czwartek, 19 kwietnia 2012

Uważam rze nie

Dziś, o samym bladym świcie, spotkała mnie niezwykła przygoda. Otóż wstałem, żeby trochę pouczyć, a w kuchni siedziała już sobie moja starsza córka, która też wstała, tyle że po to by, jak przystało na bardzo wybitną absolwentkę biotechnologii, poniańczyć trochę pewne dzieci, i czytała najświeższe „Uważam Rze”. I od razu, zanim zdołałem na dobre otworzyć oczy, przypędziła do mnie z takim newsem: „Czy ty wiesz, że Rosjanie w latach 1936 – 1938 zamordowali co najmniej 150 tys. Polaków i że o tym w ogóle nie piszą w książkach do historii?”
Wyrzuciło moje dziecko z siebie to zdanie, a ja od razu oprzytomniałem, i przez moją głowę przeleciało od razu – tak jak to niestety ze mną w moim późnym już wieku bywa – dziesięć różnych refleksji, a wśród nich i ta, że ja chyba jednak nie zgadzam się z moim kolegą Coryllusem w tych jego niekończących się pretensjach do między innymi właśnie środowiska redagującego takie „Uważam Rze”. No bo, zachowując oczywiście wszelkie nasze zastrzeżenia, nie można lekceważyć tego prostego i oczywistego faktu, że gdyby nie właśnie takie ośrodki jak te reprezentowane przez „Uważam Rze”, ktoś taki jak moja córka nie tylko nie usłyszałby o tym, że przez te dwa krótkie i szybkie jak strzał z pistoletu typu nagan lata, jeszcze w czasach, gdy o wojnie w Europie nawet nie wspominano, komunistyczna Rosja dokonała owych straszliwych etnicznycczystek, ale o wielu innych, równie istotnych dla nas faktach. I nie tylko ona. W końcu to własnie dzięki ludziom takim jak Paweł Lisicki, czy bracia Karnowscy prof. Andrzej Nowak może nas nauczać nie tylko w tak okropnie niszowych miejscach, jak jakieś krakowskie „Arkana”, czy na jakiś organizowanych przez Kluby Gazety Polskiej spotkaniach na polskiej prowincji, ale jak najbardziej w głównym nurcie medialnego przekazu. A zatem, jakie ma znaczenie, co to tak naprawdę są za ludzie i na ile ich zaangażowanie jest szczere i poważne?
Tak sobie oto pomyślałem, a następnie wziąłem to „Uważam Rze” do ręki, przejrzałem to co nam opowiada Andrzej Nowak, zapamiętałem te osiem nazwisk historyków – Burda, Walczak, Ustrzycki, Dolecki, Gutowski, Smoleński, Roszak i Kłaczkow – których System wytypował do najważniejszego dziś być może zadania, a mianowicie do ostatecznego zamieszania we łbach polskiej młodzieży, i kiedy wszystko tak pięknie się przejaśniało, przewróciłem stronę ciut dalej, w głąb tego numeru – wciąż zastanawiając się nad tym, czy my naprawdę musimy być tacy małostkowi – i tam znalazłem kolejny tekst, autorstwa tym razem już aż dwóch osób, Janiny Blikowskiej i Marka Kozubala, zatytułowany „Władzo kochana, proszę mnie zamknąć!” Gdyby komuś sam tytuł nie wystarczył, by się domyślić w czym rzecz, jest jeszcze podtytuł o następującej treści: „Głupota przestępców nie zna granic. Stróżom prawa także zdarza się ‘popisać’ inteligencją” (na wszelki wypadek, drobne wyjaśnienie: ten cudzysłów przy „popisać” to nie ja; to oni).
Tekst Blikowskiej i Kozubala stworzony został prawdopodobnie w następujący sposób: Blikowska (albo Kozubal) poszperała w Internecie i znalazła kilka ciekawych przypadków owych biednych polskich przestępstw, gdzie ktoś się włamuje do piwnicy, kradnie stoik ogórków, a później wpada prosto na policyjny patrol, natomiast Kozubal (albo Blikowska) wszystko to wszystko opisał w kilku prostych zdaniach. To jeśli idzie o technikę pracy reporterskiej. Jak mowa o poziomie wyznaczanym przez wspomniane proste zdania, tekst Bulikowskiej i Kozubala – niepokornych autorów „Uważam Rze” – zbudowany jest tak oto: najpierw jest wstęp następującej treści:
Niekiedy działania naszych przestępców przebijają postacie duńskich gamoni z filmowego gangu Olsena. Ale i zachowanie niektórych mundurowych przypomina głupotę inspektora Clouseau”.
Dalej mamy już pojedyncze akapity, zorganizowane w taki sposób, że jeden akapit to jedna historia jednego nędznego przestępstwa. A wygląda to tak. Akapit pierwszy: „Wyjątkową bezmyślnością popisała się rodzina włamywaczy z Brodnicy. Ona nie mogła nie wpaść w ręce policjantów”. Akapit drugi: „Niezły tupet miał zaś 33-letni mieszkaniec Pyrzyc kolo Szczecina”. Akapit trzeci: „Niezwykłą bezczelnością wykazał się za to 19-latek z Międzyrzecza (Lubelszczyzna)” – swoją drogą, owo „za to” sugerowałoby chyba, że Kozubal (albo Bulikowska) uważa, że tupet i bezczelność to znaczeniowe przeciwieństwa. Akapit czwarty: „Niewątpliwie na tytuł szczególnie nierozgarniętego złodzieja, zasługuje 32-letni mieszkaniec Otwocka Jarosław S. Kiedy włamał się do samochodu i ukradł z niego narzędzia warte 780 zł., myślał, że jest specem w swoim fachu”. Akapit piąty: „Za to niezwykłego pecha mieli dwaj młodzi ludzie, którzy w Zielonej Górze włamali się do kiosku ruchu”. Akapit szósty: „Wszelkie granice głupoty przekroczył z kolei 17-latek ze Szlichtyngowej (Lubuskie)”. Akapit szósty: „Instynktu samozachowawczego zabrakło też niewątpliwie 63-letniemu Grzegorzowi T.”. Akapit siódmy: „W Chorzowie dwóch mężczyzn napadło na 76-letnią kobietę na klatce schodowej domu przy ulicy Podmiejskiej”.Czy jest coś jeszcze? Ależ oczywiście. Jest ten styl. Prosto z dawnych kronik filmowych. Posłuchajmy:
Na nic się jednak zdała zabawa w chowanego. Przestępca został złapany. Nie ma teraz co liczyć na łatwe rozgrzeszenie. Tego na pewno nie da mu prokurator. Tym bardziej, że za to co zrobił, grozi mu 12 lat odsiadki”.
A zatem, osiem przypadków bardzo zabawnego zachowania bardzo zabawnych durniów. I obok tego te dwa umysły i dwa talenty. Ale, zgodnie z zapowiedzią, mamy też policjantów. I tu jest niestety gorzej, bo po wstępnej informacji, że „Nie tylko przestępcy mają problem z myśleniem. Podobne sytuacje zdarzają się też policjantom. A ci potrafią się śmiać sami z siebie. Na internetowym forum policyjnym od kilku lat organizowany jest plebiscyt ‘Złota Pala’ dotyczący najgłupszych wypowiedzi i decyzji przełożonych”, Bulikowska (albo Kozubal) zdołała zaledwie zebrać wyniki kolejnych rozstrzygnięć dorocznego konkursu. Poza tym, brakuje tu jednak przygód policjanta, który gonił złodzieja, a zamiast niego złapał niewinną staruszkę, albo jego dwóch kolegów, którzy zaplątali się w smycz swojego psa i z tego była kupa śmiechu, i jak się okazuje ów śmiech policjantów „samych z siebie” polega na tym że oni w Internecie opowiadają sobie nawzajem o tym, jaki to ich szef jest głupi. Poza tym, to i tak już prawie koniec tego wybitnego tekstu.
Na koniec, zgodnie z zasadami sztuki dziennikarskiej, jest i podsumowanie. I to już jest naprawdę coś. Otóż Bulikowska (albo Kozubal) zatelefonowała do kabareciarza i artysty rockowego Skiby i poprosiła go o jakiś specjalny komentarz. I oto mówi Skiba:
Żyjemy w kraju, w którym jest tradycja bałaganu i chaosu. I on przez lata był obśmiewany. Zespół Bielizna miał taką piosenkę o pani z PKP, która co prawda sprzedawała bilety, ale myślami była gdzie indziej. To się nie zmieniło. Dziś ta pani rozwiązywałaby w pracy krzyżówki, albo rozmawiała przez telefon…”.
Ktoś powie, że ja już tylko mogę dodać, że ona mogłaby też się włamywać do kiosku ruchu, lub pisać teksty w tygodniku opinii „Uważam Rze”. Ale to by zdecydowanie było za mało. To co „Uważam Rze” zaprezentowało w swoim najnowszym wydaniu wymaga czegoś znacznie więcej, niż paru celnych bon motów. A więc proszę posłuchać.
Wielokrotnie i tu, na tym blogu, ale też w wielu innych miejscach i przy różnych okazjach dyskutowaliśmy na temat tak zwanego moralnego wymiaru projektu o nazwie Wielka Orkiestra Świąteczny Pomocy. Ci z nas, którzy nie są w stanie znieść tej duszącej nas od dwudziestu już lat agresji fałszu i obłudy, a niewykluczone też, że i bardzo przebiegłego przekrętu, są wciąż atakowani jednym jedynym argumentem: Nawet jeśli Owsiak kradnie i oszukuje, nawet jeśli jego tak naprawdę los tych dzieci w ogóle nie obchodzi, to co z tego, jeśli z jednej strony, do tych wszystkich szpitali płynie nieustanna pomoc, co chwilę któreś dziecko żyje, zamiast umrzeć, a w dodatku jeszcze tyle dobrych i czystych serc ma tę jedyną być może okazję, żeby okazać solidarność z drugim człowiekiem? I nie mają tu już znaczenia jakiekolwiek argumenty, włącznie z tym wydawałoby się kluczowym, a więc wynikającym bezpośrednio ze słów Jezusa, bo na końcu każdej dyskusji i tak stoi to dziecko, które miało umrzeć, a żyje. A mimo to, my wszyscy wiemy, że tak naprawdę to my mamy słuszność, bo za nami stoi przekonanie o tym, że dobroć nie może być przedmiotem handlu. Po prostu.
Nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, szczególnie dziś, kiedy zobaczyłem to zestawienie – z jednej strony tekst Andrzeja Nowaka, a z drugiej, niemal obok niego, ten stek kompletnych idiotyzmów nie wiadomo dla kogo i Bóg Jeden wie, po co, i uświadomiłem sobie, że tu mamy do czynienia z sytuacją w pełni analogiczną. Grupa dziennikarzy, w większości wykonujących ten zawód wyłącznie dzięki temu, że ktoś gdzieś kogoś poznał i się z nim zaprzyjaźnił, i w większości zaangażowanych w tę pracę dokładnie w taki sam sposób, w jaki ktoś się może zaangażować w popieranie jednej z dwóch drużyn piłkarskich jedynie przez to, że jakoś tak głupio nikomu nie kibicować, postanowili się wziąć za patriotyczne edukowanie całego narodu. I kiedy im się mówi, że to co oni robią tkwi na bardzo niskim, niekiedy wręcz żenująco niskim poziomie, a w dodatku część z nich jest i historycznie i politycznie kompletnie niewiarygodna, jeśli wręcz nie skompromitowana, oni wszyscy nagle podnoszą rwetes pod hasłem: Głosimy prawdę!
Otóż nic z tego. Tak jak Owsiak ze swoją Orkiestrą nie są w stanie uczynić nawet najmniejszego rzeczywistego dobra, organizując ów swój projekt w taki sposób, by jak najwięcej na nim zarobić również na rzecz swojego osobistego powodzenia, tak samo cały ten patriotyczny coaching, dopóki z jednej strony będzie oparty na najgorszego typu amatorszczyźnie, a drugiej strony nawet nie będzie ukrywał swojej pogardy dla tych, do których jest faktycznie adresowany, i którzy w gruncie rzeczy mają go finansować, to jeśli z niego wyjdzie cokolwiek dobrego, to owo coś z miejsca zostanie zdławione przez tę najbardziej ordynarną tandetę i kłamstwo.
Wydaje mi się, że przedstawiam swoje tu racje wystarczająco jasno. Jeśli jednak wciąż ktoś czegoś nie rozumie, to powiem to bardziej dobitnie. Jeśli nauczycielem historii, a przy okazji etyki, jest ktoś, kto tym nauczycielem został głównie z taką intencją, żeby wyrywać co ładniejsze uczennice, a w ramach tego planu uznał, że ten zamiar będzie mu się lepiej realizował, jeśli go wesprze odrobiną porządnego patriotyzmu z domieszką tradycyjnej pobożności, to ta cała historia i tak będzie gówno warta. I nie zmieni tego nawet fakt, że wszyscy jego uczniowie będą znali na pamięć dokładną liczbę pomordowanych w Katyniu polskich oficerów, a przy okazji pierwszych dorosłych wyborów każdy z nich pójdzie głosować na Prawo i Sprawiedliwość. Dlaczego? Bo tak to jakoś jest. I tyle.
Pewnie większość z czytających ten tekst wie, ale nie zaszkodzi przypomnieć, że takich tekstów jak ten, może tylko bardziej refleksyjnych i tematycznie uniwersalnych, można znaleźć dużo więcej w mojej książce „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”, którą można kupić choćby w księgarni Coryllusa na stronie www.coryllus.pl, lub po prostu tu obok trochę bardziej w górze po lewej stronie. Serdecznie polecam. Ona jest bezsprzecznie i bez porównania lepsza niż wszystko co się pojawia choćby w tym nieszczęsnym „Uważam Rze”. I oni to oczywiście wiedzą. I nie tylko oni.
No i jak zwykle, proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta, a jak ktoś mieszka z granicą, to przez paypal. Też wszystko obok. Dziękuję.

11 komentarzy:

  1. @Toyah
    Dawno nie czytałam tego pisma, więc po przeczytaniu Twojego wpisu zajrzałam na jego stronę internetową. Przeczytałam kilka tekstów, z podziwem stwierdziłam, że autorzy zamiast lać wodę umieją zmieścić się w jednym akapicie i dopiero wtedy zauważyłam, że pod tymi akapitami są kłódki i zachęta do kupowania dalszej treści. I tu wychodzi cały sens tej pisaniny. Oczywiście z wyjątkami takimi jak publikacje ludzi spoza dziennikarskiego środowiska, jak Andrzej Nowak. Tylko jego tekstu jakoś nie znalazłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Marylka
    Oczywiście. Oni, podobnie zresztą jak "Rzeczpospolita", każą płacić za każdy jeden artykuł.
    ALe my to czytamy. Cała rodzina. Tam jest zawsze trochę ciekawych tekstów.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    No właśnie, trochę. A przecież mogłoby być dużo. Gdyby nie pisali zawodowcy. Bo oni naprawdę gonią w piętkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Robienie tygodnika, jakiegokolwiek pisma cyklicznego to produkcja. Produkcja tym trudniejsza, że każdy tekst (przynajmniej w założeniu) to prototyp. Nie wiem ile ma stron "Uważam Rze", ale zdaje się koło setki. To w każdym tygodniu trzeba wypełnić. Na dodatek trzeba sprostać różnym zapotrzebowaniom. Bo gdyby "URZ" składało się z samych tekstów na poziomie i rangi materiałów prof. Nowaka, to dla wielu czytelników byłoby po prostu niestrawne.
    Potrzebny jest jeszcze "wypełniacz". Tę rolę pełnią teksty mniej znaczące, błahe, rozrywkowe. Taką pewnie rolę pełni tekst tej pary autorów, o której piszesz. Inną kwestią jest poziom warsztatowy tych materiałów. Z tego co piszesz ten poziom - w przypadku przytoczonego przez Ciebie tekstu - jest słaby.
    Pytanie, czy redaktorzy pisma wkładają wystarczająco dużo wysiłku w poszukiwaniu i pozyskiwaniu ciekawych autorów, dobrych piór? Czym kierują się w wyborze takich lub innych tekstów? Wiele wskazuje na to, że zabiegani między studiami TV, własnymi portalami internetowymi, tego koniecznego wysiłku nie wkładają, często kierując się tym, co zauważą, wpadnie im w ręce, jakiś autor pojawi się przypadkowo w "towarzystwie" itd. Nie bez znaczenia są też takie lub inne relacje personalne. Można mieć do nich o to pretensję, choć nie skreślałbym ich i nie potępiał w czambuł.
    Spędziłem w redakcjach wiele lat i wiem jak to wygląda. Sam redagowałem przez kilka lat pismo polonijne i wiem ile trudu, pracy, wysiłku i czasu wymaga pozyskiwanie autorów (szczególnie wtedy, jak się nie dysponuje dużymi pieniędzmi), jak trudno się pracuje nad ich tekstami - bo ewentualne poprawki trzeba z autorem negocjować, a to delikatna materia, ile trzeba odbyć rozmów, napisać listów, negocjować z wydawcą, który nie musi mieć tych samych ambicji i celów, by to wszystko, co później jest w druku miało jakieś ręce i nogi.
    Tak więc nie byłbym aż tak krytyczny w stosunku do redaktorów URZ.
    Sam przyznajesz, że jednak to czytacie i że jest tam zawsze trochę ciekawych tekstów.
    Te "trochę" - to bardzo dużo!
    Choć rozumiem, że chciałoby się by było ich więcej.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Marylka

    "Gdyby nie pisali zawodowcy. Bo oni naprawdę gonią w piętkę"

    Marylko, wśród niezawodowców, blogerów (a ze względu na mój stan zdrowia czytanie blogów to jedyna rozrywka i siedzę w tym po uszy), w tej gigantycznej masie tekstów, jakie pojawiają sie na najróżniejszych portalach internetowych miałbym ogromne problemy ze znalezieniem 10 autorów, których teksty trzymają stale wysoki poziom warsztatowy. Jednym z nich jest autor tego bloga, którego (już to pisałem) na miejscu każdego redaktora zatrudniłbym natychmiast za każde pieniądze.
    Toyah jest ewenementem, zjawiskiem przyrodniczym, takich ludzi, którzy są w stanie STALE, z taką częstotliwością pisać na wysokim poziomie, nie schodząc poniżej pewnego pułapu wyliczyłbym w necie może jeszcze dwóch, może trzech.
    Wśród "zawodowców" też nie znalazłbym więcej.
    Tak więc nie pokładałbym aż takich nadziei w blogosferze.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Jan
    Otóż problem polega na tym, że na ich miejscu, byś mnie nie zatrudnił. Na ich miejscu robiłbyś dokładnie to co oni robią, a więc byś mnie tępił. To jest, proszę Ciebie, cały system, który ma na celu własny, osobisty interes swoich członków.
    Mówisz że nie jesteś w stanie znaleźć 10 autorów z poza branży. Zapewniam Cię, że im by wystarczyło pięciu, żeby ten interes rozruszać. Co ja mówię pięciu? Dwóch by wystarczyło. Tylko że oni tego nie zrobią, bo ich kumple musieliby ustąpić miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Jan
    Oczywiście, że tworzenie pisma wymaga trudu. Jak każda praca. Mnie chodzi o to, że cała prasa została "sprasowana" do jednego formatu i to samo stało się z zawodem dziennikarskim. Nie ma znaczenia, jaka jest opcja pisma, we wszystkich istnieją normy poprawnościowe równie silne i pętające twórczość jak cenzura. Dlatego nie jest ważne, co autor ma do powiedzenia i czy w ogóle umie pisać - od tego jest cała machina redakcyjno-korektorska - tylko na ile gładko umie wejść w schematy. Nie tylko blogerzy nie mają szans (czasem drukuje się ich w "poważnych" gazetach, ale na zasadzie małpy w zoo - z zaznaczeniem, że to bloger, a nie po prostu autor). Widziałam dużo dobrych, ciekawych i pisanych ze znajomością rzeczy tekstów, odrzuconych lub przeredagowanych w sposób niemiłosierny, bo "u nas nie tak się pisze". No i bywa tak, że nie ma miejsca w prasie dla niektórych autorów z renomą i autorytetem, lecz nie uzależnionych od pisania, czyli nie tkwiących dość głęboko w układach środowiskowych. Kumpelstwo oczywiście jest jedną z ważniejszych norm funkcjonowania w prasie. To tak w skrócie. Efekt jest taki, jak opisuje Toyah. Czytamy, bo w 100-stronnicowym piśmie zawsze znajdzie się cośkolwiek do poczytania, no a poza tym mamy nieposkromiony nawyk czytania. Jeśli o mnie chodzi, zarzuciłam niemal zupełnie czytanie prasy odkąd zajrzałam do blogosfery, a ściślej, do Toyaha, bo tu znalazłam to, czego próbujemy bezskutecznie poszukiwać w prasie.

    OdpowiedzUsuń
  8. @all

    nie czytam drukowanego na papierze (mam na myśli prasę, bo książki jak najbardziej), bo faktem jest, że rzadko można trafić na jakiś dobry tekst. I zazwyczaj pieniądze, które przeznacza się na prasę wyrzucane są w błoto. Blogosfera jakoś zaczęła mi wystarczać i to od dłuższego czasu.
    Znajduję wszystkie potrzebne informacje i ciekawe opinie. Tylko tu również trzeba umieć się "znaleźć" i nie czytać byle czego. Ale kilka lat otrzaskania daje praktykę i wiedzę kogo czytać i czego oczekiwać.

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie

    p.s. blog Gospodarza oraz jego Gości pod każdym względem spełnia kryteria rzetelnych informacji i pożądanych przez mnie opinii.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Toyah

    chyba nie zgodzę się z tym, że jeśli ktoś jest amoralny, to jego sztuka nie zdaje się na nic.

    Historia nas poucza, ze wielu wielkich artystów nie prowadziło się moralnie, a ich sztuka bezsprzecznie
    stanowi wkład w ludzkość.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. @molier
    A ja tak powiedziałem? Że jeśli ktoś jest amoralny, to jego sztuka nadaje się na nic? To bardzo ciekawe, bo nigdy tak nie uważałem.

    OdpowiedzUsuń
  11. @toyah
    taka myśl nasunęła mi się, gdy przeczytałam o tym nauczycielu - doskonałym rzemieślniku, uczącym o patriotyzmie, natomiast ze złymi intencjami, czyli człowieku amoralnym.
    Pan Bóg pisze prosto nawet na krzywych liniach.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...