piątek, 1 stycznia 2010

Do siego roku, czyli uwaga na gardła

Nie obchodzę Święta Nowego Roku. Gdyby nie to, że w tak zwaną Noc Sylwestrową nasze dzieci są całą noc poza domem, w telewizji nie ma normalnych programów, a pierwszy dzień stycznia wygląda tak jak wygląda, najprawdopodobniej w ogóle bym zmiany daty nie odnotował. Efekt tego jest taki, że nie dość że w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia nie składamy sobie z żoną moją życzeń, że nie podejmujemy żadnych absurdalnych – bo i tak nigdy nie wypełnianych – postanowień noworocznych, to, jakby mało było tego bezruchu, snujemy się po domu między telewizorem, a kuchnią, i pociągając z flaszki z napisem ‘scotch’, oglądamy jakieś stare filmy. No i jemy bigos. To trzeba przyznać. Jemy noworoczny bigos. Ponieważ po Świętach Bożego Narodzenia w domu zostają całe masy niezjedzonych wędlin, to są one przerabiane na bigos. I ten bigos właśnie zjadamy pod wspomnianą flaszkę.
Zdaję sobie świetnie sprawę, że to co tu piszę, w obliczu choćby tego zidiocianego tłumu, czy to na Trafalgar Square, czy gdzieś w Sydney, czy w Hong Kongu, czy wreszcie gdzieś w Warszawie, w obliczu widoku siostry Michaela Jacksona w otoczeniu grupy jakichś niewyobrażalnych bałwanów, objaśniających innych durniów, że ‘how are you”, oznacza „jak się macie”, brzmi jeśli nie ekscentrycznie, to zwyczajnie małostkowo. Jednak co mam zrobić? Tak już ze mną jest. Od czasu jak nasze dzieci się usamodzielniły na tyle, że nie każą mi zakładać na łeb głowy lwa i z nimi tańczyć, Nowy Rok w naszym domu wygląda jak wygląda.
Ale to by też właściwie sugerowało, że nie jest źle. Dom pusty, żona spokojna, a więc w dobrym i życzliwym nastroju, jest ten bigos, no i można bez nadmiernego napięcia obejrzeć po raz któryś Jackie Brown, lub po raz pierwszy od lat Dworzec dla dwojga. W ogóle można wszystko. Tak to jakoś się bowiem dzieje, że w tę akurat noc, może właśnie przez to, że ona się tak ciągnie, można naprawdę wiele. A więc skoro wiele, to można nawet siedzieć w Salonie i przeglądać blogi, na które normalnie człowiek nie ma ani ochoty, ani też choćby i czasu.
Dzisiejszej nocy zatem, nie dość że udało mi się skutecznie pokonać wszelkie techniczne przeszkody, by z myślą o moich najbliższych kolegach wkleić tu całą serię muzycznych obrazków z youtuba, to doszedłem nawet do tego, że zajrzałem na tak zwany blog Waldemara Pawlaka – tego Waldemara Pawlaka – który kiedy już i tak osiągnął w swoim życiu więcej niż sam Pan Bóg mógł się dla niego spodziewać, postanowił zostać blogerem w Salonie24. Oczywiście, każdy normalny człowiek – pomijając tych wszystkich dziwnych salonowców, którzy uważają za konieczne zostawianie na tym równie dziwnym blogu swoich komentarzy, czy to w formie uwag czy pytań bezpośrednio kierowanych do „szanownego pana premiera”, czy ogólnych refleksji związanych z osobą „pana Waldka” – wie, że ten blog to kompletna fikcja. Wpisy na nim pojawiają się z taką częstotliwością i są napisane takim językiem, że nie ma takiej możliwości, żeby był on prowadzony przez samego Pawlaka. Każdy średnio sprawnie myślący człowiek wie, że to jest robota albo jakiegoś asystenta, albo kogokolwiek, ale z całą pewnością nie jest tak, że Pawlak daje tam coś więcej niż tylko swoje nazwisko. A mimo to, pod każdym z tych wpisów aż kipi od komentarzy ludzi, którzy wierzą, że biorą udział w czymś ważnym i autentycznym.
Ponieważ, jak powszechnie wiadomo, nawet w śmieciach można znaleźć niekiedy prawdziwy skarb, i tu udało mi się trafić na coś, co mnie doprowadziło do dzisiejszego wpisu. Zaczęło się od awantury między gw1990, a jakimś nieznanym mi blogerem działającym pod nickiem Tu i tam 62. Ponieważ w całym tym wydarzeniu Grześ zajmował zwykłą dla siebie pozycję naiwnego netowego komentatora, a ten drugi – o, ten drugi naprawdę pokazał lwi pazur, po Pawlaku, z czystej ludzkiej ciekawości, wszedłem i na jego blog. Jednak, jako że panowała tam zwykła prowincjonalna nędza, od razu zajrzałem do najczęściej komentowanego tekstu, o tym mianowicie, że na początku grudnia gdzieś w jakiejś wsi dwóch chuliganów brutalnie pobiło lokalnego proboszcza. Otóż bloger Tu i tam 62poświęcił owemu wydarzeniu cały wpis, nie mogąc wyjść z oburzenia, że gdzieś dwóch jakoby polskich sercem i duchem rzezimieszków skatowało niemal na śmierć księdza za to, że ten nie chciał w miejscowym kościele umieścić tablicy upamiętniającej pomordowanych w Katyniu.
Sprawę znam. Ona swego czasu przez parę dni obijała się między różnymi mediami. Jednak wszystko co do dziś na ten temat udało się usłyszeć to to, że podobno gdzieś został bardzo brutalnie, tak że przez kilka godzin leżał nieprzytomny, pobity ksiądz i że policja nie planuje nic robić, bo ów ksiądz nie składa doniesienia. Kto go pobił i za co, oficjalnie już nie wiadomo, tyle tylko że (znów podobno) ksiądz twierdzi, że to dwóch parafian i że z całą pewnością za tę tablicę. A więc mamy informację, z której dokładnie nic nie wynika, poza tym, co można było przeczytać w Onecie i okolicznych portalach przez te dwa dni na początku grudnia. A już na pewno nie wynika z niej ten drobny szczegół, czy to w ogóle była prawda, czy nie.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Ja biorę pod uwagę, że stało się tak jak brzmią te pierwsze i jedyne doniesienia. Był proboszcz, którego miejscowi ludzie kochali i który chciał w kościele umieścić tablicę pamięci ofiar Katynia. Ale proboszcz się zmienił i nowy ksiądz powiedział, że tablicy nie będzie. To znaczy, będzie, ale nie w kościele, tylko na miejscowym cmentarzu, gdzie i tak już jest pomnik postawiony dla pomordowanych oficerów. Biorę więc pod uwagę, że dwóch lokalnych zakapiorów, którzy po wypiciu kolejnej flaszki poczuli napływ gorącego patriotyzmu do swych i tak już gorących serc, postanowiło tego księdza zabić, jako oczywistego bolszewika i zdrajcę Narodu. W końcu, czemu nie? Nie takie rzeczy się działy na naszej pięknej polskiej ziemi, zaczynając od najbardziej zniszczonej prowincji, a kończąc na uniwersytetach. Biorę więc pod uwagę, że stało się właśnie tak. Tyle że od wczoraj szukam w sieci jakichś dodatkowych informacji na ten temat i nic. Jedyne co znalazłem nowego, to komentarz chyba mieszkańca wsi, który pisze, że tej tablicy chciał nie były proboszcz, lecz ksiądz, który stamtąd pochodzi, a na pobliskim cmentarzu jedyny pomnik jaki stoi to pomnik pomordowanych w walce o utrwalanie władzy ludowej komunistów. Kiedy jeszcze widzę, jak pod artykułem, który na ten temat pojawił się w lokalnym Dzienniku Wschodnim stoi jak byk, że oni sprawę poruszają „po sygnale od Czytelnika”, to wiem że teraz to już nikt wiedzieć nie może dokładnie nic. Sprawa, jak wszystko na to wskazuje, przestała istnieć w momencie jak się pojawiła. Więc, jak mówię, mam wrażenie, że nie wiem na ten temat nic.
Ale jak mówię, możliwe, że stało się jak mówią niektóre media, tyle że z jakiegoś powodu sprawa nie może mieć dalszego ciągu. Z jakiego? Nie wiem. Ja nie. Okazuje się jednak, że są tacy co wiedzą. Sprawa nie ma dalszego ciągu i mieć go nie może, bo księdza Andrzejewskiego z Rzeczycy Ziemiańskiej niemal na śmierć zakatowały bojówki Prawa i Sprawiedliwości, czyli ludzie Kaczyńskich. Bliżej wyjaśnienie całej kwestii, w komentarzu pod wpisem Tu i tam 62 przedstawia kultowa już w niektórych środowiskach blogerka, pewna pani z Krakowa. Oto co pisze:
„Przypomniały mi się sceny z filmu "Kabaret" - te bojówki, które biją ludzi. Najpierw tak tak "niemrawie" pod osłoną nocy i w zaułkach, a później...
Ten absurd trzeba przerwać - bo zaczyna dochodzić do nieszczęść. Trzeba naprawdę usunąć Kaczyńskich i ich szalone dzieło nienawiści. Bo jeśli już księdza katolickiego biją, jak biła komuna to znaczy, że dopuściliśmy, by za daleko to zaszło. Współczuję temu księdzu, który nawiasem mówiąc zachowuje się, jak bohater, chroniąc swoich oprawców. Boże, jakież bydło nazywa się patriotami”.
I tu dochodzimy wreszcie do prawdziwego powodu, dla którego powstaje ten wpis. To jest bowiem to, co z punktu widzenia mojej wrażliwości stanowi główną część bagażu, jaki nosimy na sobie wkraczając w nowy rok. Otóż gdybym ja zwariował i po przeczytaniu informacji na temat pobicia proboszcza w Rzecznicy Ziemiańskiej zaczął podskakiwać z jednej strony z satysfakcji, a z drugiej – ze świętego oburzenia, że oto proszę, do czego doprowadziły dwuletnie rządy Donalda Tuska, a później bym wytrzeźwiał, to do końca życia bym już się ze wstydu nie pozbierał. A proszę popatrzeć, że przy tym, co nabazgrane zostało w tym wytłuszczonym fragmencie, tego typu wnioski byłyby przynajmniej jakoś tam logicznie umotywowane. W końcu Platforma Obywatelska od dwóch lat jest u władzy formalnej, a faktycznej od lat czterech, a o tym, że ta ich władza zasadza się już tylko i wyłącznie na nienawiści do PiS-u, mówią wręcz oficjalnie i otwarcie nawet najbardziej ściśle z Platforma związani komentatorzy. Przecież to, że ten prawdopodobnie najbardziej nieudany i niekompetentny rząd w historii Polski i Europy – co też już jest traktowane nie jako opinia, a fakt – i partia która go tworzy, jeśli wciąż ma tak bezpieczne poparcie, to tylko dlatego, że w społeczeństwie udało się utrzymać odpowiednio duży poziom nienawiści do Kaczyńskich., a i nie tylko do Kaczyńskich. W ogóle nienawiści jako takiej. Owej wiecznej złości, gniewu i tego nieustannego, ciągłego podenerwowania. To jest wręcz fakt socjologiczny. Jedyny być może stuprocentowo zbadana i opisana przez socjologów realna rzeczywistość. Zresztą to, w jaki sposób ta nienawiść działa i jak ona jest absurdalna i żywotna, najlepiej właśnie może i świadczyć zacytowany komentarz. Bo jak trzeba być nieprzytomnym i jak nisko można upaść w swojej wściekłości, by formułować takie opinie jak powyższa?
A więc takie to są moje refleksje na początek roku. Wchodzimy w ten rok z tym śliskim, obleśnym, wlokącym się za nami i cuchnącym nienawiścią ogonem. I jeśli ta nienawiść będzie przez najbliższy rok dalej bez sensu tym ogonem machać, to z całą pewnością nie najbardziej w takich miejscach jak ta Rzecznica Ziemiańska, bo tam akurat od lat wszystko pewnie jest takie same. I ten kościół i ten cmentarz i ci ludzie. Tę nienawiść będziemy dalej obserwować w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Katowicach. W tym wszystkim, na czym nie tak jeszcze dawno temu paru bardzo przebiegłych i bezwzględnych, pozbawionych podstawowego człowieczeństwa majstrów, postanowiło zrobić interes pod tytułem Platforma Obywatelska. W tym, co z jednej strony tak doskonale symbolizuje myśl i słowo niektórych blogerów, a z drugiej – przepraszam jeśli ktoś się tym razem naprawdę przestraszy – tego typu sytuacje:
Wszystkiego dobrego w nowym roku! I chrońmy gardła. Będą gryźli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...