Ze względu na okres świąteczny i ogólny chaos z kontrolą upływającego
czasu, zapomniałem o kolejne tablicy dla „Polski Niepodległej”. No ale rok się
na szczęście jeszcze nie skończył, mamy w dodatku piękną niedzielę, a więc
bardzo proszę.
Kiedy piszę ten tekst, powoli mija kolejna, tym razem już 37 rocznica
wprowadzenia w Polsce Stanu Wojennego, a ja jestem rozdarty między kilkoma odczuciami.
Przede wszystkim, sama myśl, że to już 27 lat od czasu, gdy wydawałoby się, że
to było zaledwie wczoraj, potrafi człowieka przygarbić. I smutno jest mi
oczywiście z powodu tych wszystkich rozbitych w drobny mak marzeń,
przypieczętowanych ostatecznie śmiercią górników z Wujka. Z drugiej jednak strony
dziękuję Bogu za to, że wyłącznie dzięki 13 grudnia 1981 nie wyemigrowałem z
Polski, do czego byłem wówczas już niemal gotowy, no i wreszcie jest mi znów
smutno, kiedy słyszę, jak warszawski sąd uczcił tę rocznicę, dając władzom
Warszawy ostateczny argument usunięcia z mapy miasta znienawidzonego nazwiska
Lecha Kaczyńskiego, a przy okazji nazwisk wielu innych dzielnych i uczciwych
Polaków ,i przywrócenia historycznej pamięci całemu szeregowi autentycznych
szubrawców i podleców.
Wydawałoby się, że jest to
zupełnie dobry powód, bym ze złośliwą satysfakcją dziś zawołał „Róbta tak
dalej”, niecierpliwie wyczekując na ten dzień, kiedy ta podłość ich wszystkich
pożre, gdyby nie fakt, że ja już w to radosne rozstrzygnięcie coraz mniej
wierzę. Gdy chodzi o to akurat miasto i jego mieszkańców, bardziej się
spodziewam, że na rozpoczęcie kolejnej swojej kadencji prezydent Trzaskowski zarządzi,
by na szczycie Pałacu Kultury została umieszczona wielka czerwona gwiazda, a
wdzięczni wyborcy urządzą mu z tej okazji wielki pokaz sztucznych ogni.
***
A przecież ani te nazwy ulic, ani nawet przewidywana przeze mnie rozbudowa
sylwetki Pałacu Kultury, to jeszcze nie wszystko. Jak niektórzy z nas być może
jeszcze pamiętają, podczas tak zwanego „grudniowego puczu”, oraz organizowanych
przez opozycję demonstracji przed budynkiem Sejmu, człowiek nazwiskiem Wojciech
Diduszko wywalił się na ziemię udając ofiarę policyjnej agresji, poleżał
chwilę, nastepnie wstał otrzepał się z błota i wrócił na wyznaczone mu miejsce.
Otóż prywatnie żona owego Diduszki, a dziś doradca prezydenta Trzaskowskiego do
spraw kultury, opublikowała na Facebooku otwarty list do władz miasta o
następującej treści:
„Podczas jutrzejszej sesji Rady
Miasta odbędzie się spotkanie wigilijne. Jak się okazało, niestety będzie
zawierało elementy religijne tj. przemowę/y osób duchownych oraz modlitwę.
Część z nas - w tym ja - startując do Rady Miasta zobowiązała się do
przestrzegania zasady rozdziału państwa i kościoła oraz konstytucyjnej zasady
bezstronności organów władzy. Naszym zdaniem, charakter planowanej uroczystości
zaburza ten rozdział, dlatego złożyliśmy poniższą prośbę do Przewodniczącej
Rady Miasta”.
Samo pismo jest długie i zbyt głupie, byśmy mieli nim sobie zawracać głowę,
zwłaszcza że normalny człowiek pewnie chciałby wiedzieć, jak może wyglądać
spotkanie wigilijne bez elementów religijnych, a tu się odpowiedzi jednak nie
doczekał. A zatem tylko krótki fragment:
„Zorganizowanie uroczystości z
elementami religijnymi w związku z sesją Rady m. st. Warszawy zmusza nas, jako
radnych, do ujawnienia tych informacji na swój temat, ponieważ uczestnictwo lub
nie uczestnictwo w takim wydarzeniu oraz zachowanie podczas niego byłoby
konkretną deklaracją światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania”.
Swoją drogą, myślę, że w pewnym sensie można panią Diduszko zrozumieć. W
końcu głupio by było, gdyby nawet ta głupsza część jej wyborców miała się
dowiedzieć, że jest ona członkinią Kościoła Szatana.
***
Nie wiem, czy, ale jeśli tak, to chciałbym wiedzieć, w jaki sposób
uczestnicy odbywającej się jeszcze w Katowicach konferencji klimatycznej COP24
będą świętować rocznicę Stanu Wojennego. Póki co jednak wiemy już dwie rzeczy.
Na całe szczęście ani nie przyjechał tu do nas w swoich żółtych okularach
artysta estradowy Bono, ani też nie pozwolił nam się gonić po naszych ulicach z
prośbą o autograf Leonardo DiCaprio. Był tylko Arnold Schwarzenegger, dając się
zapamiętać tylko z tego, że nazwał Donalda Trumpa „wariatem”. Druga rzecz to
ta, że jak wiele wskazuje owa impreza to jeszcze jeden humbug, na którego nikt
by pewnie nie zwrócił uwagi, gdyby nie fakt, że on się odbywał w mieście
spragnionym jakiegokolwiek wyróżnienia. Skąd ja to wiem? A stąd mianowicie, że
na zakończenie owego eventu miasto zostało oblepione plakatami, z pewnością
wyprodukowanymi przez te same osoby, które go współorganizowały, a świadczące o
tym, że oni zdecydowanie mają nie po kolei w głowach. Oto jeden z nich:
„Już dziś Polska ma mniej wody pitnej
niż Egipt. Za dwadzieścia lat będziemy się mordować za worek ziemniaków”.
Przepraszam bardzo, ale nie mogę się powstrzymać od pytania: po ciężką
cholerę mi ów worek ziemniaków, skoro nie będę miał ich w czym ugotować?
***
Powiem szczerze, że tych idiotyzmów jest wokół z każdym dniem coraz więcej
i ja bym pewnie popadł w czarną rozpacz, gdyby nie Internet, gdzie - cokolwiek
by o nim nie mówić - można znaleźć resztki zdrowego rozsądku. Oto na Twitterze
ukazał się następujący komentarz posłanki Platformy Obywatelskiej Izabeli
Leszczyny, przy całym szacunku dla jej młodzieńczego wyglądu, i w przekonaniu,
że z niej z cała pewnością „fajna kobitka”, nie wiadomo czemu występującej jako
„Iza”:
„To że poseł Pawłowicz porównuje
flagę Unii Europejskiej do szmaty, to trudno, jest tylko jednym z wielu posłów,
ale że Premier RP porównuje Komisję Europejską i Parlament Europejski do
dozorcy, to poziom rządu, na który Polska sobie naprawdę nie zasłużyła”.
I oto, na ów dziwny twitt, otrzymała pani poseł od jednego z internautów
następującą odpowiedź:
„Nie mówiąc już o dozorcach, z
których wielu wykonuje naprawdę ciężką robotę i dla których to porównanie jest
po prostu krzywdzące”.
Czyż to nie piękne? I nie pocieszające? Czyż to nie upewnia nas w
przekonaniu, że na pewno damy radę?
***
A damy radę, bo jak widać coraz więcej osób, dotychczas nie kojarzonych z
wartościami chrześcijańskimi, ale też po prostu humanistycznymi, zaczyna
doświadczać moralnej odmiany. Oto aktorka Maja Ostaszewska pojawiła się
publicznie i bardzo otwarcie wezwała do ochrony życia poczętego. Posłuchajmy:
„Zbliża się czas Świąt, który
powinien się kojarzyć z otwartością serca, dobrem po prostu...ale to niestety
również czas masowego mordowania nienarodzonych dzieci. Jak co roku włączam się
w kampanię przeciwko propagowaniu oraz przeprowadzaniu zabiegów aborcji.
Nienarodzone dzieci, zabijane, duszą się w łonie matki, bez tlenu. Doświadczają
bólu przy rozczłonkowywaniu ich ciał, często są rozrywane żywcem, a następnie
wyrzucane do kosza jak niepotrzebny śmieć. To wszystko, poza oczywistym
nieludzkim zadawaniem cierpienia, jest również łamaniem praw człowieka. Niestety
środowiska proaborcyjne pozostają całkowicie obojętne i głuche na cierpienie
tych dzieci. WSTYD. Zachęcam wszystkich do bojkotu lekarzy
przeprowadzających zabiegi aborcji. Apeluję zarówno do osób, które już dokonały
tej zbrodni, jak i tych, którzy dopiero ją planują, nie decydujcie się na to
teraz. Niech te Święta nie będą krwawe”.
… Zaraz, coś mi się chyba pomyliło. To było inaczej. Aktorka Ostaszewska
nie mówiła o nienarodzonych dzieciach, tylko o narodzonych karpiach. Przepraszam.
Wszystko gra.
***
I rzeczywiście wszystko gra. Gdybyśmy mieli wątpliwości, oto tuż po wyroku
nakazującym mu przeproszenie Jarosława Kaczyńskiego na osobiście podpisanej i
równie osobiście przekazanej zainteresowanemu kartce papieru za to, że oskarżył
go o zorganizowanie katastrofy w Smoleńsku oraz zamordowanie swojego brata plus
95 innych osób, bardzo się zaktywizował odbiorca owego wyroku, czyli Lech
Wałęsa. W jednej z wielu swoich szalonych wypowiedzi, Wałęsa przede wszystkim
powtórzył wszystkie swoje oskarżenia, a następnie wygłosił następujący apel:
„Czekamy na wypis i wtedy zobaczymy,
co tutaj się da zrobić. Jeśli będą chcieli dowodów, a taśmy nie mam, to sprawa
logicznie nie ma szans, ale w sądzie innym, jeżeli mi też pomożecie wyciągnąć
od wszystkich kapitanów te stwierdzenia, że to jest regulaminowy obowiązek czy
zwyczaj, to sądowi udowodnimy, że to jest sprawcą albo jeden, albo drugi”.
Gdyby ktoś się zastanawiał, jakie to „stwierdzenia” chce Lechu wyciągnąć od
„wszystkich kapitanów”, już spieszę wyjaśniać. Chodzi o stwierdzenie, że jeśli
obecny na pokładzie samolotu prezydent rozkaże pilotowi, by rozbił maszynę i
wszystkich pozabijał, ten ma „regulaminowy obowiązek” rozkaz natychmiast
wykonać. Jasne? Jasne.
Pozostaje jeszcze tylko kwestia owego „wypisu”. Niektórzy twierdzą, że tu
prof. Wałęsa miał na myśli wypis ze szpitala.
Myślę, że na
początku roku wyślę do składania gotową książkę o języku Imperium, a na razie,
jak zawsze zachęcam do kupowania tego co czeka w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, w sklepie
Foto-Mag w Warszawie, no i też częściowo tu u mnie, przez kontakt
k.osiejuk@gmail.com.
Robiłem kiedyś na państwowym i były takie wigilie organizowane.
OdpowiedzUsuńAle nikt nie robił takich cyrków jak ta kobieta, po prostu kto chciał to szedł na to a kto nie to nie. Jedyne obiekcje były takie, że na co dzień ludzie się zwalczają (jak to w biurowym świecie) a tego dnia łamią się opłatkiem i udają dla siebie miłych.
Ja raz na takie coś poszedłem aby zobaczyć jakąś salę papieską w której to było organizowane. Składa się życzenia nie wszystkim bo to jest ze 100 osób tylko tym bliskim współpracownikom a potem jest superowy poczęstunek i to są całe mecyje.
37 lat
OdpowiedzUsuń@Unknown
OdpowiedzUsuńOczywiście. Dzięki.
Rozmarzyłam się trochę. Ale okazało się, że chwilowo byłam na drugim brzegu tęczy. Dzięki pani Mai. Skoro już wróciłam, to muszę zaapelować do niej o przyłączeniu się do akcji ratowania pstrąga i łososia. Ja w tym roku uratowałam tylko karpia.
OdpowiedzUsuń