wtorek, 12 sierpnia 2014

O tym, czym się różni Osiejuk od Obamy i przedimek od łokcia

Wczorajszy konkurs został rozstrzygnięty w taki sposób, że za udzielenie w miarę pełnej odpowiedzi na pierwsze pytanie nagrodę otrzymał Grzegorz z Warszawy, natomiast za poprawną odpowiedź na pytanie drugie, Maria z Torunia, plus jeszcze parę osób, które wysłały mi swoje językowe refleksje, a ja nie miałem sumienia ich zawieść.
A poszło o ułożone przez internautę Vitusa i skierowane do mnie zdanie: "An Osiejuk commentatory writing is an example of arrogancy and disrespect...".
Dobrze byłoby, jak sądzę, na samym początku zastanowić się nad tym, co owa deklaracja w intencji jej autora miała w ogóle oznaczać. Biorąc pod uwagę cały kontekst dyskusji, której częścią ono było, myślę, że można przyjąć, że chodziło mniej więcej o to, że komentatorska pisanina blogera Osiejuka jest przykładem arogancji i braku szacunku. W tej jednak sytuacji mamy tam do czynienia z aż pięcioma błędami. Trudno w to uwierzyć? Owszem, ale takie są fakty. Tam jest pięć różnego rodzaju błędów. Dwa z nich są oczywiste i jasne dla każdego: w języku angielskim nie ma słów „commentatory” i „arrogancy”. Ponieważ należy się domyślać, że autorowi w pierwszym wypadku chodziło o słowo „commentary”, nawet i to musielibyśmy mu zaliczyć, jako błąd: tam, w kontekście dyskusji na blogach, powinno się znaleźć słowo „comment”, a nie „commentary”. Mamy już więc błędów trzy.
Przechodźmy jednak już do spraw poważniejszych. Otóż użycie przedimka nieokreślonego na początku tego zdania jest błędne z dwóch powodów. Przede wszystkim, ja nie jestem „jakimś” Osiejukiem, choćby przez to, że sama dyskusja dotyczy właśnie znanego wszystkim Osiejuka, ponadto, nawet jeśli założyć, że owo „an” miało się odnosić nie do Osiejuka, ale do słowa „writing”, to rozwiązanie również będzie błędne, jako że „writing” jest rzeczownikiem niepoliczalnym, a więc czymś co wyklucza użycie przedimka nieokreślonego. Mamy więc już cztery błędy. No i wreszcie, ponieważ, jak można sądzić, autor owego komentarza chciał wyrazić swoją opinię na temat „pisaniny Osiejuka”, w tej sytuacji powinien był użyć formy „Osiejuk’s”, czego nie zrobił i w ten sposób zaliczył piąty błąd.
Jest tu jednak coś, co sytuację radykalnie zmienia, a zatem wymaga osobnego komentarza. Otóż trzeba nam wiedzieć, że maturalni egzaminatorzy są instruowani, by przy ocenianiu prac nie zgadywać. Chodzi o to, że każde zdanie z jakim mamy do czynienia należy traktować w sposób maksymalnie bezstronny, a zatem błędy oceniać w taki sposób, by ich w końcowym rozrachunku było jak najmniej; nawet jeśli w ten sposób zdanie do którego doszliśmy miało być kompletnie absurdalne i od rzeczy. Na przykład, jeśli maturzysta z jakiegoś powodu uzna, że „mama” w języku angielskim to „monkey” i napisze zdanie „My monkey has always been good to me”, my tu nie zaliczamy błędu, nawet jeśli cały kontekst świadczy przeciwko tej małpie. Celem jest wyłącznie poprawność językowa.
A zatem, jeśli my tutaj zdanie stworzone przez internautę Vitusa potraktujemy w ów pełen miłosierdzia sposób, okaże się, że tam są tylko cztery błędy, a to z tego powodu, że pozbawione formy dopełniaczowej nazwisko Osiejuk będzie pełniło funkcję przymiotnikową, a w efekcie całe zdanie będziemy musieli przetłumaczyć jako „Komentarze na temat Osiejuka są przykładem arogancji i braku szacunku”… tyle że mam podejrzenie, że internaucie Vitusowi o to akurat nie chodziło.
Przechodzimy do Obamy. Podany przez internautę Vitusa tytuł „An Obama Foreign Policy IQ Test”, który z jego punktu widzenia miał stanowić dowód jego kompetencji, tłumaczymy jako „Test na inteligencję polityki zagranicznej Obamy”. W tej sytuacji, pojawiające się nazwisko „Obama” nie odnosi się bezpośrednio do osoby prezydenta Obamy i nie sugeruje, że Obama jest autorem jakiegoś testu, lecz funkcjonuje tu jedynie jako przymiotnik i oznacza zakres tematyczny testu. Dlatego też przedimek „an” odnosi się do testu, a nie do Obamy.
Myślę, że najprościej możemy tę zagadkę wyjaśnić na przykładzie dwóch sekwencji: „a Tusk’s joke” i „a Tusk joke”. To pierwsze oznacza dowcip, który opowiedział Tusk, natomiast drugie dowcip o Tusku. W jednym i w drugim wypadku przedimek nieokreślony „a” nie odnosi się do Tuska, lecz do dowcipu… o ile oczywiście nie przyjmiemy, że chodzi o „jakiegoś Tuska”. No ale to jest niemożliwe. My go znamy aż nazbyt dobrze.
Post Scriptum: Pod koniec wczorajszego dnia internauta Vitus złożył oświadczenie, w którym oznajmił, że zdanie, które stało się przedmiotem naszych refleksji to był: „kawał i żart”, w związku z czym „zdanie było wydumane i niedopracowane - jak to się mówi, bez sensu”, i wezwał mnie do zmiany zawodu. W tej sytuacji, nie pozostaje nam nic innego, jak zaintonować modlitwę: „Módl się za nami…” i tradycyjnie zachęcić wszystkich, którzy zachowali w tych ciężkich czasach sprawność umysłu, do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl i kupowania mojej książki o języku angielskim pod bardzo zabawnym tytułem: „Kto się boi angielskiego listonosza”. To jest nauka, po której dalej już szukać nie ma potrzeby. No a co być może nie najmniej ważne, każdy uważny czytelnik owej książki ma ogromną szansę wygrać kolejny konkurs i otrzymać w związku z tym bardzo sympatyczną nagrodę. No a, co dla mnie akurat ważne, ja sam zarobię parę złotych, których wyglądam jak kania dżdżu. Za wszelkie wsparcie bardzo dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...