Ponieważ mamy święto, kolejny numer „Warszawskiej Gazety” ukazał się już wczoraj, a nam więc pewnie nie zaszkodzi zapoznać się już dziś z moim najnowszym tam felietonem. O naszych i nie-naszych.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że czytelnicy „Warszawskiej Gazecie” są ludźmi na tyle roztropnymi, że gdy przychodzi do nich ktoś, kogo oni widzą po raz pierwszy w życiu, albo tym bardziej, o kim wiedzą, że to jest znany łajdak i krwiopijca, i informuje ich, że właśnie przyszedł z dobrą nowiną, oni najzwyczajniej w świecie albo go dokładnie przepytają, albo, co bardziej prawdopodobne, wyrzucą na zbity pysk tam gdzie płacz i zgrzytanie zębów. Wiem to bardzo dobrze, niemniej chciałbym dziś zwrócić uwagę na pewne zjawisko – zjawisko zdecydowanie niebezpieczne – które, moim zdaniem, zaczyna ostatnio zataczać szerokie kręgi, a które niesie w sobie jednocześnie taką porcję bezczelności, że zaczynam się poważnie zastanawiać, czy ono przypadkiem nie stanowi część projektu większego, nad którym my już możemy nie mieć kontroli, a który ostatecznie doprowadzi nas do stanu, gdzie już, jak w słynnym „Folwarku zwierzęcym” Orwella, nikt nie będzie wiedział, który z nas to człowiek, a który to świnia.
Co mam na myśli? Otóż mam wrażenie, że od pewnego czasu, z zastanawiającą wręcz częstotliwością, media informują nas o kolejnych nawróceniach w gronie tak zwanych celebrytów. Oto okazuje się, że każdy kolejny dzień przynosi nam informację, że ktoś znany nam dotychczas z tego, że na co dzień zajmował się wtykaniem polskiej flagi w psie kupy, głosił, że bycie Polakiem to coś, co może imponować najwyżej w Sudanie, czy w Północnej Korei, i że do smoleńskiej masakry doszło wyłącznie dlatego, że szef całej tej eskapady był pijakiem i głupkiem, nagle okazuje się być polskim patriotą, który już od wielu lat, każdego 1 sierpnia o godzinie 17, pręży się na baczność, by uczcić pamięć Powstańców, a jeśli idzie o dzisiejszą politykę, on jest całkowicie neutralny, bo dla niego liczy się tylko Polska. A dlaczego myśmy o tym wcześniej nie wiedzieli? No bo tak to akurat wyszło, sami państwo rozumiecie: praca, interesy, towarzystwo, brak czasu, drobne błędy w ocenie, a więc w sumie życie. To życie.
Mieliśmy więc już kilka owych wskrzeszeń, ostatnio, trochę pewnie przez zauważalny wzrost sondażowego poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości, natomiast wszystkie one autentycznie giną przy ostatnim z nich. Oto, jak donosi tygodnik „Wprost” – tak, tak; to ci, co zostali ostatnio wyznaczeni do przearanżowania polskiej sceny politycznej – poinformował w specjalnie na tę okazję przeprowadzonym wywiadzie, że Michał Figurski, a więc człowiek, który dotychczas znany był z tego, że jego ambicją jest co najmniej zostać ojcem chrzestnym prawnuka Jerzego Urbana i zrobić z tego event na skalę ogólnopolską, właśnie zrozumiał swoje błędy, oświadcza, że tak naprawdę wszystko to przez złe towarzystwo Kuby Wojewódzkiego, ale od dziś on już pragnie służyć tylko Polsce.
Sondaże, proszę państwa, nie kłamią. Sprawy idą ostro. A my pamiętajmy o jednym: jeńców tym razem nie bierzemy.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Tam są tylko rzeczy dobre. A kto na kupowanie książek na razie ochoty nie ma, może zechce wesprzeć ten blog pod podanym obok numerem konta. Bez Waszej hojności, nie przeżyjemy.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Tam są tylko rzeczy dobre. A kto na kupowanie książek na razie ochoty nie ma, może zechce wesprzeć ten blog pod podanym obok numerem konta. Bez Waszej hojności, nie przeżyjemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.