Ledwie co wczoraj ukazał się w sieci
filmik, nie wiadomo jakiego pochodzenia, przez kogo i w jakim celu wrzuconego,
na którym widzimy niesławnego Seweryna Blumsztajna, jak z grupą swoich
znajomych, przy stole zastawionym
brudnymi talerzami i ogromną ilością alkoholu, na w pół deklamuje, a częściowo
próbuje śpiewać znaną chyba nam wszystkim piosenkę o Janku Wiśniewskim, który
padł, zamordowany przez milicjantów generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Można
zauważyć, że jakakolwiek by to była okazja, oni wszyscy są tam wyraźnie mocno
już osłabieni, siedzą więc przy tym stole, słuchając rapującego Blumsztajna i
tylko od czasu drą mordy powatarzając za owym wodzirejem wciąż powracającą
pointę. I pewnie można by było na ów ludzki upadek machnąć ręką, gdyby nie
fakt, że tekst słynnej patriotycznej pieśni został zmieniony w ten sposób, że w
miejscu gdzie ma się pojawić nazwisko Janka Wiśniewskiego, mamy... jakże by
inaczej frazę: „Jarek Kaczyński padł”.
Przyglądam się twarzom zgromadzonych
imprezowiczów i poza Blumsztajnem rozpoznaję tylko Michała Broniatowskiego,
znanego nam z wielu innych osiągnięć, ale dziś redaktora naczelnego serwisu
Onetu „Politico”, jednak po zasięgnięciu zdania paru znajomych wiem już, że tam
jest też cała kupa kiedyś nie mniej liczących się na post-ubeckim rynku osób
niż sam Blumsztajn, a dziś już tylko gnijących w swoim zbydlęceniu. Siedzą więc
tam oni nad tymi zaświnonymi jedzeniem talerzami i nie dopitym alkoholem,
dopingują Blumsztajna, a ja sobie myślę, że świat zdecydowanie przyspieszył i
Diabeł – nomen omen – jeden wie, dokąd nas to wszystko prowadzi.
Jakiś czas temu wspominałem tu o scenie
z filmu o Batmanie, która zrobiła na mnie wyjątkowo mocne wrażenie, kiedy to
Joker w wykonaniu Jacka Nicholsona, wraz z grupą swoich totumfackich, idzie
roztańczonym krokiem po muzeum i w rytm muzyki płynącej z ogromnego
tranzystorowego radia metodycznie niszczy mijane obrazy i i pewnie tylko sam
Nicholson wraz ze swoim aktorskim kunsztem mógł w tym momencie wyrazić ową
straszną myśl: „Popatrzcie, kurwa, dupki, jak to wszystko, dla samej ludzkiej
zabawy, nagle staje się niczym”.
Chyba też wspominałem o Diable z
„Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa, gdzie ten z kolei wszystko co robi, to
niszczy każdą rzecz, ale też każdą ludzką duszę, w rytm nawet już nie muzyki,
ale owej radości płynącej z przekonania, że nie ma nic piękniejszego jak chaos
i śmierć. I nikt tak prezyzyjnie jak właśnie Diabeł u Bułhakowa nie pokazał mi
bowiem tego czym jest wspomniany ledwie co wczoraj tu w tym miejscu
dekonstruktywizm. No i dziś mamy Blumsztajna i jego ferajnę, jak dekonstruują w
pewnym sensie wręcz świętą pieśń o naszej bardzo jeszcze świeżej polskiej
historii.
Jednak jest też coś jeszczcze. Oto,
proszę sobie wyobrazić, tu gdzie mieszkam, Urząd Miasta opublikował na swoim
oficjalnym profilu na Twitterze następujący komunikat: „Jutro o godzinie 19
w NOSPR odbędzie się koncert poświęcony pamięci ‘Dziewięciu z Wujka’, z okazji
40. rocznicy pacyfikacji Kopalni ‘Wujek’. W programie kompozycje Eugeniusza
Knapika, Piotra Mossa oraz Karola Szymanowskiego.
Z tej
okazji mamy dla was 10 podwójnych wejściówek. Aby je zdobyć wystarczy napisać
na fun@katowice.eu, ilu górników poniosło śmierć w wyniku zamieszek? Czas start
- liczy się kolejność zgłoszeń”.
Oczywiście już chwilę po owej publikacji
prezydent Katowic Krupa, kazał ten chlew usunąć i wyraził żal, że któryś z
jego pracowników tak brzydko zaprezentował Katowice i jego władze i
zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji. A ja w pierwszej chwili w swojej bezradności pomyślałem, że Urząd Miasta Katowice mógł z tej okazji wymyśleć parę innych konkursów, czyli na przykład zapytać nas, gdzie wówczas oberwał górnik Czakalski, albo odwrotnie, który z nich dostał prosto w serce. uznałem jednak, że nie stało się przecież nic szczególnego. Nawet ta, jak się okazuje, idiotka, która Krupa będzie teraz
karał, jedyne co wie, to to, że wokół jest zaledwie nieustanny ruch i w nim
takie zdarzenia jak śmierć górników w Kopalni „Wujek” są niczym innym jak
zaledwie jego nieistotną częścią. A tak naprawdę, jedyne co się liczy, to jest
kolejność zgłoszeń.
Tuż obok katowickiego dworca została
ustawiona wystawa upamiętniejąca wspomnianych Dziewięciu. Jest to zwykła,
prosta instalacja, przedstawiająca każdego z nich z osobna, na której widzimy
najpierw odpowiedni portret z nazwiskiem, następnie jakieś zdjęcie z albumu
rodzinnego, a obok kilka słów od żony, czy dzieci zamordowanego. Wśród nich
jest też jeden, mnie akurat szczególnie bliski, bo dobre kilka lat temu przez
cały rok szkolny miałem okazję pracować z córką tego człowieka, Aliną Czekalską. Jest
więc tam umieszczony portret Józefa Czekalskiego, zabitego przez jednego z nich
strzałem właśnie prosto w serce, a tuż pod nim zdjęcie, gdzie on z żoną i jeszcze
bardzo drobną Aliną wypoczywają gdzieś w górach. Obok wspomnienie, że gdy on
umarł, one zostały nie tylko same, ale też samotne, ale to co się rzuca w oczy
najbardziej to to, że gablota, w której umieszczono wspomnienie o śp. Józefie
Czekalskim, ledwo została ustawiona, to została też przez kogoś, czy to
kamieniem, czy to jakąś pałką, rozwalona.
A ja się zastanawiam, kim mógł być ów
performer. Czy tu przypadkiem w pewnym momencie nie zawitali Seweryn
Blumsztajn z Michałem Broniatowskim?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.