sobota, 23 stycznia 2010

Flaszka z Januszem



Myślę że nikt kto zna i czyta ten blog nie pomyślał sobie, że te parę dni kompletnego bezruchu, w jaki to miejsce popadło, spowodowane zostały wejściem na Salon24 posła z Lublina, Janusza Palikota. Ja jestem wprawdzie osobą bardzo wrażliwą i spragnioną splendoru, ale przecież nie aż tak, żeby na wiadomość, że oto mam nowego kolegę, i to kolegę aż tak wysoko postawionego jak Janusz Palikot, zaniemówić. A zatem, przyczyny mojego milczenia były daleko bardziej prozaiczne niż owo święto towarzyskie, Raz, że zakończyła się kluczowa dla mnie faza konkursu i musiałem odrobinę odetchnąć, a poza tym potrzebowałem – z czystej (lub rudnej), niskiej próżności – sprawdzić coś jeszcze. Czy, mianowicie, jeśli umieszczę tu wpis o charakterze wyłącznie techniczny, który nawet nie pojawi się na stronie głównej, uda mi się pod nim zebrać sto komentarzy. I jest. Setka padła. Co wiem, to już tylko moje.
To wszystko co napisałem wyżej, oczywiście nie zaprzecza faktom. Ja jak najbardziej przeczytałem wpis Janusza Palikota, który został umieszczony na stronie głównej Salonu, podobnie jak i mowę powitalną, jaką na cześć naszego nowego kumpla wygłosił Igor Janke, część z bardzo wielu komentarzy, które ozdobiły ów wpis, a także dwa osobne wpisy red. Janke, poświęcone temu niezwykłemu wydarzeniu. Zapoznałem się starannie ze wszystkim, z czym uznałem za stosowne się zapoznać i nawet podzieliłem się pewną refleksją z Administracją. Mało tego, zajmując się cały czas liczeniem komentarzy pod poprzednią notką, walczyłem też ze sobą, by nie przeprowadzić kolejnego eksperymentu i nie umieścić na swoim blogu następującego tekstu:

Wszyscy obserwujemy prace komisji śledczej, mającej na celu zbadanie afery hazardowej. Ze swojej strony, chciałem tylko wyrazić nadzieję, że poseł PSL-u, Franciszek Stefaniuk, zechce zbadać przy okazji, dlaczego jego partia zawiązała koalicję parlamentarną z mordercami polskich żołnierzy w Afganistanie. Od tego bowiem będzie zależeć to, czy opinia publiczna zechce docenić śledcze talenty pana posła Stefaniuka.
Plan był taki, że ja zamieszczę ten tekst i zobaczę, co zrobi Administracja. Czy Igor Janke na przykład napisze komentarz, w którym zapewni mnie o swoim poparciu dla wolności debaty, czy osoba, która decyduje o kształcie głównej strony Salonu, umieści ten wpis wysoko, średnio wysoko, czy może w ogóle, no i wreszcie, czy uda mi się zebrać choćby połowę liczby komentarzy, na jakie zarobił swoją refleksją poseł Palikot? No ale jakoś z każdą godziną ta pasja mnie opuszczała, a w to miejsce pojawiało się zdziwienie… i właściwie już tylko zdziwienie. W dodatku, kiedy wreszcie zmuszono Palikota do przeredagowania debiutanckiej notki, a Igor Janke dzielnie przyznał się do błędu, już tylko liczyłem do stu i myślałem sobie, jak to się dzieje, że pewien rodzaj zła potrafi być czymś tak atrakcyjnym, że nawet mądrzy i porządni ludzie stają wobec niego zupełnie bezbronni. Jak to się dzieje, że dopóki zło jest i pozostaje zwykłym, prymitywnym aktem chamstwa, a na dodatek swoją agresję wyraża w tępy i bezpośredni sposób, nie chcemy mieć z nim nic wspólnego, odwracamy się do niego z pogardą i szlachetną wyniosłością? Dlaczego natomiast w dokładnie tej samej sytuacji, ale gdy to zło nie jest już nagie i gruboskórne, lecz jest przystrojone w szaty wykształcenia, elokwencji, a co jeszcze bardziej prawdopodobne – ironii i prowokacji, oczy nam rozbłyskują ciekawością, a myśl pragnieniem debaty?
Jestem pewien, że gdyby zamiast Janusza Palikota, dokładnie ten sam tekst zamieścił w Salonie na przykład Andrzej Lepper, czy ktoś pewnie równie sławny jak Palikot i o podobnych ambicjach, a jak idzie o skuteczność walki z prezydentem Kaczyńskich, może nawet bardziej od Palikota wpływowy i skuteczny, czyli menel Hubert K. (jeśli oceniać po liczbie wyników w Googlu, przebijający Palikota wielokrotnie), to poza Sowińcem, pogadać by z nim chciało zaledwie paru najbardziej aktywnych trolli. I na tym koniec. Już nie mówię, że Administracji nawet by nie przyszło do głowy, żeby ten wpis w jakikolwiek sposób promować. Mimo, w sumie jak by nie było, niewątpliwego wydarzenia, jakie by ta wizyta i ten debiut tu stanowiły. Dlaczego? No właśnie dlatego, że ani Lepper, ani Hubert K. nie są dla inteligentnego, wykształconego i ambitnego obserwatora jakimkolwiek partnerem, właśnie przez swoją jednoznaczność. I jeden i drugi oczywiście mogą zostać przy równych okazjach wyciągnięci i wykorzystani, ale na co dzień pozostają po prostu nieciekawi. Należą do innego świata, a przez to do zupełnie obcej nam kultury.
Co innego Palikot. On z perspektywy przeciętnego półinteligenta, nawet jeśli jest chamem, to jest chamem „piekielnie inteligentnym”, „niezwykle skutecznym”, no a przede wszystkim jest „Stańczykiem post-polityki”, a to już jest naprawdę coś. Ktoś powie, że to jest coś takiego jak Urban, posłanka Senyszyn, czy Krzysztof Daukszewicz. Trochę oczywiście tak, ale przy okazji, w tym akurat wypadku, mamy do czynienia z czymś znacznie poważniejszym. Zarówno on i ona i tamten też – choć oczywiście bardzo wciąż pociągający –reprezentują jednak cywilizację upadającą. Jeszcze parę lat i już będą wyłącznie drzeworytami w encyklopedii. Palikot, podobnie jak Hubert K., są już produktem III RP. Tyle że dopóki to Palikot będzie producentem, a Hubert K. zaledwie konsumentem, na demokrację w tej kwestii liczyć nie ma co. A publiczna akceptacja pozostanie tam gdzie jest.
Janusza Palikota nienawidzimy, śmiejemy się z niego, nieustannie apelujemy o to by go za jego ekscesy bojkotować, a z drugiej strony zaakceptowaliśmy go jako stały i niezwykle barwny element naszego świata. On jest częścią establishmentu takiego jaki uważamy za swój i, choć nas niekiedy irytuje, to żyć bez niego ani nie możemy, ani nie chcemy. Popatrzmy na mnie. Mnie też jego salonowy debiut zainspirował. Mój nowy kumpel Janusz w pewnym sensie zmienił moje życie. Troszeczkę, ale przecież to że to piszę, świadczy o tym niezbicie. Chciałem więc go powitać. Mojego nowego kolegę Janusza – blogera: „Cześć Janusz! Sie, kuźwa, ma! Wbijaj kiedy z flaszką do Katowic, to sie naprujem”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...