wtorek, 14 kwietnia 2015

Bliźnięta syjamskie rodzielone, czyli o tym, jak zakablowałem blogera Pantryjotę

Dzisiejsza notka ma charakter głównie informacyjny i powiem szczerze, że nie do końca mam pewność, czy warto. Uznałem jednak, że są zdarzenia, nawet jeśli zawstydzająco tandetne, to w pewnych okolicznościach stanowiące jakąś tam wiadomość. A takim mianowicie wydarzeniem jest ostateczne usunięcie z Salonu24 blogu człowieka piszącego tu od lat i podpisującego się jako Pantryjota.
A było tak, że ów Pantryjota ze swoimi pięcioma, czy może już nawet sześcioma – w tym oryginalnym – już tu wcześniej otwartymi kontami, po paromiesięcznej przerwie wrócił, jako Duch Azraela z tekstem oczywiście poświęconym Toyahowi, czyli mnie. Niemal natychmiast, przylepiając się do imienia Toyah, jak mucha do gówna, przybiegł do Pantryjoty bloger Sowiniec i zakomunikował, że… tak, macie Państwo rację – „Bingo”. A dalej było tak (cytuję słowo w słowo):
P: Tak?
S: A jak?
P: Super :))
S: Super duper.
P: W sensie?
S: A zawsze musi być sens?
P: Pan to musi być inteligentny za trzech :))
S: Przesada. Za półtora.
P: Przepraszam. Nie miałem pojęcia.
S: Drobiazg.
P: Ważne, że obaj trzymamy się meritum.
S: Bez wątpienia.
P: Wątpić to nie zawsze znaczy to samo.
W tym momencie, czując, że już naprawdę niewiele trzeba, by się zjawił bloger Arthur King, a za nim cała reszta internetowych hejterów i zaczęli mnie przez najbliższe miesiące opluwać, napisałem do Administracji donos… i proszę sobie wyobrazić, że już po chwili dostałem informację, że oni sprawdzili IP tu i tam, stwierdzili, że „po drugiej stronie” to faktycznie „Pantryjota” i usunęli oba konta uznając, że „wykorzystywanie osoby zmarłej do atakowania Pana to przekroczenie wszelkich granic” i oba blogi, w tym niesławny blog Pantryjoty, zniknęły. Z tego co widzę, mamy tu jeszcze szczątkowego Ojca Podgrzybka, ale poza tym, po Pantryjocie dziś nie pozostał najmniejszy ślad.
Przepraszam, jest jeszcze Sowiniec i ta wymiana, którą zdążyłem jeszcze, zanim to wszystko wyleciało w kosmos, zapisać, a której symboliczne znaczenie jest nie do przecenienia. I dalej już niech zapanuje cisza, bo jednak chyba naprawdę nie warto. W czwartek natomiast, a więc pojutrze w Arkadach Kubickiego pod Zamkiem Królewskim w Warszawie rozpoczynają się Targi Wydawców Katolickich. Obiecuję być na miejscu w sobotę i w niedzielę, do dyspozycji wszystkich, którzy mają ochotę się spotkać, porozmawiać i ewentualnie coś sobie kupić. Zapraszam. Jeśli jednak ktoś ma do Warszawy daleko, a nie uważa, że nie zasługuje na nic więcej, niech zajdzie na stronę www.coryllus.pl i zobaczy, jak wygląda prawdziwa oferta.
I to jest news!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...