czwartek, 21 lipca 2016

Jak się nie bać czerwonych pająków?

Od paru dni jestem z różnych stron atakowany informacjami o tym, że rząd Beaty Szydło postanowił sobie i prezydentowi podwyższyć pensje, a dodatkowo jeszcze płacić za reprezentowanie majestatu Rzeczypospolitej Agacie Dudzie. Obok owych informacji pojawiają się też prośby, kierowane już bezpośrednio do mnie, o zajęcie w tej sprawie stanowiska i jasne zdeklarowanie się, po której stronie awantury się stawiam. A ja odpowiem na to zupełnie uczciwie i szczerze, że na tym etapie sprawa mnie nie interesuje w najmniejszym stopniu, a to z tego prostego powodu, że nie znając kontekstu owej decyzji, zarówno jeszcze zanim ona została podjęta, a tym bardziej już po wprowadzeniu owych podwyżek w życie, mogę sobie myśleć na ich temat cokolwiek i to nie będzie miało najmniejszego znaczenia.
Ktoś mi powie, bym przestał się krygować, bo gdyby w którymkolwiek momencie swoich rządów to rząd Platformy Obywatelskiej przyznał sobie jakieś premie, czy nie daj Boże ustawowo podwyższył ministrom uposażenia, to z całą pewnością bym miał na ten temat zdanie. A zatem przyznaję, że ja, owszem, miałbym na ten temat opinię, tyle że wcale nie taką, jakiej niektórzy mogliby się spodziewać. Gdyby premier Kopacz, czy wcześniej Donald Tusk, na którymś z wtorkowych posiedzeń rzędu postanowili poprosić Parlament, by im podwyższył pensje, to ja bym sobie pomyślał, że oni nie są bezczelni, ale zwyczajnie głupi. Ja bowiem, przez cały okres rządów Platformy Obywatelskiej – a już z całą pewnością od roku 2009 – zastanawiałem się nie nad tym, dlaczego oni jeszcze nie podwyższyli sobie jeszcze pensji, ale raczej odwrotnie, dlaczego, z czysto piarowskich względów, nie przepchnęli jeszcze przez Sejm ustawy, na mocy której posłowie i ministrowie Platformy Obywatelskiej pracują za symboliczną złotówkę, a złotówkę też tylko dlatego, że prawo nie pozwala pracować za darmo.
Jeśli bowiem spojrzymy na kariery takiego Borysa Budki, Agnieszki Pomaski, czy wcześniej Sławomira Nowaka, czy Pawła Olszewskiego, czy jeszcze wcześniej, Zbigniewa Chlebowskiego, to, przepraszam bardzo, jaki udział w ich życiowych sukcesach ma państwowa pensja? Że niby co? Bez ministerialnych pieniędzy Sławomira Nowaka, jego rodzina nie byłaby się w stanie złożyć na ten zegarek? Nie żartujmy. A zatem, ja się raczej Platformie Obywatelskiej dziwię, że oni, w momencie, kiedy się to już zaczynało sypać, nie ogłosili, że oni od dziś pracują dla Polski w ramach wolontariatu. To byłby dopiero news! To by rządowe media miały używanie! No a przede wszystkim, jak by wobec tego mogła się zachować opozycja?
A zatem dziś, kiedy rząd Beaty Szydło, a za nią posłowie Prawa i Sprawiedliwości, ogłaszają, że oni chcieliby więcej zarabiać, to moja jedyna uczciwa reakcja może być taka sama, jak w przypadku decyzji ministra Macierewicza o umieszczeniu sprawy smoleńskiej w programie obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego: po jasną cholerę otwierać kolejne fronty? Nie można było poczekać choćby parę miesięcy? Z tego jednak, co obserwuję, to akurat nie jest traktowane, jako argument, ale coś, co, jak zwykle bardzo inteligentnie, sformułowała posłanka Nowoczesnej, Scheuring, że mianowicie: „ministrów należy wynagradzać, ale za dobrze wykonaną pracę, natomiast ministrowie rządu pani premier Beaty Szydło nie mają się czym pochwalić”. Z czego ja rozumiem tyle, że gdyby to od niej zależało, ona by podwyżki dała Ryszardowi Petru, Kamili Pihowicz, no i ewentualnie sobie.
Ogłaszają więc ministrowie i posłowie Prawa i Sprawiedliwości, że za mało zarabiają i proszę mi powiedzieć, co ja mam sobie w tym momencie pomyśleć? Że niech przestaną marudzić, tylko się wezmą do roboty, czy może, że niech nie narzekają, tylko normalnie kradną, jak to było w zwyczaju dotychczas? A może mam uznać, że jeśli premier rządu dostaje miesięcznie 17 tys. brutto, to jest to akurat w sam raz? Przepraszam bardzo, ale nie potrafię. O wiele łatwiej przychodzi mi sięgnąć po najnowszy numer tygodnika „W Sieci” i poczytać sobie tekst o prezydencie Gdańska, Adamowiczu, który, nie tak akurat jak Beata Szydło, która jest premierem od niespełna roku, pełni swoją funkcję już od lat 18 i przez długie lata służby dla miasta, pokornie znosi skromną urzędniczą pensję w wysokości 12 tys. złotych brutto, a wszystko, co mu te 18 lata dały, to 140 tys. rodzinnych oszczędności, plus 30 tys. w walutach obcych, plus 630 tys. w funduszach inwestycyjnych, plus dwa mieszkania o deklarowanej wartości, odpowiednio 498 tys., i 410 tys., oraz pięć kolejnych, o wartości nieustalonej, ale które się formalnie nie liczą, bo on je parę lat temu sprezentował swoim dzieciom, dwie działki o wartości 200 tys., różnego rodzaju akcje w wysokości 1,2 mln, oraz 130 tys. z tytułu zasiadania w radach nadzorczych szeregu spółek. A ja przypominam, że mówimy o majątku zadeklarowanym, a nie ukrytym, który jest akurat przedmiotem dochodzenia prokuratorskiego.
I co? Ja mam się teraz wypowiadać na temat tego, że Beata Szydło chce zarabiać więcej, niż 17 tys. brutto? Okay. Chętnie. Pod warunkiem jednak, że ktoś mi powie, ile ona za te 17 tys. kupiła sobie mieszkań.
I już na sam koniec chciałbym wyjaśnić jeszcze jedną kwestię. Otóż ktoś może się zastanawiać, dlaczego, skoro wcześniej w tak mocny sposób zademonstrowałem swój brak zainteresowania dla poruszonej kwestii, postanowiłem ten piękny dzień zmarnować na coś, co jest mi rzekomo obojętne. Otóż pewnie faktycznie bym dziś pisał o czymś zupełnie innym, gdyby nie fakt, że Jarosław Kaczyński kazał tym durniom się puknąć w czoło i zająć Polską, no a oni oczywiście – z symboliczną reprezentacją w osobie Joanny Lichockiej – natychmiast położyli ruki po szwam i grzecznie ogłosili, że oczywiście ma pan rację, panie prezesie. A w tej sytuacji, ja już milczeć nie mogę, tak samo, jakbym nie mógł milczeć, gdyby nagle minister Macierewicz ogłosił, że 1 sierpnia nie będzie jednak apelu smoleńskiego. Są bowiem dwie zasady, których należy bezwzględnie przestrzegać: pierwsza i podstawowa to ta, że należy postępować odpowiedzialnie. Druga – że nie wolno uciekać przed pająkami. Choćby i czerwonymi. I to jest przekaz na dziś.

Gdyby ktoś tu trafił przypadkiem, a się zainteresował, zapraszam do wysłuchania rozmowy, jaką przeprowadzili ze mną organizatorzy Bytomskich Targów Książki i do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do nabycia moje książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...