Każdy z nas,
kto bierze udział w zabawie pod nazwą Twitter, zdążył już zapewne zauważyć, że
w ostatnich tygodniach liczba osób i organizacji stających w walce z czymś co
oni sami nazywają „fałszywą pandemią”, lub bardziej bezpośrednio „plandemią”
radykalnie wzrosła. Oczywiście można by było na ten ruch machnąć ręką, gdyby
nie fakt, że znaczna część z nich nie tylko ogranicza się do tego, by protestować
przeciwko faktycznemu zmuszaniu ludzi do szczepień, czy głoszeniu rzekomych kłamstw
gdy chodzi o samą pandemię, ale z coraz większą agresją, rozwijajacą się w
kierunku tak naprawdę autentycznego terroru, wypowiada polskiemu państwu klasyczną
wojnę.
I wcale nie
chodzi mi tu wyłącznie – choć to oczywiście samo w sobie ma swoją moc – o to,
że osoby zaangażowane w ów ruch robią wrażenie jakby ich całe życie było
skoncentrowane wyłącznie na owej „plandemii”, jakby oni wszyscy wpadli w stan
histerii, z którego nie wyprowadziłby nawet wybuch wojny rosyjsko-polskiej, ani
nawet o to, że oni w obecnej chwili nie mówią inaczej o polskim rządzie, jak o „kurwach”,
„nazistach” i „mordercach”, a ministra Niedzielskiego przedstawiaja jako „nowego
Mengele”. To co jest w tym szaleństwie najgorsze, to to że oni faktycznie
potraktowali swoją misję jako działania wojenne, gdzie jeńców się nie bierze, i
w związku z ową wojną, która ma, jak wiemy, swoje prawa, postanowili zaatakować
państwo bezczelną propagandą i równie bezczelnym kłamstwem.
Obserwuję dość
uważnie to co się dzieje na Twitterze – Facebook jest tu odrobinę bardziej
zrównoważony – i daje słowo, że sytuacja jest poważna. W obliczu tego, że dziś
Polska naprawdę ma wiele znacznie poważniejszych zmartwień niż COVID, a sama
pandemia istnieje wyłącznie statystykach i teorytycznej przynajmniej konieczności
zakładania od przypadku do przypadku na twarz masek, ów ruch antyszczepionkowy –
bo do tego tak naprawdę wszystko się to sprowadza – atakuje całą serią
ewidentnych zmyśleń, niezmiennie zaczynających się od słów „podobno”, czy „ponoć”,
ewentualnie ilustrowanych jakimś pochodzącym nie wiadomo skąd obrazkiem, z których
każde próbuje nam wmówić, że już od przyszłego tygodnia polska policja będzie
aresztowała każdego niezaszczepionego, a kto będzie protestował, zostanie
potraktowany z pełną brutalnością. Z prawdziwą powagą – a byłem tego świadkiem –
głosi się choćby, że „podobno” w polskich szpitalach każdy zaszczepiony, który
umrze z powodu wirusa, jest kwalifikowany jako osoba zmarła na zwykłą grypę, a
owa wiadomość natychmiast zaczyna żyć własnym życiem.
Wspomniane
szaleństwo zostało ostatnio podkręcone przez wydarzenia w Australii, a
konkretnie w Melbourne – na co wspomniani komentatorzy dyskretnie nie zwracają
uwagi – gdzie władze od ponad roku realizują politykę drastycznego lockdownu i
wszelkie protesty uciszają w starym dobrym stylu znanym nam z czasów komuny,
gdzie nie ma mowy o żadnej dyskusji, ale pozostaje wyłącznie coś co mistrz
Heller określił bon motem: „kolanem w brzuch z ziemi w zęby w nocy skrycie
nożem z góry w dół na magazyn okrętu przez worki z piaskiem wobec przeważającej
siły w ciemnościach bez słowa ostrzeżenia, za gardło”.
Pokazują nam
więc owi bojownicy o ludzką wolność, którzy nie wierzą w szczepionki,
nadzwyczaj drastyczne obrazki z walki policji z demonstrantami na ulicach
Melbourne – gdzie, jak mówię, nie ma litości – i nie dość że wzywają polski
rząd do wyrzucenia z Polski na zbity pysk ambasadora nazistowskiej Australii to
jeszcze prorokują, że to co się dzieje w Australii już za chwilę będzie miało
miejsce w Polsce, o ile natychmiast nie wyciagniemy za kudły z tych ich komuszych
gabinetów Morawieckigo, Dudy i Niedzielskiego.
Tu drobna dygresja:
Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że te same osoby, które głoszą aż takie podobieństwo
między australijskim i polskim reżimem, stale informują o swoich znajomych, którym,
mimo zamkniętych granic, udało się rzekomo uciec do Polski akurat. Nie do
Szwecji, czy Rumunii, gdzie, jak słyszymy, panuje pełna covidowa wolność, ale
tu do nas, pod mengelowski but ministra Niedzielskiego.
Ciekawe jednak tak naprawdę jest coś
innego. Otóż, jak część z nas wie, ze względu na obowiązujacy w Australi
polityczny system, poszczególne stany mają swoją autonomię i własną politykę
wewnętrzną, a w Melbourne, podobnie jak w całym stanie Victoria, akurat władzę od
niemal 10 lat sprawuje niejaki Daniel Andrews, stary komunista o
trockistowskiej proweniencji, z woli mieszkańców, co ciekawe, regularnie wybierany
z ogromną przewagą na stanowisko premiera, i co jeszcze ciekawsze, z tej samej
woli mieszkańców, uzyskujacy z każdymi kolejnymi wyborami coraz większe
poparcie, i co nawet jeszcze ciekawsze przez niemal wszystkich obywateli stanu
oceniany, jako absolutny mistrz w walce z pandemią. Czy ktoś się zatem dziwi,
że on, widząc nagle na ulicach Melbourne tysiące zdesperowanych ludzi żądających
czegoś co oni nazywają wolnością, bierze ich zwyczajnie za twarz i ową twarz
wbija w ziemię?
No i to jest
akurat Melbourne i, jak sądzę, tylko Melbourne, bo, jak znam życie dalej na
prowincji jedni drugich mają w głębokim poważaniu i każdy zajmuje się sobą.
Tymczasem nasi antyszczepionkowcy – których, jak już wspomniałem, z każdą chwilą
jest coraz więcej – czy to z głupoty, czy może z wyrafinowania, epatuja nas tym
migawkami z ulic Melbourne i zapewniają, że jeśli Polacy się nie zreflektują,
to już za chwilę ten nazista Niedzielski będzie ów australijski eksperyment
realizował u nas.
Czemu oni to
robią? Ktoś powie, że to przez ich jak najbardziej szczere przekonanie, że pandemii
nie ma, a szczepionki zabijają. I ja oczywiscie biorę pod uwagę, że są wśród
nich i tacy, niemniej moim zdaniem znaczna większość z nich, z różnych powodów –
a głównie z owego starego przekonania, że szczepionki to generalnie zło –
postanowiła się nie zaszczepić, a dziś widząc, że bez owego tak zabawnie nazywanego
„paszportu covidowego” będą mieli ciężko, zwyczajnie zwariowali i aby jakoś
zracjonalizować swoją postawę, siedzą od rana do wieczora w internecie i
zbierają kolejne dowody na to, że świat oszalał, a to oni są tymi ostatnimi
Mohikanami.
Nawet jeśli
każdy z owych dowodów będzie się zaczynał od słów „ponoć”, czy „podobno”, ewentualnie
będzie ilustrowany znalezionym na youtubie filmem z ulic Melbourne.
C.K.Norwid był uprzejmy podsumować: "Polacy - naród wspaniały, społeczeństwo żadne". Ja bym zaś podsumował: "Australijczycy - naród żaden, społeczeństwo kiedyś było wspaniałe".
OdpowiedzUsuńW tym zestawieniu, naród a społeczeństwo, kryje się możliwy klucz. Zauważmy najpierw, że żadne z większych państw europejskich w ogóle już nie ma żadnego narodu, który stanowiłby dane państwo, a przynajmniej zdecydowanie je określał. Co np. dzisiaj w Niemczech znaczy, jaka jest istotna treść pojęcia naród niemiecki? Odpowiednio to samo we Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii.
Nie ma już tam narodu, ani narodów w tych państwach, które jakiś czas temu ujmowano jako wielonarodowe. NB to samo dotyczy Australii. Polska na tym tle do niedawna jawiła się jako wyjątek. Już nie!
Nie można uznać za naród , ani za społeczeństwo takiej populacji, w której mniej więcej jedna trzecia nie chce mieć nic wspólnego z pozostałymi dwoma trzecimi, a w tych pozostałych 2/3 połowa w ogóle nie chce mieć nic wspólnego z nikim. Nic już nie jednoczy tych trzech. Nawet impreza u jakiegoś Mazurka już o granicach, czy o czymkolwiek wspólnym między nimi nawet nie wspominając. Już nic takiego nie ma.
Istotna część "dowczorajszych" Polaków, ta pierwsza 1/3, zostawiła sobie polskie kwity (i tweety), lecz odmawia już jakiejkolwiek wspólnoty w czymkolwiek i w jakiejkolwiek sprawie państwowej, narodowej, czy społecznej. Drugiej 1/3 oferuje wyłącznie nienawiść, a dla trzeciej 1/3 żywi wyłącznie pogardę.
Co istotne, to wyprodukowali za granicą obraz Polski jako pochyłego drzewa. Teraz skacze na nie byle koza. Przy okazji zdegenerowali Unię, co być może pozostanie ich jedynym osiągnięciem. Bo Polska jest nieśmiertelna.
No i dzięki Ci za ostatnie zdanie, bo już planowałem się do końca upić.
UsuńPod koniec 1794 r. upadła Insurekcja Kościuszkowska. Rok później za III rozbiorem Polska zniknęła z mapy. Dwa lata potem powstał Mazurek Dąbrowskiego wyraźnie deklarujący, że Polska nie zginie, kiedy (dopóki) żyją Polacy, czyli ci, którzy chcą mieć Polskę. Ciekawe, czy było ich aż 1/3 w okresie tego trzylecia?
UsuńW każdym razie, póki jacyś są Polska jest nieśmiertelna.