środa, 22 sierpnia 2012

Świat według Nich

Szczerze zupełnie powiem, że pisanie tego tekstu traktuje jako swoistą torturę, no ale ponieważ jestem w tym miejscu gdzie jestem, uważam, że nie mogę wzruszyć ramionami i udać, że nic nie zauważyłem. To znaczy, nie do końca nie mogę. Mogę jak najbardziej, natomiast wydaje mi się, że powinienem jednak przynajmniej pokazać, że owszem, zauważyłem i wiem. A skoro wiem to, to wiem też coś jeszcze. To mianowicie, że ci, których uważam za przeciwników, nie mają się najlepiej.
Każdy kto mnie zna, a już na pewno każdy kto miał okazję się ze mną spotkać osobiście, wie, ze ja bardzo niechętnie wpadam w nastrój polegający na tym, że się zaczyna dyskutować znaczenie tego bloga w przestrzeni publicznej. Każdy kto mnie zna trochę bliżej wie, że mój stosunek do tego co robię, jest oczywiście siłą rzeczy bardzo poważny, jednak ja zdecydowanie bardziej wolę wierzyć, że tak naprawdę jestem bardziej nikim, niż kimś choćby odrobinę szczególnym. To własnie tu na tym blogu pojawia się od czasu do czasu człowiek, który mi próbuje wytłumaczyć, że ja jestem gównem, licząc na to, że ja od tej informacji może oszaleję. Tymczasem nic z tego. Oczywiście, ja wiem, że gównem nie jestem, natomiast nie mam pretensji do nikogo, kto akurat tak sprawy postrzega. W końcu, czym tak naprawdę jesteśmy przy takim… ja wiem? Piotrze Kraśko? I to pod każdym względem – finansowym, moralnym, a i czysto fizycznym?
Jednak przychodzą chwile, kiedy trzeba przyznać, że może nie jest z nami aż tak źle. Weźmy niedawne spotkanie pod namiotem Solidarnych. W końcu, to nie jest tak, że tam może się pojawić każdy. Oczywiście, wielu by zdecydowanie nie chciało, ale też są tacy, co by dali wiele, by tam wystąpić, a jakoś wciąż czują, że ich czas jeszcze nie nadszedł. Jak idzie o mnie, mam to już za sobą. Byłem pod tym namiotem Solidarnych, i nie dość, że tam byłem, to miałem wszelkie powody, by sądzić, że owo moje się tam pojawienie zostało przyjęte z większą niż zwykle życzliwością i zainteresowaniem. Ale wiem coś jeszcze. To na przykład, że redakcja wpolityce.pl wraz z paroma innymi portalami, odmówiła zamieszczenia u siebie informacji o tym spotkaniu. Ale i to nie jest problemem. W końcu ja wiem, że dla nich jakiś Toyah i Coryllus to mogą być byty niewarte splunięcia, i oni zwyczajnie nie chcą się aż tak zniżać. I dobrze. Niech tak będzie. Zdania nie podzielam, ale szanuję.
Jest jednak coś, co każe mi się minimalnie choćby napiąć. Otóż w najnowszym wydaniu tygodnika „Uważam Rze” zamieszczony został, w formie specjalnego dodatku, bardzo długi tekst Bronisława Wildsteina, zatytułowany „Silva Rerum – Świat według Bronisława Wildsteina”, i, mówiąc krótko, stanowi coś co niemal dokładnie powtarza mój „Elementarz” – zarówno jak idzie o sam pomysł, jak i wykonanie – z tą różnicą, że tekst Wildsteina obejmuje wyłącznie hasła, których w moim „Elementarzu” zabrakło. I to jest moim zdaniem bardzo ciekawe. Ja swoją książkę pisałem zaledwie jakieś trzy tygodnie, ale za to tak intensywnie i z takim zaangażowaniem, że w pewnym momencie uznałem, że więcej się zwyczajnie nie da. Z różnych stron przychodziły do mnie rady, bym się zastanowił, czy nie ma jeszcze jakiś ciekawych haseł, a ja wiedziałem, że już nic nie wymyślę. Wszystko co choćby potencjalnie ciekawe, tam już jest. W efekcie, cała książka objęła dobrze ponad 500 bardzo przeróżnych zagadnień.
To co Bronisław Wildstein opublikował w „Uważam Rze” zawiera w sumie – o ile dobrze policzyłem – 34 hasła i żadne z ich nie powtarza tego, co się wcześniej znalazło u mnie. O co mi chodzi? Oto mianowicie, że ja jestem przekonany, że gdyby Wildstein pracował na chybił trafił, musiałby znaleźć coś, co jest też w „Elementarzu”. Tymczasem jego tekst robi wrażenie, jakby on sobie wymyślił, że napisze coś takiego jak ja, tyle że o czymś zupełnie innym. Co więc mamy? Postęp, naturę, organizacje pozarządowe, frywolność, ekologię, kapitalizm, młodość, ironię, a nawet jakąś anomię. Na temat każdej z tych rzeczy Wildstein pisze krótką refleksję, a ja nie mogę nie myśleć, że on musiał przeczytać moją książkę, dostał cholery, że sam się za coś takiego wcześniej nie wziął, postanowił mi pokazać, że ja najważniejsze sprawy pominąłem, a jego kumple z „Uważam Rze” mu to ładnie opublikowali, jako specjalny dodatek do kolejnego numeru. No że niby Bronisław Wildstein wciąż jest na topie.
Muszę, chyba już po raz kolejny oświadczyć, że ja rozumiem tę sytuację. Ja wiem, że jest wojna i że ja sam ją tak naprawdę wywołałem. Kilkokrotnie też już deklarowałem, że nie liczę już na żadne uprzejmości ze strony ludzi, których uważam za głupich, nieszczerych, i przede wszystkim nieciekawych. Natomiast nie widzę powodu, dla którego nie miałbym ich pokazywać palcem i głośno bardzo mówić, że ich każdy gest i każde słowo to kolejna kompromitacja. A jeśli uwzględnić kontekst owej kompromitacji, to jest to kompromitacja naprawdę wyjątkowa.
Podczas spotkania pod namiotem, rozmowa – dość pewnie niepotrzebnie – w pewnym momencie zeszła na tak zwane „prawicowe autorytety” i kwestię mojego do nich i Coryllusa nieżyczliwego stosunku. Rozmawialiśmy więc przez chwilę o Semce, Ziemkiewiczu i Warzesze, a pewnym momencie ktoś krzyknął: „A Wildstein?” Jakoś nie było miejsca, by na to odpowiedzieć, ale skorośmy się na jego temat zgadali, to może jednak odpowiem. Wildstein jest do dupy. A jak ktoś nie wierzy, niech sobie jeszcze zdąży kupić najświeższy numer „Uważam Rze” i poczyta, co ona tam zamieścił. Przecież to jest czysta rozpacz! To jest cos tak strasznego, że gdym ja w moim „Elementarzu” pozwolił sobie choć na jeden wpis na tym poziomie, to bym nie mógł ze wstydu zasnąć. A oni przychodzą mi pod moje okno i mi tłumaczą, jaki to ze mnie pan nikt.
Zwykle ten fragment zamieszczam, jako osobny, wytłuszczony fragment tekstu, tym razem jednak zrobię wyjątek i dam go jako nieodłączną część notki. Jestem pewien, że Bronisław Wildstein za to swoje „silva rerum” – swoją drogą, co za bezczelność! – dostał dokładnie tyle ile sobie zażyczył. Wiem, a więc mówię. Ja akurat swoich „Elementarzy” też już parę dobrych egzemplarzy sprzedałem. I bardzo jestem z tego powodu szczęśliwy. Natomiast jeśli ktoś uważa, że należy mi się coś ekstra, to bardzo zachęcam, bo – szczerze powiedziawszy – wczorajszy apel niespodziewanie zupełnie spalił i jesteśmy wciąż w tym samym miejscu. A więc na poziomie bliskim egzekucji. I ja wcale nie kokietuję. Dziękuję.

8 komentarzy:

  1. A na bileciki z Katowic do Warszawy i z powrotem wystarczyło?

    OdpowiedzUsuń
  2. @Józef Bąk
    Owszem. Sprzedałem trochę książek i się zwróciło.
    A co, chcesz się dołożyć? Zapraszam. Tu obok jest numer konta.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    Przeglądałem wczoraj ostetne "URz" i gdy zobaczyłem dzieło Wildsteina skojarzyłem je z Twoim "Elementarzem".
    Nie mają chłopaki własnej inwencji, nawet te odnośniki...
    Oni rzeczywiście zaczynają dzień od czytania Twojego i Coryllusa blogów.

    Po przeczytaniu zaś Ziemkiewicza w ostatnim "URz Histaria" ("Polska frajerem barodów") zastanawiam się czy nie przeczytał on czasem II tomu Baśni.

    OdpowiedzUsuń
  4. @raven59
    Oni są strasznie biedni. No, ale walczą. To fakt.
    W końcu jednak tam przyjdziemy i ich wyprowadzimy za uszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cenie Twoje ostrze wymierzone również w „niepokornych”. I szczerz wolę Ciebie od nich, z wielu względów. Niemniej z tym zrzynaniem nadto się zagalopowałeś i chyba strzeliłeś sobie w kolano. Nie słyszałeś / zapomniałeś o „Alfabecie Wildsteina”? Na dobra sprawę, Wildstein może powiedzieć, że pomysł na Elementarz to raczej Ty ukradłeś od niego.
    Pozdrawiam Ciebie i wszystkich, bo rzadko tu komentuję, jednak stale jestem tu obecny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaraz, zaraz. ALFABET to pomysł toyaha.
    Czy Ty nie wiesz, że ONI wszyscy czytają ten blog, i zżynają toyahowate pomysły?
    Ciekawe ile Wildsteinowi za ów materiał zapłacili? O tym zreszta nasz Krzyś nie omieszkał tu nadmienić, a jakże.
    Ja myśle, że to honorarium powinno pójść przynajmniej "pa pałam".
    Pójdę dalej: Od rodziny Kisiela, i od Urbana (a kysz) też Osiejukowi należy się parę groszy.

    Cholera,żeby ten Bronek miał krztę honoru, i chociaż tu się pokajał:)
    Niestety "honor" to tylko Osiejuk.
    Bóg. Ojczyzna.Honorarium.

    A wy drodzy Czytelnicy, co o tym sądzicie?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. @JSW
    Ależ ja wiem od kogo ja zrzynałem swój Elementarz. Od Kisiela. Kiedy pisałem pierwsze hasło, miałem ambicje, żeby to było jak idzie o styl i formę coś takiego. Tyle że ja postanowiłem pisać głównie nie o nazwiskach, a o zjawiskach. Oczywiście, Kisiel wszystko zaczął. Później tych alfabetów było co nie miara. I oczywiscie ja nie mam pretensji o to, że Wildstein napisał kolejny alfabet, ale że postanowił uzupełnić Elementarz. No i przede wszystkim, że to jest tak bardzo do dupy. Przecież tego się nie da czytać. O tym jest mój tekst. O tej całej frywolności, ironii i organizacjach pozarządowych. O tym "silva rerum".

    OdpowiedzUsuń
  8. @dr3
    To Ci akurat zostawię, bo Cię doskonale kompromituje. Widzisz teraz, jaki jesteś głupi? Teraz to, mam nadzieję, dopiero widzisz. I po co się było tak rozpychać? Po co?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...