No i znów za nami kolejne
targi, kolejna podróż do Warszawy i z powrotem, o czym będzie dopiero jutro, bo
ja nawet nie wiem, czy orientują się Państwo, ale już dziś w moim mieście
rozpoczyna się tak zwany szczyt klimatyczny. O co chodzi w tym szczycie tak
naprawdę, mogę się tylko domyślać, a moje domysły są naprawdę ciekawe,
oficjalny przekaz jest natomiast taki, że chodzi o to, by nasza Ziemia była
miejscem mlekiem i miodem płynącym, przynajmniej do czasu jak Pan Bóg wreszcie
postanowi z tym całym bałaganem skończyć i się zacznie.
Mamy więc w Katowicach ów
szczyt klimatyczny i proszę sobie wyobrazić, że w związku z tym od jakichś
dwóch miesięcy miasto jest poddane całkowitej reorganizacji. Powstają nowe
budynki, zamykane są kolejne kwartały, nad naszymi głowami latają helikoptery, z
tego co słyszałem od dzieci, ulica na której mieszkamy, w związku z wizytą w
sąsiedniej restauracji kogoś ważnego, została obstawiona przez trzy radiowozy
na światłach, a w kolejnych budynkach w centrum miasta powstają stanowiska dla
snajperów, którzy mają mieć oko na każdą obcą ciężarówkę. Nie żartuję. Tak jest
i ten kto widział o tym zaświadcza.
Ale jest jeszcze coś. Otóż ponieważ
na ów szczyt przyjeżdżają grube dziesiątki tysięcy delegatów z całego świata,
okazało się, że nasze Katowice nie posiadają wystarczająco dużej bazy
hotelowej, by ich wszystkich pomieścić. W związku z tym do akcji ruszyli
dzielna ludność tubylcza i z tego co mi wiadomo, dziś jest tak, że każdy z nas
kto ma wolny pokój do dyspozycji, jest w stanie w jednej chwili dostać 14 tys.
złotych od jakiegoś Nigeryjczyka, czy Katarczyka za dwa tygodnie. A zatem
miasto eksploduje radością.
Radość też widać na
nowopowstałym po latach tak zwanej post-ziętkowej nędzy rynku, który się
przerodził w swiąteczny jarmark na miarę jakiegoś Köln, czy innego Frankfurtu
choćby i nad Odrą. Są stragany, ferie świateł, choinki, a nawet przepiękna
karuzela w samym środku i do szczęścia brakuje tylko 20 stopni Celsiusza
powyżej zera.
A ja mam już tylko jedną
refleksję. Kiedy oglądam telewizję - a mam tu na myśli telewizję publiczną -
oraz zaglądam od czasu do czasu na portale w rodzaju onet.pl oraz tvn24.pl, nie
mogę nie zauważyć, że o tym, co się dzieje w moim mieście oni zaczęli
informować zaledwie parę dni temu. Wcześniej o tym co się dzieje w Katowicach,
a daję święte słowo honoru, że działo się wiele, nie słyszałem ani słowa. Jak
od paru dni informują nas media, lista gości, jacy mają przybyć na ów szczyt,
ze względów bezpieczeństwa jest utajniona, co jeszcze chwilę temu, do czasu aż
wraże media z satysfakcją poinformowały, że nic z tego, mogło oznaczać, że do
Katowic w tych dniach przyjadą i Putin i Trump. Za to już wiadomo, że na pewno
będą Bono, DiCaprio i sam mistrz Schwarzenegger. A ogólnopolskie media, jedne i
drugie, zaczęły się tym wydarzeniem interesować dopiero parę dni temu. Czemu
tak? Już tłumaczę i to ma bezpośredni związek z moim wspomnianym na początku
wyjazdem do Stolicy.
Otóż chodzi o to, że polskie
media są skupione wyłącznie wokół dwóch rzeczy: Warszawy oraz tego co
mieszkańcy Warszawy, a przy okazji ich pracownicy, mają w głowie. I nawet jeśli
oni w głowie mają to co ja po raz już setny chyba miałem okazję oglądać na
żywo, czyli tę codzienną, nadzwyczaj ponurą nędzę, to im do głowy nie
przyjdzie, by wyjrzeć poza ten płot. Rozmawialiśmy tu jeszcze w piątek przy
okazji rodzinnych uroczystości na ten temat i ktoś nagle zauważył, że kiedy się
ogląda ogólnopolską telewizję, śledzi ogólnopolskie media, czy słucha się
ogólnopolskiego radia i dowiaduje się, że na ulicy Kościuszki zderzyły się dwa busy,
to, o ile nie jest podana nazwa miasta, wiadomo, że musi chodzić o Warszawę. Jeśli
cała Polska dowiaduje się ża w okolicach Ronda Stokłosy pękła rura i w domach
nie ma wody, to możemy być pewni, że to Rondo Stokłosy to Warszawa. Jeśli w
Wiadomościach informują, że pod Zamkiem odbywają się targi książki, to też
trzeba nam wiedzieć, że to chodzi o Zamek na Starym Mieście w Warszawie.
Do czego zmierzam? Rzecz
mianowicie w tym, że gdyby ów szczyt klimatyczny miał miejsce w Warszawie, my
byśmy o nim musieli czytać i słuchać od pół roku. Gdyby on miał mieć miejsce w
gwałtownie postawionej na nogi Sali Kongresowej, w Pałacu Kultury, na Stadionie
Narodowym, oraz na Torwarze, nie byłoby dnia żeby cała Polska nie otrzymała
najnowszych wiadomości na temat tego, jak Warszawa się przygotowuje do owego
wydarzenia i co na ten temat sądzą wyborcy Rafała Trzaskowskiego. Od miesiąca
byśmy oglądali wykresy pokazujące sondaże na temat tego, co mieszkańcy Warszawy
sądzą o tym wydarzeniu i wysłuchiwali rozmów z psychologami analizującymi wpływ
wielkich wydarzeń tego typu na stan psychiczny prostego oraz wykształconego
człowieka.
Tymczasem mamy Katowice i
zwykłe życie. Owszem, centrum jest w znacznym stopniu wyłączone, wspomniane
helikoptery hałasują nad głowami, a wszyscy się zastanawiają czy uda się gdzieś
spotkać Leonarda Di Caprio. To już zaczęło się dziś, choć niektórzy mówią, że jeszcze
wczoraj. Próbowałem się czegoś w tej sprawie dowiedzieć w telewizora, ale oni
tam się zajmują głównie literówkami ambasador Mosbacher. Ciekawe, co by było
gdyby ona mieszkała na przykład w Toruniu?
A na koniec, pozdrowienie dla uczestników szczytu. I niech Merkel z Putinem żałują, że nie przyjechali.
A na koniec, pozdrowienie dla uczestników szczytu. I niech Merkel z Putinem żałują, że nie przyjechali.
Przywiozłem z
targów trochę książek, więc jeśli ktoś planuje kupić komuś ładny prezent na
Gwiazdkę, lepszej okazji nie będzie. Mój adres: k.osiejuk@gmail.com
To jest bardzo trafna refleksja. I sami mieszkańcy Warszawy są zwykle hermetycznie zamknięci na pozawarszawski ogląd świata.
OdpowiedzUsuńZawsze mam dziwne uczucie, kiedy wjeżdżam samochodem do Warszawy od strony Katowic. Tuż przed centrum stolicy przejeżdża się przez miejsca, gdzie są same zapyziałe budy, kasyna i burdele. Aż nie chce się wierzyć, że to przedmieścia europejskiej stolicy, która dopiero teraz doczekała się kawałka obwodnicy, więc można ten osobliwy wjazd do Warszawy ominąć.
OdpowiedzUsuńZawsze jak wracam z takiego wyjazdu do Katowic, to czuję, że zbliżam się do europejskiej metropolii.
Najdziwniejsze jest to, co piszesz, że mieszkańcy Warszawy są bardzo dumni z tego swojego grajdoła. Wystarczy im parę nowoczesnych wieżowców w centrum i już nie widzą tego syfu wokół Pałacu Kultury. Najważniejsze, że jako mieszkańcy stolicy czują się prawdziwymi Europejczykami i mogą na nas spoglądać z wyższością. Bo cóż my tam prowincjusze wiemy o wielkim świecie.
@Ginewra
UsuńTwoje uczucia nie są odosobnione. Przysłówek "zawsze" również podzielam.
Akurat od dość dawna już nie wjeżdżam tam od katowickiej strony. A w ogóle to staram się nie wjeżdżać w ogóle. Zostały wrażenia.
Jakoś jeszcze w pierwszych latach 90, jechałem właśnie od Katowic z klientem, prezesem pewnego banku na spotkanie z HGW w NBP (trauma!!!). On prowadził i w pewnym momencie on spontanicznie podsumował: "ile razy tędy wjeżdżam, to mam wrażenie, że wjeżdżam do Delhi".
Jak się okazało, on wcześniej był himalaistą (trekkerem,nie wspinaczem) a ja backpacker'em więc dogadaliśmy się błyskawicznie i już wjazd do Warszawy przestał nam psuć humor.
Ilekroć jednak później tamtędy wjeżdżałem, to tę anegdotę zawsze opowiadałem współpasażerom. Obojętnie od zakresu ich osobistych wrażeń zdobytych w świecie, zawsze odbierali tę anegdotę ze śmiechem i aprobatą co do trafności porównania.
PS. Podobno osiedliło się tam sporo Indusów, czy Pakistańczyków. Pewnie z czasem zadbają o imidż.
@orjan
OdpowiedzUsuńŚwietna anegdota, jakże trafne porównanie. Ja taż mam zawsze wrażenie, że wjeżdżam do jakiegoś miasta w kraju trzeciego świata. Mnie z kolei na myśl przychodzi Addis Abeba, tylko brakuje jeszcze wałęsających się czarnoskórych.
Dużo jeżdżę po Polsce i takiego badziewia jak tam (w okolicach Nadarzyna) jeszcze nie widziałam. Może tylko wjazd do Łodzi jest równie atrakcyjny.
I to z kolei nasuwa refleksje polityczne na temat władz miejskich (i społeczności, które takie władze nieustannie, z coraz większą zapalczywością, wybierają).
Brudny język patologicznej zawiści.
OdpowiedzUsuńSpokojnie chłopcze (dzieweczko?)! Nie emocjonuj się tak. Rozszerz spektrum swoich lektur, postudiuj jeszcze co nieco tlenki, estry, aldehydy i t.p., przemyśl sobie wszystko. Wtedy, mam nadzieję, uznasz tego rodzaju komentarze za zbędne.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia, Zdzisław
@Zdzisław
UsuńDaj spokój, to jest po prostu wytrwały onanista. Ma coś chorego (niewyleczalnego) do Krzysztofa, co nas nie powinno obchodzić, a mnie na pewno nie obchodzi. Poza tym on nie ma nic do powiedzenia.
Jest taki słynny dowcip rysunkowy:
https://en.wikipedia.org/wiki/On_the_Internet,_nobody_knows_you're_a_dog
Nie żebym gościa trzymał za psa, on po prostu nie posiada żadnej własnej myśli. To skutek samo-zaspokajania się własną nienawiścią.
PS. Do chemii go nie zachęcisz. Uczone nazwy wymienianych związków najpewniej poznał podczas wyprowadzania na trawnik do sikania. Dla jaj umieszczano takie nazwy na tabliczkach na trawnikach sugerując, że trawa jest polana czymś, co zaszkodzi psom.
PPS. Co do powszechności nauk chemicznych, to kiedyś w Indiach chciałem wkręcić pewnego sklepikarza mówiąc mu, że w Polsce też występuje mocarna Kali pod lokalną nazwą Kali Hiper Manganicum. A on na to: "i co służy wam do odkażania wody?" Obśmieliśwa się oba jak norki.
Indusi są spoko!
@orjan
UsuńOd czasu gdy pozwoliłem tu tylko komentować osobom zarejsestrowanym, to jest jedyny troll, więc da się żyć. Tak czy inaczej on mi przypomina tych, o których pisała Peggy Noonan w swoim tekście o eutanazji:
"Everyone who has written in defence of Mrs. Schiavo's right to live has received e-mail blasts full of attacks that appear to have been dictated by the unstable and typed by the unhinged".
Internet, cholera.
@orjan
UsuńPrzyjedź tu wreszcie. Pójdziemy do najlepszej na świecie indyjskiej knajpy. Żona się ucieszy.
To było do Roxany, której już "nie ma"
OdpowiedzUsuńZdzisław