wtorek, 23 listopada 2021

Jebać Trumpa, jebać PiS, jebać nas?

 

      Gdzieś tak w okolicach Wszystkich Świętych trafiłem na którejś z amerykańskich facebookowych grup zdjęcie, którego autor najpierw zakupił dziewięć dyń, następnie, tam gdzie zwykle wycina się dyni oczy, nos i buzię, pracowicie wyciął literki, w taki sposób, by po odpowiednim uszeregowaniu owe dynie utworzyły napis „Fuck Trump”, by w końcu swoje dzieło sfotografować i z dumą umieścić na Facebooku właśnie. Gest ów zrobił na mnie wrażenie z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że jest coś zupełnie niezwykłego w tym, że w sytuacji gdy Donald Trump od niemal już roku funkcjonuje poza jakąkolwiek władzą, w tym również i tą, jaką daje popularność medialna, i jak wiele na to wskazuje, władzy tej już nie odzyska, są ludzie którzy żyją tak jakby on wciąż ich po nocach straszył. To jest naprawdę nie do uwierzenia, jak dla niektórych, dopóki wciąż żyje, a kto wie, czy i nie dopóki oni żyją, Donald Trump wciąż pozostaje autentycznym zagrożeniem.

      Drugi powód mojego zainteresowania tymi dyniami jest taki, że owo „Fuck Trump” do złudzenia wręcz przypomina nasze swojskie „Jebać PiS” i tu jak też zaczynam podejrzewać, że jeśli kiedyś jakimś cudem Prawo i Sprawiedliwość utraci władzę, sama partia wraz z nazwą zostanie przez odnowiony wymiar sprawiedliwości zdelegalizowany, a Jarosław Kaczyński zostanie przykładnie rozstrzelany, to ci, którzy dziś ozdabiają swoje miejsca pobytu ośmioma gwiazdkami, będą to robić w dalszym ciągu, a kto wie, czy napędzeni nową odwagą, nie zdecydują się na bardziej bezpośrednie „Jebać PiS”.

       Ale jest coś jeszcze, co prowadzi mnie do faktycznego tematu dzisiejszych refleksji, a mianowicie niezwykłego podobieństwa owych haseł. Trudno jest bowiem uwierzyć, że tamto „Fuck Trump” i nasze „Jebać PiS” powstały niezależnie od siebie, zupełnym przypadkiem i że to owo podobieństwo emocji w sposób zupełnie naturalny, i to niemal jednocześnie, stworzyło coś tak – przyznajmy – nośnego. Otóż, moim zdaniem, ten kto wymyślił te osiem gwiazdek – i wcale nie uważam, że był to popularny rapper Taco Hemingway, bo on był zaledwie wynajętym medium – stanowi część czegoś w rodzaju międzynarodówki idei i czynu i to ta właśnie międzynarodówka tak dziś sobie znakomicie w Polsce radzi. I to na całej linii, a nie, jakby można było sądzić, tylko tu w walce z PiS-em.

      Jak wszyscy obserwujemy od dłuższego już czasu, dobrzy ludzie nie są w stanie się nadziwić, jak to liberalna część politycznej sceny, plus stowarzyszeni z nią dziennikarze, oraz różnego rodzaju artyści, wręcz modlą się o to, by szturmująca naszą wschodnią granicę arabsko-ruska dzicz wreszcie skutecznie rozprawiła się z polskim wojskiem i policją, najlepiej przy pomocy takiej broni, która zapewniłaby komentującym odpowiednio atrakcyjny spektakl. Czytamy różnego rodzaju komentarze, słuchamy wystąpień polityków i nie możemy się nadziwić, jak to jest w ogóle możliwe, by w tak krótkim czasie osiągnąć taki poziom nienawiści w stosunku do było nie było ludzi, którzy nie robią nic poza bronieniem polskiej granicy przed wrogim atakiem, a przy okazji bronieniem swojego zdrowia i życia. Jak to jest możliwe, że w konfrontacji polskiego wojska z obcym agresorem, niektórzy z nas stają po stronie obcych. Dotychczas, wydawałoby się, tylko najbardziej mroczni żule demonstrowali bluzy z napisem ChWDP: wygląda na to, że już za chwilę zaczną je zakłądać prominentni politycy opozycji. Zadaję sobie te pytania i nagle, jakby w jakimś olśnieniu, uświadamiam sobie, że przecież my tu nie mamy do czynienia z niczym nowym. Przecież ledwo co pisałem tu o paszkwilu wypuszczonym przez stację TVN24 na Mariusza Kamińskiego, gdzie wspomniano powszechnie znany fakt, jak to Stany Zjednoczone przegrały swą historyczną wojnę w Wietnamie wyłącznie dzięki antyamerykańskiej propagandzie lewicowych – innych nigdy praktycznie nie było – mediów. Starsi z nas doskonale pamiętają tamten czas, w tym i to, jak bardzo powszechny kształt ówczesnej popularnej narracji przypominał to, co widzimy dziś tu u nas, i co widzielibyśmy w wersji turbo, gdybyśmy dopuścili na granicę liberalne media, politykó, czy celebrytów..

         Na ale i to nie wszystko, nie chodzi bowiem wyłącznie o nienawiść do własnego kraju, czy choćby nielubianej władzy. Podczas szczególnie nasilonej propagandowej dywersji w czasach Wietnamu miało oczywiście znaczenie, że prezydentem był Richard Nixon, podobnie jak znaczenie ma to, że dziś w Polsce władzę ma Prawo i Sprawiedliwość, a ci wszyscy co wspierają agresywne działania Rosji oraz Białorusi liczą na to, że porażka Polski w tym starciu pozwoli im odzyskać polityczną władzę. Tu jednak mamy też do czynienia z czymś znacznie bardziej autentycznym, a więc motywowanym ściśle ideologicznie współczuciem dla rzekomych ofiar owych reżimów. Tak jak Ameryka przełomu lat 60 i 70 nie mogła oderwać wzroku od płonących w ogniu napalmu biednych wietnamskich dzieci, oraz rozstrzeliwanych przez okrutnych Marines bojowników Viet Congu, tak samo dziś owa najbardziej zdegenerowana część Polski wpatruje się w oczy wygłodzonych irackich dzieci i zapuszczone twarze ich rodziców, pragnących niczego więcej ponad własne szczęście, i biega po podlaskich lasach w poszukiwaniu trupów.

        Otóż tu mamy również do czynienia z czymś co Amerykanie nazywają ideologiczną agendą i która od kilkunastu lat jest bardzo agresywnie realizowana od Waszyngtonu po Berlin, a ostatnio nawet i po Warszawę. We wspominanej tu niedawno książce Tuckera Carlsona jest fragment poświęcony interesom Marka Zuckerberga i w pewnym momencie trafiamy na następujące słowa:

Prawdopodobnie po to by zaszczepić się przeciwko ewentualnej krytyce ze strony elit, Zuckerberg postanowił zaangażować się w modne polityczne tematy. W roku 2013 uruchomił projekt o nazwie FWD.us w celu wspierania masowej imigracji. Grupa zorganizowała bardzo agresywny lobbying przeciwko działaniom służb imigracyjnych, naciskając na amnestię wobec 11 milionów imigrantów przebywających obecnie na terenie kraju, i dokładając do tego żądanie przyznania wszystkim im obywatelstwa i praw wyborczych”.

       Zajrzałem na internetową stronę owej organizacji i wszystko się jak najbardziej zgadza Już na samej górze widzimy zdjęcie jakiejś meksykańskiej, czy innej, z tego samego geograficznego kierunku, rodziny, ze szczególnie oczywiście wyeksponowanymi smutnymi oczami dzieci i słowa Zuckerberga:

Zapewnijmy wszystkim wolność realizowania swoich celów – nie tylko dlatego, że tak jest słusznie, ale dlatego, że im więcej ludzi ze swoich marzeń stworzy coś wielkiego, skorzystamy na tym wszyscy”.

       Proszę zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Mamy Marka Zuckerberga, jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi na świecie oraz rok 2013, a więc czas, kiedy nikomu z nas nawet się nie śniło, że przyjdzie czas, że polscy politycy będą biegali po lasach szukacjąc uchodźców, a relacjonujący sprawę dziennikarze zachęcali owych uchodźców, by zaczęli wreszcie do polskich żołnierzy strzelać. Mija od tego czasu 8 lat, a ja nagle sobie uświadamiam, że to wszystko jest wyprodukowane w jednej fabryce. Mało tego: to jest jeden i ten sam produkt, a tym durniom wydaje się, że odkryli coś nadzwyczaj oryginalnego. Byłoby to oczywiście zabawne, gdyby nie to, że wiele wskazuje na to, że przeciwko temu złu nie ma obrony. Podczas rozmowy z dziennikarzem Bobem Greenem były już prezydent Nixon wspomina, jak to podczas przemówienia, w którym zapowiedział wycofanie kolejnych 25 tys. żołnierzy z Wietnamu, podeszła do niego może 15 letnia śliczna dziewczyna, krzyknęła "Ty morderco"  i splunęła mu w twarz. Czekajmy aż nasi dzisiejsi aktywiści zapoznają się z tą historią. Będzie o czym mówić.

 


2 komentarze:

  1. Z pewnych powodów muszę się obecnie poddawać zabiegom rehabilitacyjnym i właśnie dzisiaj, wcześnie rano, gdy mój fizjoterapeuta wziął mnie na tortury, leżąc u niego na kozetce słuchałem sączącej się z radia porannej audycji. Nie wiem jaka to była stacja, ale sądząc po nastroju, było to coś w rodzaju Radia Z, RMF, czy jakiegoś innego RMI. Program prowadziła para dziennikarzy, z dobrymi głosami, a audycja była skonstruowana pod słuchaczy inteligenckich, jedzących akurat śniadanie, lub jadących do pracy. Skąd wiem, że inteligenckich? Ponieważ ton tego programu był bardzo ironiczny, prześmiewczy i… łagodnie pogodny w swej pogardzie do tych, którzy inteligentami nie są. Przykłady? Proszę uprzejmie:
    - udawane współczucie dla tych (a tak naprawdę beka z nich), którzy są funkcjonalnymi analfabetami, potrafiącymi czytać i pisać, ale ze sztuki pisania nie korzystają, a jeśli coś czytają, to nie rozumieją nawet najprostszych komunikatów;
    - dzisiaj obchodzimy dzień buraka; komentarz dziennikarza: „Ten dzień obchodzimy w naszym kraju przez 365 dni w roku”;
    - dziennikarka narzeka, że musi wcześnie wstawać (ok. godz. 4.00), by zdążyć do pracy i stąd kładzie się spać ok. godz. 20.00; dziennikarz: „Czyli bezpośrednio po Dzienniku Telewizyjnym?”; dziennikarka: „No co ty! Ja Dziennika Telewizyjnego nie oglądam, bo wtedy w ogóle bym nie spała”.
    I tak dalej. I tym podobnie.

    Zauważmy, że nie ma w tym radiowym gadaniu jakiejś agresji, za to jest zaproszenie skierowane do owych inteligentów, by razem z prowadzącymi audycję pośmiać się od rana z tych wszystkich buraków, którzy nic nie czytają, nic nie rozumieją i oglądają Dziennik Telewizyjny. Coś pięknego! I niedrogo.
    Na pierwszy rzut oka wygląda to bardzo niewinnie i można rzec, że jest to owszem, ironiczny, ale jednak bardzo zdystansowany przekaz, w którym ani razu nie pojawia się słowo „prezes”, czy „prawica”, że nie wspomnę o „katoliku”, albo „wyborcy pis-u”. W ten sposób, ów pogodny dystans do rzeczywistości sprawia wrażenie hołdowania postawie klerka, postawie w klasycznym znaczeniu tego słowa: „jestem twórcą, artystą/człowiekiem nauki; nie angażuję się; nikogo nie popieram; nikogo nie zwalczam; jestem estetą”. No tak. Ale w takim razie, jeśli nie angażuję się, nikogo nie popieram i nikogo nie zwalczam, słowem: „Nie chcę tego świata zmieniać w raj”, to dlaczego śmieję się i innych zachęcam do śmiechu z tych wszystkich „buraków”? Ot, zagwozdka!

    Oczywiście wiadomo, że dziś prawdziwych klerków już nie ma (i zapewne nigdy ich nie było), tym niemniej u tych, których sytuujemy po przeciwnej stronie, jest jakaś tęsknota za tym, by być postrzeganym jako klerk, czyli człowiek, dla którego twórczość dla samej twórczości jest najwyższą wartością, a wszystko inne jest nieważne. Tak! Nieważne! Chyba, że zapytamy tego klerka (kandydata na klerka), np. o to, czego nienawidzi. I na pewno usłyszymy wtedy w odpowiedzi, że nienawidzi głupoty i faszyzmu (+, ewentualnie, góralskiej muzyki). Wynika więc z tego, że nie z klerkiem mamy tutaj do czynienia, lecz raczej z kimś, kto dźwiga na sobie „brzemię białego człowieka”, czyli kogoś, kogo misją jest cywilizowanie „buraków”. A w takim razie trzeba ***** wszystkich, którzy temu cywilizowaniu się sprzeciwiają. A nade wszystko trzeba ***** „buraków” (czyli nas), ponieważ opieramy się jakże potrzebnemu dziełu cywilizowania, prowadzonemu przez dobrych i szlachetnych ludzi.
    Nadzieja w tym, że ów radiowy śmiech, jest wyrazem bezradności. Oby!

    OdpowiedzUsuń
  2. @Don Paddington
    Właśnie tak, Mój Drogi Niedźwiadku - głupoty i faszyzmu.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...