Wspomniałem tu już o tym przy innej okazji, a dziś tylko króciutko powtórzę: zarówno ja, jak i moja żona, głownie z tej przyczyny, że mamy już swoje lata i tego typu emocje za sobą, nasz udział w Światowych Dniach Młodzieży ogranicza sie do obserwowania tego, co się tam dzieje, w telewizji. Nie zmienia to faktu, że z każdym kolejnym dniem, a wręcz z każdą kolejną chwilą tego wydarzenia, oboje nabieramy coraz większego przekonania, że oto przed nami otwiera się nowy rozdział polskiej historii, i to rozdział, o jakim dotychczas nawet nie moglismy marzyć. Oto przed nami powstaje wielka, piękna, niezwyciężona Polska, a wszystko to dzięki naszej niezłomnej wierze w Jezusa Zmartwychwstałego.
Oglądalismy wczoraj wieczorne uroczystości w krakowskich Brzegach i muszę przyznać, że przy całej mojej, wręcz chorobliwej, ostrożności, raz za razem nie potrafiłem powstrzymać łez wzruszenia. To co oni tam dla nas przygotowali było tak doskonałe, że pozostawały tylko te łzy. No i ten papież. Właśnie ten. Tak za każdym razem przewidywalny, a jednoczesnie tak zaskakujący i tak bardzo niezwyciężony w sile tej wiary.
Nabożeństwo się zakończyło, no a ponieważ przed owym, jak mówią, niemal dwumilionowym tłumem, była cała noc modlitewnego czuwania, organizatorzy postanowili zebranym przynajmniej część tego czasu, jaki pozostał do niedzielnego poranka, urozmaicić koncertem tak zwanej muzyki chrześcijańskiej. Co ja sądzę na temat tak zwanego „chrześcijańskiego rocka” wspominałem tu już parokrotnie, a ci, co akurat tu się zagapili, mogą się wszystkiego domyślić. A zatem, w pokorze, sprawę pomijam milczeniem, nawet w odniesieniu do czołowej gwiazdy owej sceny, Mieczysława Szcześniaka, który, jako Zielonoświątkowiec, najwidoczniej z braku odpowiedniej publiczności, od samego początku, jak pijany płotu, uczepił się Kościoła Rzymskiego. W końcu wszyscy, nawet Świadkowie Jehowy, kochamy Jezusa, prawda? Muzyki tej więc nie słucham, nie przeżywam, nie złoszczę się na nią... krótko mówiąć, w sensie słownikowym, toleruję ją z pokorą.
Rzecz jednak w tym, że w pewnym momencie – i powiem szczerze, że to był prawdziwy palec Boży, że ja akurat na to trafiłem – na estradzie w Brzegach pod Krakowem pojawił się człowiek nazwiskiem Kuba Badach i zaczął śpiewać o tym, że nasza dusza błogosławi Pana, czy jakoś tak, a ja od razu uprzedzam, że jeśli ktoś zapragnął mieć do mnie pretensję o tę okropną nonszalancję, to niech mi uwierzy, że jeśli idzie akurat o wspomnianego Kubę Badacha, to, co on śpiewał, akurat nie ma najmniejszego znaczenia.
Co z tym Badachem? Otóż ja o nim nie wiem dosłownie nic, poza tym, co mogę przeczytać w Wikipedii, a więc, że jest on muzykiem, kompozytorem i piosenkarzem, a prywatnie synem jakiegoś starego komunisty, jednego z czołowych posłów SLD, a od roku 1977 prezesa wielkiego producenta produktów mleczarskich firmowanych nazwą „Krasnystaw”, który dziś zadaje szyku jako zięć byłego prezydenta Rzeczypospolitej, Aleksandra Kwasniewskiego, oraz mąż słynnej Oli. Ktoś powie, że trudno odpowiadać za czyny swoich rodziców, no ale przepraszam bardzo, co trzeba zrobić, żeby najpierw poznać córkę Prezydenta RP, następnie zostać jej kolegą, potem narzeczonym, a ostatecznie mężem? Ktoś powie, że wystarczy być synem właściciela spółdzielni „Krasnystaw”, no ale to chyba jednak nie wystarczy. A może wystarczy do tego być byłym wokalistą zespołu Led Zeppelin? Przepraszam bardzo, ale Kuba Badach, przy całym szacunku dla jego artystycznych talentów, nie jest byłym wokalistą zespołu Led Zeppelin. Tak się jednak stało, że swego czasu Kuba poznał Olę, Ola się w nim zakochała, no i dziś mamy to co mamy, a mianowicie Kubę śpiewającego dla Papieża o tym, że jego dusza coś tam, coś tam.
No i znów ktoś mi powie, że jestem niesprawiedliwy, bo jest całkiem możliwe, że zarówno Kuba Badach i jego żona Ola, z domu Kwaśniewska, jakiś czas temu przeżyli poważne nawrócenie i dziś są takimi samymi dziećmi bożymi, jak każdy z nas. W końcu, skoro w pewnym momencie nawrócił się nawet Bob Dylan, czemu mamy nie wierzyć w nawrócenie Oli i Kuby? Zwłaszcza gdy, jak informuje wspomniana Wikipedia, oni brali ślub w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, a więc, co by nie powiedzieć, kościele jak najbardziej katolickim. Możliwe więc, że kiedy Kuba Badach śpiewa dziś w Brzegach, że Jezus nas kocha – czy coś w tym kierunku – to jest szczery, jak jasna cholera, natomiast ja się zastanawiam, czemu, skoro ani on, ani Ola, przez te wszystkie lata, nie uznali za stosowne złożyć odpowiedniego świadectwa. Czy może ich zdaniem Kościół Powszechny tego wyznania nie potrzebował?
Otóż moim zdaniem, od samego początku tu chodzi wyłącznie o forsę. Z jednej strony mamy ten Krasnystaw, który wprawdzie miliardów nie daje, ale coś tam obiecuje, a z drugiej rodzinę Kwaśniewskich z pieniędzmi takimi sobie, ale za to z czymś, czego pieniądze niekiedy kupić nie potrafią. No a reprezantem tego układu jest Ola i Kuba. Kuba i Ola. Czy ja sugeruję, że to są bezbożnicy, którzy nagle uznali, że skoro Kościół płaci, to warto się trochę powyginać? Absolutnie! Moim zdaniem zarówno Ola Kwaśniewska, jak i Kuba Badach, owszem, do kościoła chodzą, niewykluczone wręcz, że w każdą niedzielę. Ja jestem nawet w stanie uwierzyć, że po tym, jak Badach wystąpił w Brzegach, Ola, zgodnie z zaleceniami Franciszka, nie zrobiła mu awantury. Przede wszystkim dlatego, że 99,9% zainteresowanych osób jego występu nie zauważyła, ale przede wszystkim przez to, że on z całą pewnością już wcześniej przedstawił jej odpowiednie rachunki.
A zatem, o co mam pretensje? O to mianowicie, że ktoś – i daję słowo, że nie umiem powiedzieć, kto – postanowił nam pokazać, że te nasze łzy są gówno warte. A to jest naprawdę coś.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie kupujemy moje książki. Polecam z czystym sumieniem.
Ciekawy komentarz Panie Krzysztofie. Dziękuję za takie smaczki informacyjne, których sam nie mam czasu ani siły wyszukiwać. Tu na blogu zawsze mogę liczyć na coś smacznego. Kupowałem dotychczas kefir i mleko z Krasnegostawu, bo polskie i właściwie niedaleko od Kielc w których mieszkam, a teraz nie wiem czy nie przerzucić się na innego producenta. A jeśli jesteśmy już przy Kielcach, z całkiem innego kapelusza, słuchał Pan wystąpienia prezydenta Dudy podczas rocznicy tzw. Pogromu kieleckiego ? Bardzo bym był zainteresowany Pana zdaniem na ten temat ,moim zdaniem filosemickiego głosu naszego prezydenta.Jest się czego bać? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń@flexybily82
OdpowiedzUsuńE tam. Ja bym się nie przejmował. Kupujmy Krasnystaw. W końcu to Polska.
Kuba Badach...Tatuś 15 lat w PZPR...a Teść... Acz każdy może się nawrócić, ale..
OdpowiedzUsuńZabrakło jednego. Wskazania ziemskiego cyngla "Tknpżo", który nasze łzy obraca w gówno.
OdpowiedzUsuń@To sen ja
OdpowiedzUsuńI to napisałem. No ale skoro on sie nawrócił, Kościół potrzebuje jego świadectwa. Występ na tym koncercie, świadectwem nie jest.