czwartek, 17 października 2013

Bilard to trudna sport

Na bilardzie nie znam się praktycznie w ogóle. Do tego stopnia, że nawet teraz, kiedy używam tej nazwy, nie jestem pewien, czy chodzi mi o klasyczny bilard, czy o coś, co po angielsku nazywa się „pool”. Natomiast przyznaję, że ile razy trafię na to coś na Eurosporcie, nie mogę oderwać wzroku. Przede wszystkim dlatego, że bardzo lubię obserwować tych zawodników. Oni z jednej strony wyglądają, jakby byli pierwszej kategorii pijakami, a z drugiej to ich skupienie, ta determinacja, to z takim wysiłkiem skrywane zdenerwowanie, zadziwiają w sposób wyjątkowy.
Ale jest coś jeszcze. Otóż, ja, jak mówię, nie jestem w stanie choćby w stopniu podstawowym zorientować się, o co tam chodzi, ale tym bardziej właśnie, ile razy widzę, jak oni wykonują jakieś uderzenie, z którego dla mnie nic zupełnie nie wynika, a czy to z reakcji publiczności, czy z tego krótkiego błysku satysfakcji na twarzy zawodnika (lub z ledwo widocznej rezygnacji w oczach jego przeciwnika), mogę się domyślić, że tu się toczy naprawdę niezwykła walka.
Szczególnie podoba mi się moment, kiedy któryś z nich najpierw przez długie minuty łazi wokół tego stołu, ogląda te bile, to przyklęknie, to się odsunie, to się przymierzy, by za chwilę się znów oddalić, a w końcu uderzy w jedną z nich w taki sposób, że one się wszystkie rozpierzchną, żadna z nich nie wpadnie do tej kieszeni, czy jak to się tam nazywa, on odchodzi, ustępując miejsca przeciwnikowi, a tamten, zamiast się cieszyć, stoi bezradny, gapi się w te porozrzucane bile, i wie, że cokolwiek teraz zrobi, to tamten zaraz wróci, i nie wpuści już go do samego końca.
Oczywiście mogę się fatalnie mylić, ale mam wrażenie, że coś tego właśnie rodzaju zdarzyło się w minioną niedzielę w Warszawie w wykonaniu PiS-u. Referendum nie osiągnęło wystarczająco wysokiej frekwencji, by jego wynik został oficjalnie uznany, i większość obserwatorów wykrzyknęła, czy to z satysfakcją, czy z bólem, że PiS przegrał.
Oczywiście, natychmiast też pojawiły się wyjaśnienia, dlaczego do tej porażki doszło. Otóż mamy porażkę, bo PiS zawłaszczył referendum i wielu warszawiaków, choćby na początku bardzo zdeterminowanych, by pójść i odwołać Waltz, postanowiło się nie angażować, żeby nie brać udziału w „politycznej hucpie” wyszykowanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Wedle wielu komentarzy, referendum zakończyło się frekwencyjną porażką, ponieważ przez monopolizujące cały projekt działania PiS-u, głosować zdecydowali się tylko najbardziej radykalni zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości. Oto 300 tysięcy pisobolszewików, a i to okazało się wyraźnie za mało. Hurrra!
Jak mówię, mogę się mylić, i biorę pod uwagę taką oto możliwość, że PiS, czy to przez swoją bezmyślność, czy lenistwo działaczy, wszystko spieprzył, i dziś Hanna Groonkiewicz-Waltz, zamiast chlipać gdzieś w kącie, tryumfuje. Tyle że ja akurat żadnego tryumfu nie widzę. Wręcz przeciwnie, widzę, że oni wszyscy zachowują się, jakby w najlepszym wypadku nic się nie stało. Mam nawet wrażenie, że po pierwszych żartach namawiających Platformę do tego, by dziękowała Jarosławowi Kaczyńskiemu za to, że po raz kolejny ich wyciągnął z kłopotów, wszyscy oni jakby się zamknęli. Więcej – i to akurat stanowi moim zdaniem gest nie do przecenienia – sam oryginalny organizator referendum Piotr Guział ogłosił, że on bierze na siebie całą odpowiedzialność za jego wynik…
I ja bym proponował, żeby na to akurat rzucić okiem. Mamy przegrane referendum, w dodatku, jak słyszę, przegrane w sposób dosyć kompromitujący, i oto nagle, jego główny organizator, człowiek, który miałby wszelkie powody, żeby ogłosić, że to nie on dziś ma odbierać pretensje, chętnie bierze na siebie całą odpowiedzialność. A co to za cholera??? Otóż ja mam na to odpowiedź. Cholera jest taka, że zarówno Guział, jak i cała reszta tych cwaniaków wiedzą, że te 300 tysięcy warszawiaków, to ludzie, którzy w każdych kolejnych wyborach dadzą PiS-owi bezwzględną większość.
Powtarzam to do znudzenia: nie jestem socjologiem, nie mam żadnych narzędzi do mierzenia zachowań wyborców, ale, moim zdaniem, przejmując to referendum, i je przegrywając, PiS zachował się dokładnie tak, jak się zachowują najwybitniejsi bilardziści, kiedy tym jednym uderzeniem rozpieprzają całą scenę, a wszystko tylko po to, by w kolejnym ruchu mieć już wszystko pod absolutną kontrolą. I jeśli ktoś tego nie rozumie, to jest, moim zdaniem, dokładnie tak samo naiwny, jak ludzie, którzy oglądają bilard w Eurosporcie z jeszcze bardziej bezmyślnymi minami, niż moja, i tylko od czasu do czasu krzyczą: „Ale on to spieprzył! No i co ci durnie się tak cieszą?”
Na szczęście, to wszystko jest z naszego punktu widzenia bez znaczenia. To uderzenie zostało już wykonane.

Niezmiennie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Robię co mogę, ale póki co leżymy na obu łopatkach. Dziękuję za każdy gest.



17 komentarzy:

  1. Tak, ogladam bilard tez, a ten moj, to zdaje sie snooker zwie sie. To taki prawie bilard, jak ten z "Jestesmy na wczasach w tych goralskich lasach w promieniach slonecznych opalamy sie ..."

    Mnie ogarnal ostatnio luz blues i nie moge z niego wyjsc. Taka normalnosc mnie ogarnela :-).

    Moze jestem chory? No nie, nic szczegolnego u siebie nie obserwuje. Ale poczatki normalnosci w Polsce obserwuje. A ze ona idzie w takim kierunku, gdzie mnie juz nic do tego, wiec mi tak dziwnie normalnie sie stalo.

    Widocznie tak ma byc i juz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdopodobnie chodzi Panu o snooker. Cieszę się, że sprawa referendum nie kojarzy się z kolarstwem, bo tego nie da się oglądać. Cały czas kibicuję Jarosławowi Kaczyńskiemu i mam nadzieję, że wygra najbliższe wybory.

    OdpowiedzUsuń
  3. Faktycznie. Wystarczy wziąć kalkulator.
    Przy frekwencji 50% jeśli na PiS zagłosuje znów to najczarniejsze jądro pisobolszewii oraz jakaś ilość umiarkowanych kaczofaszystów to Prawo i Sprawiedliwość wymiata wszystkich.
    Do zobaczenia w 2015 :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki strzał nazywa się "odstawna". Dobrze wykonany (a ci w Eurosporcie to szczyt zawodowstwa) powoduje, że przeciwnik ma dwa wyjścia, albo zrobi faul i straci kolejne punkty za free albo wystawi grę przeciwnikowi. Z odstawnej wyjdzie wystawna. Ja nie znam się na tym, komu ile potrzeba, ale jeśli jest tak jak mówisz, to jedynym poważnym zadaniem dla PiS-u jest trzymanie emocji na wodzy. Tak mają ci zawodowcy od snookera, gdzie grają dosłownie milimetry. Technicznie ta ścisła czołówka gra podobnie ale wygrywa ten który najlepiej trzyma ciśnienie. Nawet O'Suliwan niejeden mecz i zawody przez to przerżnął. Jarosław jest dla nich nie do przeskoczenia. Najbardziej boję się tego całego "wyjaśniania" smoleńskiej tragedii. Tam są pułapki na niedźwiedzie. Pole minowe po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  5. @cbgengland
    Tak jest. To jest snooker. Mówiłem, że się nie znam.
    Z nastrojami nigdy nie wiesz do końca.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Leszek152
    Jeśli nie wygra najbliższych, to już nie wygra żadnych. A zatem, nie ma wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Remo
    Mnie się, że cała seria się zaczyna już w 2014.

    OdpowiedzUsuń
  8. @crimsonking
    Jedyne co w tej smoleńskiej sprawie jest pocieszające, to to, że mamy rację. A skoro tak, nawet te wszystkie wpadki nie mają znaczenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. @toyah
    Tak, masz racje i to jest pocieszające. Chociaż to bez przerwy "rzucanie" mną z kąta w kąt, czyli bycie tutaj, a na własne życzenie tam w Polsce na łączach, powoduje, że czasami to już nie wiem, którą ścianę gryźć, a którą głaskać.

    Bo to tak strasznie odlegle od siebie te ściany, pod każdym względem, a ja mimo to próbuję je trzymać rękoma, obie, by na mnie się któraś nie zwaliła. Ale tak wybrałem, wiec nie będę jęczał.

    A jak wygra PiS? I co z tego. Niestety, to nie to. A szkoda. Chciałoby się, by już było, to co należy. Ale widać, nie teraz jeszcze.

    Czy kiedyś? Nie wiem, teraz chyba już.

    OdpowiedzUsuń
  10. O tym, że mamy rację to było pewne od samego początku. Ja się boję, że jak już przejdziemy to pole minowe i staniemy po drugiej stronie i spojrzymy to się okaże zupełnie co innego niż myśleliśmy. I to nas zmrozi. Wpadek nawet nie zauważam, są jak muchy przy bitwie czołgów.

    OdpowiedzUsuń
  11. @cbgengland
    Jak mnie z Toyahową kiedyś zaprosisz do siebie, to wprawimy Cię w tak dobry nastrój, że Ci starczy na rok. A kto wie, czy nie na dwa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pelnia dzisiaj, daje mi w d ... co miesiąc ale pozytywnie uważam i chyba dlatego te nastroje u mnie. Ale jest przynajmniej wesoło, a czasami tak gorzko-wesoło, "miesiączkuję", jak widać. Ale naprawdę, ze mnie porządnie 100% facet. Chociaż teraz to już mówią, by się zastanowić nad ta swoja płcią. Ja mam inne sprawy na głowie i chwała Bogu.

    Mnie z tym księżycem dobrze jest. Mysle, ze wielu tak ma, tylko nie wie dlaczego. Ja to już mam przebadane i żyję od pełni do pełni, a przynajmniej staram się wiedzieć, w którym cyklu jestem :-)

    I powiem ci na ucho, ze ja już dawno wpadłem na to, byście tutaj przyjechali choć na chwile, a myślałem o Was, jako ty, coryllus i kamiuszek, a tak w ogóle, by to było przede wszystkim spotkanie z Polakami tutaj ale niekoniecznie, chociaż taki wielki event poza granicami Polski uważam byłby fantastyczna promocja wszystkiego, co nam wszystkim jest drogie.

    Nie chce składać pustych deklaracji. Powiem na razie dyplomatycznie, uważam sprawę za otwarta.

    OdpowiedzUsuń
  13. @cbgengland
    Nie przejmuj się. Ja już jestem w tym wieku, że dla mnie nawet wyjazd do Mikołowa to przedsięwzięcie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tym akurat naprawdę się nie przejmuje, bo wiem, co pisze i jakie mam plany i jakie plany co do mnie maja niektórzy, co jest niestety na razie jeszcze ważniejsze i to przez najbliższe 1,5 do 2 lat. Tak się złożyło. Ja tego nie chciałem. Szatan. Moja własna rodzina w Polsce. Wszyscy ochrzczeni i chwalący boga w kościele. Pisze z malej litery i wiem, co pisze.

    Matka mojego znajomego Polaka ma 84 lata i lata dwa razy do roku do syna tutaj. Moja sp. matka rocznik 1924 latała by tutaj do mnie tak samo. Pozostaną ze mną na zawsze moje wspólne z nią wypady do Niemiec do pracy na czarno, odwiedziny u rodziny tam, czy do Jugosławii na handel, bo tak było, na pewno pamiętasz. Tam były prawdziwe dolary.

    Ona byłaby szczęśliwa, gdyby była świadoma, ze mnie się udało, co jej i mojemu ojcu, pokoleniu IIWS, nie. Nie doczekała tego, chociaż umarła, gdy bylem już tutaj.

    Powodzenia z twoja nowa książką. Nie mogę się doczekać, co tez o tej muzyce tam napisałeś. Ale pocieszam się, ze napisałeś o muzykach. Muzyka broni się zawsze sama, ta dobra.

    OdpowiedzUsuń
  15. Oglądałeś kiedyś taki program v tvp "Zulu Gula"?

    OdpowiedzUsuń
  16. Da się wciągnąć w tą grę, super sprawa :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...