Dziś ukazuje się kolejny nowy numer „Warszawskiej Gazety”, a w nim mój najnowszy felieton. Dla czytelników bloga i tam i tu. Zapraszam.
Swego czasu rozmawiałem z doświadczonym lekarzem-ginekologiem, który poinformował mnie, że problem prawnej ochrony życia poczętego, przynajmniej w jego początkowej fazie, jest dziś problemem fikcyjnym z tego względu, że sprawę załatwiają skutecznie tabletki przeciwko chorobie wrzodowej, które odpowiednio zdesperowanej kobiecie, ze skutkiem niemal natychmiastowym, przepisze każdy lekarz. Zdaniem znajomego lekarza, dziś walka o powszechne prawo do aborcji ma wymiar ograniczający się wyłącznie, z jednej strony, do dokuczania Kościołowi, a z drugiej, do umożliwienia legalnego mordowania dzieci w późnych tygodniach ciąży, a więc wtedy, gdy tak zwane „czyste” poronienie nie wchodzi w grę i niezbędna jest pomoc fachowca.
Informacja ta zrobiła na mnie na tyle duże wrażenie, że nagle uświadomiłem sobie, że taką samą fikcją, jak wspomniana walka o czy to legalizację, czy delegalizację aborcji, jest to, co przywykliśmy określać mianem „kompromisu aborcyjnego”. Myślę tu o ustawie z roku 1993, dopuszczającej aborcję, gdy zagrożone jest życie i zdrowie matki, gdy badania wskazują na prawdopodobieństwo ciężkiego uszkodzenia płodu i wreszcie, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu. Bo proszę zwrócić uwagę: wszystkie trzy sytuacje razem, przy odpowiedniej desperacji ze strony, czy to matki, czy to jej rodziny, umożliwiają przeprowadzenie późnej aborcji praktycznie na życzenie. By to zrozumieć, wystarczy przypomnieć sobie choćby tak zwaną „sprawę Agaty” sprzed paru lat, kiedy to rodzice dziewczynki, w atmosferze medialnej nagonki, oraz przy aktywnej pomocy ze strony wówczas minister zdrowia, Ewy Kopacz, wręcz zmusili ową Agatę do zamordowania swojego dziecka, czy zupełnie niedawne zabójstwo dziecka z zespołem Downa w warszawskim Szpitalu Świętej Rodziny. Chodzi o to, że jeśli mogło dojść do tego typu zdarzeń, to znaczy, że powinniśmy brać mocno pod uwagę możliwość częstszego ich występowania, a skoro tak, to również fakt częstszego ich występowania.
Tak oto, jak sądzę, dwa z trzech wymienionych wcześniej punktów wypełniają bardzo skutecznie dowód na fikcyjność owego rzekomego „kompromisu”. Nie ma bowiem kompromisu tam gdzie korzysta tylko jedna strona, a druga może się najwyżej unieść moralnym wzburzeniem. Zresztą, gdy chodzi o punkt trzeci, czyli „zagrożenie zdrowia lub życia matki”, również mamy sytuację całkowicie jasną z tego względu, że każdy lekarz nam potwierdzi, że nie trzeba specjalnej ustawy, by w przypadkach naprawdę kryzysowych, jeśli ona sobie nie zażyczy inaczej, to życie matki było stawiane na pierwszym miejscu.
Ale jest jeszcze coś, co już naprawdę mocno obciąża ów „kompromis”. Otóż ponieważ chodzi o ciąże późne, te dzieci z reguły nie są ani masakrowane przy pomocy specjalnych narzędzi chirurgicznych, ani mordowane przy pomocy zastrzyka, ale poddawane sztucznemu poronieniu, co często kończy się śmiercią urodzonego już dziecka z wyziębienia w jakiejś misce w kącie.
I dlatego powinniśmy wszyscy podpisać się pod niedawnym listem biskupów. A jeśli ktoś powie, że nie chcieliśmy kompromisu, to z czystym sumieniem możemy odpowiedzieć: to nie my. Nie my.
Przypominam, że od wczoraj w Warszawie pod Zamkiem odbywają się Targi Wydawców Katolickich. Nasze książki są do kupienia na stoisku nr 101. Jutro i pojutrze z moim nieskromnym udziałem. Zapraszam.
Przypominam, że od wczoraj w Warszawie pod Zamkiem odbywają się Targi Wydawców Katolickich. Nasze książki są do kupienia na stoisku nr 101. Jutro i pojutrze z moim nieskromnym udziałem. Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.