Ponieważ moje wczorajsze tłumaczenie felietonu Peggy Noonan nie wywołało jak dotychczas jakiejkolwiek widocznej reakcji, a ja jestem głęboko przekonany, że poziom tego tekstu jest tak wysoki, że mógłby dostarczyć nam inspiracji na długie dni, pomyślałem sobie, że w tej sytuacji może ja go przynajmniej skomentuje tak jakbym to zrobił, gdyby przyszło mi go właśnie przeczytać i się nim wzruszyć.
Jeśli komuś się chciało przeczytać to co napisała Noonan, wie, że główna myśl jaką ona przedstawia jest taka, że ona rozumie, dlaczego na rzecz obrony życia tak bardzo się aktywizują ludzie dla których owo życie jest świętością, natomiast ona w żaden sposób nie jest w stanie pojąć, skąd u ludzi, którzy życia nie traktują jako świętości, tyle serca wkładają w walkę o to by tryumfowała śmierć. No i dochodzi do wniosku, że oni wszyscy w jakiś sposób muszą być w śmierci zakochani. Tak jak my kochamy życie, oni są zafascynowani śmiercią. Zafascynowani tak mocno, że owa fascynacja budzi w nich autentyczna pasję.
Otóż, przy całym moim szacunku do Noonan i jej zaangażowania, mam tu nieco inne zdanie. W moim przekonaniu, ludzie, którzy doprowadzili do śmierci Terri Schiavo, ale przecież nie tylko jej, i nie tylko jak idzie o eutanazję, ale też o aborcję w jakiejkolwiek znanej nam formie, tak naprawdę nie są zakochani ani w życiu ani w śmierci. Ich poglądy nie mają nic wspólnego z tym, co oni sądzą na temat świętości życia, czy piękna śmierci. Jest bardzo prawdopodobne, że większość z nich się zwyczajnie, jak każdy z nas, wzrusza zarówno na widok rodzącego się dziecka, jak i umierającego człowieka, tyle tylko, ze kiedy dochodzi do sytuacji takiej, że trzeba się opowiedzieć za, lub przeciwko eutanazji, czy aborcji, oni wszyscy wybierają śmierć, a robią to tylko dlatego, że po przeciwnej stronie mają nie życie, jak twierdzi Noonan, ale tych których tak naprawdę nienawidzą. A nienawidzą ich z zupełnie innych niż wyżej wspomniane powody.
Ludzie, którzy z takim zaangażowaniem walczyli o to by Terri Schiavo można było zgodnie z prawem zabić, to ludzie, którzy uważają, że ocalona Schiavo to zwycięstwo Kościoła Katolickiego. To jest trochę tak, jakbyśmy my urządzali demonstracje przeciwko odłączeniu pani Schiavo od aparatury powstrzymującej życie nie dlatego, że uważamy życie za świętość, lecz dlatego, że dla nas najważniejsze jest by dosolić tym wszystkim liberałom. Jakbyśmy uznali, że jeśli prawo pozwoli odebrać życie czy to osobie cierpiącej, czy jeszcze nienarodzonej, to w ten sposób liberalizm odniesie kolejne zwycięstwo, czego – z jakiś innych zupełnie względów – bardzo nie chcemy.
Uważam że cała ideologiczna wojna, jaką dziś przeżywamy, czy to na poziomie walki o prawo do aborcji, do eutanazji, powszechnego stosowania in vitro, finansowania antykoncepcji, czy legalizacji prostytucji, nie wynika stąd, że jedni są za życiem, a drudzy za śmiercią. Przykład in vitro zresztą dobrze to pokazuje. Przecież wszyscy ci, co tak bardzo dążą do tego, by owe zabiegi stały się jak najbardziej powszechne, nie robią tego z myślą o tych wszystkich zamrożonych, czy unicestwionych zarodkach, ale o tych dzieciach, które dzięki temu będą żyły! Umieściłem tu ten wykrzyknik trochę przewrotnie, bo oczywiście świetnie wiem, że tu też to życie, podobnie jak ta śmierć, są nieistotne. Z punktu widzenia ich interesów, to co jest ważne, to tylko to, by Święty Kościół Powszechny został zmieciony z powierzchni Ziemi. A żeby to osiągnąć, trzeba Go nękać. Nękać nieustannie.
No i teraz pojawia się pytanie następne i chyba podstawowe: Co im wszystkim przeszkadza Kościół? Terri Schiavo mają w nosie. Jak dla nich, ona równie dobrze może żyć co i umrzeć. O ile oczywiście ktoś nie nakręci na ten temat jakiegoś bardzo poruszającego filmu, z taką czy inną tezą. Wtedy może zajmą stanowisko. Małżeństwa które nie mogą mieć dzieci, mogą albo liczyć na in vitro, albo na jakąś mniej lub bardziej skuteczna kurację, ewentualnie mogą tych dzieci nie mieć w ogóle. Dla bojowników o tak zwaną „wolność wyboru”, to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia. Dla nich nie ma też znaczenia to czy kobiety będą dzieci rodzić, czy je zabijać przy pomocy tych czy innych tabletek. O ile oczywiście nie przeczytają na ten temat jakiejś ciekawej książki, która ich wciągnie i odpowiednio wzruszy. Oni chcą tylko jednego, niezależnie od tego, czy dzień jest ładny, czy brzydki, i czy im się w życiu powiodło, czy są dziś jakoś cholera smutni. Żeby tylko wreszcie ten cholerny Kościół szlag trafił. Z tymi Jego wszystkimi wymaganiami, konfesjonałami, karteczkami do spowiedzi, i z tymi księżmi, którzy sami wciąż żrą i się na okrągło pieprzą, a do innych mają pretensję, że nie chce im się chodzić na niedzielną mszę. A później jeszcze przychodzą i gadają coś o in vitro. A nam się własnie in vitro bardzo podoba!
Myślę, że tak to właśnie działa. Wszyscy ci ludzie, którzy wkładają tyle w serca w to, by wciąż i wszędzie promować śmierć, to są dokładnie ci sami, co z drugiej strony widzą, że Kościół Katolicki to w tej chwili ostatnie miejsce na Ziemi, gdzie wszystko jest dokładnie w tym samym punkcie co przed dwoma tysiącami lat. A więc tam gdzie padły te słowa: „Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem i nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze Mnie”. I że tej Prawdy „nawet bramy piekielne nie przemogą”. I ta sytuacja ludzi tych tak bardzo wyprowadza z równowagi, że oni z tego zwyczajnie dostają małpiego rozumu. Do tego stopnia, że aż ni z gruszki nie z pietruszki zaczynają głosić pochwałę śmierci.
Opisałem kiedyś na tym blogu moje wrażenia z pewnego obiadu z udziałem dużej grupy wiejskich księży. Sam oczywiście zostałem posadzony w pomieszczeniu obok, niemniej jednak miałem okazję patrzeć na biesiadujących. Otóż oni wszyscy, a większości z nich kompletnie nie znałem, wyglądali i zachowywali się tak, że ja nagle zrozumiałem, o co chodziło z tymi „bramami piekielnymi”. I nie chodzi mi o to, ze oni byli jakoś szczególnie ładni, albo tym bardziej mądrzy. Wcale nie. To byli zwykli wiejscy księża, jestem pewien, że znaczna część z nich tak samo durna i zepsuta jak ich koledzy, ale kiedy tak siedzieli razem, w tych swoich sutannach i jedli to co im podano pod nosy, i sobie przy tym obiedzie wesoło rozmawiali, tacy swobodni i pewni siebie, nie można nie było poczuć tego kompletnie nie z tej ziemi dostojeństwa. Dostojeństwa – powtórzę to – które nawet nie jest ich zasługą. Dostojeństwa na które oni nawet nie mają wpływu.
Niedawno rozmawiałem z pewnym moim kolegą i on mi powiedział bardzo ciekawą rzecz. Otóż on nie znosi Jarosława Kaczyńskiego za to za co ja go tak bardzo lubię. Za to mianowicie, że kiedy on idzie otoczony tym wianuszkiem dziennikarzy, z tym swoim bezczelnie wypiętym brzuchem, nie patrząc ani w lewo, ani w prawo, lecz idąc prosto przed siebie, tam gdzie wie, że ma iść, robi wrażenie takiego właśnie księdza. Tak właśnie powiedział ów mój kolega. Że Kaczyński zachowuje się jak wiejski proboszcz. I to go doprowadza do szału.
A zatem – powtórzę to raz jeszcze – tak to właśnie wygląda. Za to oni właśnie nas nienawidzą. Za to że my już wiemy. Wiemy wszystko co wiedzieć nam trzeba. A to co my wiemy im się bardzo, ale to bardzo nie podoba. Dlaczego? Bo jeśli to przyjmą, będą musieli się też bardzo zmienić. Będą musieli zmienić być może nawet wszystko. A tego już zrobić w najmniejszym stopniu nie zamierzają. Ze zwykłej wygody. I strachu. I wygody.
Pozostaje jeszcze tylko jedna kwestia. Kto im tę wygodę zapewnił? To oczywiście my akurat również wiemy, tyle że to już temat na zupełnie inne refleksje.
Tekst Peggy Noonan najwyraźniej nie zrobił wrażenia. Trudno. Może innym razem. Natomiast mam nadzieję, że to co napisałem wyżej bardziej się spodoba, no i że ktoś zechce z tej okazji wspomóc ten blog pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
O ile dobrze rozumiem zaciekłość w obronie prawa do aborcji, eutanazji i innych popierdzielonych pomysłów wynika z tego, że pewnym ludziom nie chce się zmieniać. Bo jest im wygodnie z ich światopoglądem, w którym nie ma miejsca dla Pana Boga?
OdpowiedzUsuńTo jest chyba najgorsza demonstracja dysonansu poznawczego jaką widziałem.
Zastanawiał się Pan czy przypadkiem powodem takiej nienawiści do obrońców życia jest wciskana od dawien dawna ludziom maksyma Carpe Diem, wolność bez granic itd. Pytam bo wizja ludzi rozdających śmiertelne zastrzyki bo nie podoba im się karteczka do spowiedzi jest straszna.
Pozdrawiam i dziękuje, że Pan pisze bloga jak i książki. Elementarz daje rade :)
@such_wafel
OdpowiedzUsuńTak by to chyba wyglądało. Że myśl o konieczności zmiany ich doprowadza do szału.
Za dobre słowo dziękuję.
@toyah
OdpowiedzUsuńCierpliwości. Poprzedni tekst, niemal północny (czas i nastrój), przeczytałem do śniadania. Wybierając się na obiad, coś tam skrobnąłem, ale zanim doszedłem do drugiego dania, Ty już z nowym tekstem!
Kto takie tempo wytrzyma?
Piszesz takie rzeczy, że byle blogowe bla-bla odpada, zaś poważniejsze wrażenie musi się uleżeć. Choćby do kolacji.
@such_wafel
OdpowiedzUsuńKs. Stanisław Bartnowski, w swojej książce "Apologetyka podręczna", podaje kilka przyczyn niewiary (z której lęgną się opisane tutaj zachowania)
Ks. Stanisław podaje: "...nie naukowe racje, nie trudności w rozumieniu tajemnic wiary, ale pycha i chęć wyróżnienia się lub wywyższenia ponad ogół usposabia zarozumialców, wrogo przeciw wierze i zachęca ich do występowania przeciw prawdom religijnym, których zwykle sami nie rozumieją."
P.S.
Jestem tutaj nowy i dopiero napisałem dwa komentarze. Gdybym łamał jakieś zasady (np. co do cytowania jakichś osób itp.), których nie znam to proszę o interwencję.
Pozdrawiam.
@Jacek Dydyński
OdpowiedzUsuńJakże mi miło! To już drugi nowy komentator. No, powiedzmy, prawie nowy.
A co do księdza, mówi jak jest.
Witaj
OdpowiedzUsuńW tym tłumaczeniu poszedłbym jeszcze dalej, część ludzi z tzw. "drugiej strony", nie rozumie, że nasz Kościół i my mamy obowiązek w głoszeniu Prawdy, by tej "drugiej stronie" wyrwać jak najwięcej dusz. Paradoksalnie uchylanie się od tego obowiązku z marszu lokuje nas po "drugiej stronie"...
Ale jest jeszcze w tym wszystkim pewna hierarchia, bo jednym jest tępa nienawiść, niechęć, czy konformizm, ale na pewnym poziomie to aborcja eutanazja to ofiary składane na cześć Systemu i zbudowaniu nowego wyzwolonego człowieka, wyzwolonego od wszystkiego nawet od człowieczeństwa.
Ja ciągle nie mogę pojąć, ludzi którch określę potocznie "Marki Jurko i Terlikowskie" Oni zachowują się tak jakby ten cały konflikt ich rajcował, przecież wystarczy zacytować Marksa i jego wywód odnośnie zabijania nienarodzonych i planowania rozrodu, alby należycie postawić sprawę. I tyle wystarczy.
Mnie mój przyjaciel zwrócił uwagę na następujący aforyzm Mikołaja Davilii:
OdpowiedzUsuń"pragnę wierzyć wiarą starej dewotki, modlącej się w wiejskim kościele" (przepraszam za ew.nieścisłość).
Ilu z nas ma w sobie tyle pokory? Dziękuję za Noonan i dzisiejszy wpis. Pozdrawiam!
@toyah & all
OdpowiedzUsuńMyslę, że owszem cel jest zniszczenie kościoła i pozbycia się jego wpływów ale szerszy cel jest pozbycia się osób, bezwzględnie na ich wiarę, którzy na podstawie tej wiary chcą zawłaszczać sobie prawo do wpływu na prawa i życie ludzi nie wierzących. Chcą się pozbyć ciemnych oszołomów którzy na podstawie testamentu niewykształconych ludzi i na podstawie pojęć metafizycznych chcą mówić w imieniu Boga przez nich spostrzeganego. Tak jak nam trudno by było zaakceptować przymusu chodzenia do meczetu, i modlenia się do Allaha, i podporządkowania się zarządzeniom muzułmańskich uczonych, to im jest wręcz nie do pomyślenia czynić tego samego niezależnie od religii.
Pozdrawiam,
A
@adthelad
OdpowiedzUsuńMyślę, że nic nie rozumiesz. Nieład stylistyczny komentarza jest chyba odbiciem nieładu panującego w Twojej głowie. Powinnieneś posłuchać Św. Tomasza, który pisał:
"Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji"
@jimminen
OdpowiedzUsuńJurek i Terlikowski kręcą lody. I tyle.
@tomaszaw1
OdpowiedzUsuńCiekawe, że oryginalnie słowo "dewocja" nie ma zabarwienia negatywnego. Wręcz przeciwnie.
Chciałem napisać "bingo!", ale się powstrzymałem ....
OdpowiedzUsuń@tomaszaw1
OdpowiedzUsuńMyślę, że jednak nic rozumiem :) Nieład stylistyczny jedynie odzwierciedla fakt, że urodziłem się w Anglii. Co do reszty, polecam korzystania z własnej rady.
@adthelad
OdpowiedzUsuńNo trochę pewnie tak. Jednak ja sobie nie wyobrażam, żebym miał zdecydować się na to, by mieszkać wśród muzułmanów i próbował się aż tak angażować w zwalczanie ich kultury. Zwłaszcza gdyby oni mi tak naprawdę nic nie narzucali. Co Kościół Powszechny narzuca takiemu Palikotowi? No co? Straszy go piekłem? A cóż go to obchodzi?
@tomaszaw1
OdpowiedzUsuńAdthelad pojęcia "ciemne oszołomy" użył z całą pewnością ironicznie.
@toyah
OdpowiedzUsuńDokładnie. Ironicznie.
A co obchodzi go to to, że Kościół, w każdym sensie tego słowa, stwarza punkt skupienia nadziei i wiary w prawdzie, czego on nie może znieść. On i inni jemu podobni muszą innych przekonać do niewiary i do prawdy względnej aby samych siebie utrzymywać w tym przekonaniu.
@Adthelad
OdpowiedzUsuńProszę wybaczyć uszczypliwość. Czasem trudno samemu zastosować się do własnych rad.
@Toyah
Glupio mi ... Dzięki!
@tomaszaw1
OdpowiedzUsuńRozumiem,i też przepraszam za własną uszczypliwość. Była nie potrzebna.
gdyby tak wszyscy jak tomaszaw1 i adthelad !!!
OdpowiedzUsuń