Stało się tak, że dziennikarz „Wyborczej”, niejaki Wiciński, na swoim Twitterze napisał co następuje: „6 lat temu zwolennicy PiS obrzucili Kuczyńskiego błotem. Po ujawnieniu nowych nagrań z Tu-154 okazało się, że miał rację”. Gdyby ktoś nie wiedział, o co Wicińskiemu chodzi, powiem krótko, że jego bardzo poruszyło opublikowanie przez TVN24 kolejnych, jak zwykle już ostatecznych, zapisów rozmów z rozbitego w Smoleńsku w drobny mak tupolewa i to w związku z tym owo wzmożenie, które doprowadziło Wicińskiego do konstatacji, że po sześciu latach okazuje się, że Kuczyński miał jednak rację. Na komentarz Wicińskiego zareagował nie kto inny jak Joanna Kluzik-Rostkowska i Wicińskiego zretwittowała, co oczywiście nie zawsze oznacza, jak to określa bardziej wykształcona część Twittera, „endorsement”, w tym jednak wypadku tu akurat z całą pewnością opinię Wicińskiego miało wesprzeć.
Ponieważ Joanna Kluzik jest moją koleżanką, przed laty moim człowiekiem w wielkiej polityce, a w roku 2010 samym szefem kampanii Jarosława Kaczyńskiego w walce o urząd prezydenta, i ja w związku z tym czuję do niej dość duży sentyment, zareagowałem na ów jednak „endorsement” ironiczną uwagą, że przede wszystkim nie widzę powodu, by Wiciński z Kuczyńskim mieli się dziś jakoś szczególnie cieszyć, gdy TVN24 opublikował coś, co publikuje regularnie od sześciu lat, a my wszyscy to znamy zbyt dobrze, a więc, że przyczyną Smoleńskiej Katastrofy był błąd pilotów i pijany generał Błasik, no ale też nie bardzo rozumiem, czemu Joanna aż tak triumfuje, skoro sześć lat temu trzymała sztamę z Kaczyńskim. I proszę sobie wyobrazić, że na ten mój przekąs Joanna Kluzik zareagowała następująco: „Krzysztof, o katastrofie 6 lat temu myślałam identycznie jak dzisiaj. Tylko dowodów mamy coraz więcej”… Ups!
Powiem szczerze, że kiedy ona to napisała i opublikowała, pomyślałem sobie, że to jest news. Joanna Kluzik-Rostkowska właśnie oświadczyła publicznie, że kiedy wiosną roku 2010 prowadziła kampanię wyborczą Jarosława Kaczyńskiego – właśnie wtedy, w tamtych posmoleńskich miesiącach, w owej atmosferze z jednej strony wielkiego bólu, a z drugiej pragnienia sprawiedliwości, no i tej wiary, że ona tym razem nadejdzie – ona była po przeciwnej stronie. No a skoro ona, to zapewne też cała reszta tego czarnego sztabu, a więc Migalski, Kowal, Jakubiak, czy Poncyliusz. Oni wszyscy, jak się można domyślać, również uważali tak jak wtedy Kuczyński, a dziś Wiciński w „Wyborczej”. No a skoro tak, to wypada sobie zadać pytanie, jak to się wszystko wówczas rozegrało, że kiedy myśmy szli głosować na Jarosława Kaczyńskiego, tam już wszystko było zdecydowane.
I teraz pewnie wypadałoby mi zająć się i tym całym towarzystwem, które w tamtych szczególnych dniach otoczyło ledwo żywego z rozpaczy Jarosława Kaczyńskiego, żeby go najzwyczajniej w świecie dobić i zakończyć ten fragment polskiej historii, ale nie zrobię tego, bo powiem szczerze, że nie mam już siły wpatrywać się w ten cień. Natomiast bardzo mnie ciekawią mnie dwie inne zupełnie rzeczy. Przede wszystkim, dlaczego Joanna Kluzik postanowiła dokonać owego coming outu? Ja oczywiście wiem, że przez minione sześć lat teoria, że ówczesny sztab Jarosława Kaczyńskiego prowadząc mu kampanię w taki, a nie inny sposób miał na celu tylko jedno – przegrać. Sam przecież wskazywałem na taką ewentualność publikując dość szeroko wówczas dyskutowaną rozmowę z pewnym Pawłem, a więc człowiekiem, który tam wtedy na miejscu przez pewien czas był i wszystko oglądał z bliska. Co innego jest jednak spekulować, czy wręcz zachowywać przekonanie, a co innego dowiedzieć się od osoby najbardziej zainteresowanej, że tak, to prawda, dobrze myśleliście, myśmy tam mieli inne zadania. A więc czemu ona uznała, że dziś po latach nic nie zaszkodzi to przyznać?
Druga rzecz, jaka mnie tu poruszyła, to fakt, że na oświadczenie Kluzik nie zareagował nikt. Ono przeszło zupełnie bez echa. Ja otrzymałem jak zawsze bardzo dużo komentarzy dotyczących najróżniejszych tematów, ten jednak nie wywołał najmniejszego zainteresowania. Proszę popatrzeć, co się stało. Oto przyszła Joanna Kluzik i przyznała, że wiosną 2010 roku, będąc szefową kampanii Jarosława Kaczyńskiego, uważała, że owe emocje, które miały nieść go do zwycięstwa to jakieś bzdury kotłujące się w rozpalonych głowach grupki wariatów, dziś jej ówczesne przekonanie tylko się potwierdza… i to nikogo zupełnie nie interesuje. Tak jakbyśmy wszyscy uznali, że ta Joanna Kluzik z Twittera, to jakaś inna Joanna Kluzik i podobieństwo nazwisk i osób jest tu zupełnie przypadkowe. Dlaczego tak? Otóż tego też nie wiem. Mogę tylko zgadywać, zarówno co do jednego, jak i drugiego, jednak myśli jakie tu mam są tak ponure, że chyba jednak nam tu ich dziś oszczędzę. Miłej niedzieli. Może będzie jakiś fajny mecz.
Niezmiennie zapraszam wszystkich do księgarni pani Lucyny Maciejewskiej pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc_product_category=books, gdzie są do kupienia moje książki. Gorąco zachęcam.
Niezmiennie zapraszam wszystkich do księgarni pani Lucyny Maciejewskiej pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc_product_category=books, gdzie są do kupienia moje książki. Gorąco zachęcam.
Skoro możliwe to było w 2010 roku, to czy nie jest możliwie i dzisiaj?
OdpowiedzUsuń