Dziś w kioskach pojawił się kolejny numer
tygodnika „Warszawszka Gazeta”, a w niej mój kolejny felieton. Zapraszam
wszystkich i tu i tam.
Robię to
bardzo niechętnie, niemniej nie widzę możliwości by nie skomentować ostatniego
wystąpienia Donalda Tuska, który, wydawało się, postanowił machnąć ręką na całą
tę Platformę do której został po latach zesłany, i wyjechać gdzieś na wieczne wakacje,
bo oto wrócił i to wrócił z przytupem, na odgłos którego cały kraj zwyczajnie
osłupiał. Wrócił więc Donald Tusk, stanął na środku sceny, ucałował i pobłogosławił
chleb, po czym wygłosił manifest, w
którym ogłosił, że Polska to kraj, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez
uszanowanie dla darów Nieba a pierwsze ukłony są jak odwieczne Chrystusa
wyznanie „Bądź pochawalony”..., czym wywołał entuzjazm partyjnych towarzyszy.
No dobrze,
odrobinę przesadziłem, ale naprawdę niewiele. On wprawdzie nie cytował Norwida,
ale, owszem, opowiedział o tym, jak jego mama tradycyjnie przed przekrojeniem
chleba robiła na nim znak krzyża, jak on ma wielu znajomych, którzy są katolikami,
a niedawno nawet uczestniczył w uroczystosci Chrztu Świętego. A wszystko to po
to, by zachęcić wspomnianych partyjnych towarzyszy, by nie prześladowali
katolików, bo to jest niemal tak jakby prześladowali siebie samych.
Wypowiedź
Tuska, jak już wspomniałem, wśród zgromadzonych na sali aktywistów partyjnych
wywołała entuzjazm, poza salą jednak pojawiło się juz tylko albo zdziwienie,
albo – i to niemal wyłącznie – potężna fala szyderstw, w których wypomniano mu
dramatyczną wręcz niekonsekwencję, by nie powiedzieć najbardziej bezczelny
fałsz. A ja przyznaję, że mimo iż tutaj zachowuję dość lekki ton, to, gdy
chodzi o stan w jakim znalazł się dziś były premier, znajduję się w kropce i
doprawdy nie mam pojęcia, co go tak naprawdę zaatakowało. Możliwości jednak są,
moim zdaniem, trzy. Pierwsza to ta, że Donald Tusk wie że opowiadając o tym jak
jego mama czyniła na chlebie znak krzyża, kłamie, ale mając świadomość, że
wyborcy Platformy Obywatelskiej to w ogromnej większości osoby wyjątkowo mało
inteligentne, a nawet jeśli inteligentne, to w stanie ciężkiej histerii, liczy
na to że oni w swojej masie całą tę absurdalną gadkę przyjmą bez mrugnięcia
okiem.
Druga ewentualność,
moim zdaniem, jest taka że on doskonale wie, że to już koniec, ale tak jak
osoba tonąca gotowa jest się złapać choćby i brzytwy, łapie się jej, bo ma
nadzieję, że jego mocodawcy w Berlinie docenią tę jego próbę i uznają, że on
faktycznie robił co mógł, tyle że co można zrobić, kiedy się ma do czynienia z
idiotami w rodzaju Sławomira Nitrasa, czy Michała Szczerby.
No i jest
jeszcze trzecie rozwiązanie owej zagadki, do którego, swoją drogą, od dłuższego
czasu się przychylam. Donald Tusk z tego wszystkiego zwyczajnie zwariował i już
nie wie, co jest prawdą, a co kłamstwem, co mu się przydarzyło, a co przyśniło,
a nawet jest możliwe, że on nawet nie bardzo ma świadomość kim jest, gdzie jest
i co robi.
Właśnie tak.
Post Scriptum: Już po napisaniu tego tekstu,
dotarła do nas informacja, że zapytany o te bajki na temat mamy rysującej znak krzyża
na chlebie, Donald Tusk wyjaśnił, że to była tylko taka zmyłka mająca na celu
wzięcie pod włos zdegenerowanej intelektualnie polskiej wsi. Co ciekawe, on
poczynił to wyznanie nie w prywatnej rozmowie, z której nastąpił przeciek, ale
jak najbardziej publicznie i oficjalnie. Wygląda na to, że ów tytułowy meteoryt
był nasycony jakimiś kosmicznymi dopalaczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.