Zacząłem ostatnio wracać do
starych tekstów wspominanej tu już parokrotnie Peggy Noonan, a skoro do
starych, to również pomyślałem sobie, że ciekawe by było rzucić okiem na to o
czym ona pisze dziś, choćby przy okazji prezydentury Donalda Trumpa. Zajrzałem
więc na jej internetową stronę i proszę sobie wyobrazić, że tam były wyłącznie
starsze teksty, plus informacja, że ponieważ Noonan aktualnie pracuje nad nową
książką, przez pewien czas pozostaje nam to, co ona napisała zanim zasiadła do
poważnej pracy.
I powiem uczciewie, że to mnie
zdziwiło. Mi nawet do głowy nie przyszło, by w związku z pracą nad książką
zawieszać coś tak drobnego jak pisanie felietonów. Wydałem tych książek
dokładnie osiem i za każdym razem pisanie ich szło zupełnie równolegle z
codzienną publikacją notek. I jakoś się udawało.
Kłopot w tym, że od czasu
wydania listów od prof. Gilowskiej minęły już ponad dwa lata i kiedy wydawało
mi się, że na tym owa przygoda się zakończy, Gabriel zażyczył sobie, bym
napisał coś nowego. Ponieważ propozycja ta spadła na mnie dość niespodziewanie,
a decydować się trzeba było natychmiast, pomyślałem, że będą musiał zrealizować
wielokrotnie formułowane wobec mnie życzenie, by napisać kolejną część „Listonosza”,
czyli zrobić coś, czego wcześniej ani przez chwilę nie planowałem. A skoro tak,
to pierwszym moim zadaniem jest stworzenie czegoś, co nie okaże się zaledwie cieniem
oryginału. W tej chwili chodzi o to, by druga część „Listonosza”, była w
stosunku do pierwszej czymś takim, jak druga część „Ojca Chrzestnego” wobec
pierwszej, a w żadnym wypadku nie trzecia wobec dwóch pierwszych. A to z mojej
strony wymaga, obawiam się, znacznie większego wysiłku niż dotychczas.
Mało tego. Dziś wiele wskazuje
na to, że tuż po ukończeniu „Listonosza” nr 2, będę się zabierał za jeszcze
kolejną książkę, która również nie może być ot taka sobie, a czegoś takiego
jeszcze nie ryzykowałem. I to tym bardziej zmusza mnie do jeszcze większej
pracy.
Wprawdzie nie pójdę tropem
Peggy Noonan i nie zawieszę tego bloga na kołku, natomiast proszę mi pozwolić
zwolnić nieco dotychczasowe tempo, co sprawi, że przez najbliższe dwa miesiące
będę pisał rzadziej. Nie dużo rzadziej, ale rzadziej. A ja za to obiecuję, że
się naprawdę postaram.
Dziś, a już na pewno jutro,
opublikuję tu swoją wypowiedź na temat swoich „Marek, dolarów…”, którą nam
bardzo ładnie zmontował Michał, a na razie idę z psem, a potem już do roboty.
Bardzo dobrze, proszę pisać. Trzymam kciuki, żeby dobrze wyszło :)
OdpowiedzUsuń