Poniższy tekst już tak naprawdę był tu przedstawiony, tyle że w nieco innej wersji. I, mimo że jego charakter zdecydowanie bardziej odpowiada temu co się dzieje tutaj niż w Salonie24, wstawiłem go jednak na tamten blog, wiedząc, że tam znajdzie więcej czytelników, którzy go nie mieli okazji jeszcze czytać. A wierzę, że on jest na tyle mocny, ze nie wypada go za bardzo chować. Zwłaszcza w dniach takich jak te.
No i stało się tak, że nasz kolega raven59 – być może też z tego powodu, że go wcześniej nie miał okazji czytać – zaczął mnie bardzo naciskać, by go wkleić tutaj. Tłumaczyłem mu, że on już tu w pewnym sensie był – na nic. A więc ponieważ co rozkaz to rozkaz, bardzo proszę, przeczytajcie go sobie i mam nadzieję, że zarówno ci, którzy go sobie tylko przypomną, jak i ci, którzy go wcześniej nie znali, będą mieli podobną satysfakcję. No i jeśli tak się stanie, będę wdzięczny za każdy grosz. Numer konta jest tuż obok. Dziękuję.
Od tamtej soboty minęły już dwa lata, ale wiemy przecież świetnie, że czas płata różne figle i wcale nie tak rzadko dochodzi do sytuacji, że człowiek kładzie się spać wieczorem, rano wstaje, i z przerażeniem widzi, że mijają kolejne tygodnie, a za chwilę miną kolejne miesiące, a ten dzień, kiedy to w smoleńskiej mgle rozbił się samolot z polską szachownicą, a 96 osób znajdujących się w środku, wśród nich Lech i Maria Kaczyńscy, zostali rozszarpani na strzępy, będzie nam stał przed oczami jakby to było wczoraj.
Ktoś mnie zapyta, czemu ja z zawziętością godną lepszej sprawy powtarzam słowa o tej masakrze? Czemu ja nie mogę normalnie powiedzieć, że oto minęły cztery miesiące od katastrofy pod Smoleńskiem, albo – skoro już muszę gadać o Prezydencie – nie powiem normalnie, że właśnie dziś obchodziliśmy drugą rocznicę jego śmierci? Czemu ja wciąż przypominam te ciała, te porozkradane spinki, skrawki ubrań, zegarki, karty kredytowe? Czemu ja wciąż, z maniakalnym zawzięciem, wspominam to biedne, zdeformowane do granic wyobraźni szczątki Przemysława Gosiewskiego? Czemu ja wciąż gadam o tej krwi?
Powiem że sam się nad tym zastanawiam i nie do końca wiem, co odpowiedzieć. Najprościej byłoby powiedzieć, że ja wciąż o nich myślę, i że każdy kolejny dzień mijający od tego udręczenia wypełniam głosami, obrazami i wspomnieniami związanymi z tamtymi ludźmi, z tym co się z nimi stało, a nawet i z tymi, którzy po nich zostali. Być może najprościej byłoby powiedzieć, że za tym moim zaplątaniem stoją tamte tak już wydawałoby się stare zdjęcia Ewy Kaczyńskiej w dniu pogrzebu, które wciąż tworzą pulpit i mojego komputera i telefonu. A może to chodzi o to, że ja zwyczajnie o tym dniu i o tych ludziach nie potrafię zapomnieć, ale też zapomnieć nie chcę. Co więcej, ja chcę o nich pamiętać w wymiarze, który uważam akurat tu za podstawowy. A więc w wymiarze który mam ochotę nazywać męczeństwem.
Pamiętam publiczne reakcje jakie wywołała publikacja książki Jarosława Marka Rymkiewicza o warszawskiej masakrze roku 1944, zatytułowanej ‘Kinderszenen’. Pamiętam, że to właśnie w stosunku do niej formułowano tego typu zarzuty, które sprowadzały się do jednego – że Rymkiewicz nurza się w krwi i że tu jest chore. Pamiętam, że kiedy ja czytałem tę książkę, byłem wypełniony niczym więcej jak tylko pełnym wzruszenia uniesieniem, jednak ani nie wiedziałem, skąd ono się bierze, ani jednak też tego wiedzieć nie potrzebuję. Dziś, kiedy myślę o tym rozbitym na rosyjskim błocie polskim samolocie, wiem, że to jest dokładnie to samo, a ja jestem emocjonalnie zanurzony w tym samym wymiarze, który opisywał w swojej książce o Powstaniu Warszawskim Rymkiewicz. Ale wiem też coś więcej – że wściekłość jaką u niektórych wzbudzały tamte emocje, i wściekłość, jaką budzą emocje – przecież nie tylko moje – dzisiejsze, to jest dokładnie ta sama wściekłość. Jest to wściekłość skierowana przeciwko wydawałoby się kompletnie obcej kulturze, czy może wręcz obcej cywilizacji, która nagle przestaje być czymś, co oglądamy przez szybę samochodu, lub przez turystyczną lornetkę, ale która nagle agresywnie wkracza w nasze życie i pokazuje się jako jak najbardziej alternatywna oferta.
Kiedy dziś słuchamy pełnych oburzenia komentarzy dotyczących politycznych rzekomo źródeł tej tak fatalnie przedłużającej się żałoby, kiedy słyszymy najróżniejszych komentatorów serdecznie ubolewających nad tym, jak to źli, podli i zakłamani ludzie bezwzględnie wykorzystują ból rodzin osób pogrzebanych w podsmoleńskim błocie, kiedy słuchamy apeli o to, żeby wreszcie już skończyć z rozgrzebywaniem tej tragedii, żeby usunąć te krzyże, zdmuchnąć świeczki, żeby zabrać te zdjęcia, żeby wrócić do normalnego życia, a sprawy zostawić doświadczonym rosyjskim i polskim prokuratorom, mamy naturalną skłonność do tego, żeby sądzić, że za tym wszystkim kryje się polityka. Zwyczajna polityka. Jak zawsze od tylu już lat. I nie tylko za tym, ale za wszystkim. Że nawet jeśli jedni wciąż apelują o to, by wysprzątać tę krew i wydrapać ten wosk, bo boją się, że i ta krew i ten wosk ich w końcu pochłonie, to drudzy wciąż gadają o kwietniowej tragedii, bo w ten sposób chcą zdobyć kilka dodatkowych punktów w sondażach, a ten sposób – bo to jest tylko sposób – wydaje się do tego celu zwyczajnie i po prostu najlepszy.
Otóż nie mam pewności jak jest u innych, ale jeśli idzie o mnie i ludzi mi bliskich, jestem absolutnie pewien, że tu polityka nie ma nic do rzeczy. Jak idzie o nas, ja po prostu wiem, że ta katastrofa to znak, symbol i doświadczenie, znacznie przekraczające wszystko to, co może nam dać doraźna polityka. To jest właśnie coś na miarę tego opisanego przez Rymkiewicza wybuchu z okupowanej Warszawy roku 1944. Dopiero co pisałem tekst o inwazji protestanckiej pobożności, i przy tej okazji znów przypomniał mi się film Mela Gibsona o męce Jezusa i cała ówczesna histeria skierowana pod adresem tego co Gibson pokazał i w jaki sposób to pokazał. A więc ten jeden stały argument: Po co w ogóle o tym gadać? I to jeszcze gadać w sposób tak nieprzyjemny? To jest właśnie ten sam wymiar. Wcale nie polityczny, ale kulturowy.
Minęły dwa lata od katastrofy rządowego tupolewa i od śmierci prezydenta Kaczyńskiego. Wszystko co się stało przez te miesiące, każe mi mieć pewność, że ta śmierć i to męczeństwo nie było wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, ale że za nimi stała czyjaś podła, najpodlejsza myśl. Ale też wszystko, co się przez te miesiące dzieje, każe mi się obawiać, że jest całkiem możliwe, że nigdy już się nie dowiem, czy moje podejrzenia są słuszne, czy nie, i że już do końca moich dni, będę skazany na kłamstwa i bezczelne pomówienia. I jest mi oczywiście z tego powodu bardzo źle. Natomiast jest coś znacznie ważniejszego niż to, czy przyczyny tej katastrofy zostaną wyjaśnione, a nawet czy źli ludzie zostaną ukarani, a ofiary tego zła otrzymają swoją sprawiedliwość. Myślę sobie, że z pewnego punktu widzenia, dla mnie i dla wielu ludzi, których znam, najważniejsze pozostaną i tak już tylko te ostatnie sekundy przed ostatecznym końcem tego lotu, myśli i słowa ludzi zgromadzonych w tym jednym, tragicznym miejscu, ten strach, ten ból, ta bezradność i wreszcie ta krew i to cierpienie. Ta – znów muszę wrócić do tego nieszczęsnego ciała Przemysława Gosiewskiego – niewyobrażalna rzeź. Ten znak, ten symbol, ten głos umęczonej Ojczyzny.
Tak więc to cośmy otrzymali, widzę jako karę i jako dar. I, przepraszam bardzo, ale jeśli dziś jakiś wyżelowany dziennikarz mówi mi, żebym przestał, bo moje gadanie go denerwuje, to ja oczywiście rozumiem jego zdenerwowanie. Powiem wręcz, że ja je rozumiem bardzo dobrze. Rozumiem je, bo wiem świetnie, jak to jest kiedy człowiek się boi, ale wiem też że od strachu jeszcze gorszy bywa kontakt z obcym.
„Bo coś się tu dzieje, a pan nie wie, co to jest. Prawda, panie Jones?”
Prawda panie Toyah.
OdpowiedzUsuńDziś taki jeden do tego stopnia był tym wszystkim zniesmaczony, że stwierdził, że wolałby się nie urodzić niż tak zachowywać.
@Remo
OdpowiedzUsuńJa na jego miejscu też bym się wolał nie urodzić.
@toyah
OdpowiedzUsuńDziękuję,
wtedy gdy ta notka została umieszczona na S24 pojawiła się informacja o zasadności przystanku we Włoszczowej i oddaniu tym samym (w pewnym sensie) honoru Śp. Przemysławowi Gosiewskiemu.
To Jego małe zwycięstwo obok naszych cierpień związanych z tą Tragedią.
@raven59
OdpowiedzUsuńObawiam się, że w obecnej sytuacji mamy do czynienia z gównem, nie zwycięstwem. Pamięć Gosiewskiego została zszargana na całe lata. A tych którzy za to spalą się w piekle jestem w stanie wymienić z nazwiska. Pierwszym z nich, niech będzie Robert Mazurek.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuńCzytałeś ten jego bełkot w rp, co? Jak dla mnie on to musiał pisać w jakimś pijackim widzie. Ten powróz musi ich naprawdę już nieźle dusić. No, nic. Trzeba się przygotować na dalsze rozczarowania. Bo czegoś takiego ja nawet po Mazurku się nie spodziewałem.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńmoj znajomy na fejsbuku przytacza tekst Mazurka jako rozsadny glos na prawicy.Masz racje,tkwimy po uszy w wielkim gownie.Ty tam a ja tutaj.
@tobiasz11
OdpowiedzUsuńTo Mazurek tkwi w gównie. I to nie od dziś. Nie miałem watpliwości co do niego jeszcze w czasach "Wprost". Z Toyahem trochę już na jego temat gadaliśmy.
Ostatniego tekstu Mazurka nawet nie czytałem. Omijam go od dawna z daleka. Wystarczy mi to jedno komentowane tu i ówdzie zdanie, że Mazurek brzydzi sie uroczystościami na Krakowskim Przemiesciu, bo to powinien być jego zdaniem czas żałoby i modlitwy...
Jak tu komentować te wynurzenia oślizłego, zakłamanego konformisty?
Mam wątpliwą satysfakcję, że wreszcie tyle osób otworzyło oczy co do tego typka.
@kazef
OdpowiedzUsuńNie wiem. Chyba nie. Ale się zobaczy.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNie. Nie czytałem. Słyszałem. I spodziewałem się jak najbardziej.
@tobiasz11
OdpowiedzUsuńMazurek to żadna prawica. To facet z szalikiem.
@kazef
OdpowiedzUsuńWasza reakcja wskazuje, że ten tekst musi być wart przeczytania. Chyba jednak się poświęcę.
@toyah
OdpowiedzUsuń"facet z szalikiem"
Dobrze powiedziane.
Ale jeszcze lepiej byłoby "szalik z facetem". Ten wymuskany szaliczek z męsko-damskiej mody i jego dodatek.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA ja podejrzewam, że tego czegoś się nie spodziewałeś. I będę się upierał! Przeczytasz-pogadamy.
@kazef
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem. Cały Mazurek. Tyle że nagle na poważnie. On niestety nie potrafi być poważny. I to już jest naprawdę okropne. Z niego jest już tylko pajac.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńDaje słowo, że jedyne co mnie zaskakuje, to to że on nagle nie rechocze. Nagle sobie uświadomiłem, że to jest zawodowy błazen uwięziony w swojej roli. Poza tym - zero. Przecież to jest zaledwie jeden z tych, którzy o Przemysławie Gosiewskim nie mówili inaczej jak tylko "Edgar". O Drzewieckim - "biały nos", a o Gosiewskim - "Edgar". Taka fucha.
@Toyah @zawiślak
OdpowiedzUsuńTeż to przeczytałem.
Przykleja kilkakrotnie i premedytacją łatkę oszołomów i wariatów - wiadomo komu. Mówi ironicznie o towarzystwie z Krakowskiego Przedmiescia. Po drugiej stronie ustawia Zdrojewskiego, Belkę i Siemoniaka, którzy (inaczej niż pisowska tłuszcza) potrafią się zachować.
Pełno niuansów z podręcznika agitatora.
Nie, Toyahu - ten tekst nie jest całkiem na poważnie. Unosi sie nad nim ten sam rechot, to samo co zawsze kpiarskie he-he nad robionymi w konia, manipulowanymi czytelnikami.
Dla mnie ten tekst Mazurka to potwierdzenie jeszcze jednej rzeczy czytanej między wierszami. Tkwi ów dziennikarzyna po uszy i od dawna w tuskowej narracji, ale w gruncie rzeczy już się nie może doczekac palikota. Już na niego przygotowuje. Dopiero wtedy nam pokaże, co potrafi.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się. Moim zdaniem on to napisał jak najbardziej na poważnie. Powiedziałbym wręcz, ze on osiągnął tam poziom prawdziwego szaleństwa. Prawdziwego. A tam żartów, jak wiemy, nie ma.
nieco oprawy:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=RBQXJ3I5xGA
They Can't Take Away Our Music
There's a feeling shared today
By the people whose freedom
Has been taken away
And as in the past
When times were wrong
The common folks
Come together in song
How will we win
With what will we fight
We hope with this song
Our world we will unite
Oh, there's one thing that I'm sure
It's so proud and it's so pure
And it comes from deep within
It's got no hair, it's got no skin
As we travel far and near
We bring the world for you to hear
And the message that we bring
Is alive in the word we sing
And no matter how it make you feel
We got something they can't steal
(CHORUS)
No, they can't, no, they can't
No, they can't take away our music
No, they can't, no, they can't
No, they can't take away our music
In the ghetto, it gets cold
But we've got something
To warm our souls
Like the blanket of our fate
Keeps us covered when we shake
Though they take our brother's live
And deny his given right
Yes, the message will be heard
As the four winds spread the word
And our spirit, they can't break
Cause we got power to communicate, yeah
No, they can't, no, they can't
No, they can't take away our music
No, they can't, no, they can't
Say they can't take away our music
Lord, no, they can't, no, they can't
Hey, they can't take our music
Music, music, sing it for me
Sing it for me, sing it with me
(They can take away our lives)
Come on, come on
(But they can't take our music)
Music is yours and music is mine
Is mine, is mine, is mine
(They can take away our lives)
There was a lady one day
I bet you don't know her name
(But they can't take our music)
Do you remember Billie Holliday
Billie Holliday sang the blues
(They can take away our lives)
She may be dead but she's alive today
(But they can't take our music)
Do you remember Charlie Parker
Sing the blues, sing the blues
Sing the blues
(They can take away our lives)
Jimi Hendrix, Sammy Cooke
Elmore James play the blues
For you, they played
It's all for you, yeah
(But they can't take our music)
Music is yours, it's mine
It's yours, sing it now
(They can take away our lives)
It made me laugh and it made me cry
(But they can't take our music)
Crying, crying, little baby Janis
Cried for you, yeah
(They can take away our lives)
Remember Jimi Hendrix too, Lord
(But they can't take our music)
Sam Cooke now put his message in
My book, my book, it's your book
It's everybody's book
(They can take away our lives)
Music is fine, music is all right
(But they can't take our music)
All right with me, yeah
Come on, come on
Sing it for me, sing it for me
(They can take away our lives)
Sing it for me, sing it just
Everybody, come on
(But they can't take our music)
Get up on your feet now and
Stomp your feet, clap your hands
(They can take away our lives)
Sing it to your man, sing it to your woman
Sing it to your baby, sing it to the sky
(But they can't take our music)
Sing it to the air, sing it to the ground
Sing it to the Earth, my, my, my, my
Come on (they can take away our lives)
They can't take it away
They can't take it away
(But they can't take our music)
Toyah,Kazef,
OdpowiedzUsuńTo samo odpisalem temu 'znajomemu'-to tylko nadworny blazen.Jedno Wielkie Gowno.Cytuja go dzis w TVN przez caly dzien nazywajac czlowiekiem z pawej strony sceny.
O to im chodzilo.Banda wszarzy.
@
OdpowiedzUsuńMazurek ?
Ostatni kawałek, pozostały ze Świąt, zjadłem dziś wieczorem...
A tak na poważnie: wolę być wariatem niż zdrajcą.
@Toyah& kazef
OdpowiedzUsuńOtototo. Ja właśnie szczypałem się w ryło, gdy to czytałem, sprawdzając nazwisko autora. To po pierwsze. Ponadto ten tekst jest wyraźnie słaby. Ja co prawda znam Mazurka właściwie tylko z tych jego wywiadów, które uważam w większości za przeprowadzone sprawnie, z jajem. Samego autora uważam mimo wszystko za człowieka inteligentnego. Ale ten jego dzisiejszy tekst abstrahując od treści uważam za bardzo słaby. Tak warsztatowo. I nie ciągnijcie mnie za język dlaczego, bo nie jestem lingwistą/dziennikarzem. Tak po prostu, na ucho. Gdybym ja miał napisać tekst o takim wydźwięku, przygotowałbym go znacznie lepiej.
Co do jego złośliwości pod adresem P.Gosiewskiego, to przecież wiemy, że dworował sobie w ten sposób ze wszystkich.
Kończąc: tak, szaleństwo lub/i gorzała. Na poważnie. Ale o tym pisałem już wyżej.
@ Toyah z 22:46 (to było zdaje się do mnie)
OdpowiedzUsuńSprecyzuję swój pogląd.
Zgoda: on to pisał śmiertelnie poważnie, na poziomie na którym żartów nie ma - to jest powaga prezentowana ostatnio przez pajaca palikota. Mazurek, jak palikot, stał się nagle z pajaca poważnym, baaaardzo poważnym kontestatorem.
I dalej: jest w tym tekście ten sam podskórny rechot, który towarzyszy innym tekstom Mazurka, zwłaszcza tym pisanym na pół z Zaleskim. Rechot nad robionymi w konia czytelnikami.
Rok temu, w pierwszą rocznicę Smoleńska, gdy dokładnie w porze uroczystości w Warszawie TVN zadekretował lemingom start nowego X-Faktora pisał był Mazurek na swoim blogu następująco:
"Biegam jak wioskowa płaczka z pogrzebu na pogrzeb, na każdym widuję te same twarze. Ale w końcu z Gosiewskiego za życia drwiłem niemiłosiernie, musiałem do niego pójść. I pożegnania znajomych, przyjaciół: Tomka Merty, Władysława Stasiaka, Janusza Kochanowskiego, którego strasznie mi brakuje.
Tak, wiem, ta żałoba już dawno się skończyła, dajmy temu spokój, czas na 'X-Factor'. Tylko że mnie, zapewne nie jednemu, wciąż wracają obrazy z tamtej cholernej soboty".
------
Tak było rok temu... Było kpiarsko o "wioskowych płaczkach", było usprawiedliwienie kroczącego w szeregu janczara, który jaby sam siebie nie rozumie: "Tak, wiem, ta żałoba już dawno się skończyła, dajmy temu spokój, czas na 'X-Factor'"
@
OdpowiedzUsuńTen sam Mazurek, który rok temu w propagandowym chórze pisał, że to już koniec żaloby i reklamował X-faktor, dziś ubolewa nad brakiem atmosfery żałoby i zadumy...
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie ze wszystkich. W tym sęk, że byli tacy z których sobie nie dworował.
@orjan
OdpowiedzUsuńOprawa jak znalazł. Choć muszę przyznać. że ja mam do Burdona stosunek zmienny.
@raven59
OdpowiedzUsuńJa też. Zdecydowanie.
@kazef
OdpowiedzUsuńTeraz to już oczywiście za późno, ale ja bym był za tym, żeby on się jednak zastanowił, dlaczego akurat z Gosiewskiego "drwił niemiłosiernie".
@toyah
OdpowiedzUsuńRzeczywiście. Też byłbym za tym.
wp.pl donosi:
OdpowiedzUsuńAż 39% Polaków nie potrafi powiedzieć, który z raportów dotyczących katastrofy smoleńskiej jest najbardziej przekonujący - wynika z najnowszego sondażu TNS OBOP dla programu "Forum" w TVP Info. - Większość Polaków ma mętlik w głowie - komentował dr Norbert Maliszewski, specjalista ds. marketingu politycznego.
Ciągle nie mogę wyjść ze zdumienia na temat bieżącej wartości doktoratu. Pytanie sondażu ma formę plebiscytową ("ęce, pęce, w której ręce"). Nie ma miejsca na odpowiedź "nie wiem". Trzeba stanąć przy rządzie, albo przeciw rządowi.
Jeżeli odpowiadający z jakiejkolwiek przyczyny nie staje przy raporcie rządowym, to ogłasza brak zaufania do rządu i kropka. A doktór powinien wiedzieć, że jeden raport miał sankcje obowiązku sporządzenia, więc 39 % uważa obowiązek za wypełniony niedostatecznie.
Dodając głosy oddane "za" raportem poselskim widzimy w sondażu ok. 60 % respondentów oceniających źle wykonanie rządowego obowiązku.