czwartek, 12 kwietnia 2012

Nasi tworzą historię

Jak już tu informowałem, tak się stało, że postanowiłem ów swój, od czasu zeszłorocznej kampanii szczątkowy, blog w Salonie24 uaktywnić, i dziś, mimo wcześniejszych bardzo poważnych wątpliwości co do tego, czy postępuje słusznie, dziś już wiem, że słusznie jak najbardziej. Przede wszystkim, główny cel tego posunięcia, a więc wsparcie Coryllusa w jego walce o wolność słowa, został spełniony wręcz z nawiązką. Mimo że nasze teksty z zasady nie trafiają nawet na główną stronę Salonu, jesteśmy tam obaj bardzo mocno czytani i komentowani. W dodatku udało się stworzyć coś, czego się już zupełnie nie spodziewałem i czego nawet wcześniej nie planowałem, a mianowicie autentyczny front. Dziś jest mam wrażenie tak, że te teksty – jak mówię czytane i komentowane bardzo szeroko – zaczynają funkcjonować, jakby były pisane przez jedną osobę. A to, wbrew być może pozorom, jest bardzo dobrze. Bo w ten sposób ów atak jest na pewno mocniejszy. I nawet jeśli niekiedy poszczególne poglądy moje, czy poglądy Coryllusa komuś się nie spodobają, to nie można nam odmówić ani szczerości ani uczciwości w tym co robimy.
Oczywiście fakt, że zacząłem pisać również w Salonie może być jakoś tam niebezpieczny dla tego bloga. A wiąże się to z tym, że ponieważ od początku założyłem sobie, że na Salonie będę załatwiał sprawy bardziej doraźne, natomiast tu będziemy się jak dotychczas nurzać w naszych codziennych refleksjach, ja muszę pisać więcej, a przez to może się zdarzyć, że nie uda mi się zostawiać tu jak dotychczas jednego tekstu dziennie, czy choćby nawet jednego na dwa dni. Ponieważ jednak mam przykre wrażenie, że to co ja tu piszę z jakiegoś powodu ostatnio wzbudza nieco mniejsze zainteresowanie, niż jeszcze parę miesięcy temu, moje ewentualne wyrzuty sumienia muszą być też trochę mniejsze. Weźmy tekst, który wstawiłem od razu w poniedziałek, tuż po tym, jak uznałem, że wszyscy zdążyli odpowiednio ochłonąć po rekolekcjach Don Paddingtona. Dopiero wczoraj miałem okazję zauważyć, że nim się zainteresowało więcej niż parę osób. A wcześniej? Przepraszam bardzo, ale ci co widzieli – to widzieli.
Mimo to, oryginalnie tekst który wrzuciłem wczoraj do Salonu był pisany z myślą o nas. Pierwsza moja myśl była taka, by to co ja sądzę o dwuletnim już śledztwie smoleńskim prowadzonym przez FYM-a napisać na ten blog. Ostatecznie jednak on poszedł tam z dwóch powodów. Po pierwsze, ja naprawdę bardzo chciałem, żeby tekst o Dominikanach jednak został przeczytany przez wszystkich na których przyjaźni mi zależy, a zatem uznałem, że lepiej będzie jak on tu trochę jeszcze pobłyszczy. Inna sprawa, że trochę mi też było głupio rachować się z FYM-em tu, gdzie on pewnie nawet nie zagląda i gdzie tak naprawdę to czym się on zajmuje nikogo aż tak bardzo może nie obchodzić. No ale w końcu uznałem, że sprawa jest na tyle ważna, że coś na ten temat powiedzieć powinienem i tutaj. I że dziś jest na to odpowiedni moment.
Pewnie wszyscy się jako tako w sprawie orientują, jednak na wszelki wypadek przypomnę, o co chodzi. Otóż jeden z ważniejszych polskich blogerów Free Your Mind, lub, jak kto woli, FYM, opublikował ostatnio w Sieci ponad tysiącstronicową książkę poświęconą wyjaśnieniu przyczyn Katastrofy Smoleńskiej. Materiały do niej FYM zbierał, gromadził i zapisywał na swoim blogu w Salonie24 przez niemal dwa lata i – co warto zauważyć – przez ten czas nie zajmował się absolutnie niczym innym. O ile przed Katastrofą on głównie prowadził swoją walkę z Systemem na poziomie tępienia wszelkich pozostałości po PRL-u, czy to w osobach jego głównych bohaterów, czy prowadzonych przez nich dziś biznesów, od pamiętnego sobotniego poranka, postawił on sobie jako jedyny cel wyjaśnienie przyczyny Katastrofy i udowodnienie winy wszystkim osobom za nią odpowiedzialnym. W efekcie, doszedł FYM do wniosku, że do zabójstwa Prezydenta i pozostałych uczestników lotu nie doszło na lotnisku w Smoleńsku, lecz w innym miejscu, do którego polski samolot został zwabiony i gdzie już dokonano faktycznej egzekucji. Jak idzie o Smoleńsk, jest to zdaniem FYM-a jedynie starannie odegrany teatr i mistyfikacja, w której uczestniczą wszyscy, zarówno z jednej jak i z drugiej strony obserwowanego przez nas politycznego starcia. Zdaniem FYM-a, zabójstwo polskiego prezydenta było akcją przeprowadzoną na tak wysokim i tak szeroko zakrojonym poziomie, że dziś ani Tusk, ani co gorsza Macierewicz, ze strachu przed uwikłanym w to morderstwo światem, nie widzą żadnego interesu w ujawnieniu prawdy. I stąd książka FYM-a. By tę prawdę ukazać.
Dlaczego uważam za konieczne zajęcie się tym co robi FYM? W końcu przez to, że ta jego książka istnieje tylko w Sieci, jest ona dostępna możliwie najmniejszej publiczności, i o jej istnieniu nie wie pewnie nikt poza najbardziej skoncentrowanymi obserwatorami salonowego blogowania, no i pewnie tymi, którzy blogosferę obserwują zawodowo, a więc służbami specjalnymi na usługach obecnej władzy. Owszem, to prawda. Książka FYM-a wraz z zawartymi w niej rewelacjami to nisza mniej więcej tak głęboka i egzotyczna jak ten blog. Mimo to ja wciąż twierdzę, że z tym co robi FYM należy walczyć. Przede wszystkim, choć sam FYM nie ma tu większego znaczenia, on stanowi część właśnie tej niszy, która jako całość zawsze może zostać wykorzystana do walki z czymś co posiada już realną silę i, mówiąc bardzo ogólnie, jest uosabiane przez Jarosława Kaczyńskiego. Zawarte w książce tezy, podobnie zresztą jak jej wyjątkowo tandetny, przypominający wszystko to co w blogosferze najgłupsze i najbardziej niskie, język, stanowi idealne narzędzie do uderzenia – jeśli tylko nadarzy się odpowiednia okazja – w to co ma choćby minimalne możliwości, by zdobyć dla nas upragnione zwycięstwo.
Ledwo co wczoraj, dzięki uprzejmości jednego z komentatorów, miałem okazję obejrzeć rozmowę, jaką TVP przedstawiła z Antonim Macierewiczem z jednej strony i posłem Platformy Obywatelskiej Olszewskim (jakby ktoś nie kojarzył, to ten przypominający karykaturę młodego esesmana z współczesnych polskich seriali o wojnie). I proszę sobie wyobrazić, że przez całą tę rozmowę działo się tak, że podczas gdy Macierewicz na zimno – wiemy jak on to potrafi robić – próbował przedstawić wszystkie dotychczasowe ustalenia dotyczące Katastrofy i postawić wstępne zarzuty, Olszewski wciąż z Macierewicza kpił, na okrągło powtarzając trzy słowa: mgła, hel i strzały. Macierewicz przypominał, że Komisja Parlamentarna ani razu nie sformułowała tezy o strzałach, helu i mgle, i że to wszystko wyłącznie perfidna propaganda – Olszewski niewzruszony rechotał i wciąż wracał do tego samego. A ja miałem pewność, że gdyby FYM był choćby tak ważny jak mu się wydaje, oprócz tej mgły, tych strzałów i tego helu, Olszewski wciąż gadałby z tym swoim szyderczym uśmiechem o dwóch samolotach i o smoleńskiej atrapie. A Macierewicz dla każdego w miarę przytomnego widza byłby tylko żałosnym durniem. I dopiero wtedy ten program miałby swój sens.
Ktoś powie, że to co ja piszę to może i prawda, tyle że skąd ja wiem, że faktycznie nie było tak, że były dwa samoloty, że jeden, puściusieńki, został do Smoleńska podrzucony w stanie w jakim go dziś oglądamy, natomiast ten prawdziwy został gdzieś w głębi Rosji wypatroszony i wraz z całą swoją zawartością unicestwiony. Skąd ja wiem, że nie jest tak jak pisze FYM, że te ciężarówki, które owego sobotniego poranka przyjeżdżały do Smoleńska, nie przyjeżdżały po to, by zabrać trupy, ale by te trupy tam podrzucić? Otóż ja to wiem przede wszystkim stąd, że ja czegoś takiego zakładać nie mam najmniejszego powodu. I że czegoś takiego ja sobie zwyczajnie nie umiem wyobrazić. A jeśli ktoś mi powie, że to jest powód zbyt kiepski, to do tego dorzucę jeszcze to, że ja mam bardzo poważne podejrzenia, że i sam FYM też nie jest do końca o tym przekonany. A skąd ja to wiem? Stąd mianowicie, że on tej swojej wręcz epokowej pracy nie opublikował w formie papierowej. On ją złożył, zatytułował, oprawił jak należy i wrzucił do Internetu, by móc ją sobie sam wraz ze swoimi znajomymi od czasu do czasu poczytać. On najpierw stworzył dzieło swojego życia, coś tak rewolucyjnego, że jeśli nadejdą kiedyś normalne czasy, on FYM będzie cytowany w książkach do historii, a następnie zrobił wszystko, żeby broń Boże nikt się o tych jego odkryciach nie dowiedział. Ja oczywiście rozumiem, że dziś jest naprawdę ciężko wydać cokolwiek w taki sposób, by móc to następnie z powodzeniem spopularyzować i sprzedać. Wiem świetnie, że prawdopodobnie większość wydawnictw, do których FYM by się zgłosił ze swoją książką by go pogoniło – albo z powodów osobistych, albo biznesowych. Wiem, że nawet gdyby on w końcu to gdzieś komuś wrzucił, musiałby się bardzo namęczyć, żeby sprzedać tej książki choćby tysiąc egzemplarzy. Ja to wszystko wiem. Jednak mimo wszystko jest różnica między obawą przed tego typu ryzykiem, a zwykłym wyrzucaniem swojego bądź co bądź dzieła na śmieci. To z czym mamy do czynienia to sytuacja, że powstało coś wedle wszelkich pozorów epokowego, a jednocześnie jego autor ogłasza, że on nigdy nic takiego nie mówił. I to sprawia, że dla mnie FYM jest całkowicie niewiarygodny.
Na koniec wypadałoby, jak sądzę, zaproponować jakąś w miarę sensowną odpowiedź na pytanie, po co on to w takim razie robi, skoro nie po to, by poinformować świat o czymś tak niesamowitym jak zamach na tak niewyobrażalną skalę a jednocześnie spisek o tak rozległym i głębokim charakterze? Otóż ja już w komentarzu w Salonie24 zasugerowałem jedną ewentualność. Że FYM mianowicie do tego stopnia boi się tego co sam odkrył, że nie wie do końca co z tym swoim odkryciem zrobić. Że on się zwyczajnie boi, że jeśli on z tym czymś wyjdzie do szerokiej opinii publicznej służby go zwyczajnie zabiją. Więc siedzi z tą swoją smutną internetową książką i się trzęsie ze strachu. Moim zdaniem jednak, gdyby to było prawdą, z powodów na tyle oczywistych, że nie chce mi się tu nawet w nie wchodzić, trzeba by było nam uznać, że FYM albo zwyczajnie zgłupiał, albo autentycznie zwariował. I to by właściwie było rozwiązaniem najlepszym. Bo każde inne jest już – dla niego przede wszystkim – fatalne. Robiąc bowiem to co on robi, FYM wyłącznie zabagnia naszą tragedię, naszą walkę i naszą nadzieję. Sprowadza to wszystko do wymiaru jakiegoś internetowego idiotyzmu, nawet nie wartego splunięcia. Po to by wszyscy się z nas tylko śmiali i pokazywali nas palcami. A tego byśmy mu wybaczyć już nie mogli.
Nie bardzo jest ten dzisiejszy tekst w nastroju tego bloga, niemniej mam nadzieję, że jakoś tam się nam wszystkim przydał. Jeśli ktoś uważa, że tak jest, bardzo proszę o wsparcie tego bloga pod podanym obok numerem konta, no i o kupowanie książki. Ona jest wydana w takiej formie, że można ją wziąć do ręki, poczuć zarówno jej wagę, jak i jej wielkość. I żeby każdy mógł mieć pewność, że ja się jej ani nie boję, ani nie wstydzę. Dziękuję.

21 komentarzy:

  1. Bardzo cenie FYM za wklad pracy wlozony w ksiazke, za język jakim pisze, za odwage pójścia pod prąd i wystąpienia z jedyną spójną teorią w sprawie katastrofy smoleńskiej czyli h2m. Dlatego absolutnie nie zgadzam sie z tym co pan pisze. Absolutnie. Poza tym ma na swoim blogu na S24 ponad 6 mln 200 tys.wejsc, wiec jakaz to jest gleboka nisza?

    OdpowiedzUsuń
  2. @Angela

    O tym, że to jest nisza, świadczy fakt, że nikt w mainstreamie jeszcze nie podjął tego wątku (choćby w celach prześmiewczych). A 6 milionów wejść nie świadczy o niczym, bo to są wejścia 200 może 300, a niechby i 500 osób.
    Niech się Pani raczej odniesie do meritum felietonu Toyaha: czemu to wszystko służy? Czy FYM rzeczywiście coś ustalił na podstawie twardych dowodów?

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah
    Twoja aktywność została zauważona, jednak uważam, ze notka "Moje Kinderszenen" ( http://osiejuk.salon24.pl/407292,moje-kinderszenen )
    powinna się znaleźć tutaj co pozwoliłem sobie napisać tam w komentarzu.

    Ja odbieram pozytywnie Twoją i Coryllusa walkę o inny wygląd blogosfery na S24, zwłaszcza "w temacie" ujawniania manipulacji uprawianych przez właścicieli tego portalu.

    Jeżeli chodzi o FYM'a to właśnie przykład rozmowy Macierewicza, Olszewskiego prowadzonej przez bodajże Ziemca dokładnie pokazuje w jaki sposób można wykorzystać tego typu zdawałoby się pożyteczną pracę.

    Oczywiście nie znaczy to, ze nie należy prowadzić "blogerskich" czy innych "obywatelskich" śledztw.

    Dlatego tak ostrożne są wypowiedzi Macierewicza czy Jarosława Kaczyńskiego.
    Każde słowo, każde zdanie, brak przecinka powoduje natychmiast przeinaczanie tego na forum mediów mainstreamowych co służy odpowiedniej propagandzie dla lemingów i podobnego motłochu...

    PS. Wybacz mi małą aktywność i "inne" (z pewnościa wiesz o co chodzi) ale wierz mi jest na prawdę ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  4. @angela
    Ja tu mam wejść już ponad milion. I co z tego? To jest wciąż ta sama grupka tych samych zapaleńców, plus paru wariatów, którzy mnie nienawidzą i szukają tylko okazji, by mi dokuczyć. Jak chcesz zobaczyć, jak to wygląda realnie, pójdź na któryś z marszów organizowanych przez Gazetę Polską i zapytaj obecne tam osoby o FYM-a. Jak znajdziesz trzy które będą miały pojęcie o kim mówisz - pogratuluję Ci.

    OdpowiedzUsuń
  5. @raven59
    Trochę mi głupio ją tu wklejać, bo ona jest mocno oparta na tekście, który już tu kiedyś był. Nawet pod podobnym tytułem. Ale okay. Specjalnie dla Ciebie dam ją tu jutro.

    OdpowiedzUsuń
  6. @toyah
    nie szkodzi, ze oparta na wcześniejszym tekście - potrzebna była właśnie ze względu na 10-go..

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam namiętnie FYM-a dopóki pani dwojga nazwisk nie zaczęła insynuować o spisku z jakąś rolą Jarosława w tle. To już było ponad moje siły, chociaż dopuszczam szaleństwo Rosjan w realizacji. Zwłaszcza,że pamiętam o relacji z 10-go o lądowaniu na Jużnym.

    OdpowiedzUsuń
  8. @kryska
    O tak. Ta też jest dobra. Też chyba nasza.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Toyah

    Cholera, trudno mi to komentować ale, wybaczajcie, nie mogę nie pisać. Przede wszystkim: NARESZCIE jest wpis na toyah.pl.
    No ale FYM. Kiedy parę lat temu trafiłem na Salon24, zacząłem czytać właśnie Ciebie, FYMa i Ściosa. To były najważniejsze blogi. No więc właśnie FYM. Free Your Mind i to co się stało z jego blogiem po 10.04. Ja, przyznajmy to po prostu, przestałem nadążać. Teoria maskirowki była z jakiejś tam strony dość pociągająca, nie byłem jednak w stanie wczytać się w szczegóły. Wpis o wywiadzie ze stewaredessą,który przeczytałem jeszcze przed Twoim wpisem na S24, faktycznie, był irytujący. Zastanawiam się tylko, skąd ta moja irytacja się bierze - czy z przyczyn estetycznych, czy z konformistycznych. Z przyczyn merytorycznych brać się nie może bo o lotnictwie zwyczajnie nie wiem nic.
    Na Twoim blogu na Salonie poszły teksty od niejakiego Nurni o pożytecznych idiotach czy tam sowieckich agentach. Oczywiście ani jedno ani drugie. Uważam, niech mi się będzie wolno wypowiedzieć, że FYM nie opanował w sobie tego bólu (zresztą jak go opanować?) i, wybaczcie młodzieżową gadkę, poszedł po bandzie.
    Przecież dezawuowanie aktywności Zespołu Parlamentarnego Antoniego Maciarewicza to działania na miarę PJN czy co tam jeszcze się utworzyło na plecach Jarosława.
    Redpill mi powie, że myślę politycznie zamiast myśleć niezależnie.
    Ja myślę tylko o tym, żebyśmy mieli możliwość zadania poważnych pytań o Katastrofę.
    W tym kontekście praca FYM-a idzie raczej w odwrotnym kierunku. I co, cholera, z tym zrobić? Cały czas mam przed oczami rysunek Niewolnika a propos tego dramatycznego Dorna. http://archiwum-niewolnika.blogspot.com/2012/04/nr-0256-dorn-razem-i-osobno.html
    No i powiedzcie, czy FYM nie stał się czasem ząbkiem tej piły?

    OdpowiedzUsuń
  10. @Toyah
    Muszę się przyznać, że u tego FYM-a nie przeczytałem choćby akapitu, ale z tego co o nim czytam, to nasuwa mi się pytanie, czy aby nie przeceniacie jego roli. To jednak tylko blogger. Czy jego hipoteza smoleńska jest coś warta, czy może facet chce być następnym Danem Brownem, nie wiem? Ale na to, że System może grać takimi ludźmi jestem przygotowany. Nie byłoby FYM-a z jego teorią, znalazłby się kto inny. Porównując, czy System może skompromitować Kościół ks. Natankiem? Myślę, że nie.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Kozik
    A ja bym jednak wciąż zadawał to jedno pytanie. Czemu on nie wydał tych swoich obserwacji na papierze?

    OdpowiedzUsuń
  12. @zawiślak
    Kościoła Natankiem nie.
    Co do przeceniania roli FYM-a, ja jej nie przeceniam. Co najwyżej ja jej mogę nie doceniać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest kilka pytań kluczowych co do tej łamigłowki. Sa to oczywiscie - co stało sie z tym samolotem, dlaczego nikt nie przeżył itd. Niestety do kluczowych należy także - dlaczego ci wszyscy ludzie wsiedli razem. Moim zdaniem pytanie to jest do tego stopnia kluczowe, że umieszczam je w pierwszej piątce kluczowych pytań. Nie ma tu żadnych tłumaczeń poniewaz najgłupsza korporacja, czy nawet duża firma, nie wsadza wszystkich swoich dyrektorów, w przypadku lotu na międzynarodową konferencję, do jednego samolotu. Myśmy mieli tu czterech generałow, w tym dwóch od lotnictwa, których znajomość procedur natowskich, tajnych, nietajnych, pójawnych, ćwierćjawnych, - kodów dostępu, kodów obszarów, lotów, lądowań itd. - setek podobnych zabezpieczeń, była na poziomie dowódczym. Jeśli pomedytujemy dobrą chwilę nad tym pytaniem, niechybnie dojdziemy do wniosku, że ludzie ci nie mogli wsiąść wtedy do samolotu RAZEM. W tym momencie pojawiają się tacy ludzie jak FYM. Próbują stawić czoła absurdowi wielkości piramidy, wszystko to w sytuacji ruskiego nalotu dywanowego - dezinformacji, propagandy (wszędzie), chłodu zachodnich mediów i działań jedynego sensownego przyczółka polskiej racji stanu - zespołu parlamentarnego p. Macierewicza.
    Gwoli uczciwości dodam, że jestem zwykłym zjadaczem chleba - internetowym obserwatorem sytuacji, do mnie nie przemawia argument, że jak tylko Kierbel zwęszy pismo nosem, to wtedy będzie miał używanie. Tacy "ludzie" jak pan poseł Kierbel to ostatnia reduta upadającego systemu, zombie moralne. Takie coś, ponieważ jest zrobione z kału, nie może wydać z siebie niczego nieśmierdzącego. Tu bym się nie przejmował bo lud widzi kto zacz.
    Wracając jednak do Fyma, także twój argument, że nie wydał to znaczy, że sam w to nie wierzy może być obalony na różne sposoby. Tu znowu nie jestem ekspertem od wydawania książek, ale pracuję w branży filmowej i wiem jakie cuda się dzieją z prawami autorskimi, w przypadku Fyma chodzi mi oczywiście o całą dokumentację fotograficzną. Ile to już było wydawnictw, których cały nakład trzeba było wycofywać z powodu jednego procesu o prawa autorskie do jakiegoś zdjęcia, a pomyślmy co by się działo w przypadku tak "wrażliwego materiału". To tylko jeden z kontrargumentów.
    Jeszcze raz podkreślę, mam najwyższy szacunek do pracy zespołu P. Macierewicza i daję mu pierwszeństwo jeśli chodzi o wyniki dochodzenia w sprawie polskiej katastrofy, jednak nauczony wieloletnim doświadczeniem robienia w trąbę i pracę tego zespołu będę oglądał chłodnym okiem, internet zaś traktuję jako miejsce gdzie właśnie najbardziej fantasmagoryczne hipotezy mają prawo się pojawić, stąd mój szacunek do pracy Fyma, bez względu na to czy jego wnioski są słuszne czy nie.
    Na podobnej zasadzie zresztą czytam twój blog, każdemu daję jakiś kredyt zaufania, próbuję zrozumieć intencje. W przypadku Fyma moglibyśmy przyjąć założenie , że facet jest człowiekiem służb i realizuje wariant Q - 3465845876583786538766 jakiegoś ruskiego planu, poziom paranoi jednak jaki byśmy wtedy osiągnęli sprowadziłby cały internet do poziomu czystej redundacji, - zamieniłby nas w stado, które nie jest w stanie nic przeanalizować, skazując nas na wieczną prasówkę jakiegoś wysokiego dowódcy AK. A przypomnę, sprawa zawiera się w prostym pytaniu, dlaczego wsiedli razem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Na blogu FYMa komentowałem niemożliwość tego wydarzenia w oparciu o zapis w urządzeniach nawigacyjnych. Żeby zapis ten nie budził podejrzeń, samolot musiał by przelecieć dokładnie nad punktem i na wysokości około 10-30m a potem sobie odlecieć. Piloci i pasażerowie widzieli by miejsce katastrofy, palące się szczątki. Bez współdziałania z pilotem nie dało by się tego realizować. Wydaje mi się, że obcięcie danych z nawigacji do punktu katastrofy też by się nie dało zrobić. Nawigacja wojskowego samolotu wyklucza możliwość takiego przebiegu wydarzeń jaki proponuje FYM. Odpowiedzi były ogólnikowe i lekceważące.

    OdpowiedzUsuń
  15. @toyah

    Wspomniałeś pewnego osobnika (POsobnika) na okoliczność żarliwego plucia w telewizorze.

    Tu zachodzi oczywista ciekawość nawiązania do słynnego pytania J. Himilsbacha: skąd się takie k... w przyrodzie bierze?

    Jak się okazuje są pewne poczynania poszukiwawcze, które mogą udzielić odpowiedzi na owo pytanie przyłożone do naszego POsobnika:

    http://ewastarosta.wordpress.com/moje-ksiazki/bydgoska-osmiornicaiii/pawel-o/

    Oczywiście, za dokonania poszukiwawcze odpowiada autor danej strony, lecz skoro nie słyszałem, aby POsobnik wytoczył jej jakiś procesik, to przecież czytać można.

    Jednak zalecam klepnąć ten link , bo w miarę lektury, z pożytkiem dla zrozumienia tego świata, narasta suspens całkiem jak przy lekturze z gatunku czarnego płaszcza i szpady noszonych przez owego Don Pedro - tajemniczego szpiega z krainy deszczowców słynnego z jego bladej oślizłości.

    Carramba!

    OdpowiedzUsuń
  16. @tomak
    Pewnie że to że wsiedli razem świadczy fatalnie o całym systemie organizacji państwa. Oczywiście, z tego co piszesz, wynika, że Twoim zdaniem organizacja nie mogła być aż tak zła. Że oni tak naprawdę wsiąść razem nie mogli. Wydaje mi się jednak, że mimo wszystko bardziej jest prawdopodobne - znacznie bardziej! - że jednak wsiedli, niż że nie wsiedli.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Rega
    Mnie to na szczęście zostało oszczędzone. Ja ani tego nie czytałem, ani nie próbowałem z nim dyskutować.

    OdpowiedzUsuń
  18. @tomak
    No i jeszcze kwestia książki. Ja zdaję sobie sprawę - pisałem zresztą o tym - że coś tak rozległego jak ta praca mogłoby być bardzo ciężkie do przeniesienia na papier. Jednak uważam, że jeśli FYM wierzy w to co pisze, to powinien wiedzieć, że jego obowiązkiem jest z tym wyjść jak najszerzej. Choćby i w formie jakiejś kompilacji. A jednak postanowił trzymać się Sieci.

    OdpowiedzUsuń
  19. @orjan
    Niestety całego przeczytać nie dałem rady. Ale to co zdążyłem mi chyba wystarczy. Teraz już wiem, czemu on się tak zachowuje. Ja myślałem, ze to jakiś dupek, a tu proszę - poważne panisko.

    OdpowiedzUsuń
  20. @toyah
    ja tak naprawdę chciałbym żeby ta książka Fyma się ukazala, nie lubię czytać w necie/na ekranie obszerniejszych tekstów, a czytnika ebooków póki co nie posiadam, ciekawi mnie też czy znalazłby sie wydawca podobnego dziwotworu - quasinetowego, o określonej grubości - 1000stron i setek praw autorskich do spłacenia, dla samej zgromadzonej dokumentacji warto by jednak tę książkę nabyć tak sobie myślę

    OdpowiedzUsuń
  21. Zespol Macierewicza nie ma twardych dowodow a jednak wychodzi z jakas hipoteza i sie jej trzyma mimo wszystko. Zgadzam sie z FYM-em - Zespol powinien przesluchac wiecej swiadkow, wielu sobie zwyczajnie odpuscil i zafiksowal na jednym watku. No wlasnie, dlaczego Zespol nie bada h2M?
    Nie mamy twardych dowodow- wrak zniszczaly i wypucowany, czarne skrzynki u ruskich, amerykanskie zdjecia satelitarne zniknely, jedyni swiadkowie ktorzy mogli cos widziec musza milczec, pare osob zamieszanych w sprawe nie zyje, reszta awansowala. Jedyne co mozna analizowac to dostepna medialna zaslona dymna - i to wlasnie robi FYM. Analizuje "fakty medialne" podane do wierzenia ludziom we wszystkich "wiodacych mediach". Rekonstruuje "ruska narracje" i poddaje ja w watpliwosc.
    Z pewnoscia w wersji elektronicznej ksiazka dotrze do wiekszej ilosci ludzi - przeciez ksiazki papierowe sa drogie, a wersje elektroniczne, jak ktos jest naprawde zainteresowany - przeczyta. Mysle, ze przemilczano by ja nawet gdyby jakims cudem ukazala sie na papierze.
    Prawda jest niszowa.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...