Ponieważ właśnie tygodnik „Uważam Rze” wpadł na pomysł, żeby popytać o różne rzeczy znanego wszystkim autora historycznej już parodii dziecięcej pieśni eucharystycznej „Pan Jezus już się zbliża”, Pawła Kukiza, a ja już o nim już raz kiedyś napisałem, i to właśnie wtedy po raz pierwszy (a może drugi?) podzieliłem polską prawicę, pomyślałem sobie, że nad tym akurat artystą więcej się już - przynajmniej na tym blogu - znęcać nie będę, natomiast nic się nie stanie, jeśli trochę powspominam. Jak najbardziej w temacie. Proszę posłuchać.
Ojciec mój, tak długo jak sięgam pamięcią, zawsze pracował w hotelu. Z tego to kaprysu losu – bo jak najbardziej był to kaprys losu – miałem jako dziecko same korzyści. Przede wszystkim, kiedy ciężko nam już było mieszkać we wspólnym mieszkaniu z pewną niemiecką rodziną, przez swoje naturalne hotelowe kontakty, załatwił nam nasz tata bardzo ładne, samodzielne mieszkanie. Przez to, że pracował w hotelu, a był człowiekiem niezwykle sympatycznym i wszyscy go bardzo lubili, co chwilę przynosił do domu różne fantastyczne przedmioty, które otrzymywał w prezencie od zagranicznych gości. Dziś, z jakiegoś niezbadanego powodu, najbardziej pamiętam srebrno-czerwone, malutkie radio tranzystorowe firmy Philips, które Tatuś dostał od pewnego Włocha, i – tu już bardziej wiem, dlaczego – dziesiątki tak zwanych pocztówek grających, które mu raz na jakiś czas dawał pewien tych pocztówek producent, nazwiskiem, o ile dobrze pamiętam, Zimmermann… a może Zilberstein? Nie pamiętam. W każdym razie szło to gdzieś w tę stronę.
Gdyby ktoś nie pamiętał, o co chodzi, pocztówki grające, to były zwykłe, mniejsze lub większe, pocztówki, na ogół bez obrazka, najczęściej chyba zielone, pokryte czymś w rodzaju folii, na których, jak na zwykłej, czarnej płycie analogowej, była nagrana jedna lub dwie piosenki. Ponieważ Polska, jako solidne państwo komunistyczne, nie miała podpisanych żadnych umów chroniących prawa autorskie, na pocztówkach można było znaleźć piosenki najbardziej wybitnych artystów światowego rocka, od Rolling Stonesów po Blood Sweat and Tears. Ów Zilberstein był tych pocztówek ogólnopolskim producentem, a więc ile razy przyjeżdżał w interesach do Katowic, miał ich z sobą całą kupę, a ponieważ lubił mojego ojca, w naszym domu walało ich się co niemiara.
Już kiedy byłem dzieckiem, na punkcie muzyki miałem prawdziwego fioła, słuchałem więc wciąż tych pocztówek, no i oczywiście, jak tylko do Katowic przyjeżdżał z występem mój ulubiony wówczas zespół Niebiesko-Czarni, lub jeszcze bardziej ulubiony piosenkarz Czesław Niemen, byłem na miejscu w hotelu „Monopol”, żeby się z nimi zobaczyć. Miałem wtedy może 13, czy 14 lat i kiedy się tam pojawiałem, oni wiedzieli że to ja, i zawsze – pewnie żeby mi zrobić przyjemność – kazali mi ponieść jakąś gitarę, czy pójść tam do któregoś z nich i o coś się zapytać. No zwyczajnie: „Idź no do Popławskiego i zapytaj go, gdzie…”. Tak jakoś. Myślę, ze mnie traktowali jak maskotkę, zwłaszcza te kobiety, które tam z nimi śpiewały, czyli Rusowicz i Majdaniec. A mi się to bardzo podobało.
Oczywiście jeździłem z nimi na koncerty. Z Niemenem akurat nigdy, ale z Niebiesko-Czarnymi jak najbardziej. A było tak, że właziłem z nimi do tego ich autobusu, siadałem obok któregoś z nich, no i jechaliśmy gdzieś do jakichś Tychów czy Zabrza. Nie wiem, czy oni ze mną w ogóle rozmawiali, ale to pamiętam dokładnie. Siedziałem zawsze obok któregoś z nich. Pewnie uważali, że mają się mną opiekować.
Dla kogoś kto dziś czyta ten tekst, a nie pamięta tamtych czasów, to co ja tu opowiadam może nie mieć najmniejszego znaczenia. Trzeba jednak to powiedzieć jasno. Ja byłem wówczas małym dzieckiem, dla mnie zespól Niebiesko-Czarni to byli bohaterowie, a na polskiej scenie muzycznej oni byli mniej więcej tak ważni jak dziś… ja wiem? Jakaś Coma? Albo Kult może? Tyle że ponieważ wtedy tych zespołów naprawdę nie było wiele – to jeszcze bardziej. A więc to że ja się z nimi znałem i oni znali mnie, to było duże wyróżnienie.
Kiedy wspominam tamte lata, jedna rzecz mi wciąż chodzi po głowie. To wszystko byli bardzo mili ludzie. I zawsze grzeczni. Nigdy nie widziałem, żeby byli pijani lub w takim typowo rozrywkowym nastroju, jak ktoś kto akurat idzie na imprezę. No i przede wszystkim, oni w ogóle nie klęli. I tego jestem pewien na sto procent. W moim domu nikt nigdy nie klął. Ten zwyczaj był tak silny, że nawet moje dzieci, kiedy były bardzo małe, były przekonane, ze ludzie, którzy klną, siedzą w więzieniu. A zatem, gdyby którykolwiek z nich użył jakiegokolwiek wulgarnego słowa, ja bym prawdopodobnie doznał szoku. No a przede wszystkim, uznałbym, że oni wcale nie są fajni. Że to jest zwykła żulownia, a nie artyści grający prawie tak dobrze jak jacyś Animalsi, czy diabli wiedzą, kto.
Miałem z tamtych lat mnóstwo pamiątek, głównie w postaci zdjęć z autografami. Trzymałem je przez wiele długich lat, ale kiedy poznałem moją żonę, a chwilę później zmarli moi rodzice, a myśmy postanowili, że już zawsze będziemy razem, zrobiłem w domu kompletny porządek i te wszystkie zdjęcia, razem z mnóstwem innych rzeczy z dzieciństwa, takimi jak choćby bibułki po pomarańczach, powyrzucałem. Dziś ich jest mi żal. Tak zresztą jak wszystkiego.
Gdyby ktoś był zainteresowany, jestem na kompletnym minusie. Do tego stopnia, że przestałem odbierać obce telefony. W końcu, o czym ja mam z tymi biednymi dziewczynami rozmawiać? Kierować je na ten blog? Tradycyjnie więc proszę o wsparcie, a ze swojej strony, obiecuję że będę dalej grał tak ładnie jak tylko potrafię. Dziękuję.
@toyah
OdpowiedzUsuńSkoro uważam, rze na mnie spoczywa obowiązek ilustracji tego bloga, wszystkim mniej lub więcej tam-rze wybitnym pragnę odświeżyć stary przebój. W formie zagadki, jako hołd dla ich wybitnej inteligencji (czyt.: zdolności dostosowania się).
http://www.youtube.com/watch?v=5iWVBF61tLI
@orjan
OdpowiedzUsuńTo ja też tak potrafię:
http://www.youtube.com/watch?v=DJpY7eT6oNk
@toyah
OdpowiedzUsuńNo tak, wielu uważa, rze: dogadać się zawsze można. Podobno kwestia techniki.
I o to się rozchodzi: forma ma wystarczyć za treść.
Rezultat: same ruchy nie wystarczą.
W jednym wypunktowałeś wystarczająco syntetycznie: uważam, rze rzeczywiście jest domem relatywizmu. Nomen omen.
Relatywizm i oportunizm w jednym stoją domu.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTo były dziwne czasy, bez bluzgu co drugie słowo.
Przypomniał mi się filmik popagandowy o smutnych skutkach rock-and-rolla, na który obowiązkowo pędzono uczniów w mojej szkole. Chodziło w nim o to, że młodzież, która tańczy te imperialistyczne tańce, to wstrętne prywaciarskie dzieci i kandydaci na przestępców. Był on już troszkę przestarzały, ale wszyscy go uwielbiali, bo był szkółką świetnego tańca i stylu.
@Marylka
OdpowiedzUsuńAleż jak najbardziej. Bardzo dziwne czasy.