czwartek, 26 kwietnia 2012

Być jak Nixon?

Wspominałem – tylko wspominałem – już tu na tym blogu o rozmowie, jaką kiedyś miałem okazję przeczytać z byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych Richardem Nixonem. Każdy kto ma choć podstawowe pojęcie, w jaki sposób Nixon jest postacią na światowej scenie politycznej szczególną, wie, dlaczego ta rozmowa może być na tyle interesująca, że warto o niej opowiedzieć. Jednak z myślą o tych wszystkich, którzy mają tu pojęcie stosunkowo blade, nie będę po raz setny wyjaśniał tego przekrętu o nazwie "Watergate", ale wspomnę tylko dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że kiedy Richard Nixon wygrywał swoją drugą kadencję, jego zwycięstwo było absolutnie bezprecedensowe. Kiedy ogłoszono ostateczne wyniki wyborów, okazało się, że on wygrał we wszystkich stanach z wyjątkiem dwóch, uzyskując ponad 60% głosów. Druga natomiast to ta, że kiedy George W. Bush ustępował miejsca Obamie, popularna opinia była taka, że oto kończy się era najgorszego prezydenta w historii Stanów Zjednoczonych. Zaraz po Nixonie.
Wywiad o którym wspominam przeprowadzony został niemal 10 lat po wymuszonej rezygnacji, kiedy to Nixon był już w znacznym stopniu osoba prywatną, starszym panem funkcjonującym już tylko jako „były prezydent”, jednak nie jest poświęcony ani tamtej prezydenturze, ani tym bardziej samej aferze Watergate, ale bardziej dociekaniu, jak to się mogło stać, że polityk tak popularny w pewnym czasie wybitny, tak inteligentny, i w gruncie rzeczy tak niezwykły jak idzie o prosty wymiar moralny, mógł ostatecznie stać się aż tak znienawidzony i zająć w historii miejsce tak niskie.
Już sam początek tego tekstu robi wrażenie jako akcent najbardziej być może znaczący. Otóż opowiada Nixon dziennikarzowi, jak to sobie dzień wcześniej szedł ulicą i kiedy mijał grupkę praktycznie jeszcze dzieci, agent ochrony szepnął do niego: „Czuje pan? Marihuana”. Co Nixon komentuje w następujący sposób: „Nigdy wcześniej nie czułem tego zapachu”. A to co tu jest uderzające, to sugestia, że – w odróżnieniu być może od wielu swoich kolegów-polityków – Nixon jest tu jak najbardziej szczery. On sam zresztą po chwili przyznaje: „Oczywiście mam świadomość, że nie wiedzieć jak pachnie marihuana to jednak trochę wstyd. Ja jednak faktycznie dowiedziałem się tego dopiero wczoraj”.
Niemal przez cały czas rozmowy powraca problem stylu bycia, jaki prezentował Nixon. Że nigdy nie pokazywał się bez krawata, że robił wrażenie oschłego i nieprzystępnego, że w stosunku do mediów trzymał nieustanny dystans, no i wreszcie, że całym swoim zachowaniem głosił koncepcję prezydentury dystyngowanej i bardzo poważnej. I on oczywiście przyznaje, że i bez tego krawata czułby się źle i że istotnie, on nie miał nigdy skłonności do tego, by się pokazywać jako „równy koleś”. Że tak został wychowany i tak też widział powagę urzędu. Mimo to jednak twierdzi, że nie rozumie, dlaczego w ten sposób mówiono tylko o nim. On znał różnych prezydentów, w tym również tych, jak Kennedy, Eisenhower, Truman, którzy uchodzili powszechnie za bardzo miłych i sympatycznych ludzi, i zapewnia że żaden z nich, a już szczególnie Kennedy, nie był człowiekiem bardzo wylewnym. Proszę posłuchać:
Nie chciałbym się tu jakoś porównywać, ale kto tak naprawdę znał De Gaulle’a? Kto znal Adenauera? Wszyscy myślą, że znali Eisenhowera. Co za bzdura! Nie istnieje jedna dobra biografia Eisenhowera. Albo mamy do czynienia z jakimiś nadętymi bajkami, albo zwykłą kpiną. A on wcale nie był taki jednowymiarowy. Ludzie, którzy mówią o nim, że był miłym, dobrym człowiekiem i cudownym prezydentem, zapominają, że akurat ktoś kto zdecydował o lądowaniu w Normandii, kiedy wszystko stało na ostrzu noża, nie mógł być aniołem”.
I właściwie to świadectwo powinno wystarczyć, by wpaść w refleksje dotyczące wpływu mediów na publiczną świadomość, zwłaszcza że Nixon w pewnym momencie wręcz pyta swojego rozmówcę, czy on zauważył, że w telewizji wszyscy dziennikarze zachowują się jakby wyszli z jednej fabryki, jednak ten drąży dalej i pyta, że można jednak trzeba było się postarać i pokazać bardziej ludzką twarz, a nie tylko ten garnitur i ten urząd. I na to odpowiada Nixon w ten sposób:
Nie. Problemem nie był prezentowany przez mnie styl. Pewnie. Mogłem oczywiście przyjmować dziennikarzy na obiadach, mogłem się z nimi zaprzyjaźniać. Jednak nigdy nie chciałem tego robić. Nigdy na przykład z nikim z nich nie poszedłem na drinka. Oczywiście, jeśli ktoś tak chce, proszę bardzo. Inni tak się zachowują. Ja jednak uważam, że to zła droga. Nie należy pić z agentami, z prasą i w ogóle z ludźmi z zewnątrz. Należy zachowywać pewien poziom. Nawet jeśli się wie, że przez to następnego dnia nie pojawi się przyjazny tekst w gazecie. Mój problem z mediami nie polegał jednak na tym, że ja byłem zbyt sztywny, ale na tym, że wierzyłem w co innego niż oni. Wierzyłem w zupełnie co innego”.
A ta nienawiść – ciekawe że nie wśród wyborców, lecz wśród tych, którzy właśnie wierzyli w co innego – była przeogromna. Dziennikarz, który przeprowadza z Nixonem rozmowę sam przyznaje, że on sam, będąc w tamtych latach tuż po studiach należał do osób, które na sam dźwięk nazwiska Nixona dostawały autentycznego szału. A Nixon kiwa głową i mówi: „Tak, wiem. Takie to były czasy”. I opowiada pewną historię, gdy tuż po nominacji, kiedy w Williamsburgu przygotowywał się do wygłoszenia przemówienia, w czasie którego planował ogłosić wycofanie pierwszych 25 tysięcy żołnierzy z Wietnamu, w pewnym podeszła do niego śliczna, piętnastoletnia dziewczynka, splunęła mu prosto w twarz i krzyknęła „Ty morderco!”. I wspomina Nixon: „Pożyczyłem chusteczkę od agenta, wytarłem twarz i zacząłem przemawiać. Nie było łatwo”.
I oczywiście moglibyśmy sobie w tym momencie żartować, co by było, gdyby ona nie była młodą Amerykanką, ale jakąś uczennicą spod Moskwy i zdecydowała się w ten sposób potraktować wówczas takiego Breżniewa, ale nie ma tu miejsca na żarty, bo sprawa jest jak najbardziej poważna. Uważam, że czytelnicy tego bloga są na tyle wrażliwi, by wiedzieć, co mam na myśli, mówiąc że sprawa jest poważna.
Proszę o bycie ze mną tu na blogu, o podtrzymywanie tej solidarności, i o – w miarę możliwości – finansowe wspieranie tego bloga. Dziękuję.

37 komentarzy:

  1. Niedawno oglądalem b. ciekawy film Rescue Down, ktorego znaczna część dzieje się w Laosie podczas wojny wietnamskiej. Słyszalem wcześniej już trochę o tajności akcji bombardowań Laosu i Kambodży w tamtym okresie ale tak naprawdę nic nie wiedziałem. Po obejrzeniu filmu wpisałem tedy hasło - tajne bombardowania Laosu - do wyszukiwarki i to co zobaczyłem zaszokowało mnie. USA zrzuciło na Laos, z którym nawet nie było w stanie wojny, 280 milionów !!!!!!!!! bomb. Dzienne bombardowanie kosztowało rząd USA wtedy 17 mln $. Trwało to przez 7 lat.
    Po przeczytaniu twojego wpisu Toyahu zainteresowałem się rolą Nixona, którego przedstawiasz jako pozytywną postać, we wspomnianych bombardowaniach. Wpisalem do wyszukiwarki - bombardowanie Laosu Nixon - i wyszło, że człowiek ten jest osobiście odpowiedzialny za śmierć 100 000 cywilów w wyniku nielegalnych bombardowań Kambodży. To pierwszy z brzegu record.
    Na moje, nastolatka miało prawo plunąć mu w twarz.
    Jakbyś nie wierzył sam sprawdź.

    OdpowiedzUsuń
  2. @tomak
    Przede wszystkim, ja bardzo niechętnie wchodzę w dyskusje na temat przez Ciebie proponowany, a to z tego powodu, że jestem pewien, iż każdy pojedynczy przypadek zaangażowania mocarstw w regionalne konflikty można wałkować na tysiąc sposobów. Jak jest wojna, to ludzie giną i kropka, a każda śmierć to osobny dramat o dokładnie takim samym napięciu, więc ocenianie różnego rodzaju przywódców w oparciu o to, ile ludzi i w jaki sposób zginęło nie ma najmniejszego sensu, bo jeśli będziemy konsekwentni, to dojdziemy do wniosku, że Franco, Stalin, Jaruzelski, Pinochet, Che Guevara, Hitler i Ziobro - to wszystko jedna cholera, a jedyni sprawiedliwi to Dalaj Lama i Janina Ochojska.
    Po drugie, jak idzie o Laos, który nie był w stanie wojny, to pogląd bardzo oryginalny. Dokładnie tak samo oryginalny jak opinia, że w stanie wojny nie był wówczas Związek Sowiecki czy Chiny.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Toyah
    dyskutujemy powaznie, wywołujesz mnie do tablicy a ztaem:

    Kambodża i Laos były neutralne, tu kilka cytatów

    (Geocities)…"Zgodnie z postanowieniami porozumienia w Genewie , USA nie miała prawa , wprowadzać do Laosu wojska ( w ogóle nie miało być żadnych obcych wojsk czego od początku nie przestrzegają Wietnamczycy ) , stąd powstał projekt zakamuflowanej pomocy wojskowej dla królestwa Laosu , którego efektem była tak zwana “sekretna” lub “utajniona” wojna ( ang. The "Secret War" ) która rozkwitnie podczas wojny wietnamskiej"…
    i dalej:
    …"W tej niewypowiedzianej, brudnej wojnie , tonaż bomb zrzuconych przez amerykañskie bombowce na północny Laos , przewyższył cały tonaż bomb jakie spadły na wszystkie kraje w Europie podczas II Wojny Światowej"…
    tu o Kambodży (UJ):
    …"Abstrahując od tego, jak administracja prezydenta Nixona postępowała wobec innych organów amerykańskiej władzy, wydaje się, że bombardowania Kambodży zasługują na moralne potępienie i to nie tylko w kontekście złamania zasad wojny sprawiedliwej (choćby warunku rozróżnienia czy proporcjonalności). Doprowadzono do śmierci tysiące zupełnie niewinnych ludzi. Zniszczono tereny uprawne, 2 miliony ludzi pobawiono dachu nad głową. W swojej argumentacji Kissinger odwołuje się do konsekwencji, jakie administracja amerykańska chciała osiągnąć. Jeśli tak oceniać politykę wobec Kambodży, to bez wątpienia wzmocniła ona pozycję Czerwonych Khmerów, choć naloty wymierzone były także przeciwko nim. Ludzie, którzy potracili swoich bliskich i cały swój dobytek bez większego zastanowienia zasilali partyzantkę. Jednak nawet wtedy, gdy prowadzono działania przeciwko wojownikom Czerwonych Khmerów, którzy w 1973 roku zbliżyli się do stolicy Kambodży, ponownie użyto nalotów dywanowych, dziesiątkując nie tylko samych partyzantów, ale ludzi w gęsto zaludnionych terenach wokół stolicy.
    Trudno także zaakceptować sposób działań Amerykanów. Prowadzenie nalotów dywanowych, w których giną niewinni ludzie jest w tym przypadku moralnie nie do uzasadnienia. Nie można bowiem przyjąć, że ofiary były jedynie „zniszczeniami ubocznymi” nalotów. Poza ofiarami w ludziach, zniszczono także ogromną część kraju. Jeden z oficerów US Air Force stwierdził, że brzegi Mekongu były tak zniszczone przez bombardowania, że wyglądały jak krajobraz na księżycu. Niektórzy przywołują dane, z których wynika, że zniszczono 20% zabudowań całego kraju

    OdpowiedzUsuń
  4. @tomak
    Geocities, mówisz? To ja też mam coś dla Ciebie z tamtego kierunku:
    http://www.geocities.com/wojciech_jaruzelski/

    OdpowiedzUsuń
  5. geocities to tylko serwis hostingowy prowadzony przez yahoo, obecnie już nieczynny, to znaczy, stare rzeczy jeszcze są, ale nowych umieścić się nie da.

    OdpowiedzUsuń
  6. @redpill
    Ja też sobie to przypomniałem. Strasznie dużo było śmiechu. Jak można nie wiedzieć, że marihuana to konopie?

    OdpowiedzUsuń
  7. O ile Jarosław w tym był niezwykle wiarygodny, tak Nixonowi nie wierzę jak psu. Przypomina mi tu Harry'ego Anslingera, w pewnym sensie wynalazcę marihuany, to jest gościa, który z pozycji moralnych i konserwatywnych doprowadził do uznania konopi za narkotyk i delegalizacji jej upraw, tylko dlatego, że dla firmy DuPoint tanie i mocne konopne włókno było zbyt dużą konkurencją wobec ich nowego wynalazku - nylonu. Wtedy też zaczęto używać slangowego terminu marijuana, bo cannabis czy hemp nie brzmiałoby tak złowrogo. Myślę, że Nixon kłamał. To hipokryta.

    OdpowiedzUsuń
  8. @toyah
    nie ma co tak dyskutować, to samo znajdziesz na wielu innych stronach, fakt tajnych bombardowan i w konsekwencji śmierć setek tysięcy niewinnych ludzi, najgorsze jest w tym wszystkim to, że główną przyczyną tych horrendalnych bombardowań nie były powody militarno - strategiczne, ale rządza zysku amerykańskich koncernów wojskowych, ktore legitymował Nixon i Kissinger,
    z chwila gdy niejaki Daniel Ellsberg to ujawnił w New York Times, Nixon postanowił poza FBI znaleźć przeciek i zaczął zakładać podsłuchy - to właśnie korzenie jego upadku - afera Watergate, tu cytat z Rzepy :

    …"Pogodnego poranka 13 czerwca 1971 roku, otwierając niedzielne wydanie "New York Timesa", Amerykanie ujrzeli to, co wielu od dawna podejrzewało – że rząd ich okłamuje.

    W dzienniku opublikowano pierwszą transzę z ponad siedmiu tysięcy stron ściśle tajnego raportu Pentagonu dokumentującego historię wojny w Wietnamie. Wydźwięk raportu podsumował H. R. Haldeman, szef sztabu Nixona, w prywatnej rozmowie z prezydentem: "Z tej żargonowej paplaniny wyłania się jasna rzecz: nie można ufać rządowi, nie można wierzyć w to, co rządzący mówią, nie można na nich liczyć".
    Raport pokazywał, że kolejni prezydenci zwodzili społeczeństwo. Wszyły na jaw tajne bombardowania Laosu i Kambodży, zaangażowanie Ameryki w zamach na prezydenta Diema oraz eskalacja konfliktu po to, aby – cytując raport – "uniknąć upokarzającej porażki USA".
    Dla jasności, nie jestem fanem ruskich, ani wojującym pacyfistą, przedstawiam tylko powód, dla ktorego Nixon przestał rządzić i został tak znienawidzony, howgh :)

    OdpowiedzUsuń
  9. @redpill
    Z tej rozmowy wynika, że nie. Gdyby był hipokrytą nie skończyłby tak marnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. @tomak
    W tej sytuacji, ja Ci powiem tak. Przedstaw mi obiektywną ocenę czegoś na czym się bezwzględnie znasz lepiej, niż na wojnie wietnamskiej, a mianowicie prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Kiedy już to zrobisz, ja ocenię, czy jestem wystarczająco kompetentny by z Tobą dyskutować.

    OdpowiedzUsuń
  11. @toyah
    przeceniasz mnie, jestem muzykiem nie historykiem ani też politologiem, nie mam żadnego wykształcenia w tej materii, akurat zabralem głos bo poczytałem kapkę o Laosie, konkretnie tu:
    http://peterslarson.com/2010/12/15/us-bombings-in-laos-1965-1973/
    i to mnie zaszokowało, jak napisałeś o tym Nixonie, to zacząłem sprawdzać kto za to był wtedy odpowiedzialny, no i dotarłem do korzeni Watergate, wszystko to skacząc trochę po necie,
    nie podejmę się tedy obiektywnej oceny prezydentury Lecha Kaczyńskiego bo za mało wiem, mogę się jeno odnosić do jakichś konkretnych zagadnień, moja prywatna opinia jest zaś taka, że w okresie rządów 1991 - present, to najjasnieszy punkt, i wielką tragedią dla Polski jest strata tego człowieka

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę, że gdyby nie był, nigdy nie zostałby prezydentem. To, o czym opowiada w wywiadzie, brzmi obłudnie. Cytując Coryllusa, władza może być święta, albo tajna. Ja tu nie widzę żadnego sacrum. A w wywiadzie Nixon, prezentując swoje dziewictwo, zapomina dodać, że obdarzył ten Daleki Wschód nie tylko milionami bomb, ale zamienił go w wielki dom publiczny i centrum produkcji heroiny. Że to nie jest przypadek, świadczą obecne czasy, gdzie 95% heroiny produkuje się w Afganistanie.

    Doszukiwanie się jakichś szlachetnych cech w politykach, czy to ruskich, czy amerykańskich, to rozczulająca naiwność.

    OdpowiedzUsuń
  13. @tomak
    Ponieważ jesteś muzykiem, a ja jak idzie o muzyków mam ciężki, nieuleczalny kompleks, będę Ci tłumaczył moje stanowisko tak długo jak będziesz tego chciał.
    Uważam że ani Ty ani ja nie jesteśmy w stanie ocenić prezydentury Nixona w sposób miarodajny. Podobnie zresztą jak nie jesteśmy w stanie ocenić zasług generała Pinocheta, czy generała Franco. Wiesz dlaczego? Dlatego że mądrzejsi od nas nie potrafili znaleźć tu porozumienia.
    Zapytasz więc, czemu ja go bronię? Dlatego że przeczytałem z nim rozmowę i pomyślałem sobie, ze on mi w pewnym sensie przypomina Jarosława Kaczyńskiego. A ponieważ środowiska, którym nie ufam mają go od lat za swojego wroga publicznego, chciałem zasugerować, że może prawda jest inna.
    Wracając do wojny wietnamskiej i tego Twojego neutralnego Laosu, przeczytaj sobie w wikipedii, co to takiego był szlak Ho-Chi-Minha.

    OdpowiedzUsuń
  14. @redpill
    A co powiesz o politykach niemieckich, argentyńskich, francuskich, czy etiopskich?

    OdpowiedzUsuń
  15. @toyah
    :) dzięki za wyjaśnienia i dyskusję, trochę Toyahu Ci tu zamarudziłem, pozdrawiam serdecznie, pozostaje wiernym czytelnikiem

    OdpowiedzUsuń
  16. Powiem dokładnie to samo. O polskich też. A jak się trafi jakiś lepszy, to szybko kończy karierę, bywa że tragicznie.

    OdpowiedzUsuń
  17. A więc Ty po prostu nie lubisz polityków! Nie gniewaj się, ale strasznie to mało oryginalne.
    Wiesz co? Ja Ci wyślę ten tekst. I powiesz mi tylko jedno. Czy rozumiesz, dlaczego ja go potrzebuję bronić.

    OdpowiedzUsuń
  18. No nie, teraz to Ty nie rozumiesz. Nie chodzi o polityków, ale o system, który bezwzględnie eliminuje tych, którzy nie wyrzucą serca na śmietnik i nie włożą w to miejsce kamienia. A jak ktoś oszukuje i kawałek serca sobie zostawi, to mu samolot spadnie, albo go z ręką w czymśtam znajdują. Tekst mi możesz wyslać, pewnie, ale nie przekonasz mnie. Gdyby był normalnym człowiekiem, nie zostałby prezydentem USA. Normalnego człowieka taka porcja hipokryzji i kurestwa musiałaby zabić.

    OdpowiedzUsuń
  19. Fajny ten wywiad, ciepły taki się Nixon wydaje faktycznie. Dobrze, że mu samolot nie spadł. Dokończę czytać, to więcej napiszę.

    OdpowiedzUsuń
  20. @tomak

    Co do tych Laosu i Kambodży, to podstawowa kwestia brzmi, kto tam zaniósł wojnę?

    Z kim właściwie walczyły wojska tych państw?

    Z kim i o co walczyli partyzanci na terenach, na których władze tych państw utraciły kontrolę?

    Jaki był tam terytorialny zasięg bombardowań amerykańskich względem tego, co się naprawdę działo na terenach bombardowanych?

    Na początek polecam:

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Szlak_Ho_Chi_Minha

    Pozdrowienia.

    PS. Nic nie jest aż tak arcyboleśnie proste jak wciska propaganda.

    OdpowiedzUsuń
  21. @tomak

    Co do tych Laosu i Kambodży, to podstawowa kwestia brzmi, kto tam zaniósł wojnę?

    Z kim właściwie walczyły wojska tych państw?

    Z kim i o co walczyli partyzanci na terenach, na których władze tych państw utraciły kontrolę?

    Jaki był tam terytorialny zasięg bombardowań amerykańskich względem tego, co się naprawdę działo na terenach bombardowanych?

    Na początek polecam:

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Szlak_Ho_Chi_Minha

    Pozdrowienia.

    PS. Nic nie jest aż tak arcyboleśnie proste jak wciskana propaganda.

    OdpowiedzUsuń
  22. @orjan
    Już mu powiedziałem o tym szlaku.

    OdpowiedzUsuń
  23. @toyah

    Zorientowałem się później. Zacząłem pisać mój komentarz, potem odszedłem (odpadłem?:), potem dokończyłem, kliknąłem ... i okazałeś się szybszy.

    Swoją drogą, ciekawe jest to ciągle rosnące skojarzenie akurat Nixona z bombami, gdy to on zakończył wojnę (realnie i to wbrew oporom nawet Wietnamu).

    Pewnie o niego chodziło nawet w:

    "Hey, hey, LBJ, how many kids didja kill today?"

    Mam ostatnio urwanie głowy, ale czytam!

    OdpowiedzUsuń
  24. @orjan
    Tu akurat się wzięli za Johnsona. To był rok 1968. Ten słynny rok 1968.

    OdpowiedzUsuń
  25. @toyah
    Ja Nixona cenię za te słowa - kiedyś je tu u Ciebie przytaczałem:

    //...czasem kiedy dzieje się źle,
    kiedy umiera ktoś bliski albo przegrywamy, czy ponosimy klęskę
    - myślimy,że to już koniec.
    Nieprawda!!!
    To zawsze jest tylko początkiem,
    albowiem wielkość przychodzi nie wtedy kiedy wszystko nam się układa,
    wielkość przychodzi w chwilach próby, kiedy przyjmujemy ciosy,
    w chwilach zawodu, smutku,
    ponieważ tylko ten kto był w najgłębszej dolinie
    wie jak wspaniale jest na najwyższej górze....

    Richard Nixon //

    One mi pomagają a Nixon swoim życiem potwierdził te słowa w 100 %.

    Tak przy okazji poczytałem sobie jeszcze o Nixonie w Wikipedii i znalazłem tam takie charakterystyczne sformułowania:
    //...prowadził wyjątkowo brudną kampanię wyborczą i, ...//
    oraz
    //...Podczas kampanii Nixon uciekł się do niezbyt etycznych chwytów...//

    OdpowiedzUsuń
  26. @toyah

    No, ale popatrz: nawet w przekazie kultury masowej "bomby rzucał" LBJ, do czego miały pretensje tłumy skandujące tę piosenkę. A dzisiaj uważa się, że bombardował Nixon, czego ofiarą padł nasz kolega polegający na dzisiejszych źródłach.

    Ot, mieć panowanie nad historią!

    Nixon położył podwaliny pod rozwalenie imperium sowieckiego i już za to ma u mnie duuuży plus. Bez niego późniejsza polityka Reagana byłaby chyba niemożliwa.

    Jeśli chodzi o Wietnam, to z pewnością Nixon przeszedłby do historii jako twórca pokoju i zwłaszcza pokojowego ładu w całej Azji Płd-Wsch.

    Niestety, skutkiem idiotycznego rozdęcia przeciw niemu afery Watergacie, pokój podpisał już jego następca. Owże następca, Gerald Ford spaprał jednak szansę. Podpisał układ pokojowy, ale odpuścił jego dopilnowanie.

    Późniejsza gehenna w tym regionie, to poniekąd zasługa twórców Watergaci.

    OdpowiedzUsuń
  27. @toyah

    No, ale popatrz: nawet w przekazie kultury masowej "bomby rzucał" LBJ, do czego miały pretensje tłumy skandujące tę piosenkę. A dzisiaj uważa się, że bombardował Nixon, czego ofiarą padł nasz kolega polegający na dzisiejszych źródłach.

    Ot, mieć panowanie nad historią!

    Nixon położył podwaliny pod rozwalenie imperium sowieckiego i już za to ma u mnie duuuży plus. Bez niego późniejsza polityka Reagana byłaby chyba niemożliwa.

    Jeśli chodzi o Wietnam, to z pewnością Nixon przeszedłby do historii jako twórca pokoju i zwłaszcza pokojowego ładu w całej Azji Płd-Wsch.

    Niestety, skutkiem idiotycznego rozdęcia przeciw niemu afery Watergacie, pokój podpisał już jego następca. Owże następca, Gerald Ford spaprał jednak szansę. Podpisał układ pokojowy, ale odpuścił jego dopilnowanie.

    Późniejsza gehenna w tym regionie, to poniekąd zasługa twórców Watergaci.

    OdpowiedzUsuń
  28. @orjan
    Z tą całą Watergate to osobna historia. Jak sobie pomyślę, że te wszystkie kłamstwa na temat Lecha Kaczyńskiego mają się tak jak tam utrzymywać przez kolejne 40 lat, to zaczynam tracić siły.

    OdpowiedzUsuń
  29. @toyah

    Porównanie nietrafne! Nixon nie miał osobistych zwolenników, był outsider'em i - w pewnym, najlepszym sensie - skamienieliną świata, który przeminął.

    On sobie z tego zdawał sprawę. Po raz pierwszy musiał to przełknąć po przegranych wyborach z JFK i to wcale nie za przyczyną tej debaty telewizyjnej.

    Przypuszczam, że dla niego znacznie gorsze było, gdy ponad swoją całkiem prawdopodobną wygraną po ew. powtórnym liczeniu głosów, Nixon postawił wyżej honor prezydentury jako takiej. Jego zdaniem, "wykłócenie się" o zwycięstwo ten honor narażało.

    W rewanżu ten JFK skomentował: Nixon zniknął tak, jak się pojawił - bez żadnej klasy!
    Ten debilny bon-mot spotkał się z uznaniem, a to było dowodem zmiany czasów.

    NB.: Jest pewne podobieństwo stylu szykan, bo wtedy przedstawiano JFK, jako młodego człowieka względem starca Nixona. Tymczasem JFK był tylko o 3 lata młodszy!

    Podobnie śp. Lecha wszelkie "osobiste kurduple" przedstawiały jako niskiego wzrostem, którym wcale się aż tak nie wyróżniał.

    OdpowiedzUsuń
  30. @orjan
    No wiesz. Jednak fakt, że on pierwszą kadencję wygrał ułamkiem procenta, podczas gdy zwyciężając w drugiej pobił rekord, świadczy o tym, że musiał mieć osobistych zwolenników.
    A ja ich porównuję trochę przez te kłamstwa, które tak długo żyją.
    O tym numerze z wiekiem Kennedy'ego i Nixona nie wiedziałem. Ja też sądziłem, ze Kennedy był dużo młodszy.

    OdpowiedzUsuń
  31. @toyah

    Tylko, że w tamtym systemie kandydat nie jest, ani nie staje się przywódcą partyjnym. W jakimś, odległym sensie, stając do wyborów jest delegatem, ale nie przywódcą.

    Zaplecze i poparcie wyborcze jest zbierane w trybie podobnym do ustanawiania się konsorcjum do określonego zadania. Potem rozpada się.

    Wracając zaś do wątku podniesionego przez @tomaka, gdyby Nixon wygrał w 1960, być może nie byłoby wojny wietnamskiej, albo byłaby przynajmniej konsekwentnie prowadzona.

    W każdym razie, to Nixon ją skończył.

    OdpowiedzUsuń
  32. @All
    Wart przeczytania tekst nieżyjącego dziś Jacka Kwiecińskiego o kłamstwie wietnamskim i roli dziennikarzy w sfałszowaniu historii tamtej wojny.

    http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/230564,jacek-kwiecinski-pisze

    OdpowiedzUsuń
  33. @orjan
    Przypomniałeś o tym szaleństwie na temat wzrostu Lecha Kaczyńskiego. Dziś i wczoraj można było napatrzeć się do woli na Tuska całkowicie na poziomie wzrostu wszystkich chińskich gości. I żadnych śmichów chichów w szkle kontaktowym, Mleczko też nie znalazł natchnienia do żarciku.

    OdpowiedzUsuń
  34. @orjan
    To też jest bardzo inspirująca myśl.Kennedy do był poważny dupek. ja bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że agent.

    OdpowiedzUsuń
  35. @Marylka
    On jest malutki, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  36. @Toyah
    Powiedzmy po męsku: kurdupelek.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...