Dziś druga i ostatnia część felietonu Peggy Noonan o tych, co wygrywają wojny
Może się wydawać, że mówię tu o tak zwanych różnicach klasowych – miejska inteligencja na nowo zaczęła szanować klasę robotniczą z Lodi w New Jersey, czy Astorii w Queens. Jednak to o czym tak naprawdę próbuję dziś rozmawiać, to męskość jako taka, która, zgoda, czasem jest łączona z, jak to niektórzy nazywają, kwestiami klasowymi, jednak w żaden sposób nie jest tym samym.
Oto przykład tego, co staram się
powiedzieć: Pewnego razu, jakieś 10 lat
temu, pojawiła się – mogliście o tym przeczytać w swoim
lokalnym tabloidzie, lub w czymś większym tego typu, jak powiedzmy „National
Enquirer” – historia pewnej amerykańskiej pary, która przeżywała swój miodowy miesiąc w
Australii, czy może w Nowej Zelandii. Pływali więc oni sobie w oceanie,
bezpiecznie przy brzegu, gdy nagle jakby z nikąd wyłonił się rekin i ruszył
prosto na kobietę. Czy wiecie co zrobił jej mąż? Walnął rekina w łeb. Walnął go
raz, drugi, trzeci i dalej i dalej. Nie wygłosił błyskotliwego komentarza odnośnie rekina, nie podzielił się z żoną pełną współczucia refleksją w kwestii rekinów, nie popisał się ironią na temat rekina. Walnął rekina w łeb. No
więc rekin zostawił kobietę i rzucił się prosto na mężczyznę. I go
zabił. Żona ocalała i opowiedziała światu o tym, co zrobił jej mąż. Spróbował
mianowicie znokautować rekina. A ja powiedziałam swoim znajomym: Taki właśnie jest
wspaniały mężczyzna. Człowiek, który próbuje pokonać rekina.
Nie wiem co tamten człowiek robił w życiu,
ale wiem, że miał bardzo staroświecką świadomość tego, co znaczy być mężczyzną,
i ja dziś mam wrażenie, że to ta właśnie świadomość znów wraca do mody dzięki
tym, którzy ratowali nas 11 września, i uważam, że to jest bardzo dobre dla
naszego kraju.
Dlaczego? Otóż to męskość wygrywa wojny. Siła
i odwaga plus rozum i duch wygrywają wojny. Ale też, czy wiecie co męskość buduje?
Otóż z męskości wyrasta dżentelmen. Powrót męskości sprawi, że również powróci dżentelmeńskość,
i to z prostego powodu: męscy mężczyźni niemal z definicji są też dżentelmenami.
Przykład: Jeśłi jesteś kobietą i udasz się na zebraniu grona profesorskiego na
którymś z uniwersytetów takich jak Yale czy Harvard, będziesz musiała walczyć o
krzesło z którymś z tych intelektualistów, zapewniam was jednak, że jeśli znajdziecie się na spotkaniu Rycerzy Kolumba, zgromadzeni tam mężczyźni
(policjanci, strażacy, agenci ubezpieczeniowi) wstaną by ustąpić wam miejsca. Bo
są męskimi mężczyznami i dżentelmenami.
Ciężko jest być mężczyzną. Jestem tego
pewna; być mężczyzną w dzisiejszym świecie nie jest łatwo. I już wiem, co sobie
myślicie: nie jest też wcale łatwo być kobietą i oczywiście macie pełną rację.
Jednak kobiety lubią sobie ponarzekać na swój los i w ten sposób sprawić, by
inni im współczuli. Mężczyźni muszą to przełknąć. Dobrzy mężczyźni biorą swoje
zmartwienia na pierś i zachowują pogodę ducha, są konstruktywni i gotowi do
pomocy; mężczyźni nie tak już dobrzy stają się kimś w rodzaju bohaterów telewizyjnej
komedii „The Man Show” – goniącymi za dziewczynami, palącymi trawkę nihilistami.
(Nihilizm nie ma w sobie nic z męskości, za to stanowi ostatnią ucieczkę maminsynków).
***
Powinnam może opowiedzieć o tym jak męskość i jej siostra dżentelemeńskość wyszły z mody. Pamiętam to dobrze, bo przy tym byłam. Tak naprawdę, jest całkiem prawdopodobne, że przyłożyłam do tego rękę. Pamiętam dokładnie ten dzień. Była połowa lat 70, a ja miałam dwadzieścia parę lat, i postawny, miły, w średnim wieku mężczyzna wstał, by pomóc mi włożyć dość ciężką walizkę na półkę w samolocie.
Ale gdy już zabiliśmy Johna Wayna, wiecie kto nam pozostał? Zostaliśmy z owym wesołkiem ze starych filmów Wayne'a, Barrym Fitzgeraldem. Małym,
podenerwowanym, plotkarzem z sąsiedztwa, Barrym Fitzgeraldem, który chciał gadać o
wszystkim, byle nic nie musiał nic robić.
To
nie był postęp, to nie była poprawa.
Tęskniłam za Johnem Waynem.
Teraz jednak myślę, że... on wrócił. Myślę że
wróćił 11 września. Myślę, że wbiegł na górę po schodach, niczym worek ziemniaków wrzucił sobie czyjeś dziecko na plecy, zbiegł na dół , a potem posprzątał gruz. Myślę, że
wrócił w pięknym stylu. I to w samą porę.
Witamy w domu, Książe.
I raz jeszcze: Dziękujemy wam, mężczyźni
z 11 września.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.