawet i nic nie usłyszały, bo usłyszeć nie miały od kogo.
I kiedy się zastanawiam, gdzie są ci chłopcy, to widzę niekiedy i ich. Nawalonych, brudnych bałwanów w bejbolówkach, lub w kapturach, wyżelowanych, pokrzywionych straceńców, bez rozumu, bez ambicji i perspektyw. I tylko raz na jakiś czas, pomiędzy jednych a drugich, spadnie kromka z masłem, wyrzucona z okna na piątym piętrze przez pewną Dominikę, która powoli umiera. Jak oni wszyscy. I tylko mój pies idzie spokojnie, jakby nic już nie istniało poza tym spacerem. Zadowolony jak jasna cholera. Mój labrador.
W późnojesiennej książce tych tekstów będzie dużo, dużo więcej. One cały czas powstają i mam nadzieję, że dojrzewają. Jak my. Niektóre jednak już chciałbym pokazać dziś. Jako zapowiedź zmiany, która musi nastąpić. Proszę bardzo, wspierajcie ten blog. Bo tak się składa, że akurat nic innego mi nie pozostaje. Dziękuję.
To dobrze, że późną jesienią będzie książka z takimi tekstami. Nawiązując do poprzedniego tekstu - mam nadzieję (jak wszyscy, jak wszyscy) późną jesienią być w innej finansowej sytuacji niż dzisiaj i zakupić co najmniej kilka egzemplarzy na gwiazdkowe upominki.
OdpowiedzUsuńJa wiem, że powieści nie chcesz pisać. Ale żałuję.
@Kozik
OdpowiedzUsuńTo super, że Ci się spodobało. Jest nadzieja, że coś z tego będzie. Co do powieści, nie gniewaj się, ale Wy macie pomieszane w głowie. Jak ja niby miałbym to zrobić? Stefan obudził się w środku nocy i sięgnął po papierosa? No, daj spokój!
"Stefan obudził się w środku nocy i sięgnął po papierosa....."
OdpowiedzUsuńPoczątek całkiem niezły :).
Czekamy na późną jesień.
3maj się :)
@fi.g
OdpowiedzUsuńTo już trzeci od czasu gdy się położył. Nagle przypomniał sobie, że za tydzień pierwsze po wakacjach posiedzenie Sejmu. - Za dużo palę. - pomyślał. - Przez to robię się nerwowy.
Tak ma być? Jeśli tak, to do końca roku mogę Wam napisać trzy takie. W końcu Rowling w ten sposób napisała Pottera.
Musze się tylko nauczyć zapisywać polskie dialogi.
"wyszedłem biedny i przestraszony z tego radiowozu na upalną nocną ulicę i poszedłem do domu. A oni odjechali."
OdpowiedzUsuńTchórz z ciebie mały człowieczku, straszny tchórz. I żeby jeszcze się tym tak publicznie chwalić? Żenada.
@Józef Bąk
OdpowiedzUsuńJa się nie chwalę moim tchórzostwem., Ja się do niego przyznaję.
Teraz czekam na Ciebie. Opowiedz jakaś fajną historię. Pochwal się. Przyznaj się.
Wisz mój drogi - nie mam sobie nic do zarzucenia i w lustro mogę spokojnie spoglądać kiedy się golę. Jak trzeba było, zbierałem razy. Ale wspomnieniami kombatanckimi nie mam zamiaru się chwalić i czerpać chwały bohatera.
OdpowiedzUsuńBTW muszę szczerze przyznać, że pierwsze cztery akapity czytało się dobrze. Chyba to najlepszy wpis z twoich dotychczasowych. Niestety puenta fatalna.
Powinieneś zostać przy krótkiej formie. Długie wpisy ci nie idą.
@Józef Bak
OdpowiedzUsuńAch rozumiem. Ja jestem małym człowieczkiem, a Ty bohaterem. Tyle że bardzo skromnym i chwalić się nie zamierzasz. W odróżnieniu ode mnie, który chwali się swoim tchórzostwem. Jasna sprawa. To idź już sobie teraz i się ogol.
Piękna i smutna przypowieść
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuńUprzejmie proponuję aby teksty w przyszłej książce opatrzone były datami ich powstania. Myślę, że to będzie wielce pomocne. Z szacunkiem..