Ostatni raz jak kupiłem „Gazetę Wyborczą” miał miejsce jeszcze w czasach, kiedy linia redakcyjna tego dziennika – bardzo symbolicznie oczywiście – mogła być opisana przez zawołanie „Śmierć kaczkom!”, które zresztą już niedługo później miało zostać zastąpione przez jego wersję zmodyfikowaną – „Śmierć kaczce!” Wydarzenie to natychmiast zresztą opisałem na tym blogu, bardzo rzetelnie przestawiając swoje powody, a raczej jeden podstawowy powód: rzecz mianowicie w tym, że „Wyborcza” już wtedy była zwyczajnie najlepsza.
I kiedy wydawało się, że sprawa jest załatwiona i do tematu wracać nie będzie trzeba, okazało się, że wystarczyły te dwa lata z małym jakiem, by ten dziennik, i tak już przecież wyjątkowo dobry, stał się jeszcze lepszy. A tego faktu bez komentarza pozostawić nie wypada.
A więc proszę sobie wyobrazić, że znów kupiłem „Gazetę Wyborczą”. Tak właśnie postąpiłem i nie mam powodu udawać, że mnie tam nie było. Co więcej, przyznaję uczciwie, że kupiłem ją nie dlatego, że przechodziłem akurat koło punktu z gazetami, i coś mi strzeliło do głowy, ani też nie z takiej okazji, że wyjeżdżałem w długą podróż, pragnąłem się zaopatrzyć w coś do czytania, a w kiosku na peronie była tylko „Gazeta Wyborcza” tygodnik „Nie” i cała kolekcja pism pornograficznych. Mówię całkowicie szczerze. W celu nabycia wspomnianej „Gazety Wyborczej”, wyszedłem specjalnie z domu, a kupując ją, ani nie poprosiłem o nic innego, ani nawet nie załatwiłem żadnej innej sprawy. Wszystko odbyło się bardzo prosto – wyszedłem z domu, poszedłem prosto do najbliższego kiosku, poprosiłem o „Gazetę Wyborczą”, zapłaciłem dwa złote i wróciłem do domu.
Ktoś pewnie pomyśli, że już zna odpowiedź na tę zagadkę. Że, podobnie jak miało to miejsce przy poprzedniej okazji, do „Gazety Wyborczej” dołączają jakiś fantastyczny film, i że ja, widząc że to zaledwie dwa złote, dałem się przekupić. Otóż nie. Proszę sobie wyobrazić, że chociaż nie wiem jak jest w inne dni – możliwe, że oni jednak czymś ostatnio handlują – to wtedy gdy ja tam polazłem, w ofercie nie było nic poza samym papierem. Tyle może że jego było więcej niż zwykle. Nie wiem. Nie mam porównania. Ale to właśnie o ten papier mi chodziło. Ja tym razem potrzebowałem już tylko ten papier.
Proszę mi teraz pozwolić wyjaśnić, po co mi był ów papier był potrzebny? I to własnie akurat ten papier – papier z „Gazety Wyborczej, a nie papier jakikolwiek. Otóż, jak wszyscy wiemy, zbliżają się Święta Zmartwychwstania Pańskiego i powoli trzeba sprzątać mieszkanie. A, jak wiemy, sprzątanie mieszkania to też mycie okien. Zawsze było tak, że to ja byłem specjalistą od tej akurat części prac domowych. To ja przez całe lata byłem w tym mistrzem, jednak od czasu jak zleciałem z drabiny na plecy i się potłukłem, moja żona i dzieci uznali, że jestem już za stary i lepiej mnie za bardzo nie eksploatować. I że może wystarczy, jeśli raz na jakiś czas zrobię gołąbki. W tej sytuacji postanowiłem przyuczyć do tego zajęcia swojego syna.
Opowiadałem już tu o tym, ale na wypadek, gdyby ktoś nie wiedział, muszę jeszcze raz wyjaśnić kwestię swojego mistrzostwa w myciu okien. Sprawności tej nauczyła mnie moja mama, kiedy jeszcze byłem dzieckiem, i od tego czasu swój talent przez wiele lat skutecznie rozwijałem, osiągając szczyt sprawności w okresie mojego małżeństwa. Umycie okna zabiera mi rekordowo mało czasu, efekt jest zawsze bardzo pierwszej klasy, a do wykonania tej pracy potrzebuję wyłącznie wiadra z wodą, kawałka szmaty, płynu do mycia szyb i jedną codzienną gazetę. Musi koniecznie być gazeta. Żaden magazyn, żaden kolorowy magazyn typu „Viva”, czy „Glamour”. To nie może być ani nic śliskiego i błyszczącego. W grę wchodzi wyłącznie standardowa gazeta.
Na czym polega sztuka mycia okien na poziomie mistrzowskim? Bierzemy szmatę i wiadro z wodą, myjemy najpierw szybę bardzo szybko z podstawowego brudu, następnie opryskujemy ją płynem z butelki, po czym starannie wszystko pucujemy zwiniętą w kupkę gazetą. Nie używamy żadnych ściereczek, żadnych gąbek, żadnych wycieraczek. Szybę pucujemy wyłącznie gazetą. Efekt jest taki, że po tym ani nie robią się zacieki, ani smugi, ani nic nie trzeba poprawiać, wszystko odbywa się szybko, i nawet kiedy z gazety zostaje tylko brudna mokra kupka, wszystko działa jak najlepiej. Na koniec, możemy ewentualnie rzucić na nasze dzieło krytycznie okiem i, jeśli jest coś do poprawienia, to przy pomocy tego samego kawałka gazety i paru kropel płynu jesteśmy w stanie to coś poprawić.
Niektórzy mówią, że sposób „na gazetę”, to nie jest dobry sposób, bo po pewnym czasie szyba matowieje, jednak ja tych obserwacji nie potwierdzam. Wydaje mi się, że jeśli nawet faktycznie po jakimś czasie szyba nie jest tak przejrzysta i lśniąca jak kiedyś, to dochodzi do tego przez zwykły upływ czasu, a nie przez to że ktoś ją zbyt wiele razy szorował mokrą gazetą.
Od pewnego czasu, pomijając sobotnie wydanie „Rzeczpospolitej”, nie kupujemy gazet w ogóle, i kiedy parę dni temu wraz z moim synem zabraliśmy się do owego kursu, z przykrością zorientowaliśmy się, że mamy wszystko, a więc wiadro, wodę, szmatę, płyn… jednak nie mamy gazety. Co gorsza, tak się wręcz pechowo bardzo złożyło, że wyjątkowo akurat minionej soboty nie kupiliśmy nawet „Rzeczpospolitej”. Poza tym jednak ja miałem już pewne bardzo istotne doświadczenie, które, prawdopodobnie nawet gdybyśmy tę „Rzeczpospolitą” mieli – szczególnie że, jak wiemy, mieliśmy do czynienia nie ze zwykłym myciem okien, lecz z kursem mycia okien – i tak by mi kazało pójść po tę „Wyborczą”. A doświadczenie to jest takie, że każdy inny papier, pomijając papier z „Gazety Wyborczej”, jest albo za gruby, albo za cienki, albo za szorstki, albo za gładki – krótko mówiąc jest znacznie gorszy od papieru używanego przez „Agorę”. Każdy inny papier, w porównaniu z papierem z „Gazety Wyborczej”, jest tak beznadziejny, że jednej szyby nie da się skończyć tak, żeby coś jeszcze w ręku zostało. Czyści może i dobrze, natomiast – słowo daję! – rozpada się w rękach. A więc, naturalną koleją rzeczy, musiałem mojemu synowi kupić coś naprawdę pierwszej klasy, a tu w grę mogła wchodzić tylko „Gazeta Wyborcza”. Proszę mi uwierzyć – to jest coś wręcz fantastycznego! Wystarczy wziąć ten papier do ręki, zmiąć go należycie i od razu się czuje się, że to jest ten moment. Że to jest coś niepowtarzalnego. Pamiętam że w poprzednich latach właściwie wyłącznie myłem okna starymi „Rzepami”, czy „Dziennikami”, i przyznać muszę, że oczywiście nie było bardzo źle, ale jednak nie tak jak by się człowiek spodziewał. „Rzepa” jest mocna, szybko schnie, wystarcza na dość długo, jednak niestety jest za twarda. A przez to, mam wrażenie, że to może ją mają na mysli ci, którzy twierdzą, że ona rysuje to szkło. „Dziennik” z kolei, to jest prawdziwe nieszczęście. Po kilku ruchach, w ręku zostaje papka. Normalna papka. Do tego jeszcze, od czasu jak niektórzy z nas jeszcze to brali do ręki, cena wzrosła dramatycznie, i przy obecnych pieniądzach, to już jest wyłącznie strata. Jeśli się uda umyć jedno okno, to i tak dużo. „Gazeta Wyborcza” natomiast jest i tania i naprawdę skuteczna. Mój syn wczoraj wszystkie okna – a zapewniam, że mamy ich niemało i są przede wszystkim duże – umył jednym egzemplarzem, a i tak jeszcze zostało na wyłożenie kosza na śmieci. I przyznać muszę, że okna wyglądają jeszcze lepiej niż poprzednio. A to może świadczyć tylko o jednym – „Gazeta Wyborcza” z każdym rokiem jest lepsza.
Jestem szczerze przekonany, że papier, na którym „Agora” drukuje swoje dzieło, jest może nawet tak samo dobry, jak stary, jeszcze peerelowski papier, z którego robiono na przykład „Trybunę Robotniczą”, i którym prawdopodobnie okna myła moja mama. On nie dość że świetnie leży w dłoni, bardzo dobrze się mnie, a więc nie jest ani za twardy ani za miękki, to w dodatku – czego naprawdę nie rozumiem – bardzo dobrze się regeneruje. A więc, kiedy już wydaje się, że nic z niego nie będzie, to wystarczy go rozłożyć, przewietrzyć i on znów się robi suchy i gotowy do ponownego użycia. A przez to, że teraz jest – choć wciąż mocny – znacznie bardziej miękki niż na początku, bardzo dobrze się nadaje do poprawiania ewentualnych niedoróbek.
Gdzie niegdzie można natrafić na reklamy jakichś szwedzkich ścierek po 30 złotych. Zapewniam, że zmoczona, zgnieciona, pomięta i lekko podsuszona „Gazeta Wyborcza” jest absolutnie najlepsza. Z bólem muszę przyznać, że przed wyrzuceniem tych szmat do kosza, nie pamiętałem, by zrobić choć jednej z nich ładne zdjęcie, więc pozwalam sobie tu wkleić jeszcze raz tamto, jeszcze sprzed Smoleńska. Też dobre, ale jednak nie tak. Proszę na nie spojrzeć. Przecież, gdyby komuś się chciało, nawet mógłby to wciąż czytać.
Z primaaprilisowym pozdrowieniem, proszę, już bardzo poważnie, wszystkich – w tym nawet tych, którzy znają tekst oryginalny sprzed lat – o finansowe wspieranie tego bloga, i przypominam, że Coryllus wysyła książki o liściu. Jeśli ktoś wpłaci pieniądze jeszcze dziś, to on wyśle paczuszkę tak by trafiła gdzie trzeba jeszcze przed Świętami. A naprawdę trudno o lepszy prezent. Dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNapisałeś to tak zachęcająco, że chyba im nakład bardzo podskoczy przed świętami!
@Marylka
OdpowiedzUsuńAle za to jakie czyste będą nasze okna!
@Toyah
OdpowiedzUsuńCoś mi się zdaje, że Cię opętały te czyste okna, bo już sam nie musisz ich myć. I wmawiasz biednemu dziecku, że to taka rozkosz mieć czyste szyby.
@toyah
OdpowiedzUsuńno to przejrzałem Waszą - Twoją i Corylussa - grę, przedwczoraj Coryllus pisze: "Jak mi tylko gazownia złoży jakąś sensowną propozycję od razu się zgodzę..." - http://coryllus.salon24.pl/404242,piosenka-biseksualnych-koniokradow#comment_5928856
a dzisiaj Ty namawiasz do kupowania Gazety.
Marylka od razu Cię rozpracowała :"Napisałeś to tak zachęcająco, że chyba im nakład bardzo podskoczy przed świętami!"
...
@Marylka
OdpowiedzUsuńTo nie ja. to Toyahowa.
@raven59
OdpowiedzUsuńJedno jest pewne. Gdyby jakimś cudem Michnik lub jakiś Sierakowski poprosił Coryllusa, żeby on dla nich pisał, Coryllus by tam mógł sobie pisać co chce. W odróżnieniu od tak zwanych "naszych". Jak idzie o mnie, ja bym nie pisał ani dla Michnika ani Lisickiego, ani dla Sakiewicza. Jak mi nie wierzą, zawsze mogą mnie sprawdzić.
@Toyah
OdpowiedzUsuńco publikowania Coryllusa w gazowni to się zgodzę choć z pewnością nie omieszkaliby się okrasić jego tekstu wstępem jakiegoś Kurskiego.
Tak, aby czytelnicy byli przygotowani do takiego folkloru...
@raven59
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście jeszcze jedno. Dla nich sprzedaż nie ma znaczenia. Nawet jeśli im sprzedaż spadnie do zera, oni będą mieli dokładnie tę samą siłę co dziś.
@raven59
OdpowiedzUsuńMyślę że niekoniecznie. Oni tego nie muszą robić. To im nie jest do niczego potrzebne.
@toyah
OdpowiedzUsuńta chłonność jest imponująca, ale nie kupuję, od kiedy mi się szczeniak pochorował.
@orjan
OdpowiedzUsuńNo bo do jedzenia to się nie nadaje. Nawet dla psów.
@toyah
OdpowiedzUsuńPrzecież do sikania!!!!!
@Toyah
OdpowiedzUsuńNie no ! Nie zgodzę się, że wielkość sprzedaży nie ma znaczenia, ostatecznie jakoś trzeba docierać do tych łepytyn.
Wracając zaś do wykorzystania gazety, to z doświadczenia stwierdzam, że słabo nadaje się do wykorzystania w sławojce nawet po pocięciu na odpowiednie kawałki...
@orjan
OdpowiedzUsuńJezus Maria! Nasikał na Wyborczą i się pochorował? To ważna wiadomość.
@raven59
OdpowiedzUsuńOni mają setki sposobów. Wyborcza to tylko jeden z nich.
Oczywiście że do kupy nie nie nadaje. Tu już lepsza jest Rzepa. Poza tym, po tym co nam powiedział orjan, musimy uważać na
toksyny.
@Toyah
OdpowiedzUsuńToksyny są najgorsze.
Wszędzie, w powietrzu, papierze i w eterze.
@raven59
OdpowiedzUsuńŁadnie to powiedziałeś. Gdybyś dodał jeszcze jedno "i" i jedno "w" powstałby ładny wierszyk:
"Toksyny są najgorsze.
Wszędzie - i w powietrzu,
W papierze i w eterze".
Drobiazg (wobec majestatu Wyborczej) ale może wart upamiętnienia? Niedawno przeczytałem, że Weronika Marczuk miała być twarzą Euro 2012. Ponoć nie jest. Rzeczona informacja pochodziła bezpośrednio od madame Marczuk.
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że to fatalna decyzja. Te dwie infantylne kukiełki (piłkarzy? kibiców?) nie pasują mi do tej rangi imprezy. Weronika Marczuk - tak. Żałuję, że nie mam mocy decyzyjnej by ów błąd naprawić.
A, żeby ktoś nie pomyślał o 1 kwietnia, odnalazłem news, na który się powołuję. Szukając go zwróciłem uwagę, że w najświeższych doniesieniach pokrzywdzona tutułowana jest „prawniczką”. Do tej pory byłem przekonany, że jest producentką. Dziwne.
@Toyah
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zgrabny wierszyk nam wyszedł. Najważniejsza jednak inspiracja Orjana - jedno słowo: toksyny
@2,718
OdpowiedzUsuńBo ona chyba studiowała prawo.
Swoją drogą, o niej też już tu było.
@raven59
OdpowiedzUsuńOwszem. Bez niego nie byłoby tego wiersza.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNo wspaniale, nie jesteś tylko "bezużytecznym" humanistą, lecz pewne zacięcie technologiczne masz. Kto wie, co byś jeszcze wymyślił, jak byś się naprawdę przyłożył. Może rower bez pedałów?
W każdym razie, analiza przydatności gazowni świetna. Już sobie zanotowałem, i twoją technologię będę wdrażał w tym tygodniu.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńA co ty sobie myślisz? Ja różne rzeczy potrafię robić. Jestem pewien, że nawet strzelać bym się potrafił nauczyć.
Toyahu, ale przyznaj się, zanim zmiąłeś te szlachetne płachty by użyć je w jedynym słusznym celu, rzuciłeś okiem na ten lub ów artykulik... ;)
OdpowiedzUsuń@Jazgdyni - Rowerki bez pedałów już są - przeznaczone dla 3-4 latków, tzw. rowerki biegowe, uczą zachowywać równowagę na pojeździe jednośladowym, dziecko potem podobno bez problemu przesiada się na zwykły rower.
sorki, że nie na temat
OdpowiedzUsuń/bardziej by pasowało do komentarzy pod "panną bez zęba na przedzie"/
przed chwilą w radiu Plus się reklamował Łukoil.. a tak w ogóle to jest dzień wspomnienia JP2
..jak dla mnie to zbyt ciężkostrawne
@Kozik
OdpowiedzUsuńPrzyznaję. Na jeden malutki na dole strony. A dokładnie na tytuł. Że w sklepach jedzenie jest o 15% tańsze niż rok temu.
Przed chwilą w TVP leciała reklama białej kiełbasy z oferty Biedronki. No i fajnie, ale ta reklama zupełnie nie nawiązywała do Świąt.
OdpowiedzUsuńPrzechodziłem przez dwie spośród licznych w moim mieście galerii handlowych i handlowe reklamy związane ze Świętami w zasadzie nie istnieją. Są tylko śladowe "instalacje" w wystroju przestrzeni wspólnych. A to coś ma kształt owalny (jajeczny), a to inne ma kształt jakiegoś kwazi-szczypiorku, czy innego chabazia.
Jestem trochę zaskoczony. Obojętnie od wszystkiego, świąteczne zakupy tworzą dodatkowy popyt handlowy. Tymczasem nie widać walki o przechwycenie go.
Oceniam to jako stan nienormalny bez względu na przyczynę, czy potrzebę Świąt, istnienie rozmaitych podejść do kwestii Zmartwychwstania, czy choćby do tradycji.
No i w czym tej nienormalności przyczyna? Ktoś coś wie?
orjan
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że u nas jest podobnie. Ciekawe. Mam wrażenie, że się stworzyła jakaś poważna zapaść.
@toyah
OdpowiedzUsuńNo właśnie: ja jestem trochę "zaskoczony", Tobie coś "wydaje się" nie pasować. Ciekawe co odbierają inni tutejsi bywalcy.
Wg mojego, instynktownego skojarzenia, handel zachowuje się jakoś tak, jakby Święta miały być odwołane.
Niedoczekanie!!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@kazef
OdpowiedzUsuńTeż jestem skłonny widzieć przyczynę w braku kasy na reklamę. To samo chyba daje się też odczuć w telewizorni.
Jeśli tak rzeczywiście jest, to następna pod nóż (majątkowy) pójdzie propagandowa hołota (sensu largo), czyli krew z krwi, kość z kości ...
Potem pójdzie to wszystko, czego zakupy tzw. ludność finansuje z tzw. funduszu swobodnej dyspozycji, którym owa ludność już chyba nie dysponuje.
Zobaczymy w wakacje.
Swietne ! :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
@wszyscy
OdpowiedzUsuńPotwierdzam - to samo w galerii,koło której mieszkam. W zeszłym roku tam było istne szaleństwo. A wczoraj jakby świąt nie miało być za chwilę. Nawet nie rzuciły mi się w oczy żadne stoiska z pisankami czy innymi kurczakami. Tylko pod kościołem baby sprzedają koszyczki i baranki.
Zamarzyło mi się, że galerie padną, a potem wyobraziłam sobie, że komunikacja miejska stanie, ludzie zaczną chodzić na piechotę lub podwozić się wzajemnie... czyli obrazek jak z początków stanu wojennego, kiedy ludzie zaczęli się lubić. Może tego stanu powinniśmy sobie życzyć?
@Maciek
OdpowiedzUsuńDzięki!
@Marylka
OdpowiedzUsuńU nas na placu po raz pierwszy nie sprzedawali palm. Poszedłem jak zwykle w niedzielę rano kupić bukiet, a tam wszystko zamknięte.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNo to naprawdę idzie stare. Ale dziwne, że nie było tam bab z palmami, choćby z samych bazi.
A s24 gwałtownie wraca do epoki cenzury. Wiesz, napisałam na salonie, żeby przeklejać zwinięte komentarze. Tam jeszcze pisze Don Esteban i inni, i nikt im nie odpowiada, bo jeśli nie zmieniasz u siebie ustawień, to ich nie widzisz. To takie dziwne, pisać i być niewidzialnym.
@Marylka
OdpowiedzUsuńJa to oczywiście widzę, i myślę sobie że to jest zwyczajna afera. I niech nikt nie mówi, że to jest biznes prywatny i nikomu nic do tego. Ja tutaj mogę sobie robić co chcę, bo ja nie oferuję publicznych usług. Oni działają w państwie i mają przestrzegać zasad.