wtorek, 9 listopada 2021

Tucker Carlson: Ship of Fools

 

Wspomniałem tu parę dni temu książkę Tuckera Carlsona, z której dowiedziałem się o zaangażowaniu Marka Zuckerberga w kwestii planu sprowadzenia do Stanów Zjednoczonych możliwie największej liczby migrantów, tak by im zapewnić obywatelstwo oraz wyborcze prawa, jak rozumiem po to, by Demokraci już nigdy w historii kraju nie utracili władzy. Pomijając jednak wspomnianą kwestię, uważam że zarówno sam Carlson, jak i owa książka, zasługują na większą uwagę.  Pomyślałem więc sobie, że z myślą o czytelnikach tego bloga, przetłumaczę jeden z jej fragmentów i przedstawię tutaj, choćby po to, byśmy sobie przypomnieli pewną katastrofę sprzed lat. O której też tu było. Bardzo proszę.

 

 

      W marcu 1911 roku w fabryce odzieżowej Triangle Shirtwaist na Dolnym Manchatanie wybuchł pożar. Śmierć poniosło blisko 150 osób, niemal połowa wyskakując z górnych pięter na ulicę. Pożar spowodował jeden z pracowników, wyrzuciwszy tlący się niedopałek do kosza ze ścinkami materiału, jednak tak wysokiej liczby ofiar można było uniknąć. Właściciele firmy, w celu ochrony przed złodziejami, założyli kłódki na wyjściowe drzwi i w ten sposób robotnicy - głównie kobiety - zostali uwięzieni w płomieniach. Ci którym udalo się wydostać na korytarz, utknęli wśród ciał tych co uciekli jako pierwsi. Dziesiątki osób zostało zdeptanych. Tych kilku, którzy dotarli do byle jak skonstruowanych schodków przeciwpożarowych poniosło śmierć, gdy te oderwały się od ściany budynku.

      Pożar w Triangle Shirtwaist został uznany za wielkie nieszczęście, najbardziej tragiczny pożar w historii ówczesnego Nowego Jorku, ale już wkrótce zyskał złą sławę na całym świecie, jako metafora wykorzystywania ludzkiej pracy. Na temat owego pożaru napisano dziesiątki książek oraz wydano niezliczoną ilość broszur. Miedzynarodowy Związek Zawodowy Pracowników Kobiecego Przemysłu Odzieżowego w efekcie pożaru stał się jedną z najpotężniejszych organizacji związkowych na świecie. Przez dziesięciolecia to co się wydarzyło w fabryce Triangle Shirtwaist służyło jako protestacyjne hasło wszelkich postępowych organizacji.

      A teraz przenieśmy się o sto lat do przodu. MZZPKPO, rozwiązany w latach 1990, od dawna już nie istnieje. Podobnie też jednak przestały istnieć tamte idee. Miliony ludzi na całym świecie pracują w fabrykach, jednak zbyt często się już o nich nie słyszy. Pomyśłmy, co by się stało, gdyby podobny do Triangle Shirtwaist pożar wybuchł w, powiedzmy, fabryce Iphone’a w Chinach? Czy kogokolwiek by to obeszło? Znamy odpowiedź.

      Telefon, ktory trzymasz w tej chwili w kieszeni, został prawdopodobnie wyprodukowany w Chinach przez tajwańskiego Foxconna, największą elektroniczną firmę na świecie. Robotnicy, którzy go zmontowali zarobili przy nim niecałe dwa dolary za godzinę pracy. Nawet uwzględniając chińskie standardy, to bardzo niewiele. Pracownicy Foxconna, którzy produkują IPhony, aby sobie pozwolić na kupno takiego sprzętu, musieliby pracować grube miesiące.

      Praca w Foxconnie jest żmudna i cieżka, a brutalna presja ze strony kierownictwa nieustanna. Robotnicy informują, że nierzadko wielu z nich musi pracować 24 godziny bez przerwy. Wedle różnych relacji, ludzie są bici przez nadzorców. Rok 2010 wśrod pracowników Foxconna zapoczątkował długą serię samobójstw.

      Ludzie się wieszali, zażywalli truciznę, wyskakiwali z okien. Media podjęły temat dopiero po dwóch latach, kiedy  około 150 pracowników Foxconna w fabryce w Wuhan dostało się na dach fabryki i zagroziło, że jeśli warunki pracy nie ulegną poprawie, popełnią zbiorowe samobójstwo. Kierownictwo firmy zareagowały rozciągając poniżej siatki.

      Smutne to wszystko. A mimo to, kiedy słyszeliśmy po raz ostatni wypowiedź jakiegokolwiek polityka, który by wstawił się za robotnikami w fabrykach Apple’a, by nie wspomnieć o prowadzeniu jakichkolwiek prac legislacyjnych? Kiedy ostatnio słyszeliśmy o społecznie zorientowanych hipsterach z Brooklynu, którzy zorganizowali protest przed posiadłością  prezesa Apple’a Tima Cooka?

      Nigdy, oczywiście. A to dlatego, że Apple, podobnie jak każdy inny wielki pracodawca w Ameryce, kupił sobie od sekty kulturowego liberalizmu milczenie. Apple ma prezesa homoseksualistę o nadzwyczaj modnych poglądach społecznych. Firma nieustannie wygłasza oświedczenia na temat zielonej energii i jest bardzo hojnie zasilana przez lokalnych partnerów. Apple publicznie protestował przeciwko imigracyjnej polityce administracji Trumpa. Firma prezentuje rodzaj postępowości, który bardzo się liczy na Brooklynie. A to wystarczy,  by nie dopuścić do jakiejkolwiek debaty na temat warunków pracy w fabrykach Foxconna.

[...]

      W międzyczasie anonimowi robotnicy, ktorych ciężko niedoceniana praca pozwoliła Apple’owi uzyskać rynkową wartość na poziomie biliona dolarów żyją w śmierdzących sypialniach w miastach, ktorych nazw nie potrafimy nawet wymówić i w swej rozpaczy popełniają samobójstwa.

      Czterdzieści lat temu cierpienie chińskich robotników poruszyłoby obecne wśród elit poczucie uczciwości i sprawiedliwości, bogate gospodynie domowe z Upper East Side potraktowałyby je jako argument do społecznego zaangażowania. Celebryci podczas swoich występów w telewizji zabraliby w ich sprawie głos. Z pewnością ktoś by też wspomniał o nich w swojej mowie oscarowej.

      Dzisiejsza klasa rządząca milczy, a tak naprawdę ma to wszystko w nosie. Liberałowie postrzegają Apple’a jako szczyt technicznego geniuszu. Biznesowe praktyki firmy nie są nawet tolerowane, one są celebrowane. Absolwenci uniwersytetów biją się między sobą, by otrzymać pracę w tych smutnych sklepach ze sprzętem, tylko po to, by móc się pokazać w coraz to innych, równie idiotycznych firmowych koszulkach i sprzedać komuś laptopa. Wszystko to jest tak oczywiste, a jednocześnie tak bardzo świeże.

      W roku 1974 dziennikarz Studs Terkel opublikował książkę  zatytułowaną „Working”, autentyczną relację opowiedzianą przez różnych ludzi w związku z ich pracą. Terkel to stary socjalista z Chicago, który jednak przez większą część swojej książki trzyma swoje poglądy dla siebie. Oddaje głos ludziom. Jeden z jego bohaterów opowiada jak to jest być operatorem dźwigu, inny mówi o swoim życiu portiera w bloku mieszkalnym. Książka stanowiła okno na świat, o którym elity wiedziały bardzo niewiele. Były jednak zainteresowane.

      „Working” stało się wielkim bestsellerem, następnie przerobionym na musical na Broadwayu. Część muzyki do sztuki napisał słynny piosenkarz James Taylor. Sztuka otrzymała pięć nominacji do Nagród Tony. Liberałowie uwielbiali ową książkę, bo ukazywała ona godność ludzkiej pracy.

      Gdyby „Working” ukazało się dzisiaj, ile jej egzemplarzy udałoby się sprzedać w Brookline lub w Marin County? Nie na tyle dużo, by w ogóle usprawiedliwić jej wydanie. O ile oczywiście wspomniany operator dźwigu nie byłby w trakcie zmiany płci, lub nie walczył z władzami imigracyjnymi w sprawie wizy, której ważność właśnie się skończyła, współczesne elity nawet by się nie zainteresowały.



3 komentarze:

  1. Najgorsza jest ta bezsilność, że nie można nic zrobić z tym. Ważne żeby na "swoim podwórku" przypominać o godności ludzkiego życia ile się da.

    OdpowiedzUsuń
  2. P.S.
    Ciekawie pisze ten Carlson.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...