Mija trzeci dzień od czasu gdy ksiądz Charamsa z potężnym hukiem zaingurował światową promocję swojej książki o księdzu homoseksualiście z katolicko-faszystowskiej Polski i wydaje się, że niemal wszystko, co powinno było zostać powiedziane na temat owego wydarzenia, powiedziane zostało przez wszystkie zaangażowane strony. Niemal.
Oto jeden aspekt sprawy owej apostazji – bo mamy do czynienia z oczywistą apostazją – który, z tego co udało mi się zauważyć, umknął uwadze wszystkich komentatorów. Sama kwestia tak zwanego coming-outu, wzmocniona dodatkowo telewizyjnym obrazem księdza skubiącego się po uszkach z tym jakimś Eduardo, jak się zdaje, zdominowała nasze emocje w takim stopniu, że nie zdążyliśmy się już zorientować w tym, co tu jest najważniejsze. Mam na myśli grzech przeciwko Duchowi Świętemu, a więc grzech, jak głosi Kościół, niewybaczalny.
Konkretnie mam tu na myśli, następującą kwestię, bardzo wyraźnie przedstawioną w Katechizmie Kościoła Katolickiego:
„‘Kto by zbluźnił przeciwko Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego’ (Mt 12, 31). Miłosierdzie Boże nie zna granic, lecz ten, kto świadomie odrzuca przyjęcie ze skruchą miłosierdzia Bożego, odrzuca przebaczenie swoich grzechów i zbawienie darowane przez Ducha Świętego. Taka zatwardziałość może prowadzić do ostatecznego braku pokuty i do wiecznej zguby”.
Ktoś się zapyta, jak się to wszystko ma do, jak się zdaje, jak najbardziej aktywnego homoseksualizmu księdza Charemsy? Jak się to ma do przeprowadzonej przez niego demonstracji? Jak się to ma do wspomnianej apostazji? Jak wreszcie ma się to do oczywistego szkodzenia Kościołowi? Otóż rzecz wcale nie w tym, lecz w drobnym fragmencie wypowiedzi księdza Charemsy dla red. Kolendy-Zaleskiej z telewizji TVN, gdzie na dwukrotnie – powtarzam, dwukrotnie – powtórzone pytanie o relacje między jego homoseksualizmem, a szóstym przykazaniem, ksiądz dwukrotnie odpowiada, co następuje:
„KTÓŻ Z NAS JEST BEZ GRZECHU?”
I w jednej chwili udzielając sobie samemu i nam odpowiedzi:
„TYLKO MARYJA”.
Jak mówię, z tego co udało mi się zaobserwować, wynika, że ani sama Kolenda-Zaleska, ani żaden z bardzo poważnych komentatorów, nie zwrócił na ów fragment wypowiedzi Charamsy uwagi, a tymczasem, moim zdaniem, w tym właśnie fragmencie owego coming-outu księdza Charemsy zawiera się całość owego nieszczęścia. Zapytany przez panią redaktor ze stacji TVN24 o to, czy on nie bierze pod uwagę tego, że grzeszy, ksiądz Charemsa z uśmiechem i z podniesionym czołem odpowiedział ni mniej ni więcej, jak: „Owszem, grzeszę… ale przecież to jest takie ludzkie. Jestem pewien, że Dobry Bóg to zrozumie. W końcu trudno byśmy wszyscy byli jak Matka Boska, czyż nie?”
Ksiądz Charamsa dokonał coming-outu i udzielił serii wywiadów, które jeszcze przez jakiś czas będą dyskutowane, a ja sobie myślę, że jeśli to, co mówią niektórzy teologowie, że piekło jest puste – na co, swoją drogą, ja bardzo liczę – jest prawdą, to nie ma sposobu, by ktoś taki jak ksiądz Charamsa został sprzed owych wrót zawrócony. Jestem pewien, że oni, jak już dokładnie przejrzą jego papiery, to albo go tam przyjmą z otwartymi ramionami, albo – w najlepszym dla niego wypadku – każą mu się przez całą wieczność snuć samotnie bez przydziału.
Przypominam, że wszystkie moje książki, z wyjątkiem „Liścia”, którego nakład się już wyczerpał, są do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Zapraszam serdecznie.
Przypominam, że wszystkie moje książki, z wyjątkiem „Liścia”, którego nakład się już wyczerpał, są do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Zapraszam serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.