niedziela, 23 lutego 2020

O tych co nas będą cywilizować


      Ja oczywiście mam świadomość tego, że jedynymi miejscami w Polsce, które są traktowane jako ogólnopolskie, są przede wszystkim wszystkie warszawskie place i ulice, a poza nimi już tylko ulica Piotrowska w Łodzi, Krupówki, oraz sopocki Mąciak, mimo to jednak chciałbym zaryzykować i w kontekście jak najbardziej ogólnopolskim użyć nazwy katowickiego Osiedla Witosa. Otóż Osiedle Witosa znane jest z dwóch rzeczy: pierwsza z nich to ta, że tam mieszka moja córka z mężem i dwiema córeczkami, a druga, że znajduje się tam słynna prywatna szkoła, ale od niedawna również przedszkole oraz międzynarodowe liceum po trzy patyki od głowy miesięcznie, funkcjonująca pod nazwą „Szkoła jak dom”.  Ponieważ z jak najbardziej naturalnych przyczyn na Osiedlu Witosa bywam wyjątkowo często, kiedy przychodzi mi stamtąd wracać, mam okazję obserwować uczniów owej szczególnej szkoły, gdy najpierw czekają na autobus, a następnie udają się do swoich domów. Któregoś dnia zaobserwowałem chłopca w wieku nastoletnim z dwiema koleżankami. Chłopiec był przystojny i nadzwyczaj atrakcyjny pod każdym innym względem, a więc dziewczynki jak najbardziej się wokół niego kręciły, ja natomiast zwróciłem uwagę na jego buty, buty na tyle oryginalne, że najpierw zauważyłem towarzyszącą im metkę, a następnie sprawdziłem je w googlu i okazało się, że mamy do czynienia z butami wartymi dwa i pół tysiąca złotych. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak sprawdzić kurtkę owego młodzieńca, również jak najbardziej wyposażoną w odpowiedni opis i okazało się, że kurtka ta warta jest złotych trzy i pół tysiąca.
       Pozostawałem pod wrażeniem tego odkrycia do czasu, gdy trafiłem na informację, że w warszawskich Złotych Tarasach dochodzi do regularnych spotkań młodzieży, podczas których owe dzieci wymieniają się informacjami dotyczącymi tego, ile kto z nich ma na sobie – przy czym owa wymiana ma jednoznaczny charakter swoistego turnieju – a wszystko jest nagrywane i wrzucane do Sieci. Proszę zresztą rzucić okiem.
    


       Niedawno jechałem taksówką i taksówkarz opowiedział mi jak to czasem zdarzają się kursy prosto z nieba i jemu również coś takiego się niedawno przydarzyło. Otóż stał on sobie zupełnie bez śladu nadziei na postoju, gdy nagle podszedł do niego bardzo eleganccy pan i pani i zapytali, czy by ich zawiózł do Szczecina. On powiedział, że z miłą chęcią, tyle że to będzie kosztowało dwa i pół tysiąca złotych. Pan w tym momencie powiedział, że nie ma problemu, wyciągnął z kieszeni odpowiedni zwitek gotówki, odliczył odpowiednią sumę, no i wszyscy udali się w podróż. Na miejscu pan poprosił taksówkarza, by poczekał chwilę, on poczekał, ostatecznie, jak się okazało, aż trzy godziny, po czym pan z panią wrócili, wręczyli mu kolejne dwa i pół kawałka i poprosili, by ich odwiózł z powrotem do Katowic. Jak mi opowiada pan taksówkarz, oni nie dość że mu postawili w obie strony obiad i kolację plus kawę i kawę, to jeszcze na pożegnanie dołożyli dwie stówy za to, że w Szczecinie musiał na nich tak długo czekać.
      Tu w Katowicach, bardzo niedaleko miejsca gdzie mieszkam, jeszcze niedawno były same banki – o czym zresztą pisałem w jednym ze swoich tekstów – dziś jednak z roku na rok ich konsekwentnie ubywa i w jednym z tych miejsc pojawiło się coś, co nosi nazwę, której nie pamiętam i pamiętać nie planuję, plus hasło „Szlachetna moda dla małych mężczyzn”, a w środku znajdujemy manekiny małych chłopców wystrojonych jak to całe dżolerstwo znane nam z magazynów typu „Logo”. Zwykle w środku nie ma nikogo, poza znudzoną dziewczyną za ladą, więc nie bardzo mam okazję opowiedzieć, co to za ludzie tam się udzielają, no ale, jak się domyślam, ktoś tam jednak od czasu do czasu się pojawia. Gdyby ktoś sobie wyobrażał nie wiadomo co, bardzo prosto, oto odpowiedni obrazek.



         A ja się już tylko zastanawiam nie nad tym, co to za ludzie, którzy potrzebują swoim dzieciom w ten sposób dogadzać, ale jakie to są dzieci, jak one żyją i jak wygląda świat, który na nie czeka. Gdy chodzi o tego chłopaczka, licealistę ze „Szkoły jak dom”, czy nawet tę młodzież ze Złotych Tarasów, to mam nadzieję, że oni z tego bagna jakoś się ostatecznie wygrzebią. Poznają dziewczynę, w której się zakochają i ona ich postawi na nogi, ewentualnie doznają jakiegoś innego oświecenia, lub może spotka ich jakieś nieszczęście, które pozwoli im się przebudzić, natomiast moją myśl zaprząta ów przedziwny sklep ze „szlachetną modą dla małych mężczyzn” i zastanawiam się, jak któreś z tych dzieci się poczuje, kiedy pójdzie na urodziny kolegi, czy na jakąś większą szkolną zabawę w stroju, w który ubrali go rodzice i zobaczy, że wszyscy się z niego śmieją. Ale mało tego. Pytanie pozostaje, jak one się poczują, gdy zabawa się skończy i okaże się, że innego stroju niż ten zwyczajnie nie ma i trzeba będzie w ten sposób kompromitować się przez kolejne lata.
         Ktoś powie, że nie ma problemu, bo dzieci rodziców, którzy mają tego rodzaju ambicje, już do końca życia nie będą miały kontaktu z nikim innym jak z dziećmi mamy i taty znajomych i tam inny szyk się nawet nie śmie prowadzać. Otóż moim zdaniem to po prostu nieprawda, a to z dwóch powodów: po pierwsze, nie da się przeżyć życia w tego typu bańce, a poza tym ów obłąkany trend prędzej czy później, wraz ze wzrostem społecznej świadomości, musi się odwrócić, i nie mówię, że dzieci znów zaczną wyglądać jak Tom Sawyer, czy zależnie od okoliczności jego kolega Huck Finn, ale, owszem, owa „szlachetna moda dla małych mężczyzn” stanie się czymś równie żałosnym jak pamiętne białe skarpetki do mokasynów, czy przekonanie, że pierwszy milion trzeba ukraść, a kto tego nie potrafi, niech idzie do sióstr na zasiłek.
        A zatem perspektywy nie są aż tak ponure, natomiast nie da się ukryć, że teraźniejszość jak najbardziej przeraża. Niezależnie bowiem od tego, jak bardzo realnie obłożony klientelą jest ów dziwny sklep – w końcu możliwe jest, że to jest zaledwie jeszcze jedna pralnia – ja tam jednak parę razy widziałem ludzi, którzy wyglądali na klientów, więc, jak sądzę, coś tam się jednak dzieje. A skoro tak, to znaczy, że jeśli chodzi o wychodzenie z tych strasznych lat komuny, nie dość że nie wyszliśmy na prostą, to wciąż się kręcimy gdzieś tak w pobliżu Kijowa czy  Donbasu.
       Przed nami kolejna kampania, tym razem prezydencka, pojawia się bardzo dużo różnych postulatów, poczynając od praw dla osób LGBT po wsparcie dla rodzin, a ja się zastanawiam, czy nie warto by było uruchomić jakiegoś programu wyprowadzania Polski z zapóźnienia cywilizacyjnego, bo obawiam się, że bez załatwienia tej kwestii, skutecznie będzie można zaspokoić wyłącznie ambicje szlachetnych rodziców małych mężczyzn.
     
      


7 komentarzy:

  1. Przyznam, że nie miałem pojęcia o takich wydarzeniach. Tak jakbym żył w innym wszechświecie. Z jednej strony źle, bo człowiek nie wie, jak daleko może postępować choroba tuż obok. Z drugiej chyba jednak znowu o tym zapomnę jutro... na szczęście.

    Ciekawi mnie jeszcze, czy za te "rzeczy" naprawdę tyle trzeba zapłacić. Ale w sumie nie chce mi się nawet tego sprawdzać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałem ten filmik z tymi dziwnymi dzieciakami. Dziwne że młodzież nie chwali się w dzisiejszych czasach nowinkami elektronicznymi a ceną skarpetek. Znów Gabriel może triumfować, że tekstylia rządzą. Z innej beczki w Bydgoszczu powstał pierwszy coffee shop https://nowiny24.pl/pierwszy-legalny-coffee-shop-w-bydgoszczy-mamy-najlepiej-przebadany-towar-w-miescie/ar/c1-14269349
    A pomiędzy Warszawą a Łodzią powstał największy park wodny w Europie, większy nawet od tych plastikowych tropików pod Berlinem. Tak trochę kucamy od ściany do ściany, bo pamiętam jak to za smutnego Tuska na meczach naszej reprezentacji w piłkę kopaną nie było żadnej reklamy samochodu tylko smętna Biedronka i zakłady bukmacherskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @crimsonking
      Myślę, że oni nie dlatego nie szpanują elektroniką, bo rządzą tekstylia, ale z tego prostego względu, że drogi telefon to jest zaledwie jedna sztuka. Tu masz koszulę, t-shirt, kurtkę, zegarek, pasek, skarpetki, spodnie, buty, majtki, okulary, bransoletkę, sygnet, czapkę i cholera wie, co jeszcze.

      Usuń
  3. Fabryka małych, nieszczęsnych snobów.Festiwal próżności.Za moich czasów imponowaliśmy sobie wejściem na najbardziej niedostępne drzewo,nieco później ilością kilogramów wyciśniętych na ławeczce,chociaż z tymi kilogramami zostało nam do dzisiaj.Zresztą ,kto bogatemu zabroni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomina mi się film dokumentalny o le sape w Kongo. Ktoś wtedy skomentował pod filmem że "w sumie jest to film o Polakach". Dopiero teraz rozumiem o co chodziło.
    Tak że może nie Dombas i Kijów ale moze gdzies dalej trzeba szukać związków i odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Tom cz
      Przyznaje że o tych szpanerach wcześniej nie słyszałem. O i mi przypominają tych dwóch czarnych dealerów z "Taksówkarza" Scorsesego.

      Usuń
  5. To jest margines i mam nadzieję, że tak pozostanie. To będzie się gdzieś bujać, tak jak bal karnawałowy dla ubogich, czy jakieś inne akcje charytatywne, gdzie wystrojenie darczyńców finansowo znacznie przekracza kwotowo finał zbiórki. Niektórzy zawsze się będą bawili, a my róbmy swoje.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...