piątek, 19 listopada 2021

O tym jak upaść tak by już nie wstać

       Powiem szczerze, że nie wiem jak to się mogło stać, ale gdy wczoraj wieczorem skończyłem pracę i zasiadłem przed telewizorem, by zobaczyć, jak się mają sprawy, córka moja poinformowała mnie, że już za chwilę będziemy oglądać telewizję TVN24, a w niej program „Czarno na białym”, z którego dowiemy się co za swoimi wypielęgnowanymi paznokciami chowa minister w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, Mariusz Kamiński. Pierwsza moja myśl była taka, że to jest naprawdę niezwykłe, jak TVN24 na zmianę z „Gazetą Wyborczą” raz za razem ogłaszają publikację kolejnych sensacji na temat ważniejszych polityków wspomnianego Prawa i Sprawiedliwości, podczas gdy z drugiej strony, daję słowo, ale ja nie słyszałem, by telewizja TVP.Info, czy nawet owa nędza, wpolityce.pl, wpadli na pomysł by próbować zainteresować opinię publiczną tajną historią Moniki Olejnik, czy Michała Szczerby. Czyżby nie musieli?

      Obejrzałem jednak solidarnie z moim dzieckiem ów program i proszę sobie wyobrazić, że nie dowiedziałem się z niego ani tego, że Mariusz Kamiński w młodości doprowadził do samobójstwa koleżankę ze szkoły, ani że w późniejszym okresie swojej kariery popadł w alkoholizm, ani że w czasie gdy PiS nie był przy władzy otworzył sutenerski interes... nic z tego. Okazało się, że TVN24 przygotował, cholera wie, czemu akurat dzisiaj, materiał z którego wynika, że Mariusz Kamiński to pisowskie bydle. I tyle. No i może jeszcze to, że TVN24 zawsze musi u siebie zatrudniać przynajmniej jednego zezowatego prezentera.

         O czym oni tam opowiadają, daję słowo, że nie ma najmniejszego znaczenia, to natomiast co robi wrażenie, to zapowiadany od początku zestaw osób, które podobno – taka jest zapowiedź – znały Kamińskiego i się z nim przyjaźniły, a dziś opowiedzą nam o tym, jak on się fatalnie zmienił i z bojownika o wolność i demokrację zmienił się w nazistę.  A teraz uwaga. Oto przed nami materiał robiący wrażenie próby sparodiowania jakiegoś żałosnego dokumentu z Netflixa, w którym świadkowie oskarżenia to przede wszystkim (naprawdę, przede wszystkim) dziennikarz tygodnika „Polityka”, Piotr Pytlakowski, o którym Wikipedia pisze co następuje:

Piotr Pytlakowski jest synem Jerzego Pytlakowskiego i Sabiny z domu Wiernik (1918–1990), która pochodziła z rodziny żydowskiej i była siostrą pisarki Ireny Szymańskiej. Jej rodzice – Róża i Szymon – zostali zamordowani w czasie Holocaustu. Ukończył zaoczne zawodowe studium nauk politycznych dla dziennikarzy przy Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Pracował m.in. w „Nowej Wsi”, „Przeglądzie Tygodniowym”, „Gazecie Wyborczej”, „Życiu Warszawy”, „Życiu”, a od 1997 związany jest z tygodnikiem „Polityka”, gdzie zajmuje się dziennikarstwem śledczym i problematyką kryminalną. Jest związany z ruchem Obywatele RP.

       A zatem mamy pierwszego świadka oskarżenia w procesie wytoczonym przez telewizję TVN24 Mariuszowi Kamińskiemu: jakiegoś Żyda, który najpierw ukończył „zaoczne zawodowe studium nauk politycznych dla dziennikarzy przy Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, następnie został dziennikarzem pisma „Nowa Wieś”, by skończyć jako dziennikarz jedynego realnie autentycznie post-komunistycznego tygodnika „Polityka”, oraz działacz ruchu Obywatele RP, który dziś w stacji TVN24 występuje jako ktoś kto, jako podobno jego dawny przyjaciel,  wyjaśni nam, kim tak naprawdę jest Mariusz Kamiński.

        Zanim przejdziemy do następnych świadków oskarżenia przedstawionych nam przez TVN24, popatrzmy na samego Mariusza Kamińskiego i wspomnijmy zaledwie fakt, że mówimy o człowieku, który, mając zaledwie 16 lat, został umieszczony w zakładzie poprawczym za „zbeszczeszczenie pomnika Armii Czerwonej”, a dwa lata później, gdy miał lat 18, został aresztowany za „stawianie czynnego oporu podczas demostracji” oraz wyrzucony z liceum, a potem zapisał się w naszej świadomości tak jak się zapisał. A zatem z jednej strony mamy Kamińskiego, a z drugiej... Pytlakowskiego z „Nowej Wsi”,

         Pytalakowski w materiale TVN24 zajmuje najwięcej miejsca, natomiast zdecydowanie na doczepkę pojawia się jakieś gówno urodzone, jak sądzę, za rządów Waledemara Pawlaka, przedstawione jako dziennikarz TVN24. Bez znaczenia.

        To jednak co zrobiło na mnie wrażenie największe, to obecność w tej bandzie trojga Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Czemu tak? Otóż tak się składa, że ze względu na zaszłości mojej żony owa Kluzik jest naszą bliską znajomą i ja o niej wiem więcej niż bym wiedzieć chciał. Otóż jest tak, że owa Joanna Kluzik-Rostowska w roku 1983 zdała maturę, jak wielu jej znajomych poszła na studia, by następnie poznać jakiegoś frajera, przerwać naukę, wyjechać do Warszawy i tam się zacząć urządzać. Czytając jej biogram w Wikipedii, dowiaduję się, że ona w latach 80. „współpracowała” z  „Tygodnikiem Mazowsze” oraz „innymi pismami”. A ja się zastanawiam, jak owa „współpraca” wyglądała i co z niej wynikało. Ile ona tam tekstów opublikowała. Owszem, ja wiem, jaką karierę zrobiła Kluzik-Rostowska po roku 1989, natomiast wcześniej, kiedy za mazanie po ruskich pomnikach Mariusz Kamiński był wyrzucany ze szkoły i trzymany w poprawczaku, co ona robiła? Przepraszam bardzo, ale ja nie jestem w stanie uwierzyć, że ona – wbrew temu co opowiada w tym paszkwilu na Kamińskiego – była jego przyjaciółką, razem z nim walczyła w Lidze Republikańskiej, a on dla niej to był – tu szyderczy śmiech – zwykłym Mario.

        Jak znam Joannę Kluzik-Rostowską, to, przepraszam bardzo, bo to jak by nie było koleżanka, ale niech ona może się zamknie. Ona jest byłą przyjaciółką Mariusza Kamieńskiego, a on jest dla niej „Mario”, tak samo jak ja mogę mówić o Donaldzie Trumpie „Donnie”, czy – by przybliżyć nieco sytuację do miejsca, w którym znalazła się Joanna Kluzik-Rostowska – o ruskim prezydencie Putinie „Pucio”.

        W czym rzecz? Otóż to truchło WSI postanawia wypuścić materiał, który ostatecznie ma znieść ze sceny Mariusza Kamińskińskiego, i do tej roboty wynajmuje jakiegoś Żyda z PRL-owskiego tygodnika „Nowa Wieś” oraz Joannę Kluzik-Rostowską, a więc kogoś kto nigdy w życiu nie wyszedł poza rolę rzepa, który się uczepił czyjejś nogawki. Przepraszam bardzo, ale – głupio mi to mówić – faktycznie nie mamy z kim przegrać.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...