piątek, 3 września 2021

Gdy Sławomir Nitras zaplątał się w drut ostrzowy

 

Dziś, jak wiadomo coraz większej liczbie osób, ukazuje się kolejny numer „Warszawskiej Gazety”, a w niej i mój najświeższy felieton. Zwykle bym parę dni z nim poczekał, ale poniewaz i tak obawiam się, że temat się mocno postarzał, to niemal rzutem na taśmę, zapraszam do śledzenia najnowszych przygód Sławomira Nitrasa i jego kompanii.

 

      Pomijając Donalda Tuska i Lecha Wałęsę, gdy mam okazję kometować wydarzenia, staram się prowokować refleksje znacznie głębsze, niż takie, które wymagają wymieniania pojedynczych nazwisk. No a już nie mam najmniejszej wątpliwości, że przez te z górą osiem lat, jak redaktor Bachurski mnie tu toleruje, nie zdarzyło mi się słowem wspomnieć o kimś takim jak Sławomir Nitras. Tym razem jednak, pozwalam sobie na poświęcenie tego jednego felietonu, może nie tyle jemu samemu, ale temu co przyszło mu ni stąd ni z owąd wygłosić i reperkusjom, jakie owo wystąpienie musi, moim zdaniem, wywołać.

      Otóż, jak pewnie część z czytelników „Warszawskiej” wie, wspomniany Nitras – co warto zuważyć, nie jakiś przygodny łapeć z ciężkiej prowincji, ale jeden z najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej – występując na zorganizowanym przez Rafała Trzaskowskiego evencie pod nazwą „Campus Polska”, poinformował o planie jaki jest rzekomo przygotowywany przez reprezentowany przez niego projekt polityczny. Posłuchajmy:

       Nie wiem, czy przyjazny rozdział Kościoła od państwa jest dzisiaj możliwy. Bo coś się stało. Mam takie poczucie, że w ostatnich sześciu, siedmiu latach Kościół wypowiedział trochę posłuszeństwo temu państwu, złamał pewien standard, który w państwie obowiązuje. Dlatego nie wiem, czy nam jest potrzebny przyjazny rozdział Kościoła od państwa? A może potrzebna jest jakaś kara za to zachowanie? Uważam że za naszego życia katolicy w Polsce staną się mniejszością. Dobrze, żeby to się stało w sposób niegwałtowny, racjonalny, a nie zasadzie pewnej zemsty. Na zasadzie: to jest uczciwa kara, za to, co się stało. Musimy was opiłować z pewnych przywilejów, dlatego, że jeżeli nie, to znowu podniesiecie głowę, jeżeli się cokolwiek zdarzy”.

      Wystąpienie Sławomira Nitrasa wywołało dwojaką rekację. Część komentatorów – zaznajomiona z popularnym przekazem, że chodzi o osobę ciężko uzależnioną od kokainy – uznała, że ów dziwny człowiek najwidoczniej popadł w finasowe kłopoty i przerzucił się na tańszy towar, i wyraziła przekonanie, że oto mamy do czynienia z pojedynczym wybrykiem. Inni z kolei, doszli do przekonania, że nie chodzi o żaden wybryk, ale o zwykłe ujawnienie – nawet jeśli pod wpływem ciężkiego odurzenia narkotykami – planu jaki Platforma Obywatelska ma wobec Polski i Polaków. A ja na to mam sugestię całkowicie odmienną. Otóż przede wszystkim, moim zdaniem, Sławomir Nitras nie ujawnił żadnych planów, a zaledwie swoje osobiste obsesje, co do których sam oczywiście nie ma pojęcia, że nie zostaną nigdy zrealizowane. Jednocześnie jednak, osobiście wcale nie przypuszczam, by Sławomir Nitras był narkomanem. Moim zdaniem on jest zaledwie głupi, w sensie rozumianym powszechnie. To natomiast, co mnie w tej jego wypowiedzi zaciekawia, a jednoczesnie cieszy, to fakt że on się z tą wypowiedzią faktycznie wyrwał, co świadczy o tym, że po powrocie Donalda Tuska tam u nich zapanowalo całkowite bezhołowie. Czemu cieszy? Bo to nam stwarza perspektywę, o której Jarosław Kaczyński nie mógł nawet śnić.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...