sobota, 9 stycznia 2010

O prawo Polaków do bezkarnego używania słowa 'fak'

Sobota w naszym domu ma wymiar właściwie standardowy. Dzieci śpią, bo wreszcie mogą, do popołudnia, a żona moja wręcza mi listę zakupów i wysyła do sklepu. Kiedy wrócę z zakupami, mam albo obierać jarzyny, albo odkurzać, albo wieszać pranie. Wszystkie te czynności są tak zaprogramowane, że – jeśli trzymać się standardu – około południa siadam sobie z kawą i włączam telewizor, żeby spojrzeć na TVN-owski pasek i zobaczyć, czy może nie nastąpił już upragniony przez mnie koniec świata, w którym od kilkunastu lat przyszło mi żyć. I, właśnie ze względu na ten dzień i na te porę, najczęściej jest tak, że nad paskiem z informacjami widzę studio, a w studio pięć osób, tak zwanych Mistrzów, jak dostarczają sobie i telewizyjnej publiczności intelektualnej rozrywki pod nazwą Drugie śniadanie (właśnie) mistrzów. I tak już właściwie za każdym razem, zostaję przed tym obrazem przez kolejne dziesięć, czy piętnaście minut. I wystarczy. Zawsze.
Wstęp ten uczyniłem z jednego właściwie powodu. Mam otóż wrażenie, że od czasu gdy ten blog przestał być blogiem politycznym w tradycyjnym słowa tego znaczeniu, a więc od czasu gdy praktycznie przestaliśmy tu się zajmować Donaldem Tuskiem bezpośrednio, i tą propagandą, która pozwala temu szczególnemu człowiekowi być wciąż premierem naszego kraju, jedynym telewizyjnym programem, który tu stale powraca, jest owo właśnie Śniadanie mistrzów. I chociaż mam tu sumienie jak najbardziej czyste, a i mógłbym nawet skutecznie tę czystość usprawiedliwić, bardzo bym nie chciał, żeby ktoś pomyślał sobie, że zwariowałem. A więc wyjaśniam. To jest właśnie ten dzień, ta pora i ta kawa. Inna sprawa, że, o czym jestem szczerze przekonany, nie ma w polskiej telewizji i w ogóle w polskim przekazie publicznym – przynajmniej nie w tym, który jest mi znany – zjawiska równie szokującego, jeśli idzie o coś co się powszechnie określa mianem umysłowego i moralnego upadku polskich elit. Uważam, że gdyby jacyś obcy z planety K-Pax wylądowali na Ziemi i postanowili zorientować się, jak wyglądają elity – obojętne, czy artystyczne, czy intelektualne, czy polityczne – reprezentujące ludzkość, i gdyby na samym początku swojej wyprawy trafili na tylko jedno wydanie tego programu, mogłoby to dla nich stanowić tzw. ultimate experience. A zatem, biorąc choćby to pod uwagę, program Drugie śniadanie mistrzów powinien być choćby z pewną regularnością oglądany przez wszystkich tych, którzy patrzą by widzieć i słuchają by słyszeć. Raz żeby wiedzieć, a dwa, żeby się odpowiednio naładować i nie zgnuśnieć.
W programie o którym mówię, występują tak zwani celebryci – na ogół ci sami, ale bywa że różni – którzy pod kierunkiem niejakiego Mellera, redaktora naczelnego polskiej edycji Playboya, a więc powszechnie znanego magazynu dla onanistów, rozmawiają na tematy ogólnospołeczne. Myślę, że owa szczególna formuła tego programu ma trzy przyczyny. Główna jest taka, że aktorzy, czy gwiazdy rozrywki, pragną w ten sposób dowieść sobie i światu, że oprócz zdolności do pajacowania, mają też rozum i podstawową wrażliwość. Drugi powód, dla którego oni tam siedzą i mówią, jest pewnie taki, że duża część publiczności bardzo lubi patrzeć na osoby znane z telewizji jak robią coś innego niż to co robią zwykle. A więc mamy tu do czynienia ze swego rodzaju ruchomym tabloidem. Trzeci powód, i dla nas wydaje mi się najważniejszy, to taki, że ci, którzy zawodowo modelują społeczną przestrzeń w Polsce według pewnych planów, wyliczyli sobie, że z punktu widzenia ich interesów, najlepiej by było doprowadzić społeczeństwo do takiego upadku moralnego, emocjonalnego i intelektualnego, by wszyscy znaleźli się tak nisko jak nisko operują właśnie aktorzy, czy piosenkarze. Bo wtedy będzie można robić już co się chce. I dlatego, rolę nauczycieli przejmują właśnie gwiazdy kultury popularnej.
Dziś nauczały następujące osoby: telewizyjny pajac Urbański, aktor i kabareciarz Pazura, kabareciarz i aktor Materna, oraz jakaś pani, której nie znam, ale o ile się nie mylę tzw. pisarka. Nie wiedzieć czemu, cała jedna część programu – akurat ta, którą miałem okazję oglądać – była poświęcona Polsce i temu co w Polsce dobre i piękne, a co złe i głupie. Redaktor z Playboya w pewnym momencie zasugerował, że gdybyśmy my Polacy mieli się zastanowić, czym moglibyśmy się poszczycić przed światem, to wyszłyby nam wyłącznie oscypki, które i tak podobno sa słowackie, a nie nasze. A zatem – skansen. I na to, proszę sobie wyobrazić, obruszyły się pozostałe gwiazdy i jedno przez drugiego, zaczęli tłumaczyć, że ależ skąd, że przecież mamy różne fajne rzeczy, oprócz tych oscypków. Na sprytne pytanie Playboya– jakie, Urbański wyciągnął Gazetę Wyborczą i bez słowa pokazał, z błyskiem w oku, zdjęcie budującego się w Warszawie stadionu. Aktor Pazura na to powiedział, że mnóstwo jest takich rzeczy, na przykład autostrady. Kabareciarz Materna oświadczył, że jemu się podoba tak w ogóle, a na jednoznaczną już uwagę Playboya, że tu by może bardziej chodziło o takie coś jak fińska Nokia, pani, której nie znam powiedziała, że ona na przykład jest dumna z Wałęsy. Jeszcze ktoś dodał, że na przykład można się cieszyć, że mamy prywatne stacje telewizyjne i w ogóle tak jakoś się rozwijamy w stronę nowoczesności… I w tym momencie rozmowa potoczyła się beze mnie, bo weszła Toyahowa i powiedziała, żeby ich ściszyć. Ostatnie co pamiętam, to owo intelektualne poruszenie i ten wysiłek w poszukiwaniu tej jednej rzeczy, która sprawia, że ci państwo są dumni z tego, że są Polakami.
I daję tu uroczyste słowo honoru. Oni nie żartowali. Tam nie było śladu ironii. Przysięgam, że ani prowadzący program playboy, ani jego goście, ani przez moment nie robili wrażenia, że to jest na niby. Wszystko się działo jak najbardziej poważnie i każdy z nich wyglądał, jakby autentycznie i jak najszczerzej pragnął znaleźć coś co mu pomoże przyznać się przed światem, że jest Polakiem… i nie umiał. To udręczenie było tak wyraźne i tak bolesne, że w pewnym momencie można było wręcz poczuć dla tych biedaków współczucie. Oni mieli te swoje pięć minut, żeby wydusić z siebie choć jeden dowód swojego patriotyzmu i nic. Pustka. Kompletna nędza. Rzec by można – Białoruś.
A ja sobie myślę, że to jest bardzo znamienne. Bo jeśli ja pojadę gdzieś za miasto, czy to w góry, czy na Kaszuby, czy gdzieś nad Bug i spytam kogokolwiek – lokalnego mędrca czy kompletnego durnia – co takiego pięknego jest w Polsce, że oni tą swoją polskością się radują, to każdy z nich wymieni mi choćby pięć rzeczy, z których jest dumny. Ale przecież nawet nie trzeba szukać po wsiach. Mam kolegę, który urodził się w Londynie, tam się wykształcił, tam założył rodzinę i stamtąd ostatecznie – jako najzwyklejszy Brytyjczyk przyjechał do Polski i postanowił tu zostać już na zawsze. Mówi mi on dziś, że dzień, w którym postanowił wyjechać do Polski jest najbardziej udanym dniem w jego życiu. Oczywiście, Polska irytuje go zbyt często, dokładnie tak jak każdego z nas, ale nie mam wątpliwości, że gdyby ten głupek z Playboya spytał go o te oscypki, to on by mu zrobił wykład, z którego by się nie podniósł.. Tymczasem najbardziej elitarne przedstawicielstwo polskich elit, poproszone o wymienienie JEDNEJ rzeczy, z której są dumni jako Polacy, zachowują się jakby wdepnęli w kupę i chcieli to za wszelką cenę jakoś ukryć.
W filmie, który Michael Palin nakręcił o Polsce, przez godzinę oglądamy kraj, który zwala z nóg na każdym możliwym etapie tej wędrówki. W pewnym momencie Palin rozmawia z Brytyjczykiem, który zdecydował się w Polsce zamieszkać, a którego znamy z telewizji – Kevinem Aistonem. Człowiek ten, przez może piętnaście minut opowiada, dlaczego jest szczęśliwy, że mieszka w Polsce, a Palin najwyraźniej świetnie go rozumie. Tymczasem telewizja TVN pokazuje nam pięć osób, które reprezentują polskie elity i których nam każe nazywać ‘mistrzami’, i ci, pytani o Polskę, jedyne co potrafią zrobić to wystawić swój upudrowany nosek do kamery i coś bąkać o tym, że ta kamera jest strasznie nowoczesna. Co za upadek!
Ale przecież tu nawet nie chodzi ani o tego Urbańskiego, ani o Pazurę, ani o nikogo z nich razem i osobno. Problem polega na tym, że w kraju, w którym całkowicie oficjalnie, przyjęło się traktować najbardziej patriotyczną i tradycyjnie wrażliwą część społeczeństwa za pełen kompleksów skansen i coś co przynosi nam wstyd przed całym światem, okazuje się, że to własnie kraju tego elity stanowią przykład najstraszniejszego z możliwych kompleksu i wieśniackiej zapyziałości. Okazuje się, że to właśnie te elity, gdyby je pokazać światu, zrobiłyby nam obciach, przy którym każdy półprzytomny pijaczek z prowincji świeciłby wręcz betlejemskim światłem. Przecież jeśli weźmiemy takiego Maternę, czy Pazurę i postawimy ich na środku wiejskiego pokoju, gdzie centralnym meblem jest przykryty serwetką telewizor, a na ścianie wisi dywan z jeleniem, to oni po dwóch minutach zrobią w tym miejscu smród taki, że trzeba będzie ten pokój wietrzyć, odkażać, a następnie dla pewności spryskać święconą wodą.
Elity, cholera! Mistrzowie…
Kiedy włączyłem dziś w południe ten telewizor i zacząłem patrzeć, co tam się dzieje, Cezary Pazura akurat mówił o jakimś tekście Andrzeja Czeczota – rysownika i też celebryty, w którym ten obraził religię i Kościół i tym samym gdzieś tam został za to zwymyślany. Mówił Pazura, że on nie rozumie, skąd słowa Czeczota wywołały takie oburzenie, skoro przecież on tylko żartował, a żart ma swoje przecież prawa. I w pewnym momencie powiedział Pazura też coś takiego. Że on sam jest wybitnym artystą kabaretowym i ma taki show, który polega na tym, że sobie stoi sam na scenie i śmiesznie gada. I że to się nazywa stand up comedy. No i w związku z tym, że on jest tym stand up comedian, oglądał niedawno jakiś amerykański show tego właśnie typu i tam przez dwie godziny, pewien amerykański komik rozśmieszał ludzi, gadając bez najmniejszego skrępowania o najbardziej intymnych częściach kobiecego ciała. I że był przy tym tak wulgarny, że Pazura aż nie mógł się nadziwić, że gdzieś jest taki świat, że tak można. I teraz, jakie z tego wnioski wyciągnął Pan Mistrz i jakimi to wnioskami chciał się z nami podzielić? Otóż jego boli to, ze on też by tak umiał i chciał, ale niestety ta nasza obyczajowość jest taka, że on nie może. I on nie może się rozwijać jako artysta rozśmieszający ludzi. I to jest straszne. Bo gdyby on miał takie możliwości, jakie mają komicy w Nowym Jorku, to by nas tak rozśmieszył, że byśmy się z tego śmiechu nie pozbierali. Ten jego żal natychmiast podzieliła reszta uczestników audycji i wszyscy zaczęli się użalać, jakie to okropne, że polska kultura i wrażliwość jest tak beznadziejnie prowincjonalna. Do tych narzekań dołączył się też Materna i się pobeczał, że w Anglii wolno się śmiać z wszystkiego i z wszystkich, a "nawet z Królowej". A jemu z wszystkiego i wszystkich już nie wolno, bo Polska nie wiedzieć czemu trzyma wszystkich za pysk.
I kiedy sobie teraz wspominam tę audycję i myślę o wszystkich tam występujących gwiazdach, dochodzę do przekonania, że są dwa sposoby, bym mógł ich jakoś podsumować. Pierwszy jest taki, że oni tak naprawdę wcale nie są Polakami. Nie są też Francuzami i nie są też Szwedami i Anglikami. To są ludzie, którzy sami się, przez swoją bezmyślność i wewnętrzne zło, dali wypatroszyć z wszelkiej tożsamości. Nawet, co gorsza, nie są też choćby porządnymi kosmopolitami. Więc to jest jedna możliwość. Jednak tego akurat nawet ja bym im nie życzył. Więc, z czystej dobroci mego serca, obstawiałbym już bardziej tę drugą ewentualność. Że Materna świetnie wie, dlaczego by się czuł dumny, gdyby był Brytyjczykiem, a Pazura – gdyby był Amerykaninem, Amerykę akurat widział w telewizji i jeszcze koledzy mu opowiadali. Chodzi obu mianowicie o to, że gdyby oni mieszkali nie w Polsce, lecz gdzieindziej, wówczas każdy z nich mógłby bezkarnie i publicznie używać słowa „pizda”. W Polsce im się – owszem – też podoba. Bo to i… no, tego… jest sklep z telewizorami… i Wałęsa… i… no… tak w ogóle, wiadomo, że … no choćby będzie Euro 2012, na przykład… nawet stadion się buduje i sobie można z gazety zdjęcie wyciąć. Ale gdyby tak doczekać czasów, że artysta będzie mógł powiedzieć publicznie w telewizji słowo „pizda”. Wtedy, to by wszystko było jak trza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...