Mamy dwa balkony. Jeden od ulicy, drugi od podwórka. Wprawdzie tak się jakoś złożyło, że w istocie korzystamy tylko z jednego z nich, a na drugi machnęliśmy praktycznie ręką, któregoś dnia przyszło nam do głowy, by ten, gdzie zdarza nam się spędzać czasem czas, odnowić. Zrobiliśmy to w sposób całkowicie standardowy, a więc kupiliśmy ładne szare płytki i zwróciliśmy się do znajomego fachowca, niejakiego Józka, by je nam tam elegancko położył. Z fachowcami, jak wiemy, bywa różnie, przede wszystkim z tego powodu, że oni są zwykle znacznie gorsi, niż się przedstawiają, a jeśli wziąć pod uwagę, że pewna część z nich każde zarobione pieniądze lubi wydać na flaszkę, mamy tu zawsze pewne ryzyko.
Jednak nasz człowiek był już tak skonstruowany, że wydawał pieniądze głównie na utrzymanie rodziny, a jak idzie o robotę, to wygląda na to, że z nim sytuacja była odwrotna od tradycyjnej. On był akurat znacznie lepszy, niż można się było spodziewać. A zatem po jednym dniu porządnej pracy, nasz balkon lśnił urodą i elegancją.
Józek nie jest naszym bliskim znajomym. Tyle wszystkiego, że mieszka niedaleko, nasze dzieci chodziły do jednego przedszkola, i kiedy się widzimy, mówimy sobie dzień dobry. Gdyby go nie znać zupełnie i spojrzeć jak przechodzi obok nas, można by było pomyśleć, że to jest własnie ktoś taki, kto za parę złotych położy nam płytki na balkonie, lub ewentualnie może i nawet wytapetuje kuchnię, a więc tu zaskoczenia nie ma. To co jednak może zaskakiwać, to to, że on praktycznie nigdy nie jest pijany. Ja go spotykam stosunkowo często, jednak jeśli zdarzyło mi się widzieć, jak wraca do domu z jakiegoś bardziej sympatycznego towarzyskiego spotkania, to najwyżej parę razy. Poza tym, on jest zaledwie typowym człowiekiem w starszym wieku, z bardzo typową zoną i typowymi dorosłymi dziećmi – jak znam życie, dziś pewnie gdzieś w Londynie, lub w Hamburgu.
Niedawno szedłem sobie z rana z psem na spacer i spotkałem Józka. Myślę, że to jednak musiało być z jego inicjatywy, wyrażonej może gestem, a może ledwie spojrzeniem, ale tym razem przystanęliśmy i troszkęśmy pogadali. Oczywiście najpierw, niezwykle oryginalnie, zapytałem go co słychać, a on mi odpowiedział, że idzie szukać pracy. Wcześniej przez trzy miesiące pracował na jakiejś budowie, ale kiedy minął ów trzeci miesiąc, a właściciel firmy nadal mu nie płacił, zrezygnował, no i teraz chodzi i szuka czegoś nowego. Ponieważ w Katowicach strasznie się ostatnio dużo wszędzie buduje – włącznie z potężną budową w okolicach dworca kolejowego – on zdecydowanie ma gdzie chodzić, tyle że jak dotychczas zdecydowanie bez efektu. No więc opowiadał mi Józek, że był i tu i tam i jeszcze w wielu innych miejscach, ale nigdzie takich jak on nie potrzebują. Ale ponieważ, jak mówię, tych miejsc jest wciąż coraz więcej, on każdego ranka wychodzi z domu i chodzi po mieście w poszukiwaniu czegoś do roboty.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, po czym ja poszedłem do parku z psem, a on na jakąś kolejną budowę. Kiedy wracałem do domu, znów spotkałem Józka, tyle że już nie w pobliżu naszych domów, ale w drodze do parku. Oczywiście pracy nie dostał, a teraz idzie do parku, bo nawet nie ma po co iść do domu. Nie bardzo jest się do czego spieszyć, prawda? A ja własnie wtedy zrozumiałem nagle ów szczególny wymiar tego naszego polskiego nieszczęścia, w jakim się nagle znaleźliśmy po tych wszystkich latach. Bo mam wrażenie, że bardzo łatwo jest odebrać, a następnie przyjąć do wiadomości informację, że iluś tam robotników zeszło z placu budowy którejś z nowych polskich dróg, bo już nie mają siły czekać na zaległe wypłaty. W końcu, jak wiemy, zawsze ktoś gdzieś na coś czeka, zawsze gdzieś ktoś kogoś wystawia do wiatru, gdzieś powstają jakieś nieprzyjemne spięcia, a poza tym, komu nie jest ciężko? No, proszę powiedzieć – komuż to nie jest dziś ciężko? I w tym wszystkim jakoś umyka nam ów wymiar najbardziej podstawowy, wymiar który zwykle potrafi dostrzec tylko on. Tylko Józek. Bo łatwo jest usłyszeć, że gdzieś znowu szlag trafił kolejny plan i znów trzeba będzie ograniczyć swoje oczekiwania, nieco trudniej jednak pójść ten krok dalej, że są też ludzie, dla których zarówno ten plan, jak i te oczekiwania oznaczały może ich całe życie. Spróbujmy pomyśleć o człowieku, który jest jakimś murarzem, malarzem, może cieślą, czy diabli wiedzą kim jeszcze, każdego ranka wychodzi z domu w poszukiwaniu pracy, a następnie – ponieważ już nie ma siły słuchać ciągłych narzekań żony – idzie na samotny spacer do parku, i nagle, któregoś dnia pojawia się ta tak długo oczekiwana szansa, bo oto albo powstaje jakaś autostrada, albo most, albo nowy hotel, czy kolejne centrum handlowe i jakimś cudem on tam idzie, a oni mu mówią: „Dobra, przyjdź pan jutro rano do roboty”.
No i on oczywiście przychodzi. A ponieważ mu na tej pracy bardzo zależy, jest zawsze na czas, robi co do niego należy, jak trzeba – w końcu Mistrzostwa już niedługo, a czas goni – zostaje dłużej niż było umówione, a może i też pracuje w soboty, lub nawet w niedziele. I jest tam każdego dnia, od rana do wieczora, i w pewnym momencie ogrania go taka satysfakcja, że nagle myśli sobie, że jak dostanie pierwszą wypłatę, to weźmie, cholera jasna, poświęci się i nawet wrzuci coś na tacę. I oczywiście mija ten miesiąc pierwszy i kolejny i oczywiście – w końcu wszyscy wiemy jak jest – wiadomo już, że o żadnych pieniądzach mowy być nie może, tyle że jakoś tak głupio rzucić to wszystko i pójść sobie do domu, bo wtedy to już w ogóle nie ma o czym gadać. Więc wstaje Józek dalej każdego ranka i idzie na tę budowę i robi za trzech, żeby mu nikt nie powiedział, że się obija, więc mu się nie należy, aż w końcu przychodzi ten moment, że się dalej tak już po prostu nie da. Zwłaszcza że wcale nie jest tak łatwo wyjaśnić żonie, która jest dokładnie tak samo bezradna jak on sam, że to wszystko to naprawdę nie jest jego wina.
Wczoraj w telewizji najpierw pokazano tych kręcących się w kółko po rozgrzebanej autostradzie robotników, którzy ani nie chcą się brać za te swoje łopaty, ani też kolejny dzień wracać do domu bez grosza, a zaraz po nich jakąś bardzo elegancką kobietę, która mówi, że ponieważ okazało się, że w Polsce budować drogi się nie opłaca, ona zwija ten interes, natomiast jak idzie o Józka, to jej jest bardzo przykro, ale nawet nie ma za bardzo czym mu zapłacić. Po niej pokazała się jakaś inna, równie elegancka kobieta, i oświadczyła, że ona nic o tym nie wie, żeby tamta nie miała czym płacić, a wręcz przeciwnie, wedle jej wiedzy, ona ma jak najbardziej, bo ona sama jej te pieniądze dała. Później przyszedł któryś z ministrów i powiedział, że wszystko jest na dobrej drodze, i jak trzeba będzie, to on da ze swoich. Na koniec już przyszła tradycyjna publiczność, z których część powiedziała, że pewnie, gdyby rządził Kaczyński, to on by wziął tę łopatę i sam wybudował tę autostradę, a część tradycyjnie wyruszyła na kolejną demonstrację w obronie wolnych mediów.
A Józek? Normalnie. Trochę tam postał, trochę popyskował, i jeszcze zanim wrócił do domu, poszedł się przejść do parku, żeby wszystko sobie odpowiednio przemyśleć i zastanowić się, co ma powiedzieć, żeby było dobrze.
Jeśli ktoś ma taką możliwość, bardzo proszę, niech zechce potraktować ten tekst, jako kolejną moją dniówkę, i wpłaci coś na podany obok numer konta. Dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA nie padło tam czasem zdanie, że pan Józek jest roszczeniowy? Bo to się pojawia w każdej dyskusji o problemach z zatrudnieniem. No i pan Józek pewnie nie chce chodzić na kursy różnych fundacji i urzędów, żeby posiąść znajomość autoprezentacji i pisania cv i wspomóc w ten sposób pracowników tych fundacji i urzędów w utrzymaniu ich i ich rodzin na odpowiednim poziomie życia.
@Marylka
OdpowiedzUsuńJa sobie myślę, że on się boi pisać jakiekolwiek CV, bo jak raz się zdecydował, to go od razu Agora zakwalifikowała do specjalnego konkursu na najbardziej zabawną aplikację i dziś jest mu już zwyczajnie wstyd.
@oyah
OdpowiedzUsuńŁadny tekst, smutny i ładny.
Powiedziałbym, że nawet - wbrew pozorom - może być inspirujący...
@raven59
OdpowiedzUsuńSkoro tak twierdzisz, to bardzo dobrze.
Mam przyjaciela, który po latach emigracji ze względów rodzinnych i z tęskonoty postanowił wrócić do Kraju. Ciężko tutaj tyrał, miał trochę odłożonych pieniędzy. Stolarz z zawodu zainwestował i otworzył własny biznes. Nie narzekał na brak zamówień. Wykonywał je w terminie. Rozumiał swoich kontrahentów, że muszą mieć czas na spłacenie rachunków, więc (również tutejszym zwyczajem) prolongował płatności na pół roku.
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że te sześć miesięcy minęło, a płatności nie nadchodziły. Postanowił wyegzekwować płatności sądownie. Od założenia spraw (bo to nie jednostkowy przypadek) minęło już PIĘĆ lat i końca sprawy nie widać.
Przyjacielowi w końcu oszczędności się skończyły, sprzedał maszyny, budynek i wszystko co miał, kupił bilety na samolot dla siebie, żony i czworga dzieci i powrócił tutaj. Zaczyna wszystko od początku.
Nie wiem, jak sobie radzą inni mali przedsiębiorcy, ale patrząc na jego doświadczenia to jakiś cud, że w Polsce jeszcze coś się robi, coś buduje, coś produkuje.
Czytam Twoje teksty i po raz kolejny mam wrażenie, że czytam jeden z najbardziej przygnębiających.
Sytuacja w Polsce - moim zdaniem - dojrzała do buntu. Tylko kwestia czasu, kiedy ten bunt nastąpi.
Jak zapewne wiecie,od kilku miesiecy trwa pod przewodnictwem Ojcow Paulinow z Jasnej Gory,Krucjata Rozancowa za Ojczyzne,oby to wystarczylo, aby ten bunt byl bezkrwawy,szkoda by bylo nowej przelanej krwi przez tych zdrajcow.
OdpowiedzUsuń@Jan
OdpowiedzUsuńGłupio to mówić, bo w końcu to jest nasza Polska, ale w tej chwili wygląda na to, że stąd trzeba wiać. Póki co, nic tu po nas.
@Krzysiek
OdpowiedzUsuńA więc będziemy się modlić.
@Toyah
OdpowiedzUsuńO to im chodzi, zamienić nas w owce albo wypędzić.
@raven59
OdpowiedzUsuńSyn i córka sąsiadów są w Holandii i pracują przy produkcji ciastek. Mama się martwi, bo ta dziewczynka rzuciła studia.
@toyah
OdpowiedzUsuńTrudne dylematy..., jakże prosto rozwiązywalne gdy nie ma co do garnka włożyć a w mediach powtarzają: "Żyj !"
Tylko jak gdy lodówka pustawa a perspektyw brak.
Podziwiam tego Pana Kazika, że nie pija, tylko czy długo tak wytrzyma ?
@raven59
OdpowiedzUsuńJózek. To jest pan Józek.
@Toyah
OdpowiedzUsuńpisałem z pamięci, jak widać zawodzi...
@Toyah
OdpowiedzUsuńJest jeszcze coś. Jak piszesz, pan Józek to porządny, sprawny fachowiec. No i nie może znaleźć pracy. Natomiast ilu partaczy, przyglupów, niedouków etc. żyje sobie jak pączki w maśle: spokojna, niczym nie zagrożona posada, interesiki na boku i wszystko w dupie.
Mój kolega, znakomity lekarz, po kilkunastu latach użerania się z układami w tzw. służbie zdrowia wyjechał parę lat temu do Szwecji. I, gdy z nim rozmawiam co jakiś czas, zgodnie stwierdzamy, że to jest właśnie uderzające: ta promocja miernoty. A pan Józek bez pracy.
A wczoraj już nie zdążyłem napisać: co za tytuł! Temat kontynuujesz dzis na Salonie. Ja jednak, w przeciwieństwie do wielu, wole komentować tutaj i nawet łatwiej mi tu komentować, nie muszę przechodzić całej wielkiej procedury, żeby czytać wszystkie komentarze pod tekstem. Ale teraz, nie wytrzymam :) idę jeszcze coś napisać i tam.
@raven59
OdpowiedzUsuńBo to brzmi jak fikcja. A to jest prawdziwy człowiek. Ja widzę jego twarz.
@Kozik
OdpowiedzUsuńW ogóle jakoś mi w tych dniach tytuły wychodzą.
@Toyah
OdpowiedzUsuńObserwuję, jak u mnie na wsi radzą sobie ludzie. To jest tradycyjnie biedna wieś, prawie na Podlasiu. Tu na miejscu wielu ma teraz wspaniały czas, bo zakłada się kanalizację i harują przy tym od rana do późnej nocy, przy lampach. Gmina dała pieniądze na zbieranie śmieci przy drodze i jeden człowiek przez dwa dni zebrał i posegregował ze sto kilkadziesiąt wielkich worków. Inni chwytają każdą pracę, wszystko tu można załatwić za grosze i bardzo starannie zrobione. Jest tu ok. 100 mieszkańców. Trzech pijaczków. I prawie co miesiąc jest pogrzeb. Średnia wieku na cmentarzu 65 lat.
Jak sobie przypominam te wszystkie obrzydliwe filmy i książki o wsi autorstwa słynnych i uwielbianych pisarzy i reżyserów, którzy z takich wsi się wywodzą, to chciałabym walić ich codziennie po mordach.
@Marylka
OdpowiedzUsuńI z tym co powiedziałaś, idę spać.
@Toyah
OdpowiedzUsuńJest strona internetowa na temat Krucjaty;
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl/
Trzeba mowic o tym wokol siebie...Pozdrawiam i jade na week-end do jednego z "Ognisk milosci" zalozonych przez Marte Robin.