sobota, 18 września 2021

Czy LGBT da się leczyć?

 

 Mamy weekend, a więc proponuję Państwu swój najnowszy felieton dla „Warszawskiej Gazety”. O dzieciach we mgle.    

 

 

       Nie jest tak oczywiście, że ja na to nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi, bo to się rzuca w oczy jak najbardziej, natomiast muszę przyznać, że chyba dzis po raz pierwszy z taką jasnością zdałem sobie sprawę z  faktu, że na tak zwanych Paradach Równości zazwyczaj występuje niemal wyłącznie szkolna młodzież i to, co ciekawe, niemal zawsze w anturażu, który z żaden sposób nie wskazuje na to, że oni są choćby minimalnie związani ze środowiskami występującymi pod znakiem LGBT.

       Parę dni temu, tu gdzie mieszkam, przeszła wspomniana parada, a ja, ponieważ miałem parę spraw do załatwienia na mieście, przez parę dobrych godzin z przerwami miałem okazję obserwować jak kolejne grupki dzieci – co ciekawe głównie dziewczynki – z tęczowymi chorągiewkami maszerują w kierunku miejsca skąd następnie wszyscy mieli ruszyć w pochodzie w obronie tak zwanej tolerancji dla różnorodności, i daję słowo że nie zauważyłem, by tam ktokolwiek wyglądał choćby odrobinię ekstrawagancko. No i powtórzę raz jeszcze, że pomijając paru starszych byków, którzy wyglądali jakby tam przyszłi wyłącznie na podryw,  były to wyłącznie osoby urodzone już w XXI wieku. Oczywiście, ja biorę pod uwagę możliwość, że tam też były dziewczynki, czy chłopcy, którzy są w takim paskudnym momencie swojego życia, że nie bardzo są w stanie stwierdzić, czy są nim czy nią. Sam znam szkoły, gdzie jakiś Kuba czy Wojtek pojawia się na lekcjach ubrany w rajstopy i minispódniczkę, a na twarzy ma pełny make-up; pamiętam też maturę parę lat temu, gdzie do sali weszła pewna Asia, pod krawatem, w garniturze, w żadnej mierze nie przypominając dziewczyny. To jednak były wyjątki, Natomiast wiem, że przy pierwszej okazji ich koledzy i koleżanki bardzo chętnie biorą do ręki tęczowe chorągiewki i ruszają na kolejną Paradę Równości.

       Pora na refleksję, która tak naprawdę tworzy temat tego felietonu. Otóż ja się zastanawiam, czemu tam nie widać osób, które można by zidentyfikować jako zdeklarowanych członków środowisk LGBT. No a przede wszystkim oczywiście, czemu tam nie ma osób starszych, urodzonych jeszcze w czasach PRL-u? Czy to możliwe że w tamtych latach owa zaraza jeszcze nie istniała, a jeśli istniała, to czy była tak niszowa, że wręcz niezauważalna? A może oni w rzeczy samej żyli wśród nas, tyle że ze względu na ówczesną obyczajowość musieli się ukrywać. Możliwe, tylko czemu dziś, kiedy wreszcie nastała upragniona wolność i można się bezpiecznie pokazać, oni robią wrażenie jakby im nie zależało?

      Otóż mam podejrzenie, że na tę zagadkę mamy tylko dwie odpowiedzi: pierwsza to ta, że ich rzeczywiście całe to LGBT nic nie obchodzi, albo – co bardziej prawdopodobne – większosc z nich, kiedy weszła w dorosłość, podjęła pracę, założyła rodziny i na cały ten obłęd machnęła ręką. Czyli zwyczajnie wyzdrowiała. I to jest akurat bardzo dobra perspektywa na przyszłość.



 

2 komentarze:

  1. @toyah

    Zwłaszcza dzisiejsza szkolna młodzież miejska w przytłaczającej liczbie nie jest obciążona żadnymi obowiązkami poza uczęszczaniem do szkoły (bo przecież nie obowiązkiem nauki). Liczniejszego rodzeństwa najczęściej nie ma, życia podwórkowego też. No, może niektórzy sport uprawiają, albo mają jakieś hobby i o tyle mają lepiej.

    Bo młodzież musi się wyszumieć i jakiś repertuar sobie znajdzie. Niektórym, zwłaszcza dziewczętom, dla wyszumienia się potrzebne jest aż wydziczenie się. Idealnie do tej potrzeby pasuje podpinanie się pod manifestacje jakiegoś zboczenia. Daje bowiem relatywnie najwięcej emocji i to emocji buńczucznych, bo manifestuje się negację i gotowość konfrontacji wokół kontrowersji. Nad tym unosi się wyobrażenie jakiegoś etosu i uczestnictwa w czymś ważnym.

    Konsekwencji nie bierze się pod uwagę. W tym nie bierze się pod uwagę ryzyka konsekwencji osobistych, iż środowiska seksualnie nieuporządkowane rozmnażają się przecież przez łowiectwo. Jeśli więc któryś / któraś uniknie upolowania, to się raczej wyleczy. Może właściwszym określeniem byłoby, że się uodporni.

    Kto zostanie upolowany, ten się nie uodporni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest mniej więcej to samo co mi powiedziała moja młodsza córka, jak ją spytałem, o co tu chodzi. No ale Ty to odpowiednio uporządkowałeś i jestem Ci za to wdzięczny.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...