poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Kuba Wojewódzki przyjechał po nasze dzieci

Jest poniedziałek, a więc kolejny tydzień i kolejne szanse. W dodatku pogoda idealna, ciepło a zarazem rześko w powietrzu, na niebie troszkę chmur, trochę słońca – chce się żyć. Chce się wierzyć. Poza tym, wiosna, a więc, jak to ładnie podkreślił w minioną sobotę Jarosław Kaczyński, lato za pasem, a z latem musi nadejść sierpień. Inaczej być nie może.
Z samego rana poszedłem z psem mojej młodszej córki na spacer, a tam jeszcze ładniej, bo to i zielona trawa, nowiutkie liście na drzewach, gdzieniegdzie woda po nocnych deszczach, a więc również trochę miłych wrażeń dla samego zwierzęcia.
I oto nagle w tym niemal świątecznym nastroju otrzymałem esemesową wiadomość od właścicielki psa, z informacją, że w mieście przebywa Kuba Wojewódzki, w związku z czym nauka w katowickich liceach została zawieszona i cała młodzież została wysłana na spotkanie z ową gwiazdą polskiego dziennikarstwa. Esemes obok owej sensacyjnej informacji zawierał do mnie prośbę, żebym natychmiast się z moim dzieckiem skontaktował.
W pierwszej chwili wystraszyłem się, że sprawa polega na tym, że Kuba Wojewódzki moje dziecko próbuje wciągnąć do swojego jaguara, i ja z psem mamy przybiec z pomocą i celebrytę zagryźć na śmierć, jednak już po chwili przypomniałem sobie, że moja córka jest przecież bardzo dobrze wyszkolona i wie, że każdego napotkanego pedofila ma kopać w jądra, a palcami wykłuwać mu oczy, więc szybko się uspokoiłem, że możliwości są dwie – albo chodzi o to, bym pomógł jej wezwać pogotowie dla uprzątnięcia zwłok, albo nie stało się nic, tylko mam tam przyjść i zwolnić dziecko z politycznego coachingu.
Okazało się jednak, że rzecz polegała jeszcze na czymś innym, czego wcześniej nie wziąłem pod uwagę. Ona mianowicie ze spotkania z Wojewódzkim wyszła sama, natomiast była tak wstrząśnięta, że musiała mi koniecznie przekazać tę wiadomość osobiście. Że Wojewódzki to idiota. Czy to oznacza, że moje dzieci tego wcześniej nie wiedziały? One to akurat wiedzą od zawsze, podobnie zresztą jak od zawsze mają w głowie instrukcję postępowania na wypadek kontaktu z pedofilem. Tu jednak doszło do tego, że ten człowiek w ten piękny wiosenny poniedziałek osiągnął poziom, który nawet ją poraził. I ona to właśnie chciała mi opowiedzieć. No i opowiedziała.
Nie mam zamiaru powtarzać tu choćby nie wiem jak ciekawych plotek, bo myślę, że mimo wszystko nie warto. Może tylko, żeby dać wyobrażenie o tym, co tam się działo, poza zwykłym pluciem na Telewizję Trwam i zachęcaniem do czytania „Gazety Wyborczej” i oglądania TVN-u, powiem, że w pewnym momencie Wojewódzki powiedział, że jeśli ktoś myśli, że on jest zwykłym telewizyjnym pajacem, to się bardzo myli. Dlatego, że owo pajacowanie to są tylko pozory, za którymi ukryte jest bardzo głębokie przesłanie. Że każdy jeden, choćby i najbardziej żenujący, greps Wojewódzkiego kryje bardzo głęboką myśl na współczesne tematy. I że na tym właśnie polega dziennikarstwo najwyższej próby. Edukacja przez zabawę.
Spytałem moją córkę, dlaczego, korzystając z okazji, nie zabrała głosu i nie powiedziała Wojewódzkiemu, co on nim sądzi, albo przynajmniej go nie opluła. I proszę sobie wyobrazić, że ona bardzo chciała – i jedno i drugie – ale niestety nie było takiej możliwości. Otóż przyjazd Wojewódzkiego do Katowic był tak wielkim wydarzeniem, że spotkanie z nim odbywało się w kilku salach. To znaczy, ponieważ w sali głównej, gdzie on się znajdował, nie było już wolnych miejsc, wszystkie pozostałe sale wypełniono napływającą z całego miasta młodzieżą, i wstawiono jej tam wielkie telebimy, na których można było widzieć Mistrza i słuchać Jego słów. I ona niefortunnie trafiła do jednej z nich.
Skorośmy sobie pożartowali, na koniec mała, i już w żaden sposób wesoła, refleksja.
Niedawno minęły dwa lata od śmierci Anny Walentynowicz. Kiedy Ona jeszcze żyła, została przez lokalnych działaczy Solidarności zaproszona tu na Śląsk. Ponieważ miałem ten zaszczyt, że chciała, bym jej się pokazał na dworcu, przesunąłem obowiązki i stawiłem się na miejscu. Niestety, pociąg z Gdańska był opóźniony niemal dwie godziny i już nie udało mi się jej ani przywitać, ani już nigdy więcej zobaczyć. Czekali też na nią organizatorzy któregoś ze spotkań w Gliwicach i od jednej z pań dowiedziałem się, że dzwoniła ona do kilku gliwickich liceów z propozycją spotkania z panią Walentynowicz. Wszyscy – dosłownie wszyscy – dyrektorzy szkół z którymi ona się kontaktowała, odmówili, tłumacząc się jakimiś kompletnie niedorzecznymi powodami.
Dziś widzę, że coś drgnęło. Domyślam się, że dzisiejsze spotkanie z Kubą Wojewódzkim to efekt nowej polityki edukacyjnej rządu premiera Donalda Tuska.

Od dnia w którym Anna Walentynowicz była na Śląsku wydaje się, że minęły wieki i zmieniło się wiele. Ona została zamordowana, ja straciłem pracę. Ona nie żyje, ja piszę te teksty aby żyć. Jeśli ktoś uważa, że może sobie na to pozwolić, a i widzi ku temu dobry powód, proszę wesprzeć ten blog wpłatą na podany obok numer konta. Zachęcam również do kupowania mojej książki z wyborem starych felietonów z tego bloga. Znajdzie tam też tekst o Annie Walentynowicz, o którym „Gazeta Polska”, kiedy jeszcze nie była objęta nakazem bojkotowania niezależnych blogerów, napisała, że to „najpiękniejszy” tekst jaki kiedykolwiek został napisany o Annie Walentynowicz. Dziękuję.

14 komentarzy:

  1. @toyah

    To, że szkoła organizuje takie spędy, to jest rzeczywiście granda i myślę, że rodzice też mają w tej sprawie coś do powiedzenia (o ile im się będzie chciało).
    Natomiast z drugiej strony świadczyć to może o obawie, że dobrowolnie publiczność na spotkaniu z "wybitnym autorytetem" nie dopisze.
    Po takich akcjach nabieram przekonania, że środowisko nauczycielskie należałoby rozpędzić na cztery wiatry, bo oni już nie widzą własnej głupoty i upadku.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Marion
    A ja bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że rodzice są bardzo zadowoleni. Inna sprawa, że nawet gdyby nie byli, tam nawet nie ma z kim i o czym rozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  3. @toyah

    Bardzo bym chciała usłyszeć uzasadnienie dyrekcji szkoły, w imię jakich wartości zastępuje się lekcje spotkaniem z człowiekiem o wątpliwej reputacji, na dodatek z wyrokiem sądowym.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Toyah
    Jest po prostu zszokowany - myślałem , że niewiele może mnie jeszcze zaskoczyć.
    A jednak !

    OdpowiedzUsuń
  5. @toyah

    Jeszcze mi się nasunęło. Człowiek, który ma wyrok w sprawie karnej, jest po prostu kryminalistą. Tak więc katowickie szkoły zorganizowały spotkanie z kryminalistą. Ciekawe, czy w ramach lekcji wychowawczej albo obywatelskiego wychowania?

    OdpowiedzUsuń
  6. @kruk
    Bez Hartmana, panie tego nie ogarniesz...

    OdpowiedzUsuń
  7. @Toyah
    Czy w tych Katowicach nie ma jakichś normalnych rodziców, żeby zaprotestować? Jak tak dalej pójdzie, to następna lekcja będzie z Urbanem. Chociaż już sama nie wiem, kto jest gorszym bydlęciem.
    Mam nadzieję, że puścisz ten tekst jeszcze w paru miejscach. A mogę wrzucić do niepoprawnych.pl?

    OdpowiedzUsuń
  8. @Marion
    To spotkanie nie było w szkole. Ich tam zaciągnęli.
    Co do reputacji, nie ma o czym gadać. Osobą pozbawioną reputacji była Anna Walentynowicz.

    OdpowiedzUsuń
  9. @zawiślak
    Tak jest. Na Wojewódzkiego tylko Hartman.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Marylka
    A Ty byś ten protest złożyła na piśmie, czy poszła prosto do dyrektorki ją opyskować? A może do organizatorów tego spotkania? I co byś im powiedziała? Że on jest prawie tak zły jak Tusk?
    Jak chcesz, to wrzuć im to. Napisz tylko że to jest z toyah.pl.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdy uczyłem się w technikum (koniec lat '80) to zorganizowano nam spęd z ówczesną "gwiazdą" teleekspresu Wojciechem Reszczyńskim. Jak widzę metody te same tylko "gwiazdy" się zmieniły. :(

    OdpowiedzUsuń
  12. @birofil
    Moim zdaniem, to że oni organizują spotkania z tak zwanymi "znanymi ludźmi", to nic złego. Gorzej, że z niektórymi nie organizują. I że jeśli komuś przyjdzie do głowy naruszyć ów standard, to może wylecieć z pracy. Na przykład.
    Poza tym, ja nie jestem pewien, czy Reszczyński zasłużył, by o nim wspominać w tym kontekście.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Toyah
    W swoim czasie chodziłam pyskować. Reszta rodziców milczała albo się odcinała. Odcinali się zwłaszcza ci, którzy w "kuluarach" mnie popierali. Jednak pewien efekt był, zaprzestano zapraszania do szkoły kombatantów walk z bandami. Tylko to było pod koniec komuny, a teraz najwyraźniej jest początek czegoś jeszcze fajniejszego.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Marylka
    Koniec komuny to już prehistoria. Wtedy świat był zupełnie inny.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...