W reakcji na mój tekst ujawniający zamiar sprofanowania przez grupę satanistów dwóch krakowskich kościołów, oraz kaplicy w kopalni soli w Wieliczce, organizatorzy owego przedsięwzięcia najpierw skutecznie zażądali usunięcia mojego tekstu z Salonu24, a następnie wydali specjalne oświadczenie, w którym – utrzymując oczywiście w najgłębszej tajemnicy moje nazwisko i adres bloga – poinformowali, że ani sami nie są satanistami, ani satanizmu nie propagują, ani oczywiście organizowana przez nich atrakcja nie ma nic wspólnego z satanizmem. Zapewne po to, by przydać owemu oświadczeniu właściwej powagi, uzupełnili je oświadczeniem dodatkowym, autorstwa głównej gwiazdy wspomnianego zdarzenia, niejakiego Davida Tibeta, w którym ten zapewnia, że satanizmu osobiście nienawidzi, a sam jest gorliwym chrześcijaninem. Przeczytajmy sobie fragment owego wyznania:
„Wiele razy deklarowałem, że jestem chrześcijaninem. Prawie wszystkie moje dokonania wywodzą się z wiary, zarówno moja muzyka, jak i obrazy – moje przekonania są prawdziwe, nawet jeśli w mojej sztuce obecny jest czarny humor. Przejawiają się również w moich studiach języka koptyjskiego, którego nauczyłem się, by zgłębiać apokryficzne teksty Nowego Testamentu.
Moja książka z tekstami SING OMEGA jest zadedykowana ‘Yesu the Aleph, the Secret Lion’, a jej tytuł pochodzi z homilii koptyjskiego mnicha Shenoute, który cytuje innego koptyjskiego mnicha – Pachomiusa. Moja twórczość może czasem być nieortodoksyjna i niezrozumiana przez tych, którzy nie podzielają moich poglądów, ale, jak wielokrotnie, podkreślałem – jestem chrześcijaninem”.
Nie mam pojęcia, w jakim towarzystwie obracają się zarówno ten nieszczęśnik, jak i wspominani przez niego w innym miejscu tego oświadczenia „Mat i Gosia”, którzy tu w Polsce próbują lansować jego przemyślenia, natomiast mam bardzo poważne podejrzenia, że są to wszystko ludzie jeszcze głupsi od nich, wśród których – i stwierdzam to z prawdziwym bólem – są niektórzy krakowscy proboszczowie i organiści. Jest dla mnie bowiem czymś całkowicie oczywistym, że gdyby było inaczej, im by nawet do głowy nie przyszło, by przychodzić tu do nas z tego typu bezczelnym cwaniactwem. Oni prawdopodobnie, przez zbyt długie przebywanie wśród ludzi głupszych od siebie, doszli do przekonania, że głupsi od nich są wszyscy, a już na pewno nędzni blogerzy, którzy słysząc o jakichś koptyjskich mnichach o cudacznych imionach jakby żywcem wyjętych z najtańszej literatury o czarodziejach, zlęknieni wtulą się w kąt.
Ja oczywiście nie wierzę, by ten jakiś Tibet w ogóle był zainteresowany tym, co ja mu mam do powiedzenia, ale skoro już w swoim oświadczeniu użył wobec prowadzonego przeze mnie bloga słowa „scurrilous”, chciałbym mu wyjaśnić, że my tu z takimi jak on mieliśmy do czynienia niejednokrotnie i doskonale się orientujemy w ich ścieżkach. Niedługo minie rocznica od dnia, kiedy w małej wiosce w pobliżu Białej Podlaskiej, pewna ambitna intelektualistka i obiecująca poetka – jestem pewien, że na swojej play liście mająca dzieła zespołu Current 93 – występująca w sieci pod nazwiskiem Maria Goniewicz, wraz ze swoim szkolnym kolegą, w sposób tak brutalny, że dający wręcz pewność rytualnego, zamordowała rodziców chłopca. Owa Goniewicz miała oczywiście własną stronę na Facebooku, wokół której zgromadziło się bardzo szczególne i, zarówno pod intelektualnym, jak i estetycznym względem, charakterystyczne towarzystwo. I powiem panu, panie Tibet, że wystarczyła mi godzina, by to odkryć i opisać w na tyle wyczerpujący sposób, byśmy tu wszyscy dziś potrafili Was rozpoznać choćby tylko po sposobie, w jaki oddychacie. I niech się Panu nie wydaje, że my przestaniemy ten Wasz oddech słyszeć, bo ktoś nam puścił piosenkę zespołu Black Sabbath, albo pokazał zdjęcie wysmarowanej pastą do zębów twarzy jakiegoś pajaca podpisującego się imieniem Nergal.
Aby wiedzieć, z kim mamy do czynienia, nam – w odróżnieniu od tych biednych proboszczów, których tak łatwo się Wam udało zbałamucić – my nie potrzebujemy ani smrodu kadzidełek, ani odwróconych krzyży, ani trzech szóstek, ani łba Lucyfera wpisanego w gwiazdę, ani nawet owego charczenia, które nazywacie „growlingiem”. Nam wystarczy zajrzeć do Internetu, odnaleźć miejsca, które podpisaliście swoją czarną estetyką, i to co Was podnieca porównać z tym, czym wciąż żyją duchowi przyjaciele wspomnianej wcześniej Marii Goniewicz. I nawet jeśli tam będziecie nas próbowali oślepiać figurkami Matki Boskiej, portretami św. Jana Pawła II, a nawet obrazami twarzy Jezusa Umęczonego, będziemy Was mieli na oku nawet w czasie najgłębszego snu.
No i jeszcze jedno już na sam koniec. Pozwijcie mnie. Koniecznie. Spotkamy się w sądzie, ja Was tam popryskam wodą święconą i to dopiero będzie spektakl, kiedy zaczniecie wszyscy skwierczeć.
Więcej na ten i podobne tematy w mojej książce pod tytułem „Palimy licho, czyli o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji”. Do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.
Więcej na ten i podobne tematy w mojej książce pod tytułem „Palimy licho, czyli o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji”. Do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.
Widocznie rozmowy z księżmi mają już przetrenowane i wiedzą, co im mówić, żeby nie przyszło im do głowy drążyć tematu i odsłuchiwać piosenek w Internecie.
OdpowiedzUsuń@Gosia Czachor
OdpowiedzUsuńOczywiście. Zrobić księdza w konia potrafi każde dziecko.