czwartek, 28 stycznia 2010

To co jest i to co nigdy nie powinno się wydarzyć



13 marca 1996 roku do podstawówki w miejscowości Dunblane w Szkocji, wszedł niejaki Thomas Watt Hamilton, zastrzelił szesnaścioro małych dzieci, panią od wuefu, a później siebie. Patrzę dziś na okładkę starego Time’a, gdzie na czarnym tle widać szkolną klasę, złożoną z bardzo małych dzieci. I wiem, że większość z nich zmarła w tym strasznym ataku, ale część przeżyła, a wśród tej części jest też dzisiejszy mistrz tenisowy Andy Murray, który dziś już – jak sam mówi – mało z tamtego dnia pamięta, ale wie tyle, że kiedy Watt mordował dzieci, on sprytnie schował się w jakiejś klasie. No i żyje.
Teraz, kiedy piszę ten tekst, Murray gra z Cilicem o finał Australian Open. Przedwczoraj oglądałem Murraya jak wygrywał z kontuzjowanym Nadalem i w pamięci utkwił mi piękny obrazek. Murray prowadzi już 2-0 w setach, w trzecim secie wygrywa trzeci gem i w tym momencie podchodzi do niego Nadal i informuje, że to już koniec. Patrzę na twarz Murraya, który zamiast się cieszyć, wygląda tak, jakby oto się dowiedział, że przegrał i to przez jakiś najgłupszy na świecie błąd. Ta twarz, w tej jednej sekundzie, jest tak fascynująca, że myślę sobie, że gdyby tak zrobić z tego ułamka chwili zdjęcie, to byłoby to zdjęcie niezwykłe. Kto wie, czy nie równie niezwykłe, jak zdjęcie z Time’a sprzed lat.
Mój ulubiony zespół muzyczny The Smiths śpiewał kiedyś taką piosenkę, która działacze antyaborcyjni uznawali za swoją. Mówiąc bardzo skrótowo, chodziło o to, że jakaś kobieta, czy dziewczyna w Anglii, zawinęła swoje nowonarodzone dziecko w News Of The World (to taki brytyjski Fakt) i wrzuciła je do rzeki. I śpiewa Morrissey – o tym utopionym niemowlęciu – „Mogła być poetką, mogła być idiotką”… I myślę sobie, że to jest bardzo niezwykła piosenka.
http://www.teksty.org/The_Smiths,This_night_has_opened_my_eyes
Andy Murray, dziś wybitny tenisista, w marcu 1996 roku miał dziewięć lat. Myślę sobie, że już wtedy musiał być bardzo silnym dzieckiem. Wiedział, że trzeba żyć. A co my mamy z tego? Wbrew pozorom, bardzo dużo. Kiedy już znajdziemy odpowiedni czas, możemy usiąść i pomyśleć. A z całą pewnością jest o czym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...