środa, 15 kwietnia 2015

Obrastają w pióra kurwy i złodzieje, czyli czas na dobrą zmianę

Kiedy Bob Greene w roku 1982 opisywał owo zjawisko, które w Stanach Zjednoczonych już od kilku lat kwitło pod nazwą „party hardy” u nas w Polsce tak zwane „ostre imprezowanie” nie dość, że nie było nawet w powijakach, to wręcz nie miało nawet szans, by być potraktowane, jako plotka z szerokiego świata. Od tego czasu jednak zmieniło się bardzo wiele, pojawiły się nawet galerie handlowe, a z nimi ambicja, by nawet tę część zachodniej kultury, która ze względu na naszą obyczajowość wygląda tu dość dziwnie, choćby i na siłę oswoić. No i mamy wolność.
Jak mówię, Bob Greene już w roku 1982 zwrócił uwagę na ową niezwykłą wręcz językową sztuczkę, która sprawiła, że słowo „party” przestało przede wszystkim oznaczać prywatkę, konfetti, balony, tańce i torcik dla wszystkich, a przede wszystkim zaczęło funkcjonować, jako czasownik (Wanna party?) i nieść ze sobą wszystkie te tak niezwykłe elementy, jak alkohol, narkotyki i ewentualnie na koniec seks, by jakoś zasnąć, jednak musiało minąć grubo ponad dwadzieścia lat i nastać rok 2009, kiedy stacja MTV zdecydowała się wyprodukować ów niezwykły „reality show” pod nazwą „Jersey Shore”, w którym to wszystko zostało przemielone na pop kulturę i zmusiło Amerykanów do zaakceptowania faktu, że już nic nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Gdy chodzi o Polskę, nikt już na nic ani nie czekał, ani nie uważał, że może nie wypada, i zaledwie rok po tym, jak Amerykanie po trzech latach owego eksperymentu postanowili jednak korzystać z bardziej subtelnych środków wprowadzania nowej cywilizacji i program „Jersey Shore” zwyczajnie zlikwidowali, myśmy od nich ów pomysł kupili i pojawiło się coś, co dziś możemy oglądać pod nazwą „Warsaw Shore”. Nie Jersey, ale swojsko – Warsaw.
Krótko może powiem, o co chodzi. Otóż mniej więcej tak samo, jak przed laty w tak zwanym „Domu Wielkiego Brata”, i tu mamy grupę dziewcząt i chłopców, którzy są zamknięci we wspólnym domu, tyle że w odróżnieniu od tamtego programu, nie starają się razem gospodarzyć, lecz spędzają czas na bardzo typowej imprezie, gdzie, mówiąc brutalnie, wszyscy nawzajem się pieprzą i chleją. Obejrzałem niedawno duży fragment jednego z tych odcinków i w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to jednak musi być fikcja. Skoro mamy takie czasy, że nawet w filmach – choćby i z gatunku science-fiction, czy fantasy – nie wolno na przykład palić papierosów, a w telewizyjnym studio zaproszonym gościom nie wolno pić jakiegokolwiek alkoholu od shandy w górę, to wydawałoby się, że tym bardziej jakakolwiek telewizja nie może wynajętych przez siebie aktorów realnie upijać i kazać im się łajdaczyć, tylko dlatego, że taki oto ma pomysł na rozrywkę. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, by realizatorzy owego „Warsaw Shore” sprowadzili te dziewczęta i chłopców, najpierw ich upili, a potem płacili im za uprawianie seksu przed kamerami i żeby to wszystko działo się naprawdę.
Tymczasem moja córka przyniosła mi informację, że pewna jej koleżanka ma z kolei swoją koleżankę, która wygrała casting do owego programu, jest już po kilku sesjach i twierdzi, że tam nie ma mowy o żadnym udawaniu: tam faktycznie jest wyłącznie chlanie i kurestwo. A MTV za to płaci.
Czy to prawda? Nie wiem. Wciąż mam swoje wątpliwości. Biorę wręcz pod uwagę, że to dziecko albo musi tak opowiadać, bo to jest element umowy, albo zwyczajnie się nakręca i po prostu nas buja. Jednak parę dni temu zamówiliśmy sobie za drobna opłatą w telewizji Cyfra + kanał muzyczny Mezzo i któregoś dnia tuż obok owego Mezzo trafiliśmy niechcąco na autentyczną, najtwardszą z możliwych, pornografię, całkowicie bezpłatną, nadającą 24 godziny na dobę, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, poza znaczkiem w górnym lewym roku z liczbą 18. Ponieważ wydawało mi się, że pornografia w Polsce jest póki co zakazana, sprawdziłem zapisy Kodeksu Karnego i okazało się, że już nie. Odpowiedni zapis został ostatnio zdjęty, w miejscu gdzie był paragraf 2 stoi informacja „uchylony”, i tym sposobem zakazana jest już wyłącznie pornografia dziecięca. Gdy chodzi o wszystko co poza tym, mamy pełną wolność. Jest wprawdzie zastrzeżenie, że nikt nikogo do oglądania pornografii nie może zmuszać, jednak biorąc pod uwagę, że nikt też nikogo nie może zmuszać do oglądania programu „Szkło Kontaktowe”, a nawet transmisji z obrad Sejmu, owa troska wydaje się być bez najmniejszego znaczenia.
A zatem refleksja na środek tygodnia jest taka, że poza salonami gier, które – o czym miałem okazję informować bardzo niedawno – jak grzyby po deszczu powstają w każdym polskim mieście, miasteczku i wiosce, mamy też już w powszechnie dostępnej telewizji twardą pornografię i oficjalnie sponsorowane kurestwo, chlanie i nie wykluczam, że i narkotyki. W końcu, czemu nie?
Popatrzmy, proszę, co w tych dniach znalazłem na ten temat. Oto wzorem braci Czechów, w Katowicach otwarta została pierwsza w Polsce tak zwana „Konopna Farmacja”. Właściciel owej inicjatywy, Mirosław Tarnawski zapewnia, że to, co on sprzedaje, to ani narkotyki, ani nawet lekarstwa; to wszystko są zaledwie kosmetyki z jak najbardziej europejskim atestem. I, wszak reklama, to jak wiemy, tylko reklama, nie zmienia tego faktu nawet treść odpowiedniej ulotki: „Oferujemy produkty dermokosmetyczne oraz BIO produkty spożywcze z konopi gatunku botanicznego Cannabis sativa. Niezwykłą cechą naszych produktów jest połączenie BIO oleju z konopi z ekstraktem z całej rośliny konopi, które razem posiadają nadzwyczaj szerokie spektrum działania na ludzki organizm. Zalecane są dla osób z wieloma zaburzeniami zdrowotnymi, w tym z dolegliwościami związanymi ze zmianą kondycji skóry"
Powtórzę jeszcze raz: pornografia, kurestwo, przemoc, wóda, narkotyki, kłamstwo, a wszystko pod czujnym okiem polskiego państwa. Wiem, że się już robię nudny, ale uważam, że nie wypada mi zobojętnieć. Otóż zbliża się maj, a z nim czas, gdy będziemy decydować o tym, co z nami dalej będzie. Niech nas Dobry Bóg ma w Swojej opiece i da nam odwagę powiedzenia „Dość!”

Przypominam, że w sobotę i w niedzielę będę podpisywał książki w Warszawie na Targach Wydawców Katolickich. Jeśli ktoś się jednak nie wybiera, zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Ustalony został też ostateczny temat debaty blogerów przed wyborami. Odbędzie się ona 7 maja o godzinie 18.00 na Uniwersytecie Opolskim w Opolu oczywiście. Organizatorem debaty jest Wszechnica Solidarności, a udział w niej wezmę ja, Coryllus i nasz kolega Dr.Wall.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...