wtorek, 18 lutego 2020

To Be Like Will


     Kiedy przez długie lata Czytelnicy zachęcali mnie bym wydał kolejną część „Listonosza”, tak by do tej części językowych refleksji dodać jeszcze coś nowego, niezmiennie powtarzałem, że ja naprawdę wszystko co miałem do powiedzenia na temat owych najbardziej interesujących kwestii związanych z językiem angielskim, powiedziałem w „Listonoszu” i nie przychodzi mi nic innego do głowy. Kiedy jednak pisałem książkę o Imperium, na marginesie tego, co stanowi jej podstawę, pomyślałem sobie o paru sprawach i, owszem, udało mi się ów wykład nieco poszerzyć. Proszę sobie jednak wyobrazić, że człowiek, nawet wtedy, gdy już uzna, że nic go interesującego nie spotka, wciąż się jednak uczy i oto wczoraj właśnie uświadomiłem sobie, że jest coś, co zdecydowanie uchodziło dotychczas mojej uwadze i to coś na tyle interesującego, że gdyby Coryllus uznał za stosowne wznowić tę książkę w wersji uzupełnionej, to z najwyższą radością dokleiłbym tam jeszcze jeden rozdział, dotyczący mianowicie wyłącznie jednego czasownika, a mianowicie modalnego operatora will.
      Pamiętam, że parokrotnie już miałem tu i ówdzie okazję zwrócić uwagę na fakt, że owo will, podobnie zresztą jak jego słaba forma would, jest praktycznie jedynym angielskim czasownikiem, który nie ma swojego odpowiednika, ani choćby i zamiennika, w języku polskim. Dobrze to widać choćby na przykładzie pięknej piosenki Beatlesów zatytułowanej „I Will”, którego to tytułu nie jesteśmy w stanie ani przetłumaczyć na język polski, ani nawet odpowiednio zrozumieć, ponieważ w tym stanie rzeczy, dla nas jest on pozbawiony jakiejkolwiek treści. Wiele razy zresztą byłem świadkiem sytuacji, kiedy uczniowie, pytani o to, co oznacza słówko will, jeśli tylko poczynimy zastrzeżenie, że nie chodzi nam o „testament”, czy o „wolę”, czy wreszcie o pospolity przymiotnik willing, oznaczający bycie chętnym, jak to ma miejsce w przypadku na przykład zdania I am willing to send a deposit, niemal wszyscy bez mrugnięcia okiem odpowiadali, że will oznacza „będę”.
      Za każdym razem bardzo mnie to intrygowało, ale składałem to na karb wspomnianego zmartwienia, że tak naprawdę to niekiedy jest jedyny w miarę sensowny sposób, by sobie  z całym tym will jakoś poradzić. Problem dopiero pojawiał się, kiedy zwracałem się z prośbą, by mi przetłumaczyć na język polski na przykład zdanie „Przyjadę jutro”, a uczniowie wpadali w stupor i albo drapali się bezradnie po głowie, albo sprytnie decydowali się na I can come tomorrow, co oczywiście nie oznaczało nic innego jak zaledwie to, że mogę przyjechać jutro, a nie że przyjadę. Ewentualnie, jeśli ktoś był bardziej dociekliwy, wybierał rozwiązanie jeszcze gorsze i wyskakiwał z czymś w rodzaju I will be come tomorrow. No ale proszę spojrzeć, do jak przedziwnych sytuacji dochodziło, kiedy na tapecie pojawiało się zdanie „Będę wiedział”, względnie „Będę miał”. Dobrze by oczywiście było, gdyby, sądząc, że will oznacza „będę”, uczeń – niechcąco, ale jak najbardziej poprawnie – przekładał owo zdanie na I will know, czy I will have. No ale co zrobić z kimś, kto już zdążył sobie wbić do głowy, że will wcale nie oznacza „będę”, bo „będę” po angielsku brzmi I will be, i znów, kompletnie bez sensu, budował zdanie I will be have, względnie I will be know, no bo myśląc logicznie, skoro I will nie oznacza „będę”, natomiast „będę” po angielsku brzmi I will be, to chyba czymś zupełnie naturalnym jest powiedzieć I will be know all about it tomorrow, prawda?
      Na czym zatem polega pułapka i gdzie ona leży? Otóż – i ja to sobie ledwie co wczoraj uświadomiłem – musimy zrozumieć, że polski czasownik „będę”, „będziesz”, „będzie”, „będziemy”, „będą” pełni dwie – a kto wie, czy nawet nie trzy – niezależne funkcje. Pierwsza z nich to ta podstawowa, a więc forma przyszła od bezokolicznika „być”, jak to się dzieje choćby w zdaniu „Będę w domu po północy”, czy „Będę jasny i gotowy”, druga to coś właśnie na wzór angielskiego modalnego operatora will, jak we wspomnianym wcześniej zdaniu zdaniu „Będę wiedział”, ale również, jak sądzę, owo „będę”, które występuje w tak zwanym trybie niedokonanym, w języku angielskim częściowo reprezentowanym przez „czas” Future Continuous, a w języku polskim realizuje się na przykład w zdaniach takich jak „Będę czekał”, czy „Będę spał” – po angielsku I will be waiting i I will be sleeping.
     No ale bardziej dociekliwy uczeń znów tu wpadnie w kolejną pułapkę. No bo skoro można powiedzieć I will be waiting, to z jakiej racji nie wolno nam mówić I will be know? W końcu skoro jedno z nich tłumaczymy „Będę czekał”, drugie „Będę wiedział”, to jaka to na dobrą sprawę różnica? Proszę więc bardzo, mój drogi, skoro tak ci na tym zależy, to nie ma problemu, tyle że wal już śmiało i konsekwentnie: I will be knowing, ewentualnie I will be remembering, a nie I will be remember. Nie da się? No właśnie. Ciekawe dlaczego?
     I tu znów musimy wrócić do samego początku, czyli owego niezwykłego modalnego czasownika will i do tej jednej i podstawowej informacji, że will nie ma jakiegokolwiek odpowiednika w języku polskim, a nie jest nim nawet owo „będę” w zdaniu „Będę wiedział”. Owszem tak nawet nam to dobrze brzmi, ale polskie „będę” i angielskie will to dwie kompletnie różne rzeczy, dlatego też czy chcemy powiedzieć „Zostanę na noc”, czy „Będę pamiętał”, to tak czy inaczej będziemy mieli I will stay overnight i I will remember. I o żadnym be mowy tu być nie może. Co innego oczywiście gdy chcemy powiedzieć „Będę na ciebie czekał pod zegarem” i wtedy powiemy I will be waiting for you under the clock, z tą różnicą, że tu polskie „będę” nie jest tym samym „będę”, które widzimy w przypadku zdania „Będę wiedział” i które, jeśli się tak naprawdę mocno uprzemy, możemy użyć do bardzo ryzykownej i zdecydowanie odradzanej konstrukcji „Będę czekający na ciebie pod zegarem”...
      No ale tu już może się zamknę, bo ktoś mi zarzuci, że postępuję bardzo nie jak porządny nauczyciel i w dodatku mieszam w głowach. A ja, co mam robić? To w końcu nie ja wymyśliłem modalny posiłkowy czasownik will , tak zwany operator czasu przyszłego. I cieszmy się, że nie przechodzę w tym momencie do czasownika would, bo jak nam nagle wyskoczy zdanie „Co by to było?”, to zwyczajnie oszalejemy.



2 komentarze:

  1. O to chodzi. Język obcy to w 90 % pamięciówa i naśladownictwo. Zrozumienie przychodzi wraz z pokornym powtarzaniem, nie powiem że bezmyślnym, raczej takim nie całkiem rozumiejącym, aż w końcu zaczynam to rozumieć. Czy to dlatego, pytam siebie w stanie zawieszenia mojego męskiego szowinizmu, dziewczyny są od nas w tym lepsze? Bo są.
    Nadto bardzo mile wspominam lekturę rozdziału Those Bloody Articles i to bardzo ciekawe zdanie: I want an assistan with a knowledge of French and an experience in bloody office routine. Tak sobie je wypełniłem, nie mając wcale pewności i nie sprawdzając. Poprostu chętnie wracam do tych cholernych artykli.
    Znałem jednego gościa, Polaka, który u nas nauczał i miał je doskonale opanowane. O artyklach nigdy dość podobnie jako o teraźniejszym (przeszłym) dokokanym, w którym pokazuje się trochę inne niż nasze angielskie widzenie czasu.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...