Muszę się przyznać do bardzo wstydliwej ignorancji. Oto niedawno, przy okazji wyjazdu do Warszawy na koncert Morrisseya, dowiedziałem się o czymś, o czym wcześniej nie słyszałem, a, jak się zdaje, słyszeć powinienem, mianowicie o istnieniu fachu pod nazwą „czyściciel kamienic”. Jechaliśmy z moim kumplem Lemmingiem jego wypasionym Maseratim, on mi opowiadał o różnych ciekawych przypadkach, i nagle wspomniał o owych „czyścicielach kamienic”. No i ja, proszę sobie wyobrazić, zgłupiałem, bo wcześniej owa nazwa nawet na moment nie pojawiła się w mojej świadomości. No więc się dowiedziałem, w czym rzecz.
Na wypadek, gdyby wśród czytelników tego bloga znaleźli się i tacy, którzy, podobnie jak ja, nie zdążyli na ten pociąg, króciutko wyjaśnię. Otóż w czasach rozpasanego liberalizmu, zwanego inaczej kapitalizmem, okazało się, że znaczna część znajdujących się w Polsce kamienic, dziś pozostających pod zarządem miasta, i oczywiście zamieszkałych od dziesięcioleci przez Bogu ducha winnych rodzin, posiada swoich dawnych właścicieli, którzy ponieważ jednak z różnych powodów nie są swoim majątkiem zainteresowani, odstępują go ludziom, którzy z handlu nieruchomościami żyją. W momencie gdy ów nabywca wejdzie w posiadanie kamienicy, pierwsze co robi to podejmuje czynności na rzecz „oczyszczenia” kamienicy z ludzi, którym zdarzyło się tam mieć swój dom. Ponieważ nikt nie jest aż tak chętny, by wyprowadzać się ze swojego mieszkania tylko dlatego, że zaatakował go System, a sam nie posiada odpowiednich narzędzi, wynajmuje do tej roboty firmy, które owe narzędzia mają, a których skuteczność zbliżona jest zarówno pod względem organizacji, jak i wyników pracy, do skuteczności firm ogłaszających się przy pomocy hasła „kupię twojego dłużnika”. Mam nadzieję, że sprawę wyjaśniłem. Każdy z nas, kto ma odpowiednią wyobraźnię, a jestem pewien, że czytelnicy tego bloga ją mają, wie, o czym w tym momencie rozmawiamy.
Niedawno, przy okazji afery, która przeleciała przez prawicowe media, jak radziecki sputnik, a dotyczącej interesu, jaki rodzina prezydent Gronkiewicz-Waltz zrobiła na kupnie którejś z owych kamienic, pojawiło się nazwisko Jolanty Brzeskiej. I znów, biorę pod uwagę, że większość czytelników tego bloga wie, kim była – była, bo już nie żyje – Jolanta Brzeska, niemniej z publicystycznego obowiązku wyjaśnię. Otóż Jolanta Brzeska to kobieta, która została zaatakowana przez wspomnianych wcześniej „czyścicieli kamienic”, a ponieważ nie dość, że nie chciała im ustąpić, to jeszcze stworzyła swego rodzaju obywatelski ruch oporu przeciwko owej agresji i za to została wywieziona do lasu i spalona. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że dzisiejsza Polska dostarcza nam tyle przeróżnych wrażeń, że podana wyżej informacja może się w tym gąszczu nie uchować, a zatem powtórzę: Jolanta Brzeska, urodzona w Warszawie w roku 1947, w tej samej Warszawie w roku 2011 został porwana ze swojego domu przez niedobrych ludzi, wywieziona do lasu i spalona. Wciąż mamy problem ze zrozumieniem sytuacji? Powtórzę więc raz jeszcze: trzy lata temu w Warszawie źli ludzie zamordowali Jolantę Brzeską, a państwo polskie na to wydarzenie wzruszyło ramionami.
Jak mówię, w dzisiejszej Polsce dzieje się tyle, a wśród owych zdarzeń zdarzają się autentyczne sensacje, że naprawdę nie sposób już się autentycznie wzruszyć, zwłaszcza gdy dostarczycielem wzruszeń autentycznych stał się sklep i telewizor. Mamy jednak ów rok 2011 i śmierć Jolanty Brzeskiej. Cóż takiego się działo w roku 2011, co owo zdarzenie przykryło na tyle mocno, że ja – przyznaję to z autentycznym bólem – go nie zanotowałem? Jestem pewien, że owych zdarzeń było mnóstwo. Też ich już dziś nie pamiętam, ale jestem pewien, że ich było bardzo dużo.
Wiem natomiast, co mamy dziś. Otóż przede wszystkim mamy rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Trochę przy tej okazji, ale głównie w proteście przeciwko sfałszowanym wyborom w Warszawie organizowany jest marsz, przez media określany, jako „pisssssssowski”, ponieważ kiedy piszę ten tekst, dla poprawienia krążenia, mam włączony telewizor i widzę, że premier Kopacz odwiedziła Lecha Wałęsę, a prezydent Komorowski rozdał chyba jakieś ordery. Poza tym pojawił się, nieobecny od czasu, gdy przejechał na pasach jakiegoś obywatela, Henryk Wujec. Ja mam świadomość, że jestem mocno spóźniony, nie zmienia to jednak faktu, że w roku 2011 w lesie pod Warszawą spalono Jolantę Brzeską i wobec owej ciszy nic już nie ma znaczenia. I tej prawdy nie zmienia nawet fakt, że jej śmierć – i bezkarność bezkarnych – najwyraźniej jest już dziś problem jakichś drobnych lewicowych stowarzyszeń i moim, człowieka, który przyszedł na ten peron i zobaczył, że się spóźnił.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie każdy kto szuka świadectwa, z pewnością je znajdzie.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie każdy kto szuka świadectwa, z pewnością je znajdzie.
Przeczytałem i przeżyłem szok. Od czasu do czasu natykam się na takie wydarzenia, które sprawiają, że mówię sobie: "Tak, to już..."
OdpowiedzUsuńTak, to już ...
A ja zupełnie nie jestem na to przygotowany. Pozostaje mi tylko modlitwa.
W 2011 była pierwsza rocznica 10.04, a w listopadzie był 11.11.11 z antifą i Żakowskim i tym redaktorem z GW, który ich zaprosił, w roli głównej. Zapomniałem w tej chwili jego nazwiska.
Ciekawe, czy WSL działa dalej? Niedawno czytałem o infradźwiękach jako o tajnej broni do walki z krnąbrnymi lokatorami czy może nawet właścicielami domów, którzy nie chcą przegrać procesu.
@Toyah
OdpowiedzUsuńDobry wpis i świetny kawałek.
Nie znam zupełnie tego duetu, ale intuicja podpowiada mi, że to ktoś od Sierakowskiego & Co. Piszę to, bo bardzo żałuję, że nikt od nas nie podjął w ten sposób tego tematu.(Innych w zasadzie też nie...)
P.S.
Nie wiem czy wiesz, ale w Pabianicach 3 młodych chłopaków wepchnęło pod rozpędzony autobus 19 letniego rowerzystę. Zmarły jadąc ulicą miał im zwrócić uwagę co do ich brawurowej jazdy samochodem. Ci zawrócili i poczekawszy jak będzie przejeżdżał pchnęli pod autobus. Rowerzysta zmarł na miejscu. To tak trochę obok tematu, ale tylko trochę.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńTo prawda. To jest bardzo dobry numer i nie mam wątpliwości, że nagrali to tamci. Nie my.