wtorek, 14 grudnia 2021

Dlaczego Adam Michnik marzy o piekle?

      W pierwszej kolejności chciałbym powiedzieć, że ile razy słyszę, jak to właśnie jakaś redakcja, czy któryś z jej redaktorów śledczych, czy nawet sama Anita Gargas, po dwudziestu czy trzydziestu latach odnaleźli starannie gdzieś zmagazynowane materiały, z których wychodzą na wierzch jakieś wyjątkowo szokujące rewelacje, jestem pełen podejrzeń. Podejrzenia moje biorą się stąd, że już od czasu gdy dwóch rzekomo absolutnie przenikliwych dziennikarzy „Washington Post”, Woodward i Bernstein, otrzymali od byłego agenta FBI informacje o tak zwanej „Aferze Watergate” i tym samym stworzyli pretekst, by usunąć Richarda Nixona z funkcji prezydenta, możemy się domyślać, że jeśli któreś z mediów wykryje cokolwiek, choćby minimalnie istotnego, to najwyżej to, co im ktoś podrzuci pod drzwi, wraz kartką z napisem „Do roboty!”. A zatem i tym razem, gdy wspomniana Anita Gargas opublikowała w swoim zachwycająco śledczym programie film, na którym młodszy o 20 lat, tyle że pijany dokładnie tak samo jak dziś, Adam Michnik ściska się z generałem Jaruzelskim i wyznaje mu swoją miłość, pierwsze co mnie zastanowiło, to oczywiście nie to, dlaczego oni są w aż takiej komitywie, ale kto ten film nakręcił, po co, z jaką intencją, i wreszcie, w czyjej szufladzie on przez ten czas leżał. Nie interesowała mnie owa zażyłość, bo praktycznie od roku 1990 nie ulegało dla mnie najmniejszej wątpliwości, że oni wszyscy, począwszy od Michnika, przez Geremka aż do Kuronia, regularnie chlali z Kiszczakiem, Jaruzelskim i jak najbardziej też z Urbanem. Powiem więcej, byłem zawsze przekonany, że ten akurat fakt stanowi wiedzę powszechną. A już na pewno powszechną wśród tych z nas, którzy pamiętają choćby wypowiedź Jacka Kuronia, kiedy to, tłumacząc się z uściśnięcia ręki Jarosławowi Kaczyńskiemu, wyjaśnił, że od czasu jak jeszcze siedząc w komunistycznym więzieniu podał rękę jakiemuś esesmanowi, obiecał sobie, że już nigdy tego gestu nie odmówi nikomu.

         No więc nie tyle samo wydarzenie, ale to że ono zostało nie wiadomo po jaką cholerę sfilmowane, a potem nie wiadomo przez kogo przez długie lata przetrzymywane, budzi moje zaciekawienie. Sprawa zatem pozostaje, i pewnie już pozostanie, niewyjaśniona, natomiast uważam, że bardzo łatwo można wyjaśnić przyczynę dla której Adam Michnik postanowił się w III RP zprzyjaźnić z takimi ludźmi jak Urban, Kiszczak, no i, jak widzimy wszyscy teraz, Jaruzelski. Wszelkiej maści i autoramentu komentatorzy prześcigają się, wyzywając Michnika od komuchów, kłamców, zaprzańców, zdrajców i ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu, by się do owych obelg podłączyć, jednak główna przyczyna tego, że ten się zachował tak a nie inaczej, leży w tym, że on jest nieodłączną częścią pokolenia lat 60, które wylansowało modę na tak zwany dekonstruktywizm. Powiem szczerze, że na różnego rodzaju intelektualnych pułapkach się kompletnie nie znam i poza paroma kluczami oddaję się wyłącznie własnemu wyczuciu interesujących mnie spraw, tak że niewykluczone, że to co mi się zdaje, zawiera jakieś błędy, niemniej z tego co zdążyłem zaobserwować, owa idea, w tym wypadku ściśle filozoficzna, opierała się od początku na przekonaniu, że wszystko można bardzo łatwo zinterpretować w absolutnie dowolny sposób, i to zmieniając opis nieustannie i to w nieskończość. Dla owych intelektualistów, oraz ich mistrzów, nic nie jest prawdą i nic nie jest kłamstwem, coś co dziś jest przedstawiane jako piękne i szlachetne, już w tym samym momencie może stać się podłe i wstrętne. Mało tego, im bardziej coś robi wrażenie, lub powszechnie jest uważane za złe, największą intelektualną przyjemność można znaleźć w udowodnieniu, że owa paskuda jest czystą szlachetnością.

         Ja nie twierdzę, że wszystkie te dzieci, wznoszące wulgarne hasła dla umierających w polskich szpitalach kobiet w ciąży, czy demonstrujące tęczowe flagi, czytały dzieła Deridy, czy jakiegoś innego pedofila (już wielki autorytet Michnika, Cohn-Bendit, zaświadczył, że pedofilia to samo dobro). One mogą być z tego wszystkiego jeszcze głupsze ode mnie, wystarczy jednak że się naoglądały telewizji i naczytały odpowiednich gazet, by wiedzieć, że kiedy umieszczą na obrazku Chrystusa z cyckami, czy Matkę Boską ustylizowaną na jakiegoś transwestytę, to wcale nikogo nie obrażają, ale zaledwie przedstawiają swoje nowe spojrzenie na to co widzą. I tak samo Michnik. Gdyby go zapytać, czy uważa Jaruzelskiego za cudownego człowieka i uroczego kompana, wzruszyłby ramionami z pogardą. W jego sytuacji bowiem, takie pytanie jest kompletnie bez sensu. Dziś bowiem jest tak, a jutro może być inaczej, a nawet dziś może już być inaczej, a to z tego względu, że dla niego ściskanie się z Jaruzelskim, podobnie jak szczucie na prezydenta Dudę, jest jedynie formą intelektualnej zabawy, a jednocześnie wyzwania. Michnika nie interesuje ani Polska, ani Jaruzelski, ani LGBT, ani demokracja. 

      Myślę że pisałem już o tym tu na tym blogu, ale jest dobra okazja by to przypomnieć. Oto jeszcze w PRL-u miałem okazję udać się do Warszawy, gdzie odbywał się jakiś literacko-artystyczny event, na który zostałem zaproszony. Po wydarzeniu, wszyscy udaliśmy się do jakiegoś mieszkania, gdzie przede mną, jak na scenie, rozsiadła się cała kupa, czy to artystów, czy to doktorantów z Polskiej Akademii Nauk w rodzaju red. Illga i jego przyszłej małżonki, i oni przez całą noc prowadzili rozmowy, z których jedyne co zrozumiałem, to właśnie to, że jedyne o co chodzi, to to, by się spierać o rzeczy kompletnie abstrakcyjne. Jak mówię, nie wiem, o czym oni rozmawiali, bo przede wszystkim nie rozumiałem języka, jakim się posługiwali, ale to akurat wychwyciłem, że zajęci byli wyłącznie dociekaniem tego, czym jest coś, co może jest, a może tego nie ma, ale może będzie, albo było, ale na pewno nie jest takie jak im się zdaje. I temu wszystkiemu nadawali specjalne nazwy, i wszyscy byli w tej rozmowie tak szczęśliwi i tak nią podnieceni, że pod koniec bałem się, że nie wytrzymam, zdejmę pasek od spodni i ich stamtąd poprzeganiam jak Jezus tamtych ze świątyni.

        Dziś Michnik, skoro Jaruzelskiego już pochował, całuje już pewnie Urbana, czule szarpie go za uszy, ktoś być może nawet kręci z tego spotkania pamiątkowy film, a ja jestem pewien, że oczywiście niewykluczone, że ten stary satyr traktuje to jako jeszcze jedną okazję do tego, by poczuć satysfakcję z tego, jakimi kurwami okazały się te solidaruchy, sam Michnik natomiast ma to, co sobie myśli Urban, kompletnie w nosie, nie myśli bowiem ani o Polsce, ani o Unii Europejskiej, ani o demokracji i zamachu na system sprawiedliwości i umierających w nadbużańskich lasach irackich dzieciach, ani nawet o pieniądzach. Tacy jak on mają w nosie pieniądze. Podejrzewam, że jego tak naprawdę nie interesuje nawet sprawa żydowska i nie zdziwiłbym się, gdyby to z tego powodu Rapaczyński i Łuczywo postanowili go usunąć jako zatruty koszer. Dla ludzi takich jak Michnik jedyne co ma jakąkolwiek wartość to wykazanie, że prawda jest kłamstwem, a kłamstwo prawdą, podłość jest cnotą, a szlachetność nie zasługuje nawet na splunięcie.

       A jeśli za to wszystko oczekują jakiejś nagrody, to najchętniej w piekle, bo tam przynajmniej jest podobno ciekawie.

 


      


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...