Jak wiemy,
przez to, że większą część wolnego czasu musiałem przeznaczyć na pisanie
książki, która spadła mi na głowę niemal równie niespodziewanie jak większości
z nas, przez parę ostatnich tygodni ten blog raczej świecił pustkami. Nie
oznacza to oczywiście, że przez ten czas w ogóle wyłączyłem się z życia i owe
tygodnie to dla mnie, gdy chodzi o Polskę i świat to czas stracony. Z dumą na
przykład przyznaję, że tak jak przez niemal dziesięć lat, dzień w dzień,
potrafiłem wręcz oddychać tym co mi próbowała powiedzieć telewizja TVN24, i jak
niektórzy z nas pamiętają, z owej niezwykłej terapii regularnie zdawałem tu
sprawę, tak dziś staram się bardzo, by nie przegapić choćby jednego wydania
Dziennika Telewizyjnego… przepraszam bardzo, Wiadomości TVP.
Nie mogłem też
zatem nie zauważyć, jak przez miniony tydzień, nasi spece od propagandy z najwyższą satysfakcją i równie wielkim
napięciem, informują o tym, jak to na zgniłym zachodzie, w ramach walki z
chrześcijańską cywilizacją, niemiecka polityk, minister do spraw integracji w
rządzie kanlerz Merkel, niejaka Anette Widmann-Mauz, złożyła Niemcom na
Twitterze życzenia świąteczne, jednak w taki sposób, by jednym słowem nie
wspomnieć o jakie święta chodzi. Zachowanie owej Widmann do tego stopnia
wzburzyło redaktorów TVP, że oni zadali sobie trud by przeszukać jej polityczną
historię i zobaczyć jak to ona wcześniej składała swiateczne życzenia zarówno
żydom jak i muzułmanom i wówczas nie bała się wspominać o religijnym sensie
tych świąt.
Pisałem tę
książkę, więc się szczególnie na owej informacji nie skupiłem, zakładając
zresztą, że ona faktycznie mogła się zachować tak jak to opisują Wiadomości, bo
w końcu… czemu nie? Dopiero wczoraj więc, kiedy już ubraliśmy choinkę i
wysprzątalismy kolejny fragment mieszkania, zajrzeliśmy do telewizora, a tam -
po raz 37 w ciągu ostatnich kilku dni TVP opowiedziała nam o świątecznych
życzeniach Anette Widmann-Mauz. Języka niemieckiego nie znam, i to nie znam do
tego stopnia, że wręcz demonstracyjnie odmawiam nauczenia się z niego czegoś
ponad zwrot „Arbeit Macht Frei”, natomiast moja żona, osoba ambitna, uczona i
pozbawiona jakichkolwiek uprzedzeń, wysłuchała owej wiadomości i aż podskoczyła
z wrażenia. Proszę zatem popatrzeć na wspomniany twit:
Ihr Anette Widman-Mauz”
Skąd reakcja
mojej żony? Otóż proszę sobie wyobrazić, że ona, mimo że język niemiecki zna jedynie
minimalnie lepiej ode mnie, jak się okazuje, wie znakomicie, że niemieckie Fröhliche Weihnachten, podobnie jak francuskie Joyeux Noël, angielskie Merry Christmas, czy
włoskie Buon Natale, czy wreszcie polskie Wesołych Świąt
- gdzie, co warto zauważyć, nie ma ani słowa o Jezusie i chrześcijaństwie - to
jak najbardziej tradycyjna forma życzeń bożonarodzeniowych. Jak się jednak
okazuje, mimo że to ten akurat fragment życzeń Widmann-Mauz TVP eksponuje
najbardziej, nie o to chodzi. Otóż rzecz w tym, że ona do tych życzeń dołączyła
zdjecie faktycznie szczególnej kartki światecznej, całej białej, bez jednego obrazka,
tyle że z życzeniami szczęśliwego „Zeit” oraz „neue Jahr” dla niechrześcijan.
Gdybym ja
miał tę demonstrację oceniać, to bym uznał, że ta Mauz to zdecydowanie nasz
człowiek i że sam bym nie potrafił wymyślić bardziej czytelnego i złośliwego, a
jednocześnie dyskretnego sposobu dokuczenia ludziom, dla których Święta Bożego
Narodzenia to zaledwie biała kartka papieru. No ale, jak się okazuje, nawet
wśród kolegów polityków pani minister
pojawiły się kontrowersje i część z nich postanowiła zrugać ją za brak
chrześcijańskiej wrażliwości.
Ja jednak
dołożyłem do tego swoje trzy grosze i dowiedziawszy się tego, czyego się
dowiedziałem, pomyślałem, że może dobrze by było sprawdzić, co to Fröhliche Weihnachten tak naprawdę oznacza dokładnie. Proszę zatem uprzejmie: fröhliche tłumaczymy
na język polski jako nasze „radosny”, nacht
to „noc”, no a skoro noc, to oczywiście dobrze byłoby wiedzieć jaka to noc,
no i w tym momencie pojawia się słowo weih, czyli, jak podaje google translate, nic, jeśli jednak zanużyć się w temat głębiej, to
okaże się, że to jest ni mmiej ni więcej jak… przeistoczenie. A zatem, wyglada na to, że niemiecka polityk Anette Widmann-Mauz -
niezależnie od tego, co z niej za ziółko poza tym wszystkim - nie zrobiła
absolutnie nic co warte by było naszej uwagi, pomijając może to, że w tym kompletnie
ogłupiałym świecie Zachodu, znalazła czas i chęci, by „wszystkim mieszkańcom
Niemiec” złożyć życzenia z okazji narodzenia Pana i w dodatku uczynić to w
takiej formie, w jakiej zapewne mógłby to zrobić sam papież Benedykt XVI.
Oczywiście, dołączyła do tego również ową dziwną kartkę, tyle że ja sobie nie
wyobrażam, żeby ona - skoro już jest tym ministrem do spraw integracji w niemieckim
rządzie - tym wszystkim Żydom, Turkom, Arabom, Murzynom z Somalii czy Erytrei, a
przede wszystkim całej tej bandzie Niemców, którzy chrześcijaństwa zwyczajnie nienawidzą,
zademonstrowała swój brak zainteresowania, względnie życzyła im
błogosławieństwa Dzieciątka Jezus.
Jak mówię, języka
niemieckiego nie znam i nawet jeśli coś tam z niego rozumiem, to - podobnie jak
Francuzi z językiem angielskim - uważam za punkt swego honoru udawać, że o tym
mowy być nie może. A zatem owo fröhliche Weihnachten pozostałoby dla mnie wyłącznie niemieckim bełkotem, gdyby nie moja żona i
jej nauka. W tej sytuacji chciałbym jednak temat pociągnąć i zauważyć, że
władze publicznej telewizji nie dość że bawią się brzydko, to w dodatku
niebezpiecznie. Jeśli oni uważają, że w ten sposób będą mogli ciągnąć w
nieskończoność, a przynajmniej do czasu aż premier Morawiecki uczyni z Polski
kraj mlekiem i miodem płynący, to są w głębokim błędzie. Prędzej czy później
bowiem ktoś tego nie wytrzyma, a po tym kimś pójdą następni i wszystko to nagle
jasny szlag trafi.
I proszę,
niech oni mi nie tłumaczą, że zachowanie Mauz wzburzyło również samych Niemców,
w tym nawet pewnej jej partyjnej koleżanki. Ja mam głeboko w nosie, do jakiego
rodzaju konfliktów dochodzi w Niemczech w czasach kryzysu i walki o władzę. To
jest ich problem i uważam za kompletny idiotyzm podłączanie się do czegoś co w
ogóle nie jest naszym problemem, stając nagle po stronie Niemców, których
regligijność - choćby oni nie wiadomo jak bardzo by się oburzali dziś na tę swoją
minister - ja, jako polski faszysta, kwestionuję.
Pozostaje
jeszcze jedna kwestia. Otóż ja bym chciał wiedzieć, kto tam z nich stoi za tym
niezwyłym newsem. Czy to możliwe, że oni wiedzą doskonale, że to w gruncie
rzeczy jest najbardziej chamski fejk, tyle że w ich rozumieniu, interes Kraju w
odpowiedzi na szczególne zachowania wroga wymaga stosowania szczególnych metod?
Nie sądzę. Ja wiem, że z nimi nie jest za dobrze, jednak nie na tyle źle, by od
tego mieli aż tak zgłupieć. Mam natomiast bardzo silne podejrzenie, że za tym
przekrętem stoi nie kto inny jak niemiecki korespondent Wiadomości, Cezary Gmyz,
a więc człowiek, który, jak znam życie, jako jedyny z nich włada tym
szczególnym językiem. A tu mamy problem kolejny. Otóż on z całą pewnością wie,
jak jest. A skoro tak, to najwyższy czas, by przestać go lekceważyć. Gmyz to
nie jest zwykły idiota.
Gdy chodzi o książkę, jak już wiemy, ona jest skończona. Pozostaje wymyślić
odpowiedni tytuł, no i okładkę, która zrobi równie duże wrażenie. Do końca roku
jednak sprawę przekażę Coryllusowi i będziemy czekać. Mam nadzieje, że niezbyt
długo.
Tymczasem, zachęcam do kupowania tego, co już jest. Naprawde warto. Kto zna
adres ten zna, kto nie, ten nie musi się czuć adresatem tego apelu.
@toyah
OdpowiedzUsuńJa tam nie wiem, jak z tymi Niemcami jest, bo wikipedia podaje, że ich tradycyjną wigilijną potrawą są parówki.
@orjan
UsuńNo więc właśnie. Dlatego nie wierzę im, kiedy się oburzają na tę całą Anette.
U Niemców, przynajmniej w landach protestanckich w zasadzie nie istnieje już wiara w Boga, najwyżej jakieś mikroskopijne diaspory penetrujące obszary bliskie herezji. Odrobinkę inaczej wygląda Bawaria, ale i tam wierzący stanowią mniejszość. Wigilii się tam zasadniczo nie obchodzi, Święta zaczynają się w Boże Narodzenie (aczkolwiek liturgicznie istnieje coś a'la nasza Pasterka, tylko odprawiana nieco wcześniej). Postu w Wigilię też nie ma. Ot, inne obyczaje. Natomiast redaktor Gmyz niemiecki zna zbyt słabo, żeby łapać takie niuanse, jak etymologia słowa "Weihnachten". I to jest akurat dziwne, że nikogo lepszego w te klocki nie mieli, bo niemiecki zna w Polsce mnóstwo ludzi.
UsuńWeinachten to święta, tak jak Weinachtsbaum to choinka, a Weinachtsmann to św Mikołaj. Żona wzorowo przetłumaczyła.
OdpowiedzUsuń