sobota, 23 lipca 2016

Redaktor "Gazety Wyborczej" patrzy na Światowe Dni Młodzieży

Miałem na dziś zupełnie inne plany i od razu uprzedzam, że nie chodziło o wypowiedz Rafała Ziemkiewicza na Twitterze, w której skomentował on atak w Monachium uwagą, że Niemcy wreszcie zobaczyli, jak to jest, kiedy to nie oni zabijają, ale ich się zabija. Gdy bowiem chodzi o Ziemkiewicza, ja mam wszystko starannie poukładane od pierwszego dnia, jak zacząłem prowadzić ten blog i nie widzę najmniejszego sensu, by ów porządek rzeczy burzyć kolejnymi ekstrawagancjami tego cudaczka. Natomiast, owszem, bardzo mi zależy, by przedstawić Czytelnikom kogoś, kto tu jeszcze nie gościł i pewnie już do końca świata pozostałby zaledwie jedną z wielu anomalii dzieła Stworzenia, idealnie obojętną światu, gdyby nie wynalazek pod nazwą Facebook i to coś jeszcze, dla czego nazwy nie potrafię znaleźć.
Oto, jak wiemy, zbliżają się wielkimi krokami tak zwane Światowe Dni Młodzieży i nawet dla tych z nas, którzy – doprawdy z różnych względów – patrzyli dotychczas na to wydarzenie z większą czy mniejszą obojętnością, z każdą niemal chwilą zaczyna ono przybierać coraz bardziej poważne kształty. Dziś na przykład miałem spotkanie z czytelniczką, która od lat mieszka w Niemczech, a tu do Katowic regularnie przyjeżdża odwiedzić rodzinę i przy każdej z tych okazji znajduje czas, by się ze mną zobaczyć. Spotkaliśmy się więc i tym razem pod jednym z wielu parasoli rozstawionych to tu to tam, a ponieważ, jak już zdarzyło mi się wspomnieć, zbliżają się owe Światowe Dni Młodzieży, obok nas niemal bez przerwy przewijały się kolorowe tłumy rozradowanych pielgrzymów. W pewnym momencie ich było tak dużo, a wszyscy robili tak niezwykłe wrażenie, że praktycznie nie byliśmy w stanie sobie spokojnie rozmawiać, bo oni tam wciąż byli i zaświadczali choćby i o tym, czego nam dwojgu brakowało.
I oto okazało się, że nie tylko my zdaliśmy sobie sprawę z tego, co się wokół dzieje. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” nazwiskiem Witold Szabłowski zamieścił na Facebooku okazyjny wpis:



Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieliśmy bieg myśli Szabłowskiego i teraz będziemy się mogli już zając tylko nim. Otóż wbrew temu, co niektórzy z nas mogliby podejrzewać, nie mamy do czynienia z jakimś everymanem. Szabłowski to ktoś, kto, jak się wydaje, ma ambicję sięgnięcia znacznie wyżej, niż wskazywałoby nawet jego nazwisko. Spójrzmy choćby na notkę w Wikipedii:
Witold Szabłowski (ur. 1980 w Ostrowi Mazowieckiej) – polski dziennikarz i reportażysta, od 2006 roku związany z „Gazetą Wyborczą” i „Dużym Formatem”. Wcześniej pracował między innymi w TVN24. Szabłowski zajmuje się przede wszystkim Turcją, gdzie mieszkał i studiował blisko rok.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W 2008 roku otrzymał nagrodę Melchiora za 2007 rok, w kategorii Inspiracja Roku, za ‘nawiązanie do najlepszej szkoły reportażu – ukazanie nieznanego oblicza Turcji, rzetelną dokumentację, oszczędny, ale obrazowy język’.
Także w 2008 roku otrzymał wyróżnienie w konkursie Amnesty International dla autorów najlepszych tekstów poświęconych tematyce praw człowieka za artykuł To z miłości, siostro, który ukazał się w ‘Dużym Formacie’. Tekst opowiadał o dramacie kobiet z Turcji, które padły ofiarami gwałtów oraz ‘honorowych zabójstw’, także tych, które dopuściły się ‘grzechu’ decydowania o swoim losie.
Laureat Nagrody im. Beaty Pawlak w 2011 roku oraz nominowany do Nagrody Literackiej Nike 2011 za książkę Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji (Czarne, Wołowiec 2010).
Z Izabelą Meyzą napisał Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem (Znak, Kraków 2012). W 2014 roku wydał książkę Tańczące niedźwiedzie (Agora)
”.
I oto zaledwie wczoraj musiałem się dowiedzieć, że ten sam wybitny człowiek, widząc radosny tłum udający się do Krakowa na spotkanie z papieżem Franciszkiem, uznał za stosowne pomyśleć sobie, że nie byłoby źle wypuścić na nich wszystkich, jak za starych dobrych czasów, lwy, i to w taki sposób, by popcorn lepiej smakował.
Przepraszam bardzo, ale ja tym razem chyba jednak nie mam siły, by to kontynuować. Wszystkie te lata, jakie spędziłem w Internecie przyzwyczaiły mnie naprawdę do, wydawałoby się, wszelkich możliwych ekscesów. Internet, jaki znamy, potrafi dostarczy przeżyć, jakich normalny człowiek nie byłby w stanie sobie wyobrazić w najbardziej perwersyjnych snach. A zatem, nie będę ukrywał, że gdybym myśl przedstawioną przez Witolda Szabłowskiego znalazł na którymś z forów dyskusyjnych, których wokół możemy znaleźć całą masę, w tym choćby dyskusyjne forum „Gazety Wyborczej”, zdziwiłbym się może, nie pierwszy raz zresztą, że oni tam nie mają kogoś, kto by te komentarze w sposób choćby podstawowy moderował. Tu jednak mamy Witolda Szabłowskiego, osobę, jak się okazuje, przynajmniej w pewnych środowiskach, nie mniej publiczną, jak, dajmy na to, poseł Pyzik z PiS-u, tyle że ów Pyzik jest tak naprawdę zaledwie jednym z tysięcy działaczy partyjnych, których należy pilnować, a Szabłowski, to, jak by nie patrzeć, bezdyskusyjna czołówka.
No ale jest jeszcze coś. Otóż gdyby Szabłowski siedział sobie pijąc piwo w Złotych Tarasach, obok przechodziliby ci młodzi z Włoch, Francji, czy Ghany, a on by im pokazał tak zwanego faka, pies z kulawą nogą by tego nie zauważył, nie mówiąc już o tych pielgrzymach. On jednak wypowiedział się publicznie, podpisując swoją wypowiedź imieniem i nazwiskiem, a przez to pewnym sensie określając się również, jako przedstawiciel pewnego – nie ukrywajmy tego – mocno ideologicznie identyfikowanego środowiska. A zatem, w tym akurat wypadku, my nie mamy do czynienia z jakimś bezmyślnym, nic nieznaczącym, gestem, lecz z deklaracją ściśle ideologiczną właśnie. A jej brzemiennie jest proste i czyste: „Zabić!”
Nie oszukujmy się bowiem. Szabłowski to ani wariat, ani ćpun, ani nawet nałogowy żartowniś. To jest człowiek idealnie kontrolujący swoje emocje. On zobaczył te dzieci ciągnące na spotkanie z Papieżem i tęsknota za tym, by ich wszystkich ujrzeć rozrywanych na śmierć przez lwy, stała się dla niego równie naturalna, jak wspomnienie popcornu, który on z jakąś cizią pochłaniali podczas ostatniej wizyty w multikinie. Proszę, nie dajmy się uśpić. Oni wcale nie żartują. To są ludzie, którzy nie spoczną dopóki nie zobaczą, jak nasze głowy leżą równo poukładane jedna obok drugiej na którejś z plaż Libii, Sudanu, czy Arabii Saudyjskiej. Wtedy odetchną głęboko i pójdą do sklepu na dole i kupią sobie popcorn.
Dlatego też nie spuszczajmy ich z oka. Oni mają broń. Amerykańska policja do takich strzela bez ostrzeżenia.

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Gdyby ktoś potrzebował odpowiedniej instrukcji, na youtubie można obejrzeć wywiad, jaki przeprowadzili ze mną organizatorzy Bytomskich Targów Książki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...