Myślę że każdy z nas wie o tym, że wśród
wielu różnych bankowych instytucji operujących na naszym terenie jest też bank
o wdzięcznej nazwie mBank, a wie to choćby i stąd, że jego nazwa każdej zimy
pojawia się na ekranach naszych telewizorów przy okazji dorocznego cyrku pod
nazwą Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, jako jeden z owego wydarzenia
głównych sponsorów. Przy tym jednak z całą pewnością mniej znanym faktem jest
to, że od roku 2010 prezesem tego czegoś jest człowiek nazwiskiem Cezary
Stupułkowski, wcześniej prezes PZU, a jeszcze wcześniej Banku Handlowego
przekształconego następnie w Citi Handlowy. Wedle powszechnie dostępnych
danych, Cezary Stypułkowski, jako prezes mBanku, w roku 2019, z tytułu
pełnionej funkcji, zarobił 4,7 mln zł., a w kolejnym, jak wiemy, kryzysowym
roku 2020, ponad 5 mln, stając się tym samym najlepiej zarabiającym prezesem
banku w Polsce.
Ktoś zapyta, co ja mam do Cezarego
Stpułkowskiego, bo z całą pewnością nie to, że on rok w rok zgarnia takie
pieniądze; w końcu pierwszy lepszy piłkarz angielskiej Premier League bije go
na głowę, a z pewnością jest od niego znacznie mniej inteligentny. Wcale też
nie chodzi mi o to, że jak się mogliśmy od początku wszyscy domyślać, a o czym w
swoich dokumentach informuje IPN, ów Stypułkowski swego czasu był
współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa; w końcu lepsi od niego do owej wesołej
gromadki dołączyli, by wspomnieć choćby paru byłych prezydentów RP. Rzecz
polega na czym innym, ale do tego by ją odpowiednio naświetlić muszę się
odwołać do Onetu i tego, co jeszcze w czasach, gdy wprawdzie Polską rządziła
już koalicja Prawa i Sprawiedliwości, Ligi Polskich Rodzin oraz Samoobrony, ale
w głowach niektórych wciąż głównym obiektem systemowego ataku było prowadzone
przez Leszka Millera, a przegniłe do szpiku kości korupcją SLD, ów Onet zechciał
podać jako jedną ze swoich codziennych wiadomości. Proszę teraz na pewien czas
o mnie zapomnieć i wczytać się w tamten tekst. Mamy rok 2006:
„Do
tragedii doszło 11 listopada 2002 r. na drodze do Gdańska w pobliżu
miejscowości Powierż, przy skrzyżowaniu z drogą lokalną Wiłunie - Powierż -
Bartki. Dopuszczalna szybkość w tym miejscu wynosiła 90 km/godz. Informowały o
tym czytelne oznakowania. Tymczasem mimo panujących już ciemności (minęła godz.
16) i wilgotnej jezdni, volvo pędziło z prędkością 144-156 km/godz. A może
nawet większą, jak oceniają biegli. Kierowcą był ówczesny prezes
CitiBanku (dawniej Bank Handlowy) Cezary Stypułkowski. Samochód,
podrasowane volvo S80, był autem służbowym. Zwykle prowadził je Sylwester
Osiński, kierowca zatrudniony w CitiBanku. Jednak tym razem prezes nie
skorzystał z jego usług - nie jechał sam, lecz w towarzystwie Agaty K.,
dziennikarki telewizyjnej. Według informatorów 'GP' Stypułkowski mógł
być pod wpływem alkoholu.
Pechowo z
drogi lokalnej wyjechał fiat 126p. Znajdowało się w nim trzech nastolatków:
Radosław Sobotko, który prowadził, Radys i Szczepański. Fiat zatrzymał
się, aby przepuścić samochody jadące bliższym pasem w kierunku Gdańska - droga
lokalna jest drogą podporządkowaną. Potem przyspieszył i próbował włączyć się
do ruchu. Był bez szans - miał na to tylko 3 sekundy. Z dokumentów
wynika, że zderzenie na skutek dużego przekroczenia prędkości przez
prowadzącego volvo było nie do uniknięcia. Rozpędzone auto uderzyło przednią
lewą częścią swojej karoserii w tylną prawą część karoserii malucha, który
skręcał w lewo przy minimalnej prędkości. Prędkość volvo w połączeniu z
imponującą masą spowodowała przerażające skutki: zupełną deformację nadwozia
fiata 126p, wyrwanie kilkusetkilogramowej bryły metalu składającej się z
fragmentu karoserii i silnika, odrzucenie ich kilkadziesiąt metrów dalej,
a także duże uszkodzenie przydrożnej bariery ochronnej. Kierowca fiata
126 p i jeden z pasażerów zginęli na miejscu, drugi pasażer zmarł po kilkunastu
dniach w szpitalu. Cezary Stypułkowski odniósł tylko nieznaczne obrażenia.
Sprawę
prowadziła prokuratura w Nidzicy. Dotarliśmy do dokumentów tego śledztwa.
Policjanci z drogówki oraz ich biegły rzetelnie wywiązali się ze swoich obowiązków.
Opinia techniczna dowodzi ponad wszelka wątpliwość, że Stypułkowski przekroczył
dozwoloną prędkość i nie zachował odpowiedniej ostrożności zbliżając się do
skrzyżowania. Mimo to śledztwo skierowano w stronę uniewinnienia byłego
prezesa PZU. Brała w tym udział nie tylko miejscowa prokuratura, ale i
pracownicy CityBanku. Jak wynika z zebranych przez nas informacji, na miejsce
wypadku został przywieziony kierowca Sylwester Osiński. W Nidzicy krążyła
wieść, że to on został początkowo wpisany do protokołu zdarzenia jako kierowca
prowadzący służbowe volvo. Dziś trudno to sprawdzić. W każdym razie chodziło o
to, że był trzeźwy. Stypułkowskiemu krwi nie pobrano. Jak powiedział
dziennikarzowi 'Wprost' wiosną br. prokurator Marek Borowiecki
z prokuratury rejonowej w Nidzicy, nie było takiej potrzeby, bo dmuchanie
w alkomat wykazało zero alkoholu. Decyzję o odstąpieniu od badania krwi podjął
sam Borowiecki (test alkomatowy jest znacznie mniej wiarygodny od badania
próbki krwi). Pierwsze zeznania Stypułkowski złożył dopiero 15 listopada 2002
r., następne - 14 lutego 2003 r. Twierdzi w nich, że jechał ‘w granicach
dozwolonej szybkości’. Daje też wyraz swojemu ‘zaskoczeniu’, gdy ujrzał w
bardzo bliskiej odległości fiata. Zeznania są bardzo zręczne, mają na celu
stworzenie przekonania, że całą winę za kolizję ponosi kierowca malucha.
Prokurator dał wiarę słowom byłego prezesa - uznał, że Stypułkowski jechał z
dozwoloną szybkością, a kierowca fiata 126p spowodował wypadek, naruszając
przepisy drogowe. Rzekomo miał także wjechać na drogę bez włączonych świateł,
choć zeznania świadków i pierwsza ekspertyza sporządzona na wniosek policji
stwierdzały, że maluch był oświetlony i dobrze widoczny. Taki sam jest sens
ekspertyzy, zamówionej przez komendę powiatową w Nidzicy, otrzymanej 28 lutego
2003 r. W efekcie prokuratura w Nidzicy uznała winę zabitego kierowcy fiata.
Rodziny ofiar nie otrzymały żadnego zadośćuczynienia. Śledztwo postanowieniem
prokuratury w Nidzicy umorzono w kwietniu 2003 r.
O wypadku
milczały media, choć początkowo był dosyć głośny, a na miejsce zdarzenia
przybyli nawet dziennikarze z centralnej prasy i telewizji. Mimo to
Stypułkowski musiał odejść ze stanowiska prezesa CitiBanku. W jego oficjalnym
CV podaje się, że był to skutek konfliktu z amerykańskim właścicielem.
Jeden z wysokich funkcjonariuszy tego banku twierdzi jednak, że Amerykanie nie
chcieli jako prezesa człowieka, który spowodował śmierć trzech osób. Tym
bardziej, że podejrzewali winę sprawczą Stypułkowskiego. Na początku 2003
r. został odwołany i odszedł z CitiBanku.
Niemal
natychmiast po umorzeniu śledztwa otrzymał fotel prezesa PZU, który jak na
zamówienie został zwolniony.
Kierowany
przez niego największy polski ubezpieczyciel zorganizował szeroko reklamowaną
akcję ‘Stop wariatom na drodze’, skierowaną na zwiększenie bezpieczeństwa na
drogach.
Wokół
tragedii w Powierży zapadło milczenie na prawie dwa lata, mimo że rodziny ofiar
upominały się o sprawiedliwość. Choć w wywiadzie, jakiego 14 maja br. udzielił
międzynarodowemu miesięcznikowi ‘Forbes’, Stypułkowski wspomina zdawkowo,
że podobno już w 2004 r. jakieś ‘osoby jeździły do rodzin ofiar i
namawiały je do złożenia zażalenia na postanowienie prokuratury’. Sam były
prezes w pierwszą rocznicę śmierci trzech nastolatków wysłał ich rodzinom
listy. Podkreślał w nich, że w sumieniu czuje się niewinny oraz…
przekazywał wyrazy współczucia.
Jednak po
zmianie ekipy rządzącej do ministra sprawiedliwości wpłynęła skarga rodzin na
umorzenie śledztwa przez prokuraturę w Nidzicy. Czynności sprawdzające podjęła
prokuratura okręgowa w Białymstoku. Niebawem ma zapaść decyzja o wznowieniu
śledztwa i sądzę, że będzie pozytywna. Redakcja GP jest w posiadaniu
opinii sporządzonej przez biegłego na zlecenie tej prokuratury. Ustalił
on ponad wszelką wątpliwość, że sprawcą potrójnego śmiertelnego wypadku był
kierowca volvo S80. To sprawstwo jest zagrożone karą więzienia do lat ośmiu”.
Co tam było dalej, tego nie wiem, ale
mogę się domyślać, że dalej już nie było nic i to samo nic mamy dziś. Niedawno
cała Polska żyła szaleńczą jazdą przez którąś z polskich wsi Donalda Tuska.
Jemu akurat nikt nie wyszedł na drogę, a przecież mógł, bo czemu nie. Ma
szczęście cwaniaczek, bo sytuacja jest taka, że w przeciwnym wypadku prezesem
wielkiego banku już by nie został. Dziś już nie. I to jest powód, dla którego
stoję tu gdzie stoję od lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.