poniedziałek, 29 kwietnia 2019

O folwarkach zwierzęcych, ludzkich i innych


       Dzisiejszy tekst właściwie niczym nie różni się od większości tych, które tu publikuję od lat, a jednocześnie jest w pewnym sensie zupełnie wyjątkowy. Otóż to co decyduje o jego specjalnym charakterze, to fakt, że jest pisany na zamówienie, to natomiast co sprawia, że jest on jak każdy inny, to moje przekonanie, że nawet gdyby nie zwrócono się do mnie z ową prośbą, to wcześniej czy później tekst ten w tej czy innej formie i tak by powstał. Powiem więcej – on praktycznie już od pewnego czasu powstawał, a dziś znalazłem zaledwie ostateczny powód by powiedzieć coś, czego jeśli ja nie powiem, będą to musiały wykrzyczeć przysłowiowe kamienie.
      Otóż rozmawialiśmy sobie w minionych dniach wielokrotnie z żoną o sytuacji w oświacie i oto, kiedy już niemal doszliśmy do przekonania, że nie ma najmniejszych szans, by jeszcze za naszego życia polska szkoła odzyskała stan choćby względnej równowagi, parę dni temu nagle przyszła mi do głowy myśl, że jest jeden sposób – szczegóły oczywiście muszą zostać dopracowane – by większość owych problemów zlikwidować jednym prostym ruchem. Nie ma bowiem żadnego sensu dyskusja na temat poprawy jakości nauczania, godności nauczyciela, czy wreszcie codziennego komfortu pracy uczniów i nauczycieli, bez objęcia dyrektorów szkół, od samego początku do końca, bezwzględnym nadzorem, którego dziś praktycznie nie ma. Dziś jest tak, że dyrektor szkoły, od momentu uruchomienia procedury powołania na stanowisko aż do zakończenia kadencji znajduje się poza jakąkolwiek kontrolą ze strony jakichkolwiek czynników, poza być może policją, w momencie gdy się okaże, że ten systematycznie gwałcił uczniów, sprzedając im ewentualnie w dodatku narkotyki. Aktualna sytuacja jest taka, że dyrektorem szkoły – jeśli tylko jeszcze jako nauczyciel znajdzie w sobie wystarczająco dużo odpowiedniej bezczelności – może zostać każdy idiota, ze wszystkimi swojego idiotyzmu konsekwencjami, a potem – przez cały szereg czy to towarzyskich, czy formalnych powiązań    nie ma praktycznie takiej siły, by go odwołać. A trzeba nam wiedzieć, że to właśnie nikt inny jak dyrektor szkoły decyduje o losie podległych mu nauczycieli oraz pozostających pod ich opieką uczniów. To dyrektor szkoły decyduje o zatrudnieniu kolejnych nauczycieli, o ich ewentualnym zwolnieniu, lub o zmuszeniu do odejścia, o liczbie godzin, no i wreszcie o wysokości wynagrodzeń, wraz z dodatkami oraz wszelkiego rodzaju nagrodami. I nie łudźmy się: to nie dyrektor decyduje o tym, czy szkoła cieszy się opinią szkoły najlepszej, czy najgorszej w mieście. O tym, w jaki sposób będzie się kręciło owo zamknięte koło, decydują wyłącznie uczniowie, którzy jeśli zostają finalistami przedmiotowych olimpiad, to nie dlatego, że to ich szkoła pozwoliła im ów poziom wybitności osiągnąć, ale dlatego, że tacy już tam przyszli i przez tych parę lat nawet jeden z drugim nauczyciel-kretyn nie był w stanie ich zepsuć.
        Tak sobie na ten temat rozmawialiśmy i oto otrzymałem list od pewnego Karola Borczyka, człowieka do niedawna  przez wiele lat związanego ze znanym nam zapewne wszystkim Zespołem Pieśni i Tańca „Śląsk”, a po 28 latach pracy wyrzuconego z Zespołu. List jest bardzo obszerny, w sposób oczywisty pisany w wielkich emocjach, a jego autor prosi mnie, bym przedstawił opisany przez niego problem publicznie, bo – jak rozumiem – jeśli nie ja, to już chyba nikt. W czym rzecz? Otóż chodzi o to – i to jest coś, co łączy nasze tu nauczycielskie zmartwienia ze zmartwieniami Czytelnika – że sytuacja w „Śląsku” – przypomnę, że mamy do czynienia z instytucją państwową, utrzymywaną z publicznych pieniędzy – przypomina w sposób wręcz ponury to, co ja znam dzięki swojemu doświadczeniu zawodowemu i o czym próbowałem wspomnieć nieco wyżej. Czemu ponury? Otóż z tego co słyszę, to co się dzieje w polskich szkołach to w porównaniu z tym, co ma miejsce w rejonach symbolizowanych przez choćby ów zespół „Śląsk”, to piaskownica.
        Jak mówię, list człowieka z zespołu „Śląsk” jest bardzo długi i nie ma sposobu, by go tu omówić tak jak on na to zasługuje. Krótko bardzo jednak powiem tyle tylko, że od ośmiu lat dyrektorem „Śląska” jest niejaki Zbigniew Cierniak, który, wedle relacji pana Borczyka, wraz z grupą bliskich sobie osób stworzył z Zespołu klasyczny prywatny interes, którego jedynym praktycznie celem istnienia jest to, by dzięki państwowym dotacjom, dbać osobisty oraz finansowy komfort zaledwie kilkunastu osób z najbliższego kręgu Dyrektora, a statutowa działalność Zespołu stanowi tu wyłącznie brudne alibi.  Jeśli ktoś jest na tyle zainteresowany, by  poznać całość tego przekrętu, jakim dziś stał się Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”, proszę o kontakt, dziś jednak zwrócę tylko uwagę na dwa fragmenty wspomnianego listu, które mogą być interesujące tu dla nas:
      Kolejnym podobnym przykładem jest stanowisko (jako  prawdopodobnie dodatkowy pół etat) asystenta kierownika chóru pana Sławomira Danielskiego.  Człowiek ten jest na etacie chórzysty i dodatkowo – gdyż pieniędzy w zespole jest wystarczająco, przynajmniej dla osób z tzw. grupy uprzywilejowanych donosicieli – pełni funkcję asystenta kierownika chóru. Pan Danielski nie posiada jakiegokolwiek wykształcenia muzycznego, czy wokalnego, nawet w zakresie podstawowym, jest za to przewodniczącym ‘Solidarności’, a jego działalność polega głównie na inwigilowaniu pracowników, oraz pomaganiu dyrektorowi usuwać z pracy tych, którzy okazali się niewygodni”.
       Dyrektor Cierniak w 2011 r. – mając wówczas legitymację Platformy Obywatelskiej – podczas koncertów pasyjno-wielkanocnych Zespołu, tak by nie drażnić zbytnio ówczesnych władz, recytującemu Piotrowi Hankusowi nakazał zmienić oryginalne słowa z wiersza Tuwima ‘Modlitwa’ "...niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość sprawiedliwość..."  na "...niech prawo zawsze prawo znaczy, a godziwość godziwość...".
        I tym mógłbym ten dzisiejszy tekst zakończyć,  gdyby nie konieczność wyciągnięcia palca w stronę tych, którzy to nieszczęście autoryzują i sponsorują, a w tym wypadku to już jest wyłącznie nasza sprawa. W tej sytuacji jeszcze jeden cytat:
        W dzisiejszej sytuacji politycznej, pozycja Dyrektora, a w konsekwencji stan całego projektu, jest szczególnie chroniony przez jego nadzwyczaj silne osobiste związki z obecnym ministrem sprawiedliwości Michałem Wójcikiem, uważającego się za przyjaciela Zespołu i jego rzecznika w wymiarze publicznym”.
         Skoro już kończymy, proponuję wrócić do refleksji, które przedstawiłem na samym początku, a dotyczących braku dostępu Dobrej Zmiany – niezależnie od intencji, jakie ona wykazuje wobec losu, jaki jest nam gotowany – do zarazy o popularnej nazwie „prywata”. Rzecz w tym, że dopóki nie sięgniemy do źródeł, wszystko to co dziś robi wrażenie rozwiązania, pozostaje wyłącznie pętlą. Oczywiście na szyję. Naszą.

Jak wiadomo, ukazała się niedawno moja dziewiąta książka. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, ewentualnie – to dla tych, którzy sobie życzą dedykacji –  do siebie: k.osiejuk@gmail.com.


3 komentarze:

  1. A ja powiem tylko tak. U mnie w pracy takie zachowania są nieakceptowalne. Bo fińscy właściciele bardzo dbają o swoje dobre imię i każdy pracownik, nawet ten najniżej postawiony, ma szansę się wypowiedzieć. Będzie miał tłumacza za darmo. U nas polski zarząd firmy nie jest święty. Musi się liczyć z każdym pracownikiem. Oczywiście pod warunkiem, że każdy pracownik będzie chciał znać swoje prawa. Nikt nikogo za rękę nie ciągnie. Musi chcieć. Od wczoraj u nas jest referendum strajkowe. A ja się temu tylko przyglądam. Niech sobie wywalczą. Ja liczę tylko na siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Mateusz
    Bardzo proszę. Moja satysfakcja.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...